Siostry i bracia: pielgrzymka na Jasną Górę
Już po raz kolejny we wspólnej pielgrzymce na Jasną Górę wzięły udział osoby z niepełnosprawnością i więźniowie. Każdy z pielgrzymów szedł z własną intencją, przemyśleniami i przede wszystkim - własnym bagażem, często bardzo trudnych doświadczeń.
- Mam 50 lat z czego przesiedziałem w więzieniu 25. Nigdy w życiu nie myślałem, że ja, nazywając rzecz po imieniu, bandzior, który krzywdził masę niewinnych ludzi, by zdobyć pieniądze, może pomóc komuś innemu – mówi Krzysztof, który odsiaduje w tej chwili drugi wyrok.
To jest już jego piąta pielgrzymka. Po raz pierwszy ruszył do Częstochowy osiem lat temu.
- To było dla mnie niezwykle silne przeżycie. Już wtedy zrozumiałem, że jeśli tylko zdrowie i władze więzienne pozwolą, to będę ruszał co roku. Chcę ofiarować swoim niepełnosprawnym braciom to, co mam - jestem silny, zdrowy i mogę im pomagać podczas pielgrzymiego szlaku - dodaje Krzysztof.
W tym roku pomaga 31-letniemu Grzegorzowi, uczestnikowi WTZ z niepełnosprawnością intelektualną, wcześniej wspierał m.in. osobę na wózku i niewidomą.
- Jest to dla mnie, może nie pokuta, ale coś co pozwala mi odzyskać wiarę we własną wartość, że moje życie to nie ruina, że mogę zrobić coś, czego nie będę się musiał wstydzić. – mówi.
Krzysztof jest podopiecznym Fundacji Sławek, która zajmuje się pomaganiem więźniom w wychodzeniu na życiową prostą. Fundacja od kilku lat zabiera ich na pielgrzymkę z osobami z niepełnosprawnością.
30. pielgrzymka
Ich droga zaczęła się o 6 rano mszą w kościele pod wezwaniem świętego Józefa na warszawskiej Woli (przy ul. Deotymy). Uczestników było tak wielu, że sporo z nich nie zmieściło się w w świątyni. Po zakończeniu nabożeństwa pielgrzymi rozpoczęli „marsz” w pięciu grupach - św. Wawrzyńca, św. Kamila, św. Michała Archanioła, bł. Unitów Podlaskich oraz św. Józefa. Jednym z najbadziej doświadczonych pątników jest mieszkaniec Milanówka, pan Stanisław.
- Gdy już docieram na Jasną Górę, zawsze mam łzy w oczach – opowiada spotkany tuż przed wymarszem pielgrzym.
A był tam 30 razy, w tym 24 z pielgrzymką osób z niepełnosprawnością. Co roku przybywa do kościoła przy Deotymy w Warszawie i przesiada się ze swojego elektrycznego wozka, na zwykły, popychany przez współpielgrzyma. Tak pokonuje 350 kilometrów, które dzielą Warszawę od Częstochowy, nie jako per „pan”, ale - brat Stanisław, bo podczas pielgrzymki wszyscy są braćmi i siostrami.
Brat Stanisław nie chce zdradzić, z jaką intencją idzie na Jasną Górę.
- To wiem tylko ja i Bóg - mówi.
O swoich intencjach nie chce też mówić poruszająca się na wózku uczestniczka pielgrzymki, Teresa Okrasa.
Pokonać samotność
- Najważniejsza jest dla mnie styczność z ludźmi, której na co dzień nie mam. Kiedyś jeździłam na pielgrzymki rowerowe, jednak teraz na skutek choroby i niepełnosprawności musiałam przesiąść się na wózek – mówi pani Teresa. – Nie da się wytłumaczyć słowami, co daje mi udział w pielgrzymce. Mogę tylko powiedzieć o ogromnej satysfakcji z tego, że przebywam wśród przyjaciół, których tak bardzo mi brakuje, odkąd poruszam się na wózku. Na co dzień nikt nawet do mnie nie zagląda - żali się.
Pielgrzymka pozwala jej wyrwać się z szarości dnia codziennego i co szczególnie podkreśla spotkać ludzi, którzy zmagają się z takimi samymi problemami ona.
Bratu Stanisławowi pomagał opiekun, siostrze Teresie siostra akonna. Wspomaganiem innych osób, często z bardzo poważną niepełnosprawnością zajmowali się podopieczni Fundacji Sławek, którzy na Jasną Górę szli pod znakiem św. Kamila.
O zmiany w życiu i w państwie
- Kiedyś się trochę napsociło w życiu i to się za człowiekiem ciągnie. Gdy człowiek był karany, to już ma taką opinię marną. Idzie się po to, by naprawić coś w swoim życiu – mówi brat Dariusz, który odbywa długoletni wyrok pozbawienia wolności.
Wyznaje, że jest wierzący. Twierdzi, że tylko z bożą pomocą człowiek może przestawić swoje życie na właściwe tory. I w tym właśnie celu bierze on udział w pielgrzymce. Przez pierwszy dzień jego towarzyszką była siostra Basia, energiczna dojrzała kobieta na wózku.
- Ideę w intencji pozytywnych zmian w naszym kraju. Żeby ludzie wreszcie zaczęli się nawzajem szanować, a nasza ojczyzna była mądrze i sprawiedliwie zarządzana – mówi siostra Basia. Jej szczególną intencją jest, czego nie ukrywa, udana prezydentura Andrzeja Dudy.
W tym roku pielgrzymi musieli zmagać się z rekordowymi upałami. Już pierwszy dzień dawał się we znaki wszystkim – niezależnie od wieku, płci i stopnia sprawności. Mimo to, przez całą pielgrzymkę nie milkł śmiech i śpiew. Śpiewano zarówno znane religijne pieśni, jak Barkę, ale też pielgrzymkowe wersje muzycznych przebojów - nawet tak frywolnych jak Ona tańczy dla mnie zespołu Weekend.
Nie mogę się zatrzymać
Po dziewięciu dniach niemiłosiernego upału pielgrzymi docierają do Częstochowy. O 16 pielgrzymi dochodzą pod klasztor jasnogórski. „Do mamusi” - jak mówią, czyli do Matki Boskiej Częstochowskiej.
Na ostatniej prostej ich humory, mimo widocznego na twarzach zmęczenia, są nawet lepsze niż pierwszego dnia.
- Teraz jest tylko radość z tego, że człowiek po drodze przemyślał pewne rzeczy i tylko pozostaje je zrealizować: powierzyć wszystko Bogu i iść do przodu- mówi Krzysztof.
Równie pełen entuzjazmu jest jego podopieczny, Grzegorz:
- Przez te dziewięć dni rozmyślałem o tym, jak być lepszy dla swoich terapeutów w WTZ – mówi.
- Grzesiek dzielnie przeszedł całą pielgrzymkę, było naprawdę super – chwali podopiecznego Krzysztof.
Na Jasną Górę wszedł niczym niesiony na skrzydłach również Dariusz, choć pierwszego dnia skarżył się na brak kondycji.
- Najważniejsze w tych dniach było dla mnie pomaganie innym. Bolały nogi, ale nie spałem do drugiej. Wszyscy kładli się spać, a ja cały czas chodziłem, żeby komuś pomóc. Nawet teraz nie mogę się zatrzymać – mówi rozentuzjazmowany.
Na ostatniej prostej pomagał poruszającemu się na wózku Sebastianowi z Gdańska.
- Cóż mogę powiedzieć, jest super i też nie mogę się zastrzymać – śmieje zapytany o swoje uczucia w przedostanim dniu pielgrzymki, 14 sierpnia.
Nazajutrz, w dniu maryjnego święta 15 sierpnia, odbyła się tradycyjna msza na jasnogórskich wałach. Chwilę przed nią spotykam brata Stanisława, który przyznaje, że i w tym roku po raz kolejny miał łzy w oczach, gdy z oddali ujrzał wieżę jasnogórskiego klasztoru.
Fundacja Sławek zajmuje się pomaganiem w bezpiecznym powrocie do społeczeństwa i rodziny osobom przebywającym w więzieniach, schroniskach dla nieletnich i zakładach poprawczych. Jej celem jest indywidualne podejście i rozwijanie pozytywnych wartości w każdej osobie, z którą pracuje. Najnowszym jej projektem jest Gojiland - pierwsza w Polsce profesjonalna uprawy jagód goji, przy której będą pracować byli więźniowie. Fundacja prowadzi też ośrodek adaptacyjny w Mieni (k. Mińska Maz.), przeznaczony dla tych, którzy nie mają gdzie mieszkać po odbyciu wyroku.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz