Złapać życie za kierownicę
Edyta Wrucha po wypadku na dwóch kółkach ma niesprawną rękę. Jeszcze wcześniej miała także operację na kręgosłup. Dziś - umiarkowany stopień niepełnosprawności. Czy to sprawiło, że skończyła z motocyklową pasją? Nic bardziej mylnego. Jazda na motocyklu to wciąż jej życie, a przy okazji... metoda rehabilitacji.
Wiele osób już w dzieciństwie nasiąka czymś, co w dorosłym życiu staje się hobby i pasją. Podobnie było z Edytą, dziś dziennikarką portalu Motocaina.pl, której miłością są motocykle. Jej historia z „ciężkimi maszynami” nie jest jednak efektem przesiadywania wraz z ojcem w garażu i obserwowania napraw motoryzacyjnych.
Stara miłość nie rdzewieje
Zainteresowanie do pędzących aut i ryku silników Edyta wyniosła z rajdów samochodowych, których od najmłodszych lat była świadkiem. Przez jej rodzinną miejscowość w Kotlinie Kłodzkiej dwa razy w roku przebiegała ich trasa.
- Bardzo mi się podobały te rajdy – wspomina. – Nauczyłam się rozpoznawać marki samochodów, kupowałam prasę motoryzacyjną i pogłębiałam swoją wiedzę. Za motocyklami zawsze się oglądałam i w telewizji nie opuszczałam żadnej relacji z MotoGP, ale jeszcze wtedy nie przypuszczałam, że sama zostanę motocyklistką.
Wszystko się zmieniło w jednym momencie, gdy postanowiła zaczepić pewnego chłopaka. A zrobiła to tylko z jednego powodu.
- Szczerze mówiąc, zagadałam go dlatego, że przyjechał motocyklem – śmieje się Edyta.
W ten sposób została „plecaczkiem” – tak określa się pasażerów motocyklistów. Jednak rola „plecaczka” w krótszych i dłuższych przejażdżkach zakończyła się wraz ze znajomością. Wtedy Edyta postanowiła, że „weźmie kierownicę we własne ręce”.
Kreatywność to podstawa
Skutkiem dwuletniej znajomości była chęć zrobienia prawa jazdy kategorii A. Tylko jak zrealizować cel, skoro brakuje na to pieniędzy? Poczekać kilka lat, aż się nazbiera określoną kwotę? Zapożyczyć się u krewnych i znajomych? Teoretycznie można. Ale Edyta wpadła na dość niecodzienny pomysł.
- Zaryzykowałam i zaproponowałam jednej szkole, że będę pisać bloga na temat nauki jazdy w zamian za jakiś rabat. Nie wierzyłam, że się uda – a jednak los mi sprzyjał! – wspomina.
Mimo iż nauka trwała ok. 3-4 miesięcy, Edyta do dziś, po czterech latach, nadal prowadzi Pamietnik-motocyklistki.pl.
Przeszkody z butelek
Edyta wspomina, że gdy na egzaminie usłyszała od egzaminatora „pojechała pani przyzwoicie”, był to dla niej najpiękniejszy komplement. To znaczyło, że nareszcie może jeździć sama. Poruszała się motocyklem dla przyjemności. Do czasu, aż wpadł jej do głowy następny pomysł: zawody sprawnościowe dla amatorów – Honda Gymkhana.
- Polegają one na szybkim omijaniu toru z kolorowymi pachołkami, a wymagają dobrej techniki jazdy motocyklem i pewnej gibkości – tłumaczy.
Do zawodów przygotowywała się popołudniami na parkingu firmy, w której pracowała, razem z koleżanką Elizą. Omijały wtedy przeszkody z plastikowych butelek. I świetnie się bawiły.
Niefortunny upadek
Początkowa ekscytacja zawodami, na miejscu zmieniła się w lekką panikę. Pojawiły się też wahania, czy w ogóle wystartować następnego dnia, jednak po przejeździe sobotniego toru w kamizelce z numerem 6 na plecach Edycie zawody tak bardzo się spodobały, że postanowiła dodatkowo wsiąść na skuter Hondy, by zmierzyć się w innej kategorii na torze.
Podczas zawodów sprawnościowych Honda Gymkhana
Dobra atmosfera, zadowolenie i wiara we własne siły udzieliły się jej w niedzielę. Kobieta znów wsiadła na skuter. Skoro dawała sobie radę z motocyklem, to czy mogła nie poradzić sobie na czymś mniejszym?
„Przyszła kolej na mnie...” – pisze Edyta na swoim blogu. – „Przed zakrętem hamuję, pochylam się i w tej samej sekundzie lecę... z łoskotem na ziemię. Najpierw leci moja wyprostowana w bok ręka i potem ja na nią... całym ciałem i kaskiem...”.
Edyta zaraz wstała na nogi. Bolało ją trochę ramię po upadku, ale to przecież nie było powodem, by wycofać się z przejazdu skuterem. Przeszła do punktu medycznego, gdzie nagle przed oczami zobaczyła czarne plamy. Zemdlała.
„Po co ci to było?”
W szpitalu okazało się, że prawy bark jest złamany, a ręką nie można ruszać. Trzeba było uzbroić się cierpliwość i oczekiwać na drugą w jej życiu poważną operację. Pierwszą Edyta przeszła kilka lat temu na kręgosłup. Oprócz polskiej służby zdrowia, działającej w „ekspresowym tempie”, kobieta musiała stawić czoła zarzutom bliskich wobec jej motoryzacyjnych „zachcianek”.
- Niestety, większość otoczenia denerwowała mnie swoimi wyrzutami: „I na co ci były te motocykle?”, „Po co tam właściwie pojechałaś?” itp. – wspomina Edyta. – Ja wierzę w przeznaczenie i w to, że pewne sprawy w życiu muszą się potoczyć tak, a nie inaczej. To pozwala mi szybko pogodzić się z sytuacją i próbować załagodzić jej negatywne skutki. Bo teraz ważne jest to, na ile będę sprawna, a nie to, co już jest przeszłością... – dodaje.
Edyta Wrucha po operacji
Motocyklistka nie obwinia swego hobby za to, że przyczyniło się do powstania niepełnosprawności. Zdaje sobie sprawę, że wypadek był wynikiem jej błędu – zlekceważenia skutera. Wyciągnęła wnioski z tej lekcji, a tęsknota za „Pomidorem” – motocyklem z okrągłym, czerwonym bakiem – przyczyniła się do maksymalnej mobilizacji podczas rehabilitacji.
Jakiś czas temu Edyta odniosła sukces – wyćwiczyła rękę na tyle, że obecnie jest w stanie podnieść ją do kierownicy. To wystarczyło na powrót do długo wyczekiwanej jazdy.
Rodzaj rehabilitacji
Edyta uwielbia podróżować i ma swoje pomysły na motocyklowe wypady. Te w samotności odbywa w kierunku rodzinnej Kotliny Kłodzkiej. Wtedy, w ciepłe weekendy, wyjeżdża z Wrocławia, w którym obecnie mieszka, obiera spokojne trasy, gdzie może do woli delektować się jazdą.
- Mój dwukrotnie operowany bark daje radę dobrze funkcjonować do dystansu 200 kilometrów i zwiększam ten dystans stopniowo – mówi Edyta o tej swego rodzaju rehabilitacji. – Wybieram drugorzędne drogi z małym natężeniem ruchu, często przez las i przy jeziorach – w Kotlinie Kłodzkiej jest takich miejsc sporo. Moim celem jest dojechanie nad morze o własnych siłach (600 km), może zajmie mi to kilka dni – ale liczę, że się uda! I jeszcze wrócić jakoś muszę – śmieje się.
Marzenia motocyklowe są ograniczane przez finanse. Edycie brakuje rejestratora jazdy, nawigacji i wszystkich innych rzeczy potrzebnych do turystyki (sakwy, namiot, kuchenka, materac itp.), które są dość drogie. Ale to nie przeszkadza, by umawiać się ze znajomymi na wspólną jazdę w wolnym czasie, zwiedzanie miast i miasteczek. Plus długie godziny spędzone na parkingowych rozmowach lub podczas obiadów.
„Kobieta jedzie!”
Kobieta jako „plecaczek” na motocyklu, prowadzonym przez mężczyznę, to widok, który nikogo nie dziwi. Ale kobieta w roli motocyklistki... to wbrew pozorom wciąż nie jest tak powszechny widok na polskich ulicach, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Choć z roku na rok zapalonych motocyklistek przybywa.
Jak jednak reaguje płeć męska na widok kobiety z potężną, dwukołową maszyną?
- Mężczyźni są zwykle zdziwieni. Często zagadują na parkingach, a mali chłopcy ze zdziwieniem krzyczą: „kobieta jedzie!” – śmieje się Edyta. – Nigdy nie spotkałam się z negatywną reakcją z ich strony – zapewnia.
Zainteresowanie wykazują też policjanci. Tak duże, że patrole, na które napotyka Edyta, zatrzymują ją prawie zawsze.
- Dlaczego? Bo jestem kobietą – śmieje się motocyklistka. – I pewnie z ciekawości. Zawsze rozmowa przebiega wesoło, są bardzo zainteresowani moim wyborem motocykla, pytają skąd mi się to wzięło i dlaczego jeżdżę sama. Jeszcze fajniej rozmawia się z policjantami na motocyklach, bo mamy tę samą pasję.
Okazuje się także, że mężczyźni na motocyklach to ludzie bardzo otwarci. Przyjmują do swojego grona bez problemu. Płeć nie ma tu większego znaczenia. Można nawet powiedzieć, że to gentlemani, w których towarzystwie motocyklistka może się czuć bezpiecznie.
- Przynajmniej tylko z takimi miałam do czynienia – podkreśla Edyta.
„Ostre babki” z tatuażami?
Rożne są stereotypy dotyczące motocyklistów i motocyklistek. Najczęstsze to te, które utrwalają filmy lub seriale. Kobiety motocyklistów, a szczególnie same motocyklistki, to według stereotypów kobiety pewne siebie, dumne, często „ostre babki”, które nie pozwolą sobie w kaszę dmuchać, czasami z tatuażami, kochające czerń, zasłuchane w ciężkim rocku. Pozostaje pytanie, czy otoczka amerykańskich fabuł jest choć trochę prawdziwa w naszym, polskim społeczeństwie?
- Jestem przeciwieństwem takiej kobiety – mówi Edyta bez ogródek. – Mam odzież turystyczną, jestem otwarta i często się śmieję. Jeżdżę spokojnie, wolę to, niż czuć adrenalinę w ryzykowaniu. Więc tego rodzaju stereotypowy obraz motocyklistki można obalić. Po prostu są różne style jazdy motocyklem i każdy wybiera swoją drogę. Do opisanej kobiety pasuje motocykl typu chopper, ale czy to nie będzie zbyt szybkie zaszeregowanie? Bo gdybym pozostała sobą, a jeździła takim motocyklem – to czy on zrobiłby ze mnie nagle „ostrą babkę”? Nie sądzę...
"Babska" wycieczka motocyklowa
Według Edyty środowisko motocyklistek wcale nie pokrywa się z tym przedstawianym w filmach.
- Kobiety-motocyklistki są świetne, zwykle przebojowe, wesołe i rozmowne – tłumaczy. – Świetnie się spędza z nimi czas. Nie ma żadnej rywalizacji, łatwo jest znaleźć wspólny język i przyjaźnie motocyklowe często przechodzą w takie bardziej prywatne. Do tego nie boją się wyzwań, braku komfortu, zmęczenia – ani trochę nie są „słabą płcią”. Radzą sobie w każdej sytuacji.
Nie ma na co czekać!
Zdarza się, że osoby z niepełnosprawnością ruchową: paraliżem dolnej części ciała, wadami wrodzonymi lub amputacjami kończyn, mimo chęci jazdy na motocyklu, porzucają ten pomysł. Czy słusznie?
- Oczywiście, że jeździć mogą także osoby z niepełnosprawnością ruchu – podkreśla Edyta. – Przykładami takich osób mogą być: Alan Kempster, zawodnik bez nogi i ręki, które stracił w wypadku, lub Lee Beaver, sparaliżowany od pasa w dół. Ten ostatni ma tak przystosowany motocykl, by przy zatrzymywaniu się boczne wsporniki dbały o stabilność motocykla. Mamy też nasze Polskie Stowarzyszenie Niepełnosprawnych Motocyklistów czy Kulawą Drużynę Pierścienia, Tłoka i Cylindra, którzy z powodzeniem podróżują po świecie – wylicza Edyta.
Grunt to iść do lekarza, dopuszczającego do jazdy, który w zaświadczeniu wpisze konkretny kod, czyli oznaczenia koniecznych modyfikacji motocyklowych. Później, jeśli osoba z niepełnosprawnością będzie potrafiła świadomie kontrolować pojazd, można wsiadać na motocykl i robić prawo jazdy kategorii A.
Ekipa motocyklowa na wycieczce
- Obecnie bez motocyklowego prawa jazdy można się poruszać motocyklem o pojemności 125 ccm, gdy posiadamy minimum 3 lata prawo jazdy kat. B – mówi Edyta. – Ja polecam zacząć od tego i wziąć kilka godzin nauki jazdy u instruktora. Warto się przekonać, czy ta pasja nam odpowiada. No i każdy powinien przeczytać książkę „Motocyklista Doskonały”, bo to taka biblia dla motocyklistów, tych przyszłych i tych już praktykujących – dodaje.
Według niej warto także wybrać się na imprezy motocyklowe. Większość to zloty dla motocyklistów, parady, zbiórki krwi, spotkania z dziećmi w domach dziecka. Warto tam być, zobaczyć motocykle, zaczepić ich właścicieli i z nimi porozmawiać, żeby przełamać te wszystkie negatywne stereotypy i wyrobić sobie własne zdanie.
- Jeśli się wahasz, to pomyśl, czy jako staruszka wolisz mówić: „Zawsze chciałam jeździć motocyklem”, czy wspominać przygody? Wybór należy do Ciebie – podkreśla Edyta. – Mój wybór był idealny i ani przez moment, nawet leżąc w szpitalu, nie żałowałam tego, że jestem motocyklistką.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz