Nie do końca nieme kino
Jak migając zaprosić dziewczynę na randkę, pokłócić się z rodzicami lub zamówić usługę seksualną? Czy można za pomocą dłoni mówić o muzyce lub seksie? Jasne, że tak! Tę banalną, wydawałoby się, prawdę odkryli w końcu filmowcy.
Dzięki trzem filmom, które weszły na ekrany polskich kin w 2015 roku, szerokiej publiczności została otwarta furtka do nieznanego wcześniej świata ciszy.
Migowy sekstelefon
Monica (grana przez Erin James) jest tłumaczką języka migowego online. Osoby niesłyszące, które chcą skorzystać z usług dostępnych tylko telefonicznie, łączą się z nią przez internet, a ona do kamery na bieżąco dokonuje tłumaczenia z języka migowego na mówiony i na odwrót. Podczas jednego z wieczornych dyżurów zgłasza się do niej młody mężczyzna (w tej roli T. J. Power), który chce skorzystać z... sekstelefonu.
Tłumaczka, chcąc nie chcąc, musi podołać temu niecodziennemu zadaniu. Problem pojawia się już przy wyborze usługi – bo jak tu opisać dość liczne „specjalizacje” dziewczyn, obsługujących erotyczną linię? Nie znając dobrze „branżowego” słownictwa i krępując się mniej lub bardziej wyrafinowanych opcji, Monica decyduje się zaproponować tłumaczenie rozmowy z (zgodnie z oficjalną nazwą usługi) heteroseksualną blondynką (graną przez Genevieve Hegney).
Po kontakcie z pracownicą sekstelefonu zaczynają się prawdziwe schody – no bo jak tu przetłumaczyć kolejne czynności, o których rozmawiają telefoniczni kochankowie? Zwłaszcza, że po drugiej stronie linii jest prawdziwa profesjonalistka, nie bojąca się żadnych wyzwań w dziedzinie ars amandi.
Tak mniej więcej przedstawia się krótka opowieść, pokazana w australijskim filmie „To właśnie seks” (w oryginale: „The Little death”) Josha Lawsona. Film składa się z kilku oddzielnych historii opowiadających o ludziach, którzy w różny sposób chcą realizować swoje najskrytsze erotyczne fantazje. Czy osoby niesłyszące nie mogą fantazjować o wyuzdanym seksie? Jasne, że mogą – stąd właśnie wspomniana scena w tym odważnym filmie.
Dla widzów, którzy wolą kino odważne pod innymi względami, przeznaczona jest, wyświetlana od 28 maja, rewelacyjna komedia znad Sekwany.
Francuska miłość
O tym, jak po o miłości (i to w różnych jej aspektach) miga się po francusku, można przekonać się oglądając najnowszy film Erica Lartigau „Rozumiemy się bez słów” (w oryginale: „La famille Bélier”).
Chyba każda nastolatka prędzej czy później dochodzi do wniosku, że jej rodzice są dziwni i mówią w zupełnie innym języku niż ona. Nie inaczej jest z główną bohaterka filmu, Paulą Bélier (w tej roli Louane Emera), odrobinę zahukaną i nieśmiałą nastolatką z francuskiej prowincji. Tylko, że w jej wypadku rzeczywiście problem komunikacyjny jest odrobinę większy niż w wypadku większości jej rówieśników.
Paula jest tzw. dzieckiem CODA – słyszącym dzieckiem niesłyszących rodziców. Nie tylko musi więc godzić naukę z pracą na rodzinnej farmie, ale też być osobistym tłumaczem, sekretarką i rzecznikiem prasowym swojej rodziny. W tych trudnych obowiązkach nie pomaga jej to, że państwo Bélierowie są prawdziwymi ekscentrykami, którzy żyją własnym rytmem, nie oglądając się na to, co myślą o nich inni.
Paula obsługuje rodzinne stoisko na miejskim targu, a także załatwia sprawy z klientami i kontrahentami – na początku filmu widzimy, jak w drodze negocjuje ceny paszy, ale służy też pomocą w o wiele trudniejszych sytuacjach. To, jak trudne zadanie musi wykonywać, najlepiej widać w scenie wizyty u ginekologa, kiedy to musi tłumaczyć w języku migowym diagnozę dotyczącą bardzo intymnej przypadłości swoim pełnym temperamentu rodzicom.
Sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy głowa rodziny, Rodolphe (w tej roli Francois Damiens), decyduje się wystartować w wyborach na stanowisko mera. Cała rodzina zamienia się więc w sztab wyborczy, a rolę biura prasowego, chcąc nie chcąc, musi spełniać i tak obłożona obowiązkami Paula.
Jakby tego było, jej nauczyciel śpiewu, apodyktyczny i lekko szalony Pan Thomasson (grany przez Erica Elmosnino) odkrywa, że dziewczyna ma niezwykły talent wokalny i nakłania ją do starania się o miejsce w prestiżowej szkole muzycznej w Paryżu. Dziewczyna staje przed dylematem: czy pozostać z rodzicami na farmie i pomagać im sprzedawać sery na miejscowym targu, czy też ruszyć na podbój Paryża.
Do śmiechu i do łez
Film zdobył serca europejskiej publiczności. Całkowicie zasłużenie. Ma wszystkie cechy, za które widzowie na całym świecie pokochali komedie znad Sekwany. Jest tu lekki humor, są barwne postacie, ciekawie poprowadzona fabuła i mnóstwo wzruszających scen. Twórcom filmu udało się umiejętnie połączyć wzruszającą historię o nietypowej rodzinie, która musi zmierzyć się z typowymi problemami, z satyrą na współczesną Francję. Każdy, komu podobały się takie filmy, jak „Nic do oclenia” czy „Jeszcze dalej niż na północ” może śmiało iść do kina i na pewno będzie się dobrze bawić. Film „wygrywa” także pod innym względem – rewelacyjnie pokazuje, że niepełnosprawność to normalna sprawa.
„Rozumiemy się bez słów” to opowieść o trudnym życiu dziecka CODA. To właśnie Paula i jej problemy, a nie niepełnosprawność rodziców, są centralnym punktem filmu. Jej rodzice świetnie sobie radzą – prowadzą duże gospodarstwo, produkują sławne na całą okolicę sery i są lubiani. Trudno ocenić, na ile to ich zasługa, a na ile Pauli, która musi poświęcać sprawom domowym więcej czasu niż jej koleżanki.
A przecież jest tak naprawdę zwykłą nastolatką. Do tego świetnie zna język migowy, ale już z hiszpańskim nie idzie jej najlepiej. Potrafi reprezentować swoich rodziców w urzędzie czy u lekarza, ale nie ma śmiałości, by zagadać do chłopaka, który jej się podoba. Największym problemem dziewczyny jest to, że do końca nie wie, na ile ma żyć własnym, a na ile życiem swoich bliskich. Nie ułatwiają jej tego również rodzice ani niesłyszący brat.
W ogóle jest to taka troszkę przerysowana familia dziwaków. Matka to była miss o dość bezpruderyjnym podejściu do spraw erotyki. Ojciec, zażywny rolnik z ambicjami politycznymi, który pod maską bezkompromisowego twardziela skrywa złote serce. Do tego brat Quentin (grany przez niesłyszącego aktora, Luca Gemblera) najwyraźniej ma ochotę na bliższą znajomość z najlepszą przyjaciółką Pauli. Cała ta rodzina jest koszmarem dorastającej nastolatki.
Jednak dla każdej rówieśnicy Pauli wyrwanie się spod skrzydeł nawet najkoszmarniejszej rodziny jest poważnym problemem. A co dopiero, jeżeli przez całe życie było się dla swojej rodziny łącznikiem z otaczającym światem? Dziewczyna staje przed dylematem, znanym pewnie każdemu dziecku CODA. Na ten film powinny się wybrać zarówno osoby niesłyszące, jak i ich bliscy, a także ci, którzy chcą dowiedzieć się, jak wygląda świat bez dźwięku.
Bez znieczulenia
Świat osób niesłyszących z zupełnie innej perspektywy pokazuje za to wchodzący na ekrany polskich kin holendersko-ukraiński film „Plemię” Mirosława Słaboszpickiego. O ile omawiane wcześniej obrazy to frywolne komedie, o tyle film Ukraińca jest zdecydowanie przeznaczony dla widzów dorosłych i obeznanych w kinematografii. Tytułowe plemię to grupa młodocianych przestępców, władających szkołą dla niesłyszącej młodzieży w Kijowie.
Realia życia w tej placówce poznajemy z perspektywy Serhija (w tej roli Hryhorij Fesenko), młodego chłopaka, który zostaje wciągnięty w brutalny świat szkolnego gangu. Członkowie plemienia trudnią się napadami na przechodniów, okradaniem pasażerów w pociągach, a także stręczycielstwem, wykorzystując jako prostytutki swoje dwie koleżanki: Annę (Jana Nowikowa) i Swietłanę (Roza Babij). Kiedy ginie ich dotychczasowy sutener, jego obowiązki przejmuje Serhij. Nastolatek, na swoje nieszczęście, zakochuje się w jednej z „podległych” sobie dziewczyn.
Film jest mroczny, sugestywny, a przede wszystkim brutalny. Mamy tu mnóstwo naturalistycznych scen seksu i przemocy. Właśnie seks i przemoc są osią filmu i głównymi siłami, które rządzą życiem bohaterów. Kijowska placówka jawi się tu jako zamknięte i pełne patologii środowisko. Jej uczniowie, z racji wyizolowania od reszty społeczeństwa, tworzą zamkniętą hierarchię, rządzoną prawem silniejszego. Dodatkowo używany przez nich język migowy staje się czymś na kształt więziennej grypsery – tajnym językiem, ułatwiającym dokonywanie przestępstw. Najlepiej widać to w scenie, gdy członkowie plemienia dokonują napaści na przechodnia, przekazując sobie wcześniej plan napaści językiem migowym.
Czy osoby niesłyszące takie są?
Film spotkał się z niezwykle gorącym przyjęciem krytyków i został obsypany nagrodami, a Jana Nowikowa została pierwszą niesłyszącą członkinią Europejskiej Akademii Filmowej. Fala krytyki popłynęła za to ze strony środowiska osób niesłyszących. Filmowi zarzucano tendencyjność i pokazywanie osób z niepełnosprawnością narządu słuchu w złym świetle. Wskazywano też na błędy merytoryczne. Na przykład w scenie, w której jeden z bohaterów ginie, przejechany przez cofającą ciężarówkę – w rzeczywistości osoba niesłysząca wyczułaby drgania jadącego samochodu.
Tu należy jednak podkreślić, że film Słaboszpickiego nie jest realistycznym obrazem o środowisku osób niesłyszących. Jest to raczej metafora, w której wskazane są analogie z powieścią Williama Goldinga „Władca much”. Tam mieliśmy do czynienia z grupą chłopców, którzy po trafieniu na odległą wyspę stworzyli patologiczną społeczność, będącą parodią świata dorosłych. Książka Goldinga traktowała więc o społecznych mechanizmach rodzących przemoc i inne wynaturzenia.
Podobnie jest z filmem „Plemię”, lecz tutaj rolę oddzielającego od świata oceanu spełnia bariera komunikacyjna między osobami słyszącymi a niesłyszącymi. Potwierdzeniem tej tezy jest to, że film jest całkowicie migany, bez napisów czy lektora. Przez to osoby nieznające Ukraińskiego Języka Migowego muszą z kontekstu domyślać się treści dialogów między bohaterami.
Widz nie ma tu więc do czynienia z obrazem traktującym stricte o środowisku osób niesłyszących, ale raczej opowieść o trawionej patologiami wyizolowanej społeczności. To, że autor zdecydował się na pokazanie tego za pomocą świata ciszy, jest tylko zabiegiem formalnym. Podobnie jak powieści Goldinga nie należy traktować jak książki pedagogicznej, tak i „Plemię” nie jest filmem dokumentalnym czy choćby realistycznym.
Dwa języki, jeden świat
Co jednak łączy te trzy bardzo różne filmy – komedię erotyczną, film familijny i wstrząsający dramat? Przede wszystkim to, że za pomocą świata osób niesłyszących pokazują tak naprawdę problemy uniwersalne. Mamy tu poszukiwanie miłości, strach przed nieznanym, pragnienie spełnienia erotycznego, ambicje, plany i marzenia. O każdej z tych spraw można powiedzieć zarówno ustami, jak i dłońmi – i chyba to mieli na myśli twórcy tych trzech filmów.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz