Dla siebie i dla rodziny
Nie chciała spędzać czasu bezczynnie, więc na własnej skórze przekonała się, jak trudno jest osobom niepełnosprawnym znaleźć zajęcie. W opowieści Beaty cholewy ważniejsze jest jednak to, że w końcu się udało.
Minęło już dziesięć lat, od dnia gdy rozpędzony samochód wjechał w jej auto. A potem była diagnoza – pęknięty kręgosłup na odcinku szyjnym. Beata Cholewa miała wtedy 33 lata.
-Po takim wypadku ciężko żyć, choć długo nie dopuszczałam do siebie myśli, że już nigdy nie będę chodzić – wspomina.
Przełamanie słabości.
Mieszka w Zielonej Górze, ale rok spędziła w innych miejscowościach na rehabilitacji. Rehabilitantka przychodziła też do jej domu. Az nadszedł moment usprawnienia się na tyle, na ile było to możliwe. Musiała zaakceptować swoje życie na wózku, tym bardziej, że ma troje dzieci i jest im nadal potrzebna.
Przeszłam niejedną trudną chwilę, niejedno załamanie, lecz zawsze udało mi się pozbierać, pokonać słabości. Doczekałam chwili, gdy byłam na tyle silna, by wrócić do aktywnego życia i pracy.
Jest technikiem ekonomista. Przed wypadkiem pracowała w różnych
firmach jako księgowa. Potem długo nie mogła znaleźć zatrudnienia –
lubuskie to jeden z rejonów o największym bezrobociu w kraju.
Beata koniecznie chciała być aktywna. Zaczęła studia – pedagogikę
pracy socjalnej na Uniwersytecie Zielonogórskim, jest teraz na II
roku. Znalazła też pracę.
-Chciano mnie zatrudnić w mojej spółdzielni mieszkaniowej – mówi. – Nic tam jednak nie było przystosowane dla osoby poruszającej się na wózku. Nie wiedzieli nawet, jak się do tego zabrać. Poprosili o pomoc i radę zielonogórskie Centrum Integracja.
Nie takie dofinansowanie?
Beata cholewa trafiła do firmy Roy Roz, z której właścicielem – Jackiem Rozestwińskim – Integracja miala kontakt już wczesniej. Od jakiegos czasu sukał kogos do pracy. - Chciałem, aby była to osoba po pięćdziesiątce mówi Jacek Rozestwiński. –Jej zatrudnienie dawałoby mi możliwość zwrotu części wynagrodzenia przez urząd miejski.
Nikogo takiego jednak nie udawało się znaleźć. Zgodził się więc,
gdy zaproponowano mu zatrudnienie Beaty Cholewy. W Roy Roz pracuje
ona od 7 maja 2007 roku. -Prowadzę biuro, zajmuję się pocztą
telefonami i oczywiście rozliczeniami - stwierdza.
- Odpowiada mi taka praca, zawsze dobrze czułam się w biurach.
Oficjalnie jej funkcja to kierownik biura. Brzmi dumnie, choć
oprócz niej zatrudniona jest tylko jedna pani, też poruszająca się
na wózku.
- Zajmuję się kotłami grzewczymi firmy Viessmann - mówi Jacek Rozestwiński. - Handluję nowymi, kupuję i naprawiam stare, serwisuję. To nie jest tak, że pracują dla mnie tylko te dwie panie. Wiele robót zlecam podwykonawcom. W sezonie pracuje dla mnie dodatkowych kilka, a czasem kilkanaście osób. Pani Beata zajmuje się koordynacją ich pracy, współpracą, słowem kooperacją z moimi podwykonawcami.
Opisując swoją działalność, mówi, że przez pół roku jest dobrze, pozostałe pół to praktycznie martwy sezon. -Bałem się zatrudniać kogokolwiek ze względu na to drugie pół roku - wyjaśnia. -Jednym z powodów, dla których zatrudniłem panią Beatę, było to, że PFRON miał zwracać część kosztów jej pracy. Niestety, towarzyszy temu mnóstwo papierków, które trzeba regularnie wypełniać. A pieniądze z Funduszu dostaję co drugi miesiąc. Co więcej, niedawno oświadczono mi, że jej niepełnosprawność, tak jak i drugiej pracownicy, jest zbyt mała, by wypłacać mi taką sumę, jaką miałem do tej pory. W związku z tym część pieniędzy będę musiał oddać. Gdy zapytałem ile, nikt nie potrafił policzyć.
Miał problemy z przystosowaniem swojego biura dla potrzeb osób niepełnosprawnych, a konkretnie z podjazdem, który należało zbudować. - W PFRON powiedziano mi, że nie wiedzą, jak wykonać podjazd, kto mógłby to zrobić ani czy mam szansę na dofinan¬sowanie. Z kolei w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej (MOPS) usłyszałem, że to dofinansują, ale dopiero, gdy okaże się, że jestem wiarygodnym pracodawcą. Wiarygodny to taki, który zatrudnia osobę niepełnosprawną przez co najmniej rok. W końcu podjazd zrobiłem sam, za własne pieniądze. Niedługo zrobię jeszcze jeden, z tyłu budynku. Tam będzie nawet łatwiej wjeżdżać.
Po prostu dobrze pracuje.
Mimo wszystkich trudności pan Jacek dekla ruje, że nie mają one żadnego wpływu na zatrudnienie pani Beaty.
- Pani Chołewa dobrze pracuje, jest, można powiedzieć, szybsza niż obieg papierków, które wypełnia. Poza tym nauczyłem się przy niej tolerancji. Przyznaję, że przez pierwszy miesiąc przeszkadzał mi jej wózek. Teraz widzę tylko ją, a nie wózek.
Nasza bohaterka pracuje w Roy Roz od 9.00 do 14.00. Dowozi ją bus wynajęty przez urząd miasta. Ona ponosi za przejazd część kosztów, resztę dokłada ze swojej kasy Zielona Góra.
- Choć jest to ułatwienie, to nie takie, jakiego bym oczekiwała
- opowiada pani
Beata. - Busa trzeba zamawiać z wyprzedzeniem i mam kłopot, gdy
plan zajęć na uczelni w piątki jest podawany ze zjazdu na zjazd.
Natomiast w weekendy nie mam problemów z dojazdem. Mimo to radzi
sobie - i to bardzo do¬brze. Dzieci ma odchowane - najstarszy syn
skończył 21 lat, a córki 19 i 16 lat. Udało jej się zamontować
podjazd do mieszkania w bloku na parterze, dzięki czemu może
samodzielnie wyjeżdżać na zewnątrz.
- Najważniejsze jest to, że mogę pracować, zarabiać na siebie, robić coś pożytecznego i czuć się potrzebna - cieszy się pani Beata.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz