Woda odpłynęła, trauma została

Powódź w kilka godzin zmieniła ich życie, które potem trzeba było odbudowywać przez wiele miesięcy. Wśród powodzian były też osoby z niepełnosprawnością i ich rodziny. Im szczególnie potrzebne było wytchnienie.
Mąż pani Anny jest osobą z niepełnosprawnością, aktywny zawodowo, razem mają nastoletnią córkę. Gdy powódź przyszła do ich domu w Hajdukach Nyskich, była bez litości. Zalała cały dom i podwórko. Wszystko było zniszczone. Gdy tylko woda ustąpiła, pani Anna zaczęła na własną rękę szukać pomocy. Jedną z organizacji, która udzieliła wsparcia jej rodzinie, było Stowarzyszenie Mudita, które przekazało pomoc niezbędną w przetrwaniu – opał na jesień i zimę.
Prosta formuła
Napisałam do Mudity na Facebooku i odezwała się do mnie pani Beata, która przywiozła nam drewno do palenia w piecu i zapytała jakiej pomocy jeszcze potrzebujemy.
Pani Beata – jedna z asystentek, wspierała powodzian z niepełnosprawnością, przekazała też informację o tym, że rodzina pani Anny może wziąć udział w jednym z turnusów wytchnieniowych organizowanych przez Stowarzyszenie Mudita.
Turnusy Mudity odbywają się od 2021 roku. Inspiracją do ich zorganizowania było doświadczenie opiekunów osób z niepełnosprawnością z czasów pandemii i przymusowego zamknięcia. Pozbawione wsparcia mamy (bo to najczęściej kobiety) osób z niepełnosprawnością były na skraju załamania nerwowego. Dlatego założycielka Stowarzyszenia Mudita Olga Ślepowrońska, która dla uczestniczek prowadzonej przez siebie grupy wsparcia zorganizowała pierwszy turnus.
Formuła jest prosta – do miejsca, które użyczy Mudicie swoich skromnych progów, przyjeżdżają rodziny osób z niepełnosprawnością. Tam wspierają je wolontariusze, którzy odciążają rodziców i opiekunów, sprawując przez większość dnia opiekę nad osobami z niepełnosprawnością.
Pierwszy raz zimą
W tym roku po raz pierwszy turnusy odbyły się zimą. Zorganizowano je dla rodzin osób z niepełnosprawnością z terenów dotkniętych przez kataklizm. Jednym z wolontariuszy byłem ja.
Zimowe turnusy dla powodzian odbywały się w lutym w Szczyrku i Górkach Wielkich. Wzięło w nich udział w sumie 66 osób zarówno uczestników jak i wolontariuszy, wśród nich były osoby, w różnym wieku i z różnymi niepełnosprawnościami, które mogły liczyć na pomoc wolontariuszy. Zadaniem wolontariuszy było w ciekawy i atrakcyjny sposób zająć czas osobom z niepełnosprawnością. W wypadku mniejszych dzieci idealnie sprawdzają się zajęcia plastyczne, zabawa na placu zabaw czy gra w planszówki.
Autystyczne śmieszki
Na moim turnusie było dwóch nastoletnich autystycznych chłopców, dla których zabawy na placu zabaw czy rysowanie nie jest rozrywką pierwszego wyboru. Jednym z nich był nastoletni Bartek, który niedawno z powodu przemocy rówieśniczej musiał zmienić szkołę, a turnus miał być dla niego czasem na odpoczynek po trudnych przeżyciach ostatnich tygodni. Ja zostałem wolontariuszem Alana, drugiego z tego duetu chłopaka z autyzmem. Alan łączy cechy stoika (spokój niezależnie od okoliczności) i epikurejczyka (zwłaszcza w odniesieniu do słodyczy). W toku wymyślania i planowania rozrywek dla chłopców zgraliśmy się w duet z wolontariuszką Bartka, Karoliną, która oprócz niewyczerpanych zapasów cierpliwości, dysponowała także samochodem – oba te atuty sprawiły, że nasz wolontariat zakończył się sukcesem. Już na drugi dzień po rozpoczęciu turnusu wybraliśmy się z chłopakami do kina, do pobliskiego Bielska-Białej. Siedząc w niemal pustej sali (wiecie, niedziela niehandlowa, 10 rano) obejrzeliśmy „Jednego na milion” – film o autystycznym chłopcu z łamliwością kości i o jego tacie zmagającym się z nałogiem alkoholowym. O samym filmie nie będę się rozpisywał – napiszę tylko, że spełnia wszystkie cechy amerykańskiego feel good movie, pełnego patosu, wzruszeń, emocji, śmiechu, płaczu i wysokokalorycznych obiadów spożywanych w przepięknie urządzonych kuchniach. Chłopaki na kolejne, coraz bardziej emocjonalne sceny pokazywane w filmie reagowali ironicznym „śmieszkowaniem” i do końca wyjazdu parodiowali cytaty z niego. No cóż, gust filmowy każdy ma swój, ważne, że ewidentnie dobrze się bawili.
Cieszyn cieszy
W poniedziałek dla wszystkich chętnych uczestników turnusu zorganizowaliśmy wycieczkę do Cieszyna, w której wzięli udział oczywiście również Alan z Bartkiem. Cieszyn, choć w kwestii dostępności jest tam naprawdę wiele do zrobienia, ma sporo cech miasta idealnego na weekendowy wypad. Zabytkowa piękna starówka, ciekawe muzea i zabytki, dobra i przystępna cenowo oferta gastronomiczna, no i w połowie składa się z Czech. Odwiedziliśmy rynek, przeszliśmy mostem Przyjaźni na czeską stronę, gdzie zobaczyliśmy najbrzydszy pomnik prezydenta Masaryka. Porównaliśmy ceny pieczywa po obu stronach Olzy i – jak to na wycieczkę przystało, nabyliśmy pamiątki, głównie w postaci czeskich słodyczy w sklepie prowadzonym przez Wietnamczyków. Oczywiście nie zabrakło wizyty na Cieszyńskiej Wenecji i w kultowej kawiarni Kornel i Przyjaciele –całe szczęście zdążyliśmy na obiad.
Następnego dnia, już w kameralnym składzie z Karoliną i chłopakami, wybraliśmy się do Istebnej, gdzie spotykają się granice Czech, Polski i Słowacji, gdzie zbadaliśmy, jak się sprawy mają u naszych południowych sąsiadów. Po stwierdzeniu, że Czesi i Słowacy mają się całkiem nieźle, pojechaliśmy do Koniakowa. Ta mała miejscowość mieści w sobie aż dwa znane na całą Polskę centra – Centrum Koronki Koniakowskiej i Centrum Pasterskie. Oba punkty zostały odhaczone, po drodze wystarczyło nam jeszcze trochę czasu na popołudniowy spacer po Ustroniu i mogliśmy we czwórkę uznać, że w wystarczający sposób skorzystaliśmy z uroków okolicy. Co ważne oba chłopaki, wcześniej bardzo wycofani i małomówni, w tak zwanym międzyczasie znaleźli wspólny język. Ich sekretne rozmowy na tylnym siedzeniu auta, przerywane salwami śmiechu, upewniły nas, że jako wolontariusze daliśmy radę.
Mama odpoczęła
A chodziło właśnie o to, by najprościej mówiąc, w atrakcyjny sposób zająć czas dzieciom, by ich rodzice mogli wreszcie odpocząć i znaleźć czas dla siebie.
- Alan odnalazł się tu bardzo fajnie. Byłam w szoku, bo funkcjonował tu dużo lepiej niż na co dzień w domu. Był odcięty od elektroniki, nie miał napadów złości i ani razu nie był przebodźcowany – podsumowuje moje starania Magda, mama Alana. Ma ona jeszcze dwójkę innych dzieci także z niepełnosprawnością. Opieka nad nimi zajmuje jej każdą wolną chwilę. Jej mąż w tym czasie ciężko pracuje, by zapewnić rodzinie byt. Dlatego tak ważne dla niej było to, że choćby na te kilka dni ktoś mógł ją zastąpić w opiece. - Mimo że byłam z trójką dzieci, to odpoczęłam. Bo tu wreszcie był ktoś, kto mnie wyręczył – dodała z satysfakcją.
Bo rzeczywiście, czy to podczas kręgów wsparcia, czy po prostu w prowadzonych przy posiłkach rozmowach, stałym tematem było ciągłe przemęczenie opiekunów, które powódź dodatkowo spotęgowała.
Znaleźć czas dla siebie
- W sobotę, gdy woda była na równo z linią wałów, brałem udział we wzmacnianiu wałów, w układaniu worków, jednak wieczorem okazało się, że nie ma to większego sensu – wspomina wrześniową powódź Tomasz Fudali, tata Mikołaja, żywiołowego nastolatka z zespołem Downa, który przyjechał na turnus z całą rodziną. - W niedzielę przyszła fala, która zalała całą miejscowość. Gdy dotarła do naszego domu, pomagałem koledze, którego dom był zalany całkowicie. W pewnym momencie jednak zdałem sobie sprawę, że moja pomoc nie zda się już na wiele i muszę wracać do domu, do żony i dzieci. W takich momentach pozostaje tylko czekanie, bo z wodą nie da się wygrać – opowiada.
Choć jemu i jego żonie Monice z pomocą sąsiadów udało się w dużej mierze odbudować to, co zniszczyła powódź, to te miesiące sprawiły, że naprawdę potrzebowali odpoczynku.
- Na co dzień jest tak, że jeśli jedno z nas odpoczywa, to drugie pilnuje dzieci – opowiada pani Monika. - W czasie tego turnusu zrozumieliśmy z mężem, że potrzebujemy więcej czasu dla siebie, że musimy zadbać o to, by częściej być tylko we dwoje. Bo na co dzień jest tak, że zdecydowanie więcej czasu poświęcamy dzieciom niż nam samym – dodaje.
Taką możliwość oboje mieli właśnie podczas turnusu – wreszcie był czas na spacer we dwójkę, rozmowę o czymś innymi niż bieżące sprawy. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach tego czasu wolnego było bardzo mało, bo trzeba było odbudować popowodziowe zniszczenia.
- Nie było tego codziennego harmidru i zgiełku. My go lubimy, ale czasem dobrze jest pobyć w ciszy i spokoju. Na początku było to dla nas męczące, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do ciszy i trudno było nam zorganizować sobie czas tylko we dwójkę – wspomina pani Monika.
Wspieram, bo byłam wspierana
- Sama jestem mamą dziecka z niepełnosprawnością, więc bardzo dobrze znam emocje innych rodziców, przeżycia, rozterki i trudności – opowiada Barbara Drewnowska, psycholożka ze Stowarzyszenia Mudita.
Barbarę poznałem podczas turnusu wytchnieniowego w 2022, gdy po raz pierwszy byłem wolontariuszem na takim wyjeździe. Przyjechała wtedy jako jedna z mam osób z niepełnosprawnością. Przez ten czas wiele w jej życiu się zmieniło i dziś to ona wspiera swoją wiedzą i doświadczeniem inne osoby w podobnej sytuacji.
- Sama przeżyłam żałobę po stracie pełnosprawnego dziecka, utratę relacji rodzinnych i przyjacielskich. Wiem co to brak czasu dla siebie i na własny rozwój. Ale jako psycholożka mam też wiedzę, która pozwala mi wykorzystać te świadczenia, by pomóc rodzicom – podkreśla.
Barbara Drewnowska podkreśla, że te turnusy były wyjątkowe – bo oprócz tych najbardziej powszechnych problemów opiekunów osób z niepełnosprawnościami, były też te związane z przeżyciem kataklizmu.
- Temat powodzi przebijał się przez cały czas podczas każdego z turnusów. Regularnie w rozmowach powracał temat wody, która przychodzi, niszy i zabiera dorobek życia i o walce, którą trzeba stoczyć, by odbudować własne życie. Woda odpłynęła, ale trauma po jej przejściu pozostała – opowiada Barbara Drewnowska.
Całe szczęście, że dzięki wsparciu ze strony Stowarzyszenia Mudita, choć na kilka dni można było o niej zapomnieć.
Wyjazdy dla rodzin z terenów popowodziowych zostały zorganizowane dzięki środkom Polskiej Akcji Humanitarnej.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Innowacyjne podejście do rehabilitacji neurologicznej
- Biznes otwarty na nowe możliwości. Ile kosztuje Twoją firmę brak zatrudnienia osób z niepełnosprawnościami?
- Woda odpłynęła, trauma została
- Endometrioza: bolesna choroba milionów Polek, która ma ogromy wpływ na płodność
- UK/Poland Season 2025 – Nowe otwarcie w relacjach pomiędzy Polską a UK
Dodaj komentarz