Joanna Mazur: szóste miejsce w finale 1500 m i triumf nad depresją!
Joanna Mazur wraz z przewodnikiem Michałem Stawickim zajęła szóste miejsce w finale biegu na 1500 m kat. T11 (osób niewidomych). - Miało nas tu nie być. Ostatni rok to moja walka z depresją. Więc choć pod względem wyniku to szóste miejsce nie jest sukcesem sportowym, to fakt, że przetrwaliśmy wspólnie tak trudny okres, to wielki sukces naszego zespołu – podkreślała na mecie zawodniczka ze łzami w oczach.
Finał 1500 m odbył się w niezwykle szybkim tempie. Zwyciężczyni Yayesh Gate Tesfaw z Etiopii, z przewodnikiem Kindu Sisayem Grimą, ustanowiła rekord świata czasem 4.27,68. Druga na mecie, Chinka He Shanshan – rekord Azji. Kolejne na mecie Louzanne Coetzee z RPA i Kenijka Mary Waithera Njoroge – pobiły rekordy życiowe.
- Świetny wyścig. Dziewczyny rewelacyjnie podbiegły. Spodziewaliśmy się tego i realizowaliśmy nasz plan – mówiła Joanna Mazur na mecie.
- Plan był taki, żeby zamieszać na początku, przepuścić grupę i dać jej się pomęczyć na wirażu. Ale widać było, że tam jest zbyt duży kaliber zawodników, żeby się mieli szybko zmęczyć. Odjechali nam i nie starczyło mocy w nogach, żeby ich dogonić. Jesteśmy szóstą parą na świecie – komentował Michał Stawicki, przewodnik i trener Joanny.
Joanna Mazur opowiadała, że w ich dyscyplinie, jeśli chodzi o szybkość i wytrzymałość w czasie biegu, wszystko zależy od niej.
- Michał jest moimi oczami, pomaga mi w biegu, a także jest moim trenerem. Ale jeśli ja nie daję rady na bieżni, to on nie sprawi, że szybciej pobiegnę. Nie pociągnie mnie za sobą, nie popchnie do przodu – tego mu zrobić nie wolno. Tylko towarzyszy. To i tak bardzo dużo, bo przewodnik musi być lekkoatletą. Profesjonalistą, a do tego wrażliwym człowiekiem. Profesjonalistą, jeśli chodzi o podejście do sportu, zaangażowanie, przygotowanie, pełne dopasowanie do treningów i startów w całym roku – mówiła.
Mazur i Stawicki to mistrzowie świata na 1500 m z 2017 roku. Opowiadają, że od ich sukcesu w Londynie konkurencja bardzo się zwiększyła.
- Przybywają nowi zawodnicy, zwłaszcza z Afryki. Niektórzy pojawiają się przed igrzyskami i zaraz znikają, ale niektórzy dominują trwale. Rośnie profesjonalizacja, technologia. Rywale trenują na obozach wysokogórskich. O medale będzie coraz trudniej – podkreśliła Mazur.
Triumf nad depresją
Joanna Mazur – Najlepszy Sportowiec Niepełnosprawny w Polsce w Plebiscycie „Przeglądu Sportowego” w 2017 roku i zwyciężczyni 9. edycji programu rozrywkowego Polsatu „Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami” dwa lata później – wyznała na koniec, że rok przygotowań do igrzysk paralimpijskich był dla obojga bardzo trudny, bo u Joanny zdiagnozowano depresję.
- Nie chcę, żeby to było odebrane, że szukam w niej wymówki i chcę na nią zwalić winę za brak medalu. To zupełnie nie tak. Długo sama nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Czytałam o depresji, ale sądziłam, że jak ktoś ją ma, to ma po prostu gorszy czas i przejdzie. Jak przeziębienie. Dopiero kiedy mnie dotknęła, zrozumiałam jaka jej towarzyszy bezradność – opowiadała Joanna. – Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły na nic. Nie byłam w stanie zebrać się na trening, który zawsze był dla mnie największym priorytetem ze wszystkich – po prostu kochałam biegać. Łzy same mi leciały z oczu, ale szłam. Tylko że na treningu nie byłam w stanie przekraczać granic, co z kolei rodziło frustrację Michała, bo nie był w stanie mi pomóc ani nic z tym zrobić.
Pomogła terapia z psychologiem. Ale przede wszystkim wzajemne, wieloletnie zaufanie Joanny i Michała.
- Tylko dlatego tu jesteśmy. Miało nas tu nie być. Ale dotarliśmy. Więc choć pod względem wyniku to szóste miejsce nie jest sukcesem sportowym, to fakt, że przetrwaliśmy wspólnie tak trudny okres, traktujemy jako wielki sukces naszego zespołu – podkreślała na mecie Mazur ze łzami w oczach.
Rosjanin po raz drugi
Podczas porannej sesji na Stade de France do jutrzejszego finału na 1500 m (także w klasie T11) awansował Aleksander Kossakowski z przewodnikiem Krzysztofem Wasilewskim. Bieg eliminacyjny miał dość dramatyczny przebieg. W pewnym momencie tuż przed biegnącymi Polakami potknął się i przewrócił jeden z przeciwników, Fiodor Rudakow. Wasilewski w ekwilibrystyczny sposób uniknął własnego upadku i nadepnięcia rywala, a obu naszym biegaczom udało się nie puścić linki, którą są połączeni. Stracili jednak sporo czasu i na mecie okazało się, że do finału awansowali z przewagą ledwie 0,38 sek. nad rywalami.
- Krzysztof z tej kraksy wyszedł cało, nie puściliśmy szarfy, dobiegliśmy. Stres nas uderzył, więc wynik jest może mało satysfakcjonujący, ale nie za bardzo odbiega od czołówki. Dużo szczęścia mieliśmy – przyznał po biegu Aleksander Kossakowski.
- Rosjanin przed nami się przewraca, nie mamy w ogóle czasu, żeby zareagować, ja coś krzyczę, Olek mocno zaciska szarfę, trzyma. Między nami Rosjanin, Olek mnie ciągnie, ja muszę jeszcze przeskoczyć leżącego... Jednym słowem: masakra, ale daliśmy radę – dodał przewodnik.
Warto odnotować, że to już drugi raz, jak Fiodor Rudakow przewrócił się tuż przed naszymi zawodnikami. Poprzednio wydarzyło się to w eliminacjach 1500 m podczas mistrzostw świata w Dubaju w 2019 r. Wtedy nad Rosjaninem przeskoczył Kossakowski, któremu przewodnik w ułamku sekundy krzyknął: „hop!”.
W Paryżu biegnących pod flagą neutralną Rosjan zabraknie w finale. Jest więc szansa, że nad nikim nie trzeba już będzie przeskakiwać.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz