Marzy o paraolimpiadzie
Gdy leżąc na ławce wyciska ponad 150-kilogramową sztangę ponad pierś, nikomu nawet nie przychodzi do głowy, że Marek Trykacz jest niepełnosprawny.
Wystrzyżony na zapałkę. Wąska talia wręcz znika przy szerokich barach. Mocno zbudowane przedramię i pewny wzrok - już pierwsze spojrzenie ujawnia, że Marek Trykacz ma ciało i duszę sportowca.
- Od urodzenia nie chodzę. Mam całkowite porażenie nóg. Jeżdżę na wózku inwalidzkim - opowiada Trykacz.
Już jako dziecko Marek aż rwał się do samodzielności. Nie czekał, aż inni mu pomogą. I to przyniosło efekty. Chłopak wyrobił w sobie silny charakter. Gdy stał się pełnoletni trafił na siłownię. Od razu poczuł się tak, jakby do dźwigania ciężarów się urodził. Od pięciu lat dzień w dzień z mozołem przerzuca na treningach po kilka ton żelastwa. - Koledzy, którzy znali mnie od małego, pomagali mi. Nikt nigdy nie zdziwił się, że oto trenuje inwalida - wspomina Trykacz. - To dodawało mi sił. Bo oni widzieli we mnie pełnosprawnego.
Los zrządził właściwie. Dziś Marek szczyci się srebrnymi medalami mistrzostw europy juniorów, mistrzostw Polski seniorów. Chłopak zdobył też wiele razy tytuł mistrza kraju. Właśnie jestem w trakcie pisania pracy inżynierskiej. Chcę skończyć studia. Wiadomo, że w przyszłości pomogą mi w znalezieniu pracy - Marek mocno stąpa po ziemi. Nie traci rozsądku. Wie, że kariera sportowca nie będzie trwała przez całe życie.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz