Wielkanocne refleksje
Na początku, zanim zaczęto obchodzić Wielkanoc, było święto Paschy i związana z nim uczta. Na pamiątkę cudownego wyjścia z Egiptu, rodziny Izraelitów zabijały i spożywały baranka. Bo właśnie pokropienie krwią zabitego Baranka Paschalnego odrzwi domostw zapewniało ocalenie Izraelitom przed Aniołem Śmierci.
Jak bowiem opisuje Księga Wyjścia, zabił on wszystkich pierworodnych Egipcjan, co bezpośrednio przyczyniło się do ostatecznego wypuszczenia Izraelitów. A że Pan Jezus zginął na krzyżu w przeddzień Święta Paschy – nic dziwnego, że chrześcijański obchód Wielkanocy na trwałe złączył się z Paschą.
Powyższe stwierdzenia wydawać się mogą jedynie dywagacjami historycznymi, niewiele mającymi wspólnego z naszą rzeczywistością. Warto je jednak przytoczyć z pewnego nie bagatelnego powodu: otóż święta mają to do siebie, iż – w każdej bez mała kulturze – wiążą się ze szczególnie uroczystym jedzeniem, by nie rzec ucztowaniem. Zwykle był (i jest) to wyraz radości, doświadczania dobra – ale też wspólnotowości, piękna i wagi bycia razem.
Jak wspomnieliśmy, Święto Paschy było więc związane z ucztą. Taką właśnie paschalną ucztę spożył przed udaniem się do Ogrodu Oliwnego, w wieczerniku wraz z uczniami Pan Jezus. A dla nas Wielkanoc nade wszystko oznacza uroczyste, rodzinne śniadanie – składające się poświęcanych w Wielką Sobotę potraw. Święcimy chleb, jajka, wędliny – ale i, bez mała, wszystko inne, co się da… zjeść.
Coraz mniej zdajemy sobie sprawę, jak bardzo potrawy te związane są z treścią Wielkanocy, w pewnym sensie ją symbolizując: Chleb – podstawowy pokarm człowieka, o który prosimy w modlitwie ''Ojcze nasz'', stał się postacią Eucharystyczną, w którą Pan Jezus zamienił Swe Ciało; jajko – jako symbol nowego życia jest naturalnym i klasycznym symbolem Zmartwychwstania; wędliny – to w pewnym sensie nawiązanie do baranka paschalnego. I tutaj, w przestrzeni symbolicznej rozgrywa się cały współczesny …dramat świąt. Tak, dramat! Bo jeśli chodzi o świadomość pochodzenia i znaczenia poszczególnych elementów składowych świąt, to – sami w praktyce wiemy jak to jest.
Coś tam, jak przez mgłę pamiętamy może z dzieciństwa, z opowieści babci. Życie jednak idzie do przodu. Tradycyjnie święta, święconka być muszą. To taki miły, nieco nawet magiczny klimat. Zmieniają się tylko formy i opakowania pokarmów, czy innych świątecznych ''gadżetów''. I w tym wszystkim my sami – zaśpieszeni, zdezorientowani. Niekiedy chodzi o to, by po prostu zdążyć. Najczęściej – tylko i wyłącznie, by udało się… uszczknąć choćby jeden, niebanalny kawałek z wielkanocnego stołu. A może nawet kilka, kilkanaście – ile się da, tak może ukradkiem, znienacka. W tym akurat jesteśmy sprawni.
Oczywiście należy się nam. Ale trzeba też umieć walczyć o swoje – z determinacją, konsekwencją. Czasami trzeba być stanowczym, twardym. Niekiedy trzeba wyszarpnąć, wyrwać to, co się nam należy. Bo inaczej uczynią to inni – z naszą szkodą i krzywdą. Nie można się więc dać, trzeba się bronić. A że najlepszą obroną jest atak – więc nic, tylko walczyć, rwać, pakować…
Chyba mamy już w genach taką wojowniczą naturę. Dzięki temu nie giniemy, utrzymujemy się na powierzchni, idziemy do przodu. Któż z nas nie obskubywał gotowej już, jeszcze ciepłej babki wielkanocnej czy nie obrywał maleńkich, odstających kawałeczków świeżutkiej szynki czy polędwicy? Kto wie, może bardziej nawet smakują, niż uczciwie i jawnie nabrane na talerz…!
Wróćmy jednak do świętowania – i do ucztowania! I tu, i tam obowiązuje pewien rytuał – rytm, porządek, normy. Wszystko ma mieć swe miejsce, swój czas. Powstaje jakby nowa czaso-przestrzeń, specjalnie zakomponowana – właśnie z racji święta (i jego uczty). Chodzi o to, by w nią się zanurzyć i jej się oddać. Trzeba więc się pozbyć zwyczajnych, codziennych nawyków. Jawnie więc widać, że żadne obskubywanie, żadne wydłubywanie czy wyciąganie ochłapów nie wchodzi w grę. Trzeba być w porządku.
Hm, poprawnym… ''politycznie''? Zaraz, zaraz! Dlaczego? Jestem wolny! Mam prawo należy mi się! Święta nie będą mnie terroryzować! Kto dla kogo? Ja dla nich, czy one dla mnie?
I tak trwa nasze zmaganie ze świętami. A że szczególnie widoczne jest na Wielkanoc to tylko konsekwencja poprzedzającego ją okresu 40-to dniowego postu. No właśnie! Czy jeszcze dla kogoś post coś znaczy? Dla nas, dbających o właściwy poziom cholesterolu, białka, cukru – i zatroskanych o odpowiednie diety?
Najważniejsza jest nasza wewnętrzna równowaga – homeostaza. Święta nie mogą niczego tu zakłócić. Najwyżej będą jakimś barwniejszym epizodem. ''Ich'' świat i nasz świat z pewnością staną kiedyś w konflikcie. Mniej lub bardziej jawnym. W końcu są one tylko raz do roku. A my jeść musimy – kilka razy dziennie. Taki nasz los. Żadna – najwspanialsza nawet symbolika tego nie zmieni. Szkoda, ale tak to jest.
Rozmawiamy więc przy świątecznym stole skubiąc, żując, przebierając rozmaite potrawy o tych naszych zwyczajnych, życiowych sprawach. Każdy pretekst dobry. I łagodniej się rozmawia, gdy suty stół – człowiek nie jest więc głodny.
Cukrowy baranek dzielnie trwa na stole. Z czasem wyschnie. Może spadnie i pęknie. Jajka trzeba zjeść jak najszybciej. Kłopot z malowaną skorupką. Czasami przechodzi aż do białka. Mało smakowicie to wygląda. A największy problem na świętach to zmywanie i sprzątanie. Tym większe, im więcej było świętowania i ucztowania. Jest z tym pewien problem, bo w ten sposób wszelkie nasze ''uszczknięcia'' przestają nas cieszyć, gdzieś giną. Nie można przecież świętować bez końca.
Bolesny konkret życia o sobie prędzej czy później przypomni: ból brzucha, mdłości, ospałość. A ci Izraelici od Paschy? Zaraz po uczcie zabrali się w drogę – przez Morze Czerwone, potem przez pustynię. A Pan Jezus? Poszedł potem na Mękę.
A nas – gdzie zaprowadzi tegoroczna Wielkanoc? Co pozostanie, gdy już z potraw nie będzie dawno najmniejszego śladu? Owszem, można – i trzeba pewnie będzie – szukać nowych, kolejnych okazji do skubania. Żaden skubany ochłap tak nie smakuje jak ten świąteczny. Będziemy więc czekać na kolejne święta – w międzyczasie troskliwie kontrolując poziom cholesterolu, tłuszczu.
Oby tylko pamięć o babcinych opowieściach, o dziecięcych wspomnieniach z Rezurekcji, z Grobu Pańskiego nie została wytarta przez postępująca sklerozę. Bo wtedy i święta utracą tę resztkę sensu, którą sobie nieśmiało wyskubały w naszej świadomości…
br. Bernard osb
opat Klasztoru oo. Benedyktynów w Tyńcu
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz