Z kamerą wśród... ludzi
Bartosz przez dwadzieścia siedem lat ciężko się napracował, zanim poczuł się człowiekiem. Niósł na plecach, jak garb, dziecięce porażenie mózgowe. Kaleka - szeptali ludzie - taki do niczego nie dojdzie.
A on, na przekór światu, z wysiłkiem szukał dla siebie miejsca na ziemi. Tak długo szukał, aż znalazł.
W okresie studiów dorywczo zajmował się dziennikarstwem pisując teksty do lokalnej prasy w Lesznie. Przygotowywał także audycje dla miejscowego radia „Elka”, gdzie zapraszał ludzi niepełnosprawnych oraz działających na rzecz osób niepełnosprawnych.
W audycjach z cyklu „ Sprawni inaczej” rozmawiał ze swymi bohaterami o problemach, barierach, ograniczeniach. W 2000 r. wydał broszurę zatytułowaną "Przeszedł nad przepaścią”, potem dwa tomiki swoich wierszy – „ Samotność” i „ Klucz do zbawienia”. Wszystkie jego publikacje dotyczyły losu ludzi takich jak on.
Kolejna broszura podejmowała ważny temat: „ Niepełnosprawni w polskim systemie edukacji”. Przeprowadzał badania, ankiety, a jego dziennikarska pasja zamieniała zdobyte informacje w drukowane słowo mogące przydać się innym. Z podobnych pobudek powstała praca „Aspiracje edukacyjno zawodowe i osobiste kobiet." Interesowała go socjologia. Praca licencjacka dotyczyła Pomocy Społecznej w Polsce na przykładzie Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lesznie, a magisterska Niepełnosprawnych w Unii Europejskiej.
Podczas studiów Bartek nie próżnował. Nie tylko wydawał własne broszury, ale prowadził wykłady i prelekcje dla studentów Wyższej Szkoły Humanistycznej w Lesznie, oraz na wydziale Pedagogiki Specjalnej Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu, gdzie skończył zaoczne studia uzupełniające.
Wydawałoby się, że pasjonat dziennikarstwa, już z pewną praktyką, człowiek dobrze wykształcony, pracowity, znający doskonale problemy osób niepełnosprawnych, nie powinien mieć kłopotów ze znalezieniem stałej pracy w dużym rodzinnym mieście, w najbliższym mu środowisku.
A jednak, mimo wydeptywania ścieżek do różnych instytucji, nie znalazł dla siebie stałego zajęcia. Renta nie starczała na przeżycie, a tym bardziej nie dawała możliwości usamodzielnienia się.
– Dla mnie najważniejsza była samodzielność – mówi Bartek. Przez pięć lat bezustannie starałem się o etat w Lesznie. W lokalnych mediach patrzono na moją niepełnosprawność krzywym okiem, zakładając z góry, że nie podołam. W Zakładzie Pracy Chronionej skończyło się na obiecankach, w końcu powiedzieli, że nie mają wolnych miejsc.
Na zdj. Bartosz Szpurek
Fot. Hanna Musiałówna
Przez cztery lata wydawał bezpłatną gazetę. Wszystkie teksty pisał sam. Chodził po firmach zbierał reklamy do pisma za symboliczne pieniądze, byle pokryć koszty druku. Rok temu, przed wyborami samorządowymi, zgłosił się do niego kandydat na prezydenta miasta – chciał zamieścić artykuł o niepełnosprawnych. W swoim tekście skrytykował lokalne władze twierdząc, że obecny prezydent odgrodził się od niepełnosprawnych lokalizując biuro na I piętrze budynku, do którego ludzie na wózkach nie mogą się dostać.
– Za udostępnienie łamów na tę publikację władze obraziły się na mnie – wspomina Bartek. – Zresztą w swoich stronach miałem przechlapane od początku tylko dlatego, że urodziłem się z porażeniem mózgowym. W moim rodzinnym Lesznie zawsze traktowano mnie niechętnie, jak zło konieczne. Koledzy się podśmiewali, ludzie traktowali mnie jak kalekę bez przyszłości.
Po latach poszukiwań stałego zajęcia i rozczarowań udałem się po
radę do pełnomocnika prezydenta miasta od spraw społecznych.
Urzędnik miał dla mnie świetną propozycję – „Niech pan otworzy
własną działalność gospodarczą” – powiedział:
„Niech pan sobie wydzierżawi grunt, niech pan sobie kupi stary
samochód, dźwig i niech pan organizuje skoki na buungee. Za
pobieranie opłat, zarobi pan kupę forsy.”
– Strasznie mnie to zabolało i przekonało, że na pomoc wśród swoich nie mogę liczyć – mówi Bartek.
Nie załamał się. Przez pewien czas żył pomysłem ukończenia studiów doktoranckich i pozostaniem w przyszłości na uczelni. Na bezpłatne nie mógł sobie pozwolić, na zaoczne też nie było go stać, kosztowały 10 tys. Ktoś wtajemniczony ostudził jego zapał twierdząc, że z jego przypadłością i tak się nie dostanie, więc lepiej, niech nie traci niepotrzebnie energii i czasu.
Droga na antenę
- O pracę w TVN starałem się przez cztery lata – wyjaśnia
Bartek.- Szczęście mi nie dopisywało, nawet nie zaproszono mnie na
żadną rozmowę. W ubiegłym roku w czerwcu wszedłem na stronę TVN i
tam, w zakładce znalazłem ogłoszenie: od nowego sezonu, od września
potrzebny jest reporter! Od kandydata wymagano dyspozycyjności,
doświadczenia w mediach, kreatywności i pomysłowości.
Czułem, że spełniam wszystkie wymagania. Natychmiast wysłałem życiorys, list motywacyjny i dokumenty. Oczywiście, zakładałem, że i tym razem nastąpi cisza. Po dwóch tygodniach zadzwoniłem do redakcji TVN, by zapytać, czy moje dokumenty dotarły. I zdarzył się cud – zaproszono mnie na rozmowę.
3 sierpnia 2007 r. o godzinie 11.00 Bartek stawił się w redakcji „Dzień Dobry TVN” na rogu Marszałkowskiej i Hożej.
Producent programu, Remik Maścianica, przejrzał jego dokumenty
aplikacyjne, zapytał o zainteresowania, pasje. Uważnie wysłuchał
kandydata i nie zdziwił się, że interesują go problemy osób
niepełnosprawnych. Podczas godzinnej rozmowy, nie padło słowo na
temat jego niepełnosprawności.
- Nie mogłem uwierzyć – wspomina Bartek. – Dotąd ludzie patrzyli na
mnie niechętnie. Nikt mnie nie chciał. A tu w Warszawie, w znanej
firmie potraktowano mnie jak człowieka. Poczułem się podbudowany,
dowartościowany jak nigdy dotąd.
Gdy producent zapytał, kiedy może stawić się do pracy, Bartek był gotowy zacząć od zaraz. Miał tylko jeden problem – data ślubu była już ustalona w Lesznie, a w Warszawie nikogo nie znał i nie miał mieszkania.
Wrócił do domu szczęśliwy. Za pośrednictwem Internetu udało mu się znaleźć mieszkanie na Woli. 8 września ożenił się z Moniką, a 10 przyjechali razem do Warszawy.
- Zapamiętam ten dzień do końca życia – wzrusza się Bartek na wspomnienie. – We wtorek, 11 września o dziesiątej rozpocząłem moją pierwszą pracę na pełnym etacie.
Zespół redakcyjny młody, ludzie życzliwi. Najpierw zapoznano go ze strukturą organizacyjną redakcji. Został oprowadzony po terenie, pokazano mu gdzie, co i jak. W zakresie jego obowiązków było przygotowanie jednego materiału tygodniowo o ludziach niepełnosprawnych.
- Pierwszy reportaż robiłem wspólnie z koleżanką. Pokazała mi od kuchni proces powstawania materiału do emisji. Wzięliśmy dziewczynę na wózku i spróbowaliśmy wejść na dyskotekę. Był z nami operator – specjalista od ukrytej kamery. Materiał pokazał, że lokale dyskotekowe nie są dostępne dla osób niepełnosprawnych. Czasem, jeśli właściciel i bramkarz mają dobrą wolę, to wniosą osobę na wózku. Na ogół ludzie niepełnosprawni pozbawieni są takiej rozrywki.
W piątek 14 września widzowie w całej Polsce, a przede wszystkim rodzina i znajomi w Lesznie, mogli zobaczyć efekty pracy z nazwiskiem współautora – Bartosza Szpurka.
W drugim tygodniu listopada emitowano samodzielny reportaż Bartka o Zespole Szkół Integracyjnych nr. 62 w Warszawie. Do końca roku przygotował ich ponad dziesięć.
Dzień jak co dzień
Codziennie o 10.00 rano zbiera się kolegium redakcyjne.
Reporterzy zgłaszają propozycje tematów. Są one spisywane przez
wydawców programu, a potem po konsultacji z producentem zleca się
ich wykonanie poszczególnym reporterom.
– Jeśli mój temat zostanie zaakceptowany, przystępuję do działania. Najpierw muszę przygotować dokumentację tematu, znaleźć jak najwięcej informacji. Korzystam z Internetu, z prasy, a także z prywatnych kontaktów. Trzeba znaleźć ludzi, którzy zgodzą się udzielić wypowiedzi na dany temat.
Kolejnym krokiem jest umówienie spotkania. By zamówić operatora z kamerą, udaję się do działu produkcji i ustalam dzień realizacji, godzinę, czas pracy kamery potrzebny do nagrania materiału. Nagraną kasetę przeglądam, wybieram zdjęcia i wypowiedzi bohaterów, które zamierzam wykorzystać. Pod zdjęciami piszę „ofy”, czyli teksty informacyjne, czytane później przez lektora przy poszczególnych ujęciach. Zamawiam studio montażowe. Zmontowanie materiału zajmuje mi około 5 godzin. Gotowy materiał poddany kolaudacji musi zatwierdzić wydawca. Nagrywa się go na kasetę emisyjną. W określonym dniu kaseta wędruje do głównego studia, w którym jest nadawany program.
Na zdj. Bartosz Szpurek
Fot. Hanna Musiałówna
Bartek pamięta każdy materiał i okoliczności pracy. Niektórzy bohaterowie szczególnie zapadli mu w pamięci.
– Pamiętam chłopca spod Szczecina chorego na hemofilię. Dyrektor szkoły nie chciał go przyjąć sądząc, że będzie wymagał specjalnej opieki medycznej. Rodzice chłopca z uporem i konsekwencją walczyli o to, by ich syn miał takie samo prawo do nauki w normalnej szkole, jak inne dzieci. Nawet wśród bliskich nie czułem się tak dobrze jak wśród tych obcych, dzielnych ludzi, którzy urzekli mnie ciepłem i otwartością.
Lecieliśmy na ten reportaż pod Szczecin samolotem – uśmiecha się Bartek. - Był to mój pierwszy lot. Po wylądowaniu okazało się, że mój bagaż poleciał innym samolotem do innego miasta. Przez dwa dni miałem przy sobie tylko portfel i komórkę. Podczas realizacji materiałów zdarzają się sytuacje trudne, wzruszające, ale czasem i zabawne.
W czasie zdjęć do materiału o ludziach małego wzrostu byli na Starówce. Rzecznik Stowarzyszenia spacerował z synem, za nimi zdążał operator, na końcu reporter. I naraz Bartek zobaczył, że w jego stronę biegnie człowiek z siekierą. W pierwszym momencie zamarł ze strachu, nie wiedział o co chodzi. Okazało się, że studenci historii poszukiwali ludzi chętnych do udziału w inscenizacji dawnych egzekucji.
Blaski i cienie
Gdy w rodzinne strony dotarła wieść o sukcesie Bartka, na
lokalnej stronie internetowej pojawiły się pierwsze reakcje i
komentarze. Uaktywnił się syndrom zawiści:
"Dostał pracę żerując na swojej niepełnosprawności" - pisał anonimowy internauta; "Chciał sobie załatwić pracę w Lesznie po znajomości licząc na litość i mu nie wyszło" - dodawał ktoś inny. Pojawiło się uszczypliwe pytanie, czy teraz nie potrzebuje mamusi, bo jak studiował w Lesznie, to pomagała mu robić notatki z wykładów (Bartek ma niesprawne dłonie).
Wyjął kiedyś ze skrzynki list nadany w Lesznie ze „stowarzyszenia osób cierpiących na debilizm": Mamy zaszczyt poinformować, że został pan wpisany w poczet jego członków - brzmiała informacja.
-To przykre i niesprawiedliwe – żali się Bartek. - Na szczęście znaleźli się obcy ludzie nastawieni do mnie życzliwie – Każde dobre słowo podtrzymuje mnie na duchu, jest dla mnie wsparciem.
Dziennikarstwo pozwala mi jeszcze szerzej widzieć problemy osób niepełnosprawnych. Dobrze jest poznać inny punkt widzenia, czyjeś pasje i sposoby na życie, zupełnie odmienne niż moje. Wciąż spotykam nowych ludzi i dowiaduję się czegoś nowego. Czy nie będąc reporterem, miałbym okazję poznać Piotra Pawłowskiego, ikonę Warszawy?
Ten zawód rozwija, pozwala przybliżyć się do świata. Jednocześnie uczy pokory i wrażliwości wobec cudzego losu. Kiedyś byłem bardziej skupiony na sobie, teraz stykając się z problemami innych, zapominam o własnych cierpieniach. Dzięki pracy jestem bardziej stanowczy, pewniejszy siebie. To, że jestem w redakcji traktowany na równych zasadach odmieniło moje życie. Czuję się spełniony i dowartościowany jako człowiek.
Praca w telewizyjnej redakcji wymaga wielu wyrzeczeń. Tempo zbierania materiałów zmusza do bezustannej aktywności. Bartek prawie całe dnie przebywa poza domem, nie ma czasu na życie towarzyskie, odpoczynek, czy codzienne zakupy. Ale wie, że takie są realia i taki jest świat, trzeba za nim nadążyć.
– Coś za coś – mówi Bartek – Albo się klepie biedę na rencie, albo żyje w rytmie rozpędzonej rzeczywistości. Dziennikarstwo zawsze było szczytem moich marzeń, śniłem o takiej pracy jak o szczęśliwym losie na loterii. Wielka szansa zdarza się tylko raz, wiem o tym. Dlatego zrobię wszystko, by nie zawieść teraz innych i siebie. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale chcę przeżyć życie na własny rachunek i samodzielnie wyznaczać sobie nowe cele. Nikt tego za mnie nie dokona. Dziś mam to, co mam - jutro może tego nie być.
Ciężar przeżyć sprawił, że Bartek czasem patrzy na świat jakby miał pięćdziesiąt lat. Jak na swój wiek doświadczył zbyt wielu upokorzeń i ludzkiej bezduszności:
– Nigdy tych krzywd nie zapomnę – mówi z goryczą. – Jedynym moim marzeniem i celem życiowym jest niezależność. Będę wywiązywał się najlepiej jak potrafię ze wszystkich swoich obowiązków.
*****
Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja
- Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach
Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz