Dzięki filmowi uświadomiłem sobie, jak ciężką robotę mają opiekunowie - rozmowa z Tomaszem Saprykiem
- Dzięki filmowi uświadomiłem sobie, jak ciężką robotę mają do wykonania opiekunowie, a z drugiej strony, jak wiele do zrobienia ma całe społeczeństwo – rozmowa z Tomaszem Saprykiem, odtwórcą roli ojca dziewczyny z porażeniem mózgowym w najnowszym filmie Kingi Dębskiej „Święto ognia”
Agata Jabłonowska-Turkiewicz: W filmie Kingi Dębskiej „Święto ognia” gra Pan rolę ojca opiekującego się dwudziestoletnią córką z porażeniem mózgowym. Anastazja porusza się na wózku inwalidzkim i nie posługuje się mową werbalną. Jak przygotowywał się Pan do tej roli?
Tomasz Sapryk: Przygotowania były wielowymiarowe i intensywne. Od strony technicznej musiałem zapoznać się ze specyfiką opieki nad osobą z niepełnosprawnością. Może to porównanie zabrzmi dziwnie, ale porównałbym swoją rolę w filmie „Święto ognia” do roli snajpera, który musi zapoznać się z obsługą broni, żeby na ekranie wypaść wiarygodnie.
Musiałem się nauczyć, jak osobę z niepełnosprawnością podnieść, pomóc jej się ubrać, nakarmić, rehabilitować. Spędziłem sporo czasu w gabinecie fizjoterapeutycznym Artura Twarowskiego, który udzielił mi wielu cennych wskazówek. Sam z resztą wystąpił w jednej ze scen filmu w roli rehabilitanta Anastazji – pana Antka.
W tym gabinecie poznałem Michała Masianisa, nastoletniego chłopaka z porażeniem mózgowym, na którym, mówiąc kolokwialnie, „ćwiczyłem” pewne ruchy, mogłem obserwować, jak pracują jego mięśnie, jak spastycznie się napinają. Z Michałem, tak myślę, też zwyczajnie się zaprzyjaźniłem.
To niezwykle inteligentny chłopak z dużym poczuciem humoru, który chętnie opowiada o swoim życiu. Robi to w sposób naturalny, mówiąc nawet o takiej sferze życia jak korzystanie z toalety. Jego opowieści bardzo pomogły mi zrozumieć codzienne życie osób z niepełnosprawnością.
Michał nawet miał okazję wystąpić w ostatniej scenie filmu.
Tak. Był gościem na filmowych urodzinach Anastazji. Podobnie z resztą jak Zuzia, uczennica szkoły specjalnej na ul.Białobrzeskiej w Warszawie, która wprowadzała nas - aktorów w tajemnice komunikacji pozawerbalnej. Zuzia bardzo przypomina filmową Anastazję, ma swoją książkę do komunikacji z symbolami PCS, a w komunikacji, ze względu na znaczne ograniczenia ruchowe, wykorzystuje głównie swój wzrok.
Czy przed rolą w filmie Kingi Dębskiej miał Pan osobisty kontakt ze środowiskiem osób z niepełnosprawnością?
Tak. Byłem zawsze blisko tej grupy z różnych względów. Jako młody człowiek dorabiałem sobie na jednej z warszawskich pływalni jako ratownik. Tam w godzinach wieczornych pojawiało się wiele osób z niepełnosprawnością, które pływały w ramach terapii. Pamiętam, że mimo zaniku mięśni czy braku którejś z kończyn miały w sobie wielkiego ducha walki i spore umiejętności.
Ścigając się z nimi, bo zapraszały mnie do takiej rywalizacji, czasami za nimi na torze nie nadążałem. Z kolei moja starsza siostra przez wiele lat pełniła funkcję dyrektora Ośrodków Pomocy Społecznej i angażowała mnie do prowadzenia wielu imprez, bali, konkursów czy spotkań świątecznych, których uczestnikami były m.in. osoby z niepełnosprawnością. Jestem też rodzicem córek z chorobą metaboliczną, która prowadzi do różnych zaburzeń, czasami bardzo poważnych, więc kontakt z rodzicami dzieci chorych nie jest mi obcy.
Jako filmowy ojciec Nastki musiałem zmierzyć się jednak z czymś nowym – rolą opiekuna osoby w znacznym stopniu niesamodzielnej, która wymaga pomocy stałej. Uświadomiłem sobie, jak wiele zadań do wykonania mają tacy opiekunowie, jak bardzo ich życie podporządkowane jest podopiecznemu.
Filmowy ojciec Nastki, którego zagrałem, był fotografem. Miał na pewno większe ambicje, ale ze względu na potrzeby córki, zwłaszcza finansowe i swoje ograniczone możliwości czasowe podjął się wykonywania fotografii produktów spożywczych do gazetek promocyjnych. Ten wątek nie jest w filmie zauważalny, ale kręciliśmy sceny, które o tym opowiadały.
Nie wszystkie oczywiście mogły wejść ostatecznie do filmu. Tak więc dzięki filmowi uświadomiłem sobie, jak ciężką robotę mają do wykonania opiekunowie, a z drugiej strony, jak wiele do zrobienia ma całe społeczeństwo, żeby ich jakoś wesprzeć. Tylko spełnieni rodzice mogą dać dziecku szczęście, mogą dobrze się nim zaopiekować.
Potrzebne są rozwiązania systemowe, wolontariat. Byłoby idealnie, gdyby opiekunowie mieli dostęp do psychologów, bo ich codzienne życie, nie da się ukryć, wiąże się z ogromnym stresem. Tak uważam. No ale to mogę sobie tak mówić, ale niewiele w sumie ode mnie zależy.
Wiele ważnych kwestii Pan poruszył. Temat jest mi bliski, bo też jestem opiekunką dziecka z niepełnosprawnością. Myślę, że fakt, że powstaje coraz więcej filmów poruszających temat niepełnosprawności sprawia, że ma szansę dotrzeć do świadomości społecznej. I to już jest coś. Wróćmy jeszcze do fabuły filmu i dość istotnego wątku, czyli wkroczenia w życie Łabendowiczów sąsiadki Józefiny. Ona wnosi dużo światła, słońca, w którym widz może się tak przyjemnie ogrzać. „Święto ognia” bez Józefiny, w rolę której wcieliła się znakomicie Kinga Preis, to byłby raczej ponury film.
To prawda. Ona rozsuwa zasłony w ich domu, jeśli mielibyśmy posłużyć się metaforą. Dzięki temu jest więcej powietrza i jasności. Poldek żyje w takim rodzaju hibernacji, rozpamiętując przeszłość. Józefina sprawia, że powoli zaczyna rozumieć, że musi zrobić jakiś krok naprzód. Józefina bardzo dobrze rozumie też Anastazję, jest przy niej swobodna, szczera, zauważa fakty, których otoczenie nie chce zauważyć, na przykład to, że Anastazja jest dorosła, ma potrzeby uczuciowe. Sama w obecności dziewczyny nie krepuje się opowiadać o swoich doświadczeniach miłosnych.
Myślę, że Józefina mogłaby być takim wzorem dla wielu wolontariuszy, którzy zaczynają pracę z osobami z niepełnosprawnością. Jej motto mogłoby brzmieć „bądźcie naturalni”, bo przecież o to chodzi w kontakcie z drugim człowiekiem, a nie o wykonanie jakiejś wielkiej misji zbawienia świata.
Dokładnie tak.
Czy były jakieś sceny w filmie szczególnie trudne do odegrania?
Tak. Scena, która ostatecznie nie weszła do filmu i związana jest z decyzją żony Poldka. W filmie ten wątek jest delikatnie tylko zasygnalizowany, on jest rozbudowany w książce, na podstawie której powstał scenariusz filmu („Święto ognia” Jakuba Małeckiego). No nie możemy tutaj za wiele opowiadać, żeby nie zdradzać fabuły filmu, ale Poldek postanowił w czymś żonie pomóc. Wydarzenie przerywa jednak wejście ich starszej córki. To było do odegrania bardzo trudne i wiele nas - aktorów kosztowało.
I scena nie weszła ostatecznie do filmu. Może była zbyt przykra? Obraz Kingi Dębskiej jest w konwencji baśni. To może wywoływać różne reakcje, zarówno pozytywne, bo lubimy historię z dobrym zakończeniem, ale też negatywne, na przykład irytację, że próbuje się „dosładzać” obraz życia osób z niepełnosprawnością.
Wie Pani… Każdy reżyser ma swój własny styl. Na pewno inny film niż Kinga Dębska stworzyłby na przykład Marek Koterski czy Wojciech Smarzowski. Kinga Dębska chce dawać nadzieję, wysyła taki sygnał do widza, że jest zawsze jakieś wyjście z nawet trudnych sytuacji. Ostatnio w związku z promocją „Święta ognia” uczestniczę w spotkaniach z opiekunami osób z niepełnosprawnością i mam wrażenie, że ten film odbierają pozytywnie, że dodaje im otuchy, siły, jest takim światłem w tunelu.
Pan według mnie wcielił się w rolę ojca dziewczyny z niepełnosprawnością bardzo dobrze, bez nuty fałszu. Poldek to taki zwykły, trochę wycofany i zagubiony facet, który jednak za wszelką cenę stara się sprawić, aby jego córka była szczęśliwa. Czasami nie wie, co zrobić konkretnie i naiwnie wierzy, że córkę uszczęśliwi naleśnikami, przy smażeniu których trochę sobie popłakuje, no ale stara się. Jest wiele czułości w postaci Poldka. To przełamuje też taki powszechnie obowiązujący stereotyp ojca, który jest zawsze silny i głównie zapewnia byt finansowy rodzinie.
Cieszę się, że tak Pani odebrała tą rolę. Jeśli chodzi o ojców dzieci z niepełnosprawnością to mam takie wrażenie, że traktowani są często bardzo technicznie – mają przenieść dziecko z jednego miejsca na drugie, zawieźć, przywieźć, pomóc w toalecie, tak jakby żyli poza sferą emocji i uczuć. To jest dla nich krzywdzące. To też musi się zmienić.
Zapraszamy więc wszystkich do kin na „Święto ognia”. Dziękuję za rozmowę i gratuluję roli, która też przełamuje taki stereotyp dotyczący Pana osoby, że Tomasz Sapryk to mistrz epizodów filmowych.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz