„Skołowani” - O tym, że „miłość nie wybiera” i ma transformującą moc!
W pewnej chwili stykają się drogi wiecznego Piotrusia Pana i notorycznego kłamcy - Maksa i przepięknej, pełnej optymizmu kobiety – Julii. Osoby z dwóch różnych światów, ale bardzo sobie bliskich. Co jest łączącym ludzi spoidłem? Co powoduje, że człowiek przechodzi zmianę? Jak potężną moc mają uczucia i.... miłość?
Dominika Kopańska: Chciałabym zapytać o Pana fabularny debiut reżyserski jakim jest film „Skołowani". Co znajdziemy w tym filmie?
Jan Macierewicz, reżyser filmu „Skołowani”: Niepełnosprawność przedstawiona w tym filmie jest tylko zalążkiem historii. Jest poza scenami tego scenariusza, jakby całą resztą są uczucia. Tutaj to, że główna bohaterka jeździ na wózku, nie jest głównym tematem i ja też nie chciałem tak mocno dotykać tego palcem i pokazywać widzowi, że tu jest rzeczywisty problem.
Chciałem pokazać w drugą stronę zupełnie, że po takich 15 czy 30 minutach zapomina się o tym, że główna bohaterka jeździ na wózku, tylko, że jest piękną i fantastyczną osobą. Więc jest to film o ludziach, a nie o ich ułomnościach. Główny bohater, którego gra Michał Czernecki jest osobą bardziej ułomną i niepełnosprawną uczuciowo osobą niż Julia.
Jakie kluczowe przesłanie niesie za sobą ten film?
Kluczem w tym filmie są miłość i uczucia. Dotyczą każdego. Moim zdaniem jest to też bardzo ciężka choroba.
Możemy zakończyć tą naszą krótką rozmowę słowami, że miłość nie wybiera?
Tak, miłość nie wybiera.
Dominika Kopańska: Jaką bohaterką jest Julia?
Agnieszka Grochowska: Mam nadzieję, że Julia jest bohaterką odważną. Chciałabym, żeby taka była, taką ją widzę. Jest osobą, która tak naprawdę mogłaby się poddać. Mogłaby stwierdzić, że właściwie niewiele rzeczy ma dla niej sens. A jednak nie. Jednak jest ona radośniejsza, bardziej odważna niż większość ludzi, których znam.
Jak wyglądały Pani przygotowania do roli skrzypaczki, ale też tenisistki na wózku?
Przygotowania były długie, film nam się trochę przesunął przez pandemię, więc miałam dużo czasu. Ale zaczęłam najpierw od tenisa. W późniejszym czasie wspólnie z Borysem, który uczył mnie gry w tenisa usiedliśmy na wózek i zaczęliśmy grać na wózku.
Jeździłam także po pomieszczeniach, gdzie podjeżdżałam na dywan lub w jakieś miejsca z kawą czy z książką. To były takie ćwiczenia, żeby się z tym wózkiem oswoić.
Trochę faktycznie zaskoczył mnie plan filmowy, ponieważ najczęściej jest on bardzo małym miejscem, w szczególności, gdy jeszcze wstawi się lampy i kamery. To było ciekawe doświadczenie spojrzeć na mój zawód, z innej perspektywy.
Spostrzegłam pewną rzecz. Nie wiem czy słusznie. Kojarzę Panią raczej z ról smutnych, takich też pesymistycznych. A tutaj w filmie „Skołowani” rola kobiety niezwykle optymistycznej, śmiejącej się, ale też kochającej życie!
Dobrze pani to dostrzegła! Zauważyłam, że w tej roli śmiałam się więcej niż w tych których grałam wcześniej. Muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się ten kierunek.
Odkryłam taką zależność, że granie wesołych postaci powoduje, że człowiek inaczej się czuje. Granie ciężkich tematów powoduje, że jest trudno, ponieważ trzeba wszystko psychicznie dźwigać. A nagle spotykając się z taką postacią… To były urocze dwa miesiące! Dzięki m.in. Jankowi, Michałowi to był właśnie taki uroczy, super czas.
Dominika Kopańska: Kim jest Maks? Zdziwiłam się, gdy przeczytałam w jednym z materiałów, że według Pana, Maks jest bohaterem wdzięcznym do zagrania. Przecież na początku Maks nie ma pozytywnych i takich do polubienia cech.
Michał Czernecki: Nie ma, to prawda. Ciężko go lubić przez dużą część filmu. Natomiast wydaje mi się, że wdzięk tej postaci polega na jej jakimś dojmującym człowieczeństwie. To znaczy, że całe jego kłamstwa i wszystkie oszustwa, które on z siebie generuje i przekracza kolejne granice, maskują coś, co na szczęście w tym filmie potem się pojawi.
W tym wszystkim widzimy człowieka, a nie, że tak powiem machinę do oszukiwania oraz, że to kłamstwo jest generowane z jakiegoś ważnego powodu. Wydaje mi się, że udało nam się z Jankiem Macierewiczem dotrzeć do tych powodów czy motywacji, które stoją za tym kłamstwem, a nie zatrzymaliśmy się tylko na powierzchni kłamstw i na tym, że kłamca zostaje zdemaskowany. Raczej mój bohater sam siebie demaskuje, oczywiście pod olbrzymim wpływem i z olbrzymią pomocą Julii.
Ja się dobrze czuję, posługując się tekstami ze scenariusza, gdzie to przyjaciel Maksa mówi o tym, że jest mu dziwnie ze sobą, po raz pierwszy niewygodnie, ponieważ spotkał kobietę, która nie udaje i nie ściemnia, jak również jest sobą.
Tak naprawdę miłość ma taką transformującą moc. Może to banalna konstatacja, ale żyjemy w czasach, kiedy tej miłości nie ma za dużo, a otacza nas coś raczej przeciwnego. Takie banały są na wagę złota.
W zapowiedzi filmu „Skołowani” używa Pan słów, które brzmiały między innymi tak: „Ona nie jest gotowa na to by poznać prawdę”. Rozumiem, że Maks dzięki uczuciu, którego wcześniej nie znał przechodzi przemianę?
Tak, w każdym szanującym się filmie, takim jakim ja widzę i lubię oglądać, że bohater z końca filmu jest zupełnie innym człowiekiem, niż ten którego poznajemy na początku.
Takie było nasze założenie z Jankiem, być może ryzykowne. Stworzenie bohatera, którego przez naprawdę lwią część filmu jest ciężko lubić i jeśli nie zobaczymy w nim szybciej, niż tylko pod koniec jakiegoś rysu człowieczego czy czegoś, co nas, że tak powiem z nim pozwala nam się identyfikować, to bylibyśmy w takim miejscu, w którym być byśmy nie chcieli.
Wydaje mi się, że dzięki wrażliwości też Janka i potencjałowi, jaki dał ten scenariusz, ale też dzięki wyobraźni i wrażliwości całej ekipy ludzi, jesteśmy właśnie w takiej opowieści, którą ja osobiście po prostu lubię. Czyli takie światy, które mnie bawią, wzruszają, ale też skłaniają mnie do refleksji.
Myślę sobie, że to koronny dowód na to, że komedia romantyczna nie musi być głupawa i że my tych widzów możemy też w jakiś sposób wychowywać. Oczywiście nie mamy takich ambicji.
Myślę sobie, że nawet dzisiaj rozmawiamy z którąś osobą, to te rozmowy różnią się od tych wcześniejszych, ponieważ dotykają czegoś innego. Może nie jakoś bardzo poważne, ale ton, tego co poważne jest pomieszany z tym co zabawne. I myślę, że to jest ok.
Czy mimo tych manipulacji i osztustw postać Maksa da się lubić?
Myślę sobie, że cały czas kibicujemy temu Maksowi, żeby on jednak kolejnej granicy na naszych oczach nie przekroczył. Wydaje mi się, że stworzyliśmy taką opowieść, w której są na to szanse, ponieważ moja postać się waha i podejmuje decyzje.
I myślimy sobie „dobra, no to już tutaj, to już zastopujemy”. Cały świat jest przeciwko temu kłamstwu, w które brnie, no ale myślę, że na tym to polega. Wydaje mi się, że dobrą metaforą postaci jest to jak on śpiewa. Gdyby on śpiewał cały czas wyłącznie źle, to byłoby bardzo nudne i przewidywalne, natomiast są momenty w tym jego śpiewaniu, że wydaje nam się, że on już na “tej fali” będzie płynął.
Myślę, że film skonstruowany jest w taki sposób, że nie lubimy tej postaci, myślimy sobie, że właśnie to jest „ten” moment, w którym ona tej granicy nie przekroczy, a my będziemy mogli ją w końcu polubić, ponieważ się przyznała.
Tak się jednak nie dzieje. Film kusi nas obietnicami zmiany tego bohatera, a ta zmiana nie następuje. Myślę, że przez Janka ta gra jest udolnie zaplanowana, ale też jakoś tam wciągająca.
Nie mówię tego tylko z własnej optyki, ale też w oparciu o opinię naszych pierwszych widzów.
Dziękuję za rozmowę! Jednym słowem - zapraszamy do kin!
Tak! Bardzo dziękuję.
Rozmowy były przeprowadzone 11.04.2023 r., podczas uroczystej premiery filmu „Skołowani" w Kinie Muranów. Dziękujemy Fundacji Avalon za zaproszenie i umożliwienie rozmowy z powyższymi rozmówcami, a Was nasi drodzy czytelnicy, zachęcamy by wybrać się do kin!
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz