...wyjeżdżam w Bieszczady...
Bieszczady, kraina tajemnicza i magiczna, będąca
inspiracją dla poetów, rzeźbiarzy, malarzy. To kraina, która
przyciąga tłumy turystów niezależnie od pory roku, kraina która
urzeka swoim pięknem i majestatem.
Na zdj. Bieszczady - przeprawa przez rzekę.
W dniach 5 - 9 września 2007 r. zamojskie stowarzyszenie Ruch Osób Niepełnosprawnych „Feniks”, zorganizowało wyjazd w Bieszczady. Uczestniczyły w nim osoby niepełnosprawne, głównie z dysfunkcją narządu ruchu, oraz osoby pełnosprawne z terenu całego kraju min. z Wrocławia, Żor i Stalowej Woli. W sumie w wycieczce wzięło udział 16 osób niepełnosprawnych, oraz 14 osób pełnosprawnych.
Impreza, zatytułowana „Integracyjnie w Bieszczadach”, miała na celu upowszechnienie aktywnego wypoczynku jako formy rehabilitacji, kształtowanie nowego wizerunku osoby niepełnosprawnej, a także integrację ze środowiskiem osób pełnosprawnych. Dofinansowana była ze środków PFRON.
Bazą wypadową dla uczestników stanowił Ośrodek Szkoleniowo - Wypoczynkowy „Wołosań” w Cisnej.
Pierwszy dzień rajdu to podróż do Cisnej z przerwą w Dynowie, gdzie w karczmie „Pod Semaforem” uczestnicy rajdu zjedli obiad. Tam też spotkali się z resztą uczestników, którzy dojechali z Wrocławia, Żor i śląskich Zbrosławic.
Kolejna przerwa w podróży nastąpiła w Jasienicy Rosielnej.
Uczestnicy rajdu zwiedzili ulokowany malowniczo na wzgórzu,
późnobarokowy, drewniany kościół.
Po przyjeździe do Cisnej, zakwaterowaniu i kolacji zaplanowano
spotkanie organizacyjne, podczas którego uczestnicy poznali
przewodnika i siebie nawzajem, mówili o swoich oczekiwaniach i
obawach związanych z rajdem. Zostali także w sposób szczegółowy
zapoznani z programem rajdu i regulaminem.
Na zdj. Bieszczady - odpoczynek na trasie.
Wiadomo już było co czeka uczestników następnego dnia , nie znano jedynie prognozy pogody. A ta nie zapowiadała się optymistycznie: padało, i miało dalej padać... Deszcz w Cisnej lubi chyba tylko Krystyna Prońko, organizatorzy zaś mieli obawy, czy niepewna pogoda nie pokrzyżuje ich planów.
Następnego dnia na szczęście nie padało. Grupa wyrusza w stronę Baligrodu, po drodze zatrzymując się w Jabłonkach przy pomniku generała Karola Świerczewskiego.
Kolejny etap rajdu wiódł w okolice Rabego, do kamieniołomów i rezerwatu ”Gołoborze”. Uczestnicy rajdu, nie bacząc na błotnistą drogę i spore wzniesienie terenu, wspinali się pod górę. Ci, którzy potrzebowali pomocy przy pokonaniu tej trasy, mogli liczyć na pełnosprawnych towarzyszy.
Na zdj. Bieszczady - Gołoborze.
Tego dnia po obiedzie w Baligrodzie pojechali jeszcze nad Solinę. Wieczorem nie ominęła ich szczególna atrakcja - wspólne wyjście do słynnej „Siekierezady.” - karczmy z biesami, czartami i siekierami wbitymi w masywne stoły.
Trzeci dzień przywitał ich nieśmiało wyglądającym zza chmur
słońcem. Wprawiło to wszystkich w doskonały nastrój. Po prawie
dwugodzinnej jeździe, krętymi i momentami bardzo wąskimi drogami,
grupa zatrzymała się w Tarnawie Niżnej. Stąd wiedzie szlak do
Dźwiniacza Górnego.
Część osób niepełnosprawnych pokonała tę trasę bryczką, pozostali
zaś samodzielnie. Po drodze okazało się, że czeka ich niespodzianka
i niezaplanowana przerwa. Po intensywnych, nocnych opadach mały
strumyk zamienił się w rwącą, szumiącą rzeczkę. Każdy próbował
własnych sposobów na jej pokonanie: Jedni próbowali zbudować
most z kamieni i konarów, jednak z marnym skutkiem, drudzy
natomiast po prostu ściągnęli buty i weszli do wody, która tego
dnia była wyjątkowo zimna.
Droga do Dźwiniacza Górnego, nieistniejącej już wsi, wiła się wzdłuż Sanu. Tylko stare lipy, jabłonie i przydrożne krzyże znaczyły miejsca, w których niegdyś tętniło życie.
W drodze powrotnej znowu przyszło się zmierzyć z wodną przeszkodą. Tym razem jednak uczestnicy nie czekali na bryczkę. Jako pierwsza swoich sił spróbowała przewodnicząca organizacji, a zarazem kierownik rajdu, Janina Stefaniak. Pozbyła się plecaka, rękawiczek i nie zastanawiając się długo wjechała do wody. Umiejętny balans na dwóch kołach pozwolił jej na prawie samodzielne pokonanie przeszkody. Jedynie w ostatniej fazie pokonywania rzeczki skorzystała z pomocy, bowiem po drugiej stronie było dość spore wzniesienie. Zachęceni tym przykładem inni uczestnicy w podobny sposób pokonali przeszkodę. Niektórzy nawet nie ściągali butów.
Na zdj. Bieszczady - przeprawa przez rzekę.
Po obiedzie w Tarnawie Niżnej i krótkim odpoczynku grupa zatrzymała się jeszcze w Ustrzykach Górnych, gdzie przy stanicy GOPR zaplanowane było spotkanie z ratownikami. Wieczorem była okazja, aby spotkać się z inną grupą ratowników GOPR, którzy specjalnie dla uczestników rajdu demonstrowali sprzęt służący ratowaniu życia ludzkiego. Szczególne zainteresowanie wszystkich wzbudził pies Ali, który wiele razy brał udział w akcjach ratowniczych. Niestety, ciekawe spotkanie zostało przerwane nagłym wezwaniem do kolejnej akcji ratowniczej.
Czwarty dzień wycieczki to wiele atrakcji i niespodzianek. Najpierw przejażdżka kolejką bieszczadzką do Przysłupia, a później wyjazd do „Latarni Wagabundy" w Woli Michowej. Gospodarz przywitał wszystkich dźwiękami rogu. Tutaj grupa spędziła całe popołudnie. Pobyt zaczął się od wspólnego obiadu, przy jednym, suto zastawionym stole. Po obiedzie był czas na rywalizację sportową i szczególną atrakcję dla wszystkich - jazdę quadami.
Przy stanowisku z łukiem, wiatrówką i rzutkami mogli zmierzyć się wszyscy. Niepełnosprawność nie wpływała w żaden sposób na wyniki konkurencji, okazało się, że osoby niepełnosprawne mogą rywalizować w skuteczny sposób z osobami pełnosprawnymi. Podobnie było z jazdą quadami. Początkowo nieśmiało i z oporami, później z coraz większą ochotą i zapałem niepełnosprawni uczestnicy rajdu decydowali się na przejażdżkę wytyczonym torem.
Na zdj. Bieszczady - na quadach.
Po kolacji jeszcze spotkanie podsumowujące rajd. Uczestnicy opowiadali o swoich odczuciach i wrażeniach związanych z rajdem. Dla „pierwszorazowych”, a takich była większość, były to szczęśliwe chwile, odkrywanie nie tylko Bieszczad, ale także nieuświadomionych dotąd pokładów własnych możliwości. Dla wszystkich było to także odkrywanie drugiego człowieka, jego życzliwości, akceptacji i tego, co było odbierane w przekazie bezsłownym – jestem tu dla ciebie, chcę ci pomóc, nie jesteś mi obojętny. To daje siłę, motywację, mobilizuje do aktywności w różnych obszarach.
Spotkanie zakończyło gromkie „sto lat” odśpiewane dla przewodniczącej, Janiny Stefaniak. W ten sposób uczestnicy wyrazili swoje podziękowanie za trud przygotowania całej, tak udanej, imprezy.
I wreszcie przyszedł ostatni dzień. Czas pakować się i opuścić gościnny „Wołosań” Rajdowicze czynili to z widocznym żalem. Humory poprawiły się nieco w Lesku, gdzie w cukierni „Słodki domek” spróbowali słodkich pyszności.
Ostatni etap wspólnego zwiedzania to skansen w Sanoku, a właściwie tylko niewielki fragment tego, największego w Polsce, parku etnograficznego. Po zwiedzaniu, ostatni wspólny obiad w karczmie nieopodal skansenu i pora pożegnania tych, którzy przybyli własnymi samochodami, i którzy z tego miejsca wyruszyli do domów. W ciągu tych 5 dni zawiązały się nowe znajomości, przyjaźnie, i żal się było rozstawać.
Na zdj. Kolejka bieszczadzka.
Ale to nie będzie jedyny taki wyjazd, uczestnicy planują już następne wspólne imprezy, bo świetnie się razem czują, rozumieją, akceptują.
„Trzeba umieć walczyć o swoje marzenia, ale trzeba też widzieć, które drogi nie są do przebycia i zachować siły na przejście innymi ścieżkami”.
W tych słowach Paulo Coelho zawiera się cała kwintesencja życia, jako dążenia do realizacji marzeń, dokonywania wyborów, stawiania sobie realnych celów, zgodnie z własnymi możliwościami. Niepełnosprawność nie musi oznaczać rezygnacji z marzeń, bierności i apatii. Niesprawne ręce czy nogi nie mogą determinować jakości życia. To nie tężyzna fizyczna i sprawność świadczą o wartości człowieka. Warto więc pokonać własne lęki, obawy i ograniczenia, dać sobie szansę odnalezienia drogi, która jest do przebycia.
Co ty tam robisz jeszcze na Zachodzie?
Czy cię tam forsa trzyma, czy układy?
Przyjedź i mojej zawierz raz metodzie
Ja zawsze, gdy jest jakiś ruch w narodzie
Wyjeżdżam w Bieszczady
Mówią, że Polska o głodzie i chłodzie
No cóż, na głód i chłód nie znajdziesz rady
Lecz po co tłuszcz ma spływać nam po brodzie
Gdy można żyć o owocach i o wodzie
Jadąc w Bieszczady
Tam niespodzianki cię czekają co dzień
Gdy w połoniny wyruszasz na zwiady
A potem patrzysz o słońca zachodzie
Siadłszy na drzewa przewalonej kłodzie
Jak żyją Bieszczady
Przyjeżdżaj zaraz, jeśliś jest na chodzie
Rzuć politykę, panny i ballady
Tutaj jesienią, jak w rajskim ogrodzie
Oprócz istnienia nic cię nie obchodzi
Przyjeżdżaj w Bieszczady
Co ty tam robisz...
… wyjeżdżam w Bieszczady
...wyjeżdżam w Bieszczady
...wyjeżdżam w Bieszczady
...wyjeżdżam w Bieszczady
Jacek Kaczmarski
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz