Dawcy szpiku poszukiwani
W Polsce cały czas brakuje dawców szpiku kostnego, ratującego życie osobom cierpiącym na białaczkę. Przekonała się o tym m.in. pani Anna z Poznania.
U pani Anny zdiagnozowano przewlekłą białaczkę szpikową, a jedynym ratunkiem dla jej życia jest przeszczep szpiku.
Chora ma rzadko spotykany układ antygenów HLA, którego nie ma nikt z jej rodziny. Jedynym wyjściem w takiej sytuacji jest znalezienie niespokrewnionego dawcy - niestety w banku dawców ani w Polsce, ani w Europie nie ma osoby, która ma identyczny antygen jak pani Ania. - Raz pojawiło się światełko w tunelu - wspomina. - Znaleziono dawcę w USA. Już byłam gotowa spakować się i jechać na przeszczep, gdy okazało się, że dawca jest chory i nie można od niego pobrać szpiku.
Pani Ania pomimo komplikacji nie straciła nadziei i nie chcąc bezczynnie czekać, zaangażowała się w poszukiwanie dawców. Zamieściła informacje w lokalnych mediach, jej przyjaciele rozdawali ulotki w kościołach i dużych marketach. - Wciąż wierzę, że gdzieś na ziemi, może nawet bardzo blisko, jest osoba, która uratuje mi życie - mówi pani Anna.
Potencjalnym dawcą szpiku może być każda zdrowa osoba między 18. a 50. rokiem życia. Po złożeniu deklaracji i oddaniu krwi do badania trafia się do centralnego rejestru dawców szpiku. - Są one bardzo kosztowne, w tym roku dostaliśmy środki na przeprowadzenie 1100 takich badań. Do końca listopada możemy ich zrobić już tylko 200 - mówi dyrektor Hanna Skalisz z Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa w Poznaniu. I dodaje: - Gdyby nie brak pieniędzy, takich badań moglibyśmy robić znacznie więcej.
W kilku istniejących w Polsce bankach dawców zgromadzone są dane ok. 33 tys. ochotników. Banki współpracują z podobnymi światowymi rejestrami, w których zgłoszonych jest ponad 10 mln potencjalnych dawców.
Na świecie wykonuje się rocznie ok. 60-70 tys. przeszczepów szpiku, w Polsce ok. 800 - o połowę mniej niż w krajach Europy Zachodniej. Jedną z przyczyn jest brak wiedzy na ten temat.
Pani Anna spotyka się także z młodzieżą z poznańskich szkół, uświadamiając im jak ważne są przeszczepy. Podczas ostatniego spotkania towarzyszył jej Francuz Robert Barthe, który - chodząc po świecie - namawia ludzi do oddawania szpiku. Sam założył kilka lat temu Stowarzyszenie "Trójkolorowy Szpik". Inspiracją tych działań była śmierć dzieci jego przyjaciół. W marcu 2007 r. wyruszył w drogę z Saint-Jacquees-de-la-Lande we Francji. Przeszedł pieszo ponad 6 tys. km. Odwiedzał szkoły, zakłady pracy, zwykłych ludzi. - Wędruję, by pomóc takim ludziom, jak pani Ania - opowiada. - Trzeba wszystkim wyjaśnić, że nie ma się czego bać, że oddanie szpiku nie jest dla nas niebezpieczne.
Pani Ania każdego dnia, nim wstanie z łóżka, wyciąga mała karteczkę, na której jest zapisana jakaś sentencja. Wczoraj przeczytała: "Żeby coś zrobić, trzeba coś zacząć".
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz