Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Głęboka miłość

17.10.2014
Autor: rozm. Paulina Malinowska-Kowalczyk

Paulina Malinowska-Kowalczyk: Jak ty rozmawiasz z Januszem? Bo ja nic nie rozumiem.

Joanna Hereta: Jeszcze dwie godziny i będziesz wszystko rozumiała.

Myślałam, że pyta, czy chcę soku, a ty mu mówisz, żeby otworzył okno.

Joanna: Ja też tak przez chwilę myślałam.

Janusz Solarz: Oda mos oda... (dźwięki artykułowane przez Janusza)

Janusz Solarz od blisko czterdziestu lat jest płetwonurkiem. Pięć lat temu przeszedł udar, po którym częściowo stracił władzę w prawej części ciała oraz mowę. Joanna Hereta, wieloletnia partnerka Janusza, jest aquaterapeutką i jedną z niewielu osób w Polsce zajmujących się delfinoterapią. Nurkowanie, które jest ich wspólną życiową pasją sprawiło, że są razem, sprawiło też, że Janusz po rozległym udarze wrócił nie tylko do sprawności, ale również, mimo protestów bliskich i lekarzy, pod wodę. Na ostatnim Europejskim Festiwalu Filmowym Integracja Ty i Ja w Koszalinie widzowie mogli zobaczyć dwa obrazy opowiadające ich historię: „Deep love” Jana P. Matuszyńskiego i „Powrót” Sylwii Michałowskiej. Jury festiwalu przyznało wyróżnienie bohaterom filmów, Joannie i Januszowi, za piękne świadectwo miłości i powracania.

Gdy byliście gośćmi Festiwalu Filmowego w Koszalinie, w czasie spotkania z widzami Janusz odpowiadał na pytania, a ty tłumaczyłaś. Jak długo zajęło wam nauczenie się nowej komunikacji?

Janusz: Aze moda sy mo o oda modasy.

Joanna: Tak naprawdę ta nauka ciągle trwa.

Janusz: Daze moda.

Joanna: Znaliśmy się jeszcze przed udarem. To podstawa, która pomaga rozumieć sposób myślenia Janusza. Moi rodzice, którzy poznali Janusza po udarze, przez pierwszy rok nie mogli się z nim dogadać.

Przy Januszu czuję się niepełnosprawna, bo on wszystko rozumie, a ja nic, ni w ząb.

Janusz: Daze moda sy! A sy moasy!

Joanna: Potrafię rozmawiać z Januszem o wszystkim. To nie są tylko rozmowy o zakupach, o rytmie dnia, o tym, co będziemy robili dziś, jutro czy pojutrze. Biegamy razem do teatru, opery i na koncerty, wracamy, zaczynamy rozmawiać. I to jest wyższy poziom odczuwania. Ale jak go całkiem nie rozumiem, to rysuje na przykład Polskę i zaznacza miejsca. Wtedy wiem, że pyta o jakąś osobę. Moje pierwsze pytanie „nurkuje czy nie?” - wedle zasady podziału ludzi na tych, co już nurkują i tych, co jeszcze nie nurkują.

A jak się kłócicie?

Janusz: Daze moda sy...

Joanna: No nie, kłócimy się Januszku.

Janusz: Daze moda!

Joanna: Nieprawda. (po chwili) Dobra, spieramy się.

To chyba trudne, w kłótni się tak komunikować?

Joanna: Wiemy, o co się kłócimy. Janusz wpada w cudowny słowotok, ma inną intonację głosu, gdy jest zły.

Przeklina po swojemu?

Joanna: Nie sądzę...

Janusz: Baze baze...

Joanna: Tylko sposób artykułowania dźwięku jest wybuchowy.

Wróćmy do momentu, gdy Janusz był tuż po udarze. Zdawałaś sobie sprawę, że już nie będzie mówił?

Joanna: Absolutnie nie. Gdy lekarze mówili, że może nie przeżyć pierwszej doby po operacji, mówiłam sobie „ok, przecież przeżyje”. Taki sposób myślenia pozwalał iść do przodu. Po trzech miesiącach usłyszałam, że będzie dobrze, jeśli będzie samodzielny na wózku. To ja go na wózek - i na słońce. Pielęgniarki mówiły, że nie może być na słońcu, bo „gdzie w marcu, chyba pani zwariowała...”. I ja go boczną windą... Wiedziałam, czego ten człowiek potrzebuje, czym żył i co go ładowało.

Na Festiwalu w Koszalinie pokazane były dwa filmy o was i to wy dostaliście wyróżnienie jako para tego festiwalu. Jaka jest ta wasza historia?

Janusz: Daze oda sy mos-oda... dase mo daze.

Czyli taka zwykła?

Janusz: Daze mo.

Joanna: Dla nas jest zwykła, bo nie wyobrażaliśmy sobie innej drogi. Ta woda, która między nami i w nas płynie, pozwoliła to wszystko tak, a nie inaczej wykreować. Gdybyśmy oboje nie kochali nurkowania i nie wiedzieli, ile przebywanie w wodzie każdemu z nas daje, to ja nie byłabym w stanie nigdy zrozumieć Janusza. Ten udar niewiele zmienił w potrzebach Janusza, bo zawsze kochał siedzieć w wodzie i kochał uczyć innych. Fakt, że wcześniej byłam jego kursantką, pomaga mi się z Januszem porozumiewać. Ludzie, którzy oglądali oba filmy, zwłaszcza kobiety, mówili, że muszę go bardzo kochać, skoro na tyle mu pozwalam. A to nie jest kwestia mojej miłości do Janusza, tylko mojej miłości do wody. Janusz nauczył mnie szanowania ograniczeń innych osób, bo był taką osobą jako szkoleniowiec, wymagający, ale akceptujący, że nie każdy jest w stanie zrobić w wodzie to, co on.

Jak się czuliście siedząc na scenie i będąc, jakby nie patrzeć, gwiazdami tego festiwalu?

Joanna: Przede wszystkim byłam pod ogromnym wrażeniem rozmachu tego festiwalu, ale... nie  czuliśmy się jak gwiazdy.

Janusz: Bez.

Joanna: Dla mnie to było dzielenie się dziełem z innymi, a nie dzielenie się naszym życiem. Często patrzę na tę babę na ekranie jak na kogoś obcego, jakbym oglądała czyjąś historię, nie swoją.

A jaka jest ta wasza historia?

Joanna: Pozytywna. Bez względu na to, co się wydarzy, a może się wydarzyć ogromne nieszczęście w życiu każdego człowieka, to nie jest koniec świata i wiara naprawdę czyni cuda. Jednak bez podwalin, niekoniecznie finansowych, nie da się zrobić kroku naprzód. Nigdy nie zwątpiliśmy, że będzie dobrze, wiedziałam, że i tak pojedziemy, polecimy, zanurkujemy... Chociaż wiele osób mówiło „nie da się”.

Poznałaś Janusza na kursie nurkowania. Pamiętasz ten dzień?

Joanna: Doskonale. Przyszłam lekko wystraszona na spotkanie, Janusz miał podnieść moje kwalifikacje. To było dla mnie jak olśnienie, ale nie damsko-męskie, tylko że osoba tak szalenie pozytywna i uśmiechnięta będzie prowadziła kurs dive mastera, po którym można prowadzić grupy i asystować przy szkoleniu innych. Po tym kursie mogłam już być odpowiedzialna za osoby z niepełnosprawnością pod wodą. Kurs bardzo ciężki, ale pomyślałam, że z tym facetem dam radę.

Janusz pracował wtedy z osobami z niepełnosprawnością?

Joanna: Przede wszystkim szkolił pełnosprawnych, ale miał też uprawnienia do szkolenia osób z niepełnosprawnością.

Janusz, ile lat nurkowałeś przed udarem?

Janusz: Daze mo dase o o... (Janusz pokazuje na palcach). Daze moda se mo o.

Joanna: Czyli 35. Jako osiemnastolatek robił pierwsze uprawnienia.

Ty wcześniej nurkowałaś tylko rekreacyjnie?

Joanna: Tylko dla siebie. Jako ośmiolatka wymyśliłam, że będę delfinoterapeutą. Oglądałam filmy Jacques’a Cousteau, obejrzałam „Wielki błękit”, usłyszałam, że ktoś, gdzieś z delfinami w wodzie coś robi, szukałam, szukałam i wreszcie w wieku lat czterdziestu spełniłam marzenie swojego życia i prowadziłam pierwsze zajęcia z delfinoterapii. Kiedy weszłam pierwszy raz do wody, pomyślałam: „tak, ja o tym śniłam”.

Na tle ścianki z napisem HBO stoją obejmujac się: Janusz Solarz, Joanna Hereta i Artur Dąbrowski

Na zdjęciu od lewej: Janusz Solarz, Joanna Hereta i Artur Dąbrowski, fot. archiwum Joanny Herety i Janusza Solarza

Zajęłaś się delfinoterapią jeszcze przed udarem Janusza?

Joanna: Tak, już wtedy pracowałam z osobami z niepełnosprawnością.

Poznałaś Janusza i co było dalej?

Joanna: Wiedziałam, że Janusz jest taką osobą, od której mogę się wiele nauczyć, ale też potrafiłam mu się postawić i z niego zażartować, co go wkurzało. Może dlatego po roku zaproponował mi asystę przy pisaniu swojej książki o bezpiecznym nurkowaniu. Poczułam się dowartościowana, że mogę w takim dziele mu towarzyszyć, choć wiedziałam, że jeśli chodzi o nurkowanie, przy Januszu jestem nikim. Tysiące godzin pod wodą, setki wyszkolonych osób i ja. Janusz pisał, ja porządkowałam dokumenty... I dwa lata później miał udar...

Zorganizował wtedy akurat zimowe nurkowanie pod lodem. Kiedy to było?

Joanna: Sześć lat minie w styczniu.

Pamiętasz, jak jechałaś z nim do szpitala?

Joanna: Śpiewaliśmy. Chodziło o to, żeby nie stracił przytomności. Z synkiem koleżanki, która nas wiozła, śpiewaliśmy piosenki dziecięce i prosiliśmy Janusza, żeby też śpiewał. To pomogło przetrzymać stres. Nie miałam pojęcia, że objawami udaru są niewładność ręki, opadanie kącika ust, kłopoty z artykulacją. Świeciło cudowne słońce, a my jechaliśmy znad Jeziora Hańcza do Suwałk. Janusz sam wyszedł z auta, sam wszedł do izby przyjęć, przyszedł lekarz i natychmiast wysłał go na tomografię. Janusz fajnie wyglądał, bo wciąż był w ocieplaczu do suchego skafandra, w którym miał zanurkować pod lód. Taki zielony ludek. Potem dowiedziałam się, że miał wylew i zabrali nas na neurologię. Tam Janusz stracił przytomność. Po dwóch dobach został przetransportowany do Białegostoku, gdzie przeszedł operację trepanacji czaszki i odbarczania krwi z mózgu.

Jak długo był w szpitalu?

Joanna: Był w kilku, w sumie trwało to pół roku i w czerwcu wróciliśmy do Warszawy. Zaczęła się walka z codziennością. Przyjeżdżały do niego jego kursantki i jednocześnie rehabilitantki. Miał gigantyczne szczęście, że takie osoby wcześniej szkolił i dziewczyny uczyły go chodzenia po schodach, wstawania, siadania, kładzenia się i obracania z pleców na brzuch i odwrotnie. W dodatku walczył z moją nadopiekuńczością, bo ja się ciągle o niego bałam.

Kiedy przestałaś się bać?

Joanna: W „Deep love” jest taka scena, która nie weszła do filmu. W czasie kolacji kłócę się z Arturem (Dąbrowskim – przyp. red.), z którym Janusz wymyślił powrót do nurkowania. Pytam, czy Artur weźmie na siebie odpowiedzialność za Janusza, gdyby coś się stało. Dziewczyna, która nas kompletnie nie znała, zapytała mnie, czy widzę jakieś zmiany u Janusza po wyjściu z wody, po nurkowaniu. Powiedziałam, że na szczęście nie, to ona na to: „dlaczego ty czekasz na złe objawy, dlaczego nie widzisz, że on idzie do przodu?”. Pomyślałam „kobieto, co ty w ogóle wiesz?”, a po chwili „przecież ona ma rację”.

A kiedy pojawiła się myśl, żeby wrócić do nurkowania?

Joanna: Chciałam, żeby wrócił do wody, poszliśmy na basen, prowadziłam swoje kursy, zajęcia, ciągle mu o tym opowiadałam i widziałam, że ta potrzeba powrotu do wody jest u niego bardzo silna. Osiem miesięcy po udarze wszedł do basenu, ale tematu nurkowania starałam się unikać. Przestałam wyjeżdżać na wyjazdy nurkowe, nie kupowaliśmy książek i czasopism na ten temat, ale w końcu nie udało nam się nie mówić o nurkowaniu. Pojechaliśmy na Hvar, gdzie prowadziłam obóz szkoleniowy dla nurków z niepełnosprawnością. Janusz bardzo chciał nurkować, ale baza zadecydowała, że ze względów bezpieczeństwa nie miał prawa wejścia do wody. To był najgorszy wyjazd mojego życia. Wszyscy wchodzili pod wodę, potem dzielili się wrażeniami, a Janusz zostawał na łodzi, na powierzchni. Zostało mu zabrane coś, co uwielbia. Rok później pojechał beze mnie, spotkał Artura Dąbrowskiego, z którym nurkował tuż przed udarem, zimą. Wrócili z Chorwacji i oświadczyli, że się dogadali. Jadą do Egiptu i będą nurkować.

I o tym właśnie jest „Deep love”. Jesteś w nim pełna obaw i zła.

Joanna: Mówiłam: „Artur, dałeś mu nadzieje na coś, czego nie można spełnić”. Ale oni dopięli swego po trzech latach przygotowań. Ostatnia rzecz, o której myślałam. I to się stało poza mną.

Janusz, w Egipcie zeszliście na 60 metrów.

Joanna: Chcieli zejść na 100 m, ale lekarz się nie zgodził.

Janusz, gdzie już pływałeś?

Joanna: Lepiej zapytaj, gdzie jeszcze nie pływał.

Dokąd chciałbyś jeszcze pojechać?

(Janusz kartkuje atlas świata)

Janusz: Daz oda by sy daz oda sy.

(Janusz wskazuje na Wielką Rafę Koralową w Australii)

To twoje marzenie?

Janusz: Da sy.

Komentarz

  • Podziw
    Marekmalacky
    26.11.2014, 23:08
    Jesteś the best

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas