Schody jak Berliński Mur
Dziennikarz Tygodnika Podhalańskiego na wózku
inwalidzkim przemierzył Zakopane. Niedostępne urzędy, muzea,
sklepy, nawet wybranie pieniędzy z bankomatu na ulicy – niemożliwe.
To miasto nieprzyjazne dla niepełnosprawnych.
Początkowo mam duże opory, by usiąść na wózku. Tłumaczę sobie, że
trzeba spojrzeć na świat z dołu. By zrozumieć jednych i wytłumaczyć
innym. Siadam. I ruszam wraz z Angeliką Chrapkiewicz na ulice
Zakopanego.
Na zdj. Angelika Chrapkiewicz, Józef Figura
For. Jurek Jurecki
Dziewczyna ma w sobie coś, co nie pozwala oderwać od niej oczu. I nie chodzi o urodę, choć nie sposób jej nie podkreślić. Ale jest jeszcze bijący z twarzy optymizm. Uśmiech niemal nie znika z jej oblicza, mimo że do wózka jest przykuta od dzieciństwa. Gdy miała trzy lata, okazało się, że cierpi na postępujący zanik mięśni. O swej chorobie mówi ze spokojem. Przyzwyczaiła się, podobnie jak i do tego, że w podstawówce musiała usiąść na wózku. A potem całe miesiące rehabilitacji. Pięć dni w sanatorium i weekend w domu.
– Kiedyś chodziłam normalnie, biegałam – wspomina. – W pewnym momencie przyszło osłabienie. Nie mogłam dać sobie rady z przejściem 100 metrów. Miałam 14 lat, gdy dotarło do mnie, że bez wózka nie mogę wyruszyć na dłuższe spacery. Rodzice już wcześniej mnie przygotowali do tego momentu, zresztą pobyt w sanatoriach też mi to uświadomił. Przez to, że jestem chora, od nie pamiętam kiedy, było mi łatwiej znieść myśl, że będę na wózku. Ciężej mają ci, którzy ulegają wypadkom i nagle muszą wejść w środek tego wszystkiego. Jadą na wózku, natrafiają na barierę, chcieliby wstać i jak dawniej ją pokonać. Są bezsilni i zrozpaczeni..
Trudno się przestawić. Mam problem niemal na każdym metrze. Nowa nawierzchnia pełna jest pułapek, z których istnienia nawet nie zdawałem sobie sprawy. Nigdy nie zauważyłem, że wzdłuż Krupówek ciągną się dwa płytkie korytka odprowadzające deszczówkę. By je pokonać, trzeba stanąć wózkiem prostopadle, odchylić się do tyłu i śmiało ruszyć. Raz zatrzymuję się, zahaczając nisko zawieszonymi podnóżkami. Czuję pomocne ręce z tyłu, które pomagają mi ruszyć. Rzucam „dziękuję” i nawet nie zauważam, kim był niespodziewany pomocnik.
Angelika jest mistrzem w pokonywaniu barier. Skończyła liceum i poszła na wymarzone studia do Krakowa. Na Uniwersytecie Jagiellońskim ukończyła turystykę. Cztery lata codziennych wędrówek na piąte piętro. Nikt nie pomyślał, że na tym kierunku studiować będą niepełnosprawni. Na ostatnim roku wydział przewędrował na parter.
Dziewczyna kończy też dziennikarstwo na Akademii Pedagogicznej. Przerwała, bo zaczęło brakować czasu. Praca, dojazd na uczelnię, poszukiwanie transportu z powrotem. Teraz będzie łatwiej - Angelika ma wreszcie prawo jazdy i mały samochód. Pozostała jej praktyka i staż - wszystkie egzaminy ma już za sobą.
– Optymizm? – zastanawia się chwilę. – Zawsze taka byłam. Miałam masę przyjaciół, zawsze umieliśmy dobrze się zabawić. Moi rodzice też nigdy się nie załamywali. Mam brata, który jest sprawny i ani mama, ani tato nigdy żadnego z nas nie wyróżniali. Nie faworyzowali mnie – wręcz przeciwnie, zawsze musiałam wykonywać wszystkie swoje obowiązki. Zresztą, teraz też sama sobie w domu wybrałam pokój na pierwszym piętrze. Schodzę po schodach te pięć czy dziesięć minut. To dla rehabilitacji. Jak przyjdzie czas, że nie będę sobie dawać rady i moja choroba postąpi – przeniosę się na parter.
Krupówki to także mozaika bruku. Najgorzej jest na częściach wyłożonych granitową kostką imitującą kocie łby. Uwaga też na kratki studzienek, w których można zaklinować koło. To jednak nic. Kwestia treningu i opanowania stylu jazdy. To da się wyćwiczyć. Ale nie dam rady pokonać schodów. To prawdziwe przekleństwo. Podjeżdżam do księgarni. Na poziomie oczu mam kostki kupujących, a przed sobą pięć stromych stopni. Przeszkoda nie do pokonania. W innych placówkach przynajmniej jeden schodek to standard. Gorzej, jeśli dalej jest jeszcze wysoki próg. Nawet jak pokonasz pierwszą przeszkodę, druga spycha z powrotem, jeszcze zanim odzyskasz równowagę.
- Religia? Tak. Pomaga. I to nie tylko na zasadzie: „jak trwoga, to do Boga”. Bardzo długo byłam związana z grupą stworzoną przez księdza Andrzeja Grodeckiego. Zebrał niepełnosprawnych i osoby, które nimi się opiekowały. Powstała zgrana paczka, która przetrwała nawet po przejściu księdza do innej parafii. Wyjeżdżaliśmy razem na obozy, gdzie byliśmy zdani na siebie, i to nas umocniło. To były bardzo silne więzy i z grupą, i z Kościołem.
To właśnie w grupie Angelika poznała Szymona – zawodowego strażaka z Zakopanego. Chodzą ze sobą osiem lat. Myślą o ślubie, choć śmieją się, że nie wiadomo, czy uda im się znaleźć restaurację na przyjęcie z taką liczbą wózkowiczów.
Bankomat. Super, jest przy ulicy, nie trzeba przekraczać żadnych drzwi. Przemyślny projektant zadbał o wygodę wypłacających – urządzenie umieścił na szerokim stopniu. Nie jestem w stanie nawet się zbliżyć, by dostać ręką do klawiatury. Kasy nie będzie. Jedziemy dalej.
– Co najbardziej daje się we znaki, gdy mieszka się w Zakopanem? Przede wszystkim ukształtowanie terenu. Ale tego nie da się zmienić, podobnie jak tego, że zimą praktycznie jesteśmy unieruchomieni. Poza tym są fatalne chodniki z wysokimi krawężnikami. Brak podjazdów, a jak są, to pozastawiane np. reklamami, dużo schodów i oczywiście nieprzystosowanie urzędów. To doprowadza mnie do szału, bo wszystko muszę załatwiać przez rodziców, wypisując im całą masę upoważnień. A muszę sama odebrać prawo jazdy czy paszport. Sama na pewno tam się nie dostanę.
Ręce zaczynają boleć, choć na razie jadę tylko w dół Krupówek. Może odrobina kultury? Skręcam do Muzeum Tatrzańskiego. Oczy cieszy widoczny z daleka podjazd. Bruk centralnego deptaka miasta zostawiamy za plecami. Pod kołami dziurawy asfalt. Nieopatrznie wjeżdżam na studzienkę telekomunikacyjną. Prawe koło zawiesza się w próżni nad szczeliną w betonie. Uwaga na przyszłość – lepiej omijać takie niespodzianki.
Od półtora roku Angelika ma nowy wózek. Jest lekki i wygodny. Ale musiała sama załatwić 7 tysięcy złotych. Część odłożyła z pensji, częściowo wspomogli przyjaciele, udało się też zebrać parę złotych podczas wystawy jej zdjęć. Fotografia to tylko jedno z wielu hobby Angeliki. Największą jej pasją od pięciu lat jest nurkowanie. Zresztą zajmuje się tym też służbowo, gdyż pracuje w jednym z krakowskich biur podróży jako „sprzedawca Egiptu”. Zajmuje się rezerwacjami przelotów, hoteli i organizuje wyprawy. W wolnym czasie udziela się w stowarzyszeniu „Nautica”, zrzeszającym osoby niepełnosprawne, które nurkują. Tam zakopianka także organizuje zajęcia na basenie, wyjazdy na nurkowanie.
A wszystko zaczęło się przypadkowo od kolegi ze studiów, który namówił ją na przyjście na nurkowanie. Początkowo nie chciała, bo zawsze bała się wody. Jednak przyszła. Za trzecim razem już wrzucili ją do wody ze sprzętem. Skończyła kurs, potem namówiła Szymona, by mieć w głębinach kogoś, komu ufa.
– W wodzie nie czuję niczego. Ani wózka, ani żadnych oporów. Czuję lekkość. Wszystko można. Nie muszę czekać, aż ktoś mi pomoże, gdzie chcę, to płynę – podkreśla.
Po krótkiej szamotaninie wyjeżdżam i docieram do chodnika. Przede mną wyrasta krawężnik. Z mojej obecnej perspektywy gigantyczny, choć jeszcze wczoraj nie zwróciłbym na niego uwagi. Muszę poprosić o pomoc. Podjazd okazuje się koszmarem – wyłożony jest kamieniami, przypominającymi bardziej otoczaki znad Białki, niż uliczny bruk. Jestem bez szans. Angelika, choć ma wprawę i lekki wózek – też kapituluje. Znów zwracam się o pomoc do Przemka i Szymona. Głupie uczucie. Jestem bezsilny wobec architektury. Otoczaki wyprowadzają nas... do podnóża schodów. A co za drzwiami? Też schody. Kapitulujemy. Wracamy.
Podczas dni sportu na krakowskim Rynku Angelika poznała Annę Dymną. Wkrótce potem aktorka zadzwoniła i poprosiła o zdjęcia do reklamówek dla jej fundacji „Mimo wszystko”.
– Teraz, jak nie telefonuję przez dwa tygodnie, to pani Ania dzwoni i pyta, czemu się nie odzywam i co u mnie słychać. O cokolwiek mnie poprosi, to dla mnie nie ma problemu – muszę pomóc. Teraz, jak mam prawo jazdy, to mogę dużo więcej zdziałać.
Dla zakopianki praca w „Mimo wszystko” i „Nautice” to przede wszystkim pasja i możliwość samorealizacji.
– Uwielbiam rozmawiać z ludźmi. Na nurkowanie zgłaszają się ludzie, którzy są przerażeni, tak jak i ja byłam przerażona. I oni się przełamują. Bo trzeba się przełamać, żeby ściągnąć maskę pod wodą, zobaczyć, że da się oddychać przez automat na głębokości 5 metrów. Obserwowanie, jak dają sobie radę krok po kroku – to tak naprawdę mnie osobiście uskrzydla. Bo wiem, jak ważne dla mnie stało się nurkowanie. Żadne pieniądze nie zastąpią widoku osoby, która cieszy się, przeżywa swoje nurkowanie, kontakt z wodą…
Podjazd w górę Krupówek już nie jest taki przyjemny. Pokonanie każdego metra wymaga sporego wysiłku. I jeszcze spojrzenia dookoła. Czuję się jak cyrkowa osobliwość. Wolę unikać spojrzeń. Patrzę pod koła. To przywraca spokój i pozwala uniknąć upadków.
Zastanawiam się, po co my to robimy. Czy nie zostaniemy skrytykowani za poszukiwanie taniego sentymentalizmu czy granie na uczuciach? Gdy ja zastanawiam się nad formułą reportażu, Angelika uświadamia mi, że to prawdziwa walka o coś znacznie ważniejszego.
– Da się wiele zmienić. Ale przede wszystkim najpierw musi się zmienić świadomość, potem muszą pójść działania. W Zakopanem nie można poradzić sobie bez opiekuna. W Krakowie czy Warszawie – już tak. Chciałabym, by Podhale było takim miejscem, gdzie mogłabym powiedzieć przyjaciołom na wózkach – przyjeżdżajcie. Wiadomo, że zimą się nie uda, ale w wakacje… Marzy mi się, by wyruszyć w Tatry. Teraz jedynym dostępnym miejscem jest Morskie Oko. A gdyby dało się tak zrobić, że zgłasza się kilka osób na wózkach i można zorganizować im jakiś wyjazd w góry? Tymczasem ludzie nawet nie podejmują walki. Dzwonią do urzędu czy informacji i słyszą zawsze: „nie da się” A ja wiem, że się da! A bariery architektoniczne? Fajnie byłoby, gdyby ludzie, budując pensjonat czy sklep, pamiętali o tym, żeby nie robić schodów. I drzwi szersze, żeby wjechać wózkiem, czy zamontować sklepową ladę na takiej wysokości, by było nas w ogóle widać. Przecież zakopiańska informacja turystyczna – to dwa strome schody. Kiedyś czekałam tam pół godziny przed wejściem i nikt do mnie nie wyszedł, bo po prostu mnie nie widzieli. Jak są bariery – to niech będzie informacja albo dzwonek. Niepełnosprawnych jest wielu.
Jedziemy pod zakopiańskie starostwo. Tu schodów nie sposób zliczyć. Szymon z Przemkiem wynoszą Angelikę. Drobną dziewczynę szybko transportują na samą górę. Próbują to samo ze mną. Ale wytaszczenie 90-kilogramowego ciężaru nie jest łatwe. W ochach mam strach, gdy muszę się mocno odchylić w tył. Boję się jeszcze bardziej, gdy zatrzymuję się na trzecim schodzie, a wózek staje krzywo na jednym stopniu. Muszę zdać się na innych, jestem wściekle bezradny. Sparaliżowany strachem i złością. Chciałbym zacząć kląć na cały świat, a szczególnie na tego, kto te schody zaprojektował. Wicestarosta Andrzej Skupień zbiega po schodach do służbowego samochodu. Na widok naszego fotoreportera przystaje pytając, czy może pomóc. Gryzę się w język, by nie powiedzieć, by wziął kilof i rozpie... te cholerne schody. Uśmiecham się i uprzejmie dziękuję.
Praca magisterska Angeliki dotyczy możliwości turystyki osób niepełnosprawnych w Zakopanem. Trzy lata temu wnioski nie były optymistyczne, dziś niewiele się poprawiło. Szlak architektury zakopiańskiej jest niemożliwy do przejścia. Choć willa Koliba, czy Atma są zabytkami, to jednak na świecie są metody, by uczynić je dostępnymi i ułatwić zwiedzanie także osobom na wózkach.
Baza hotelowa? Kwatery są kompletnie nieprzystosowane, w odróżnieniu od hoteli. Tam w większości co prawda warunki są doskonałe, ale ceny sięgają 300 - 400 zł za dobę. Niedostępny jest teatr Witkacego, niedawno pojawiło się boczne wejście do kina Sokół. Dramatem są pozastawiane miejsca na parkingu. Ludzie nie zwracają na to uwagi.
– Czasem wydaje się, że najlepiej byłoby posadzić takiego kierowcę na cały dzień na wózku bez możliwości wstawania. I przekonałby się, jak to jest – zauważa dziewczyna.
Jedziemy jeszcze do Nowego Targu. Ja zostawiam wózek tam, gdzie go pożyczyłem, czyli w zakopiańskim ośrodku na Bystrem.
W mieście pojawia się problem z parkowaniem. Duży parking w Rynku jest niedostępny. Kierowca naszego busa tłumaczy, że wiezie osobę niepełnosprawną, jednak słyszy, że musi zapłacić albo szukać sobie dalej. Jedyne miejsce dla inwalidy jest zastawione przez samochód – bez jakiegokolwiek znaczka sugerującego, że należy do osoby niesprawnej. Na właściwą obsługę natrafiamy na małym parkingu. Tam bez problemu dostajemy darmowe miejsce.
Postanawiamy sprawdzić dostępność urzędu miejskiego, gdzie niedawno pojawiła się specjalistyczna winda. Angelika uruchamia urządzenie, które wynosi ją do drzwi na parterze. Wewnątrz znajduje guzik przywołujący obsługę. Gdy zastanawiamy się, ile trzeba będzie czekać, słyszymy z góry „już idę”, po czym pojawia się urzędniczka. Prośba o formalności potrzebne do wymiany dowodu są załatwione – Angelika wychodzi z formularzem i zapewnieniem, że gdy go wypełni, zostanie obsłużona bez kolejki. W drodze powrotnej jednak winda się zacina. Angelikę z wózkiem znosi urzędniczka wraz z kierowcą urzędu.
Kłopot sprawiają wysokie krawężniki w centrum Nowego Targu, a szczególnie przy jeszcze nie wyremontowanych ulicach. ZUS pozytywnie zaskakuje długim podjazdem dla wózków, za to sklepy i banki w Rynku w większości obwarowane przynajmniej kilkoma schodkami. Dobrze, że chociaż do lodziarni wjeżdżamy bez przeszkód.
Bojkot
Po kilku godzinach wędrówek Angelika jest już wyczerpana –
czas wracać do do-mu. Powoli wsiada do busa, a wózek wędruje do
bagażnika. Ja zostaję, stojąc na własnych nogach. Mam komfort, że
mogłem po prostu oddać sprzęt i już. I wątpliwo-ści, czy uda się
cokolwiek zmienić. Ale przynajmniej, zanim przekroczę próg sklepu
czy restauracji, zastanowię się, czy bym tam wjechał, gdybym
siedział na wózku. Jak nie... lepiej odwrócić się na pięcie.
*****
Na naszych stronach chcemy stworzyć ranking miejsc przyjaznych
niepełnosprawnym. Niestety, stworzenie listy miejsc nieprzyjaznych
zajęłoby zbyt wiele miejsca. Liczymy na odzew i czekamy na
propozycje. Mamy nadzieje, że to będzie doskonała rekomendacja tych
sklepów czy firm także dla nas, sprawnych.
Czekamy na propozycje mailem: tpziutek@tygodnikpodhalanski.pl,
lub telefonicznie pod tel.: 018.2000000 lub
018/26 699 34
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz