Bez fałszywej nuty
O filmie Sonata w reż. Bartosza Blaschke napisano już chyba wszystko. Nadszedł czas, by powiedział o nim Grzegorz Płonka, pierwowzór głównego bohatera.
Agnieszka Jędrzejczak-Sprycha: Jak oceniasz Sonatę, film o Tobie i Twojej rodzinie?
Grzegorz Płonka: Według mnie jest na bardzo wysokim poziomie. Znakomicie zaprezentowali się w nim reżyser Bartosz Blaschke i aktorzy. Reżyser ma genialne wyczucie w dobieraniu ludzi i dopasowaniu opowieści do obrazu. Świetnie dobrał Małgorzatę Foremniak i Łukasza Simlata oraz wybitnie utalentowanego Michała Sikorskiego. Michał genialnie, naturalnie zagrał mnie, moje wypowiedzi i ruchy, także cechy psychiczne, zwłaszcza to, jak jestem uparty. W pełni zasłużył na nagrody na festiwalach.
Film opowiada historię mojego życia bez fałszywej nuty, choć może lepiej byłoby skasować sceny o rysowaniu penisa i mówienie, że kobiety mają cycki, ale te sceny są udane i śmieszne, przemyślane, równoważą dramat i pobudzają emocje. Film można oglądać parę razy i się nie nudzić.
Które sceny filmu lubisz najbardziej?
Lubię scenę, gdy profesor, grany przez Jerzego Stuhra, informował rodziców, jak to jest nie słyszeć radia, telefonów, ptaków. Ta scena uświadamia, jakie jest życie słabosłyszących, niesłyszących, Głuchych. Jak cierpią w izolacji od świata i kontaktów. I że mowa ma wpływ na rozwój człowieka. Lubię sceny lekcji z panem Jurasem, granym przez Lecha Dyblika. Reżyser napisał fantastyczne dialogi. Gdy pan Juras mnie uczył, to nie chciało mi się czytać nut i lubiłem oddawać się interpretacji.
W szkole muzycznej Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi nauczyłem się nut i dzięki temu Sonaty księżycowej, by udowodnić, że dam radę i mogę uczyć się w szkole muzycznej, a nie tylko w ognisku. Lubię scenę, gdy Małgorzata Foremniak walczy z dyrektorem, „by otworzył dla mnie drzwi” do swojej szkoły. W korytarzu odwróciłem wzrok na Alicję, która zajmowała się małą dziewczynką.
Reżyser świetnie ujął to, jak mężczyzna lubi patrzyć na piękne i zadbane kobiety. Lubię scenę z echem w górach. Obraz miał być kolorowy i taki jest. Pamiętam też scenę, gdy bus przed domem zatrąbił i odjechał, a ja czułem wielką radość, że nie pojechałem do szkoły. W rzeczywistości było tak, że wyłączyłem budzik w sypialni rodziców. Tylko raz mi się to udało.Wszystko inne jest zgodne z prawdą.
Jak przygotowujesz minikoncerty po pokazach filmu?
Gdy organizatorzy wyznaczają czas na występ, to wybieram najładniejsze i znane utwory np. z filmów Polskie drogi i Amelia. Po pokazach filmu nie gram Sonaty Beethovena. Jeśli mam występ w miejscu z ekranem, to przygotowuję zdjęcia pod swój podkład muzyczny, np. do utworów Zegar i Kukułka. Przygotowane są w formacie DCP do odtwarzania cyfrowego w kinie, przez HDMI z laptopa. Sam kręcę filmy i je montuję w programie Adobe Premiere Pro. Sam też wybieram utwory, ale nie każdy gram z obrazem. Czasem organizatorzy życzą sobie, bym coś konkretnego zagrał.
Czego dotyczą Twoje rozmowy z publicznością?
Po pokazach filmu widzowie najczęściej pytają, czym jest w moim życiu muzyka i jakie mam marzenia. Czasem też o moje życie po tym filmie i czemu on służy. Czy według mnie nastąpi jakaś zmiana społeczna? Do czego może inspirować ten film, co jest w nim najważniejsze? Najczęściej odpowiadam, że film jest takim apelem o zmianę i o tolerancję.
To także apel do rodziców, aby bardziej czujnie obserwowali swoje dzieci, i do nauczycieli. Jeśli widzą, że dziecko rysuje albo próbuje grać, to warto wysłać je na zajęcia po to, żeby tę pasję rozwinąć, żeby nie spało w domu i nie marnowało młodego wieku i swojej świeżości. Z nudy w domu i izolacji mogą występować kłopotliwe, nietypowe zachowania i błędne oceny tych zachowań, a nawet – jak u mnie – może to doprowadzić do diagnozy autyzmu, a nie np. niedosłuchu.
Bardzo ważne jest, żeby zdawać sobie sprawę, że państwo ma obowiązek edukacji dziecka od 6. do 24. roku życia, i należy maksymalnie wykorzystać to, co ono daje, i to za free, bo niewykorzystany czas jest stracony, nie do odrobienia, nie ma już powrotu, i nie jest ważne, czyja to wina. Traci się prawo do edukacji i wsparcia, mimo niepełnosprawności.
Film Sonata ma przekazać światu, że był u mnie wyjątkowy problem, ale udało się przebić mur i dojść do celu, spełnić marzenia i oczekiwania. Jednocześnie pokazuje on, że nie ma idealnych ludzi, choć np. poprawnie piszą i mówią. Dzięki temu filmowi można lepiej rozumieć niepełnosprawność i zobaczyć, jak wygląda cierpienie i ciężka walka o siebie.
Możemy być dzięki temu bardziej tolerancyjni i akceptować wady człowieka. Film dał wielu ludziom do myślenia, pokazał, że trzeba walczyć, chcieć, a wtedy nie ma rzeczy niemożliwych, i można osiągnąć swoje cele.
Które ze spotkań z publicznością podobało Ci się najbardziej i dlaczego?
Pamiętam spotkanie 7 lutego w kinie Światowid w Katowicach. Było wyjątkowe, pełne emocji i wrażeń. Spędziliśmy niemal cztery godziny w kinie, dwie na oglądaniu filmu i półtorej na spotkaniu z twórcami. Przyszły osoby słabosłyszące i Głuche, bardzo zainteresowane filmem. Widzowie pytali, np. czy znam język migowy, czy dużo gram, jakie mam marzenia.
Mówili, że język migowy jest tak inny, że są jak obcokrajowcy mający trudności w nawiązywaniu kontaktów, także społecznych. 23 marca pojechaliśmy do nieznanego mi Kalisza, ale następnego dnia przyszły dwie energiczne, przemiłe, pełne empatii dziewczyny i dzięki nim poznaliśmy to miasto. Po pokazie filmu odbyła się konferencja z udziałem ministra edukacji,na której miałem występ. Poznałem i polubiłem w Kaliszu Kamilę, piękną i wrażliwą kobietę. Fajnie gadaliśmy. Pobyt był bardzo udany.
Dobrze się tam czułem, może też dlatego, że była tam kiedyś fabryka fortepianów. 17 maja byliśmy ponownie w Katowicach i znów spotkaliśmy się z sympatycznymi osobami. Rozmawiałem z przepiękną dziewczyną, słabosłyszącą, wrażliwą artystką, która studiuje malarstwo. Z poznanymi na pokazach ludźmi nie utrzymuję kontaktu. Każdy ma swoje życie, rodziny. Zdobycie przyjaźni czy miłości jest bardzo trudne i nie należy liczyć tu na sukces.
Jakie masz plany na czas po promocji filmu?
Nie mam wielu planów. Jeśli gdzieś zapraszają, żebym wystąpił, a my uznajemy to za dobre, to przyjeżdżamy. Pojawił się projekt wspólnego pisania książki o moim życiu i uznałem to za pozytywne, ale zobaczymy, jak będzie w realizacji. Na razie kontakt jest trudny i nie wiadomo, co z tego wyjdzie. Wiele już planowałem, marzyłem i oczekiwałem, ale niewiele udało się zrealizować: nie dostałem się do liceum, nie mam matury, nie mogę uczyć się w szkole muzycznej II stopnia. Życie z niepełnosprawnością nie ma prostej drogi, trzeba się wspinać i zmagać z barierami, a to może doprowadzić do zmęczenia, a nawet zaburzeń psychicznych. Jeśli chodzi o kolejną płytę albo wystawę zdjęć, to wszystko zależy od dobrej woli osób i ich chęci zaangażowania się. Jeśli nie znajdą czasu albo braknie im chęci, to nic nie zrobię...
Przyznam, że jestem zmęczony. Ponad 20 lat wałkuję jeden temat, cały czas, non stop, i nie miałem przez ten czas ani relaksu, ani miłości, relacji, ani dobrej komunikacji z ludźmi, a tylko dużo złości i wiele odrzuceń. Wyruszyłem na walkę z niesprawiedliwą i błędną diagnozą. Nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że dopiero w 14. roku życia odkryto u mnie niedosłuch.
Gdy mój brat zaczął chodzić do szkoły, pytałem po co. Mówili mi, że to obowiązek. Kiedyś, gdy spojrzałem na jego plan lekcji, wzbudziło moje wątpliwości to, że nie jest tak jak u mnie, że nie mam tego, co on ma w swojej szkole. Wtedy zacząłem wałkować temat, walczyłem ze swoją głupią szkołą, że nie będę tam chodził, upierałem się, że nie będę i nie chcę.
Walka trwała ponad pół roku. Nie umiałem przekonać rodziców, że nie ma różnic między nami w domu, ale są w moim ośrodku.
Widziałem tam osoby bardzo upośledzone umysłowo i nie rozumiałem, co ja tam robię, bo sprawnie ruszam rękami, chodzę, mówię. Kiedyś wychowawca przywiózł sobie keyboard, włączyłem go i spróbowałem zagrać tak, jak grała organistka w kościele w Murzasichlu. Od razu zakochałem się w muzyce organowej.
Ciągle toczyłem swoją walkę, przekonywałem rodziców, aż w końcu oni, żeby chyba nie zwariować ze mną, zaprosili znajomego lekarza z Warszawy. Zaproponował wizytę w instytucie słuchu i mowy pod Warszawą. Pojechaliśmy tam, zrobiliśmy badanie – co jest pokazane w filmie – i lekarz potwierdził moją rację.
Więc uznałem, że teraz „wynocha” z błędnym umieszczeniem mnie w ośrodku z upośledzonymi umysłowo. Wygrałem walkę z niesprawiedliwością.
Powiem prosto: gdybym nie wyruszył na tę walkę i siedziałbym cicho, to nic, zero, nie byłoby żadnych zmian, a rodzice siedzieliby przed telewizorem. Zapewniam wszystkich, że wyłącznie mój ruch sprowokował zmianę. Biłem pianę bez końca. Koniec więc ze słowami: NIE MA, koniec tego tematu, walka to walka, należy walczyć bez końca z „nie ma”, aż do skutku.
Ile mnie kosztowała ta walka psychicznie? Ile czasu trwała? Gdy wygrałem, byłem szczęśliwy. Ale nie skończył się wysiłek, walka ciągnęła się i były kolejne kroki. Do szkoły muzycznej nie chcieli mnie przyjąć, musiałem ich długo przekonywać. Potem chciałem mieć przyjaciół i być samodzielny, załatwiać swoje sprawy, ale tu są nadal bariery.
Nie mam dziewczyny, przyjaciół i przyjemności w życiu. Od lat trwa moja walka, ciągle mam jakieś awantury i rozmowy, długie rozmowy. Jestem zmęczony psychicznie – z powodu walenia głową w mur i pokonywania barier. Nie raz stawałem na granicy wytrzymałości.
W filmie Sonata przewróciłem nad rzeką mamę, w domu było bardzo podobnie, miała potem problemy z barkiem i ręką. To były totalne emocje spowodowane moim uporem i odrzuceniem pomocy. Muszę teraz zwolnić, zostawić tę walkę o siebie. Moje największe pragnienie to, aby ludzie byli życzliwi, otwarci, i sympatyczni wobec mnie. Mieli dobrą wolę i chęci, pozwolili, bym był łagodniejszy, mniej uparty, odpoczął psychicznie.
Marzę, aby potrafili rozwiązywać problemy i nie zamykali drzwi. Wtedy będę jeszcze w stanie coś osiągnąć. Miałem przyjaciółkę, była wielkim skarbem, mocno mnie wspierała, jakby dawała mi tym lekarstwo na uspokojenie. To bardzo pomagało, czułem wielką ulgę, po raz pierwszy w życiu mogłem się cieszyć i śmiać. Ale przyznałem się, że się zakochałem, i wszystko zepsułem. Doprowadziłem do trwałej straty. Teraz, niestety, mam powrót do swojej ciężkiej walki o całą resztę mojego życia...
Artykuł pochodzi z numeru 2/2022 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz