Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Pomaganie uchodźcom to maraton, nie sprint

22.06.2022
Autor: Mateusz Różański, fot. archiwum bohaterki
Źródło: Integracja 2/2022
Od lewej: Olga Ślepowrońska, Krzysztof Dobies i Joanna Ławicka

Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę polskie organizacje pozarządowe wspierają przybywających do naszego kraju uchodźców. Wśród nich są także osoby z niepełnosprawnością. Jak pomoc im odnaleźć się w polskiej rzeczywistości – również tym, którzy zdecydują się zostać nad Wisłą po zakończeniu wojny? O tym rozmawiali z nami: Olga Ślepowrońska ze Stowarzyszenia „Mudita”, Joanna Ławicka z Fundacji Prodeste i Krzysztof Dobies z Fundacji Avalon.

 

Mateusz Rożański: Pomaganie uchodźcom to nie jest sprint, tylko maraton. Mam wrażenie, że w tej chwili mijamy już ktoryś kilometr tego maratonu. Czego potrzebujemy, by utrzymać tempo biegu i nie złapać zadyszki?

Olga Ślepowrońska: Z perspektywy NGO najważniejsze jest opracowywanie systemów, tworzenie baz danych, przekazywanie konkretnych zadań konkretnym osobom. Szalenie ważne jest, aby mieć sieci społeczne i to, by one się rozrastały, i żeby ludzie w nich funkcjonujący wiedzieli, co mają robić. Ponadto ważne jest dbanie o „psychiczne BHP” – swoje i swojego zespołu. Bo bardzo łatwo jest się wypalić, zwłaszcza osobom, ktore pomaganiem zajmują się od niedawna. To dzieje się nawet na poziomie hormonow. Jest zastrzyk energii, poczucie satysfakcji, ale nie da się „lecieć” na samym entuzjazmie. Kiedyś trzeba iść spać, zadbać o swoje zdrowie i zasoby sił. U mnie wyglądało to tak, że oprócz fenomenalnego zespołu, który mnie wspiera, miałam jeszcze pomoc ze strony mieszkających ze mną uchodźczyń. One nastawiały mi timer na 40 minut, żebym regularnie wstawała od komputera, piła wodę, coś zjadła. Dbały też o mnie moje dzieci, które dosłownie ciągnęły mnie za nogawkę spodni, żebym nie zatraciła się w pracy. I bardzo jestem im za to wdzięczna.

Krzysztof Dobies: Podpisuję się pod wszystkim, co powiedziała Olga. To porownanie do maratonu jest świetne. Każdy maratończyk przyzna, że ten bieg można przegrać już na początku, gdy się za ostro zacznie i zbyt wielkie siły włoży w start. Tak zaczęty bieg jest stracony, a już na pewno nie da się utrzymać takiego wyniku, jaki można byłoby osiągnąć, gdyby siły udało się rozłożyć bardziej równomiernie. Z pomaganiem jest bardzopodobnie. Mam wrażenie, że dziś [rozmowa byłaprzeprowadzona 13 kwietnia – M.R.] jesteśmy na etapie pomagania „na hura”. Wszyscy rzuciliśmy się dopomagania w odpowiedzi na pierwsze sygnały o tym, że na przykład komuś trzeba pomoc w ewakuacji, gdzieś zawieźć jedzenie, leki, ktoś organizuje zbiórkę pieniędzy. Zabraliśmy się wszyscy do zatykania palcami dziur,ale mimo naszych starań woda, która się przez nie przedostawała, zaczęła nas podtapiać. Na tym etapie musimy przestać skupiać się tylko na rozwiązywaniu pojedynczych kwestii, a zacząć działać bardziej systemowo.Potrzebujemy koordynacji działań na poziomie całego kraju i wojewodztw. Inicjatyw wspierających uchodźców z niepełnosprawnością jest bez liku. To jest super, że ludzie chcą pomagać i dużo ludzi się garnie do pomagania. Jednak robi się przy tym dużo bałaganu. Rozwiązywaniem jednego problemu często zajmują się w tym samym czasie dwie lub więcej organizacji albo kilka nieznających się osób szuka niezależnie od siebie lokum dla jednej rodziny. Bardzo brakuje zaangażowania ze strony państwa, stworzenia ram systemowych pomocy. Widzimy, że państwo coraz więcej pomocy udostępnia uchodźcom i ich wspiera. Jednak system informacji bardzo kuleje. Ogromnie ważne jest istnienie jakiegoś ośrodka, który będzie koordynował pomoc udzielaną przez organizacje, biznes, ale też zwykłych obywateli. Jeśli się to uda, to całą tę ogromną energię obywateli trzeba skierować na bardziej efektywne działania.

Joanna Ławicka: Taki system koordynacji wiele by ułatwił. Mniej byłoby takiego działania „na piechotę”. Tyle tylko, że ja średnio wierzę, że coś takiego powstanie. Dlatego teraz bardzo skupiam się na tym, by namiastkę czegoś takiego stworzyć u nas, na poziomie lokalnym, podejmując wspołpracę z samorządem. Mam po 20 nieprzeczytanych maili na skrzynce. Jednej nocy na początku wojny udało mi się pomoc pięciu rodzinom uchodźczym, a rano pojawiło się siedem nowych rodzin. Gros z nich ma dzieci w wieku przedszkolnym, z autyzmem i niepełnosprawnością intelektualną. Ani ja, ani grupa wolontariuszy nie jesteśmy w stanie wydzwaniać za każdym razem do wszystkich dyrektorów przedszkoli z nadzieją, że ktoś te dzieci przyjmie, skoro wcześniej już pięć razy usłyszeliśmy odmowę. Jedna pani powiedziała mi, żebym dzwoniła, bo a nuż wydarzy się cud. Niemniej jednak ja nie chcę czekać na cuda! Chcę systemu, który będzie działał! Chcę zadzwonić do wydziału oświaty i powiedzieć im, że mam czwórkę nowych dzieci do przedszkoli i usłyszeć konstruktywną propozycję. Mam zasoby, żeby wesprzeć instytucje samorządowe swoimi pomysłami, działaniami, ludźmi, ale potrzebuję sprawnych instytucji samorządowych, które to ogarną.

Krzysztof Dobies: Brakuje nam też wiedzy o tym, jacy uchodźcy z niepełnosprawnością przebywają w Polsce, gdzie są i w jakiej liczbie. Mamy oczywiście jakieś szacunkowe dane statystyczne, na podstawie których możemy budować sobie wizję tego, co się w Polsce dzieje. Bardzo żałujemy, że na etapie ogromnej fali uchodźców nie zadziała się próba opisania ludzi, którzy do nas docierają. Dzisiaj mamy wiedzę, choćby na podstawie bazy numerów PESEL przyznawanych uchodźcom, że wśród nich większość stanowią kobiety i dzieci, co nas wcale nie zaskakuje, bo widzieliśmy to na granicy. Jednak zdecydowanie zabrakło rozwiązań, które umożliwiłyby skuteczną komunikację uchodźców z rożnymi instytucjami. Doceniamy to, że media oddolnie uruchomiły ukraińskojęzyczne przekazy. Pojawiły się artykuły i audycje w języku ukraińskim. Same media dostrzegły potrzebę stworzenia przekazu do osób z Ukrainy. Zabrakło zaś tego po stronie instytucji centralnych (w tej chwili wiele instytucji centralnych ma serwisy w jęz. ukraińskim przyp. M.R. ), to ułatwiłoby choćby lepsze kierowanie pomocy przez takie organizacje jak nasze. Brakuje nam wiedzy, twardych danych i narzędzi do skutecznego skomunikowania się z ludźmi, którzy w ciągu ostatnich tygodni trafili do Polski.

Joanna Ławicka: Zgadzam się z tym całkowicie. Gdy jakiś czas temu rozmawiałam z jedną z dyrektorek oświaty we Wrocławiu, powiedziała mi wprost, że nie mają w urzędzie zielonego pojęcia o tym, że we Wrocławiu są dzieci z autyzmem i niepełnosprawnością intelektualną, które przyjechały tu jako uchodźcy. Te rodziny nie zgłoszą się bezpośrednio do wydziału oświaty. One szukają informacji, do kogo mają się zwrócić o pomoc, jeśli mają autystyczne dziecko. I dlatego dzwonią do nas i innych organizacji. Tymczasem nikt w urzędzie miasta nie wie, że są takie potrzeby. Olga Ślepowrońska: Do nas też odsyłają. Od zgłaszających się do Mudity osób nie raz słyszałam, że zostały do nas skierowane na przykład przez wojewodów. To trochę groteskowe.

Mateusz Rożański: Czyli Polska Rzeczpospolita Pozarządowa?

Krzysztof Dobies: To przeczy idei, która stoi za istnieniem trzeciego sektora. Wszyscy chcemy wierzyć, że nasze organizacje istnieją po to, by uzupełniać działania państwa.

Joanna Ławicka: A nie je zastępować.

Olga Ślepowrońska: Uważam, że nasza wiedza i doświadczenie często znacznie przewyższają to, czym dysponują np. wojewodowie. Tylko miło by było, żeby szły za tym odpowiednie pieniądze. Wszystkie środki, którymi w tej chwili dysponujemy, pochodzą od darczyńców i sponsorów prywatnych. Poza tym przydałaby się też możliwość wymiany doświadczeń z władzami. Tymczasem tego nie ma. Jest jedynie „odhaczanie”, że udzielili pomocy, odsyłając do organizacji.

Joanna Ławicka: Gdyby jeszcze była taka sytuacja, że sztab wojewódzki przesyła informacje do urzędu miasta... Bo do nas sztab kierowany przez wojewodę przesyła. Ciągle słyszymy, że gdzieś zgłosiła się rodzina z dzieckiem autystycznym. My oczywiście pomożemy. Tylko to działa tak, że uchodźcy skierowani przez wojewodę trafiają do nas, a my musimy poinformować o ich potrzebach władze miasta. Dlaczego, skoro wojewoda z władzami miasta współpracuje? Sądzę, że sytuacja taka jak wojna powinna łagodzić niesnaski polityczne.

Olga Ślepowrońska:  Dla mnie jest to nie do zrozumienia, że w dobie rozbudowanych technologii komunikacyjnych ten przepływ informacji nie działa. Blisko 30 lat temu, gdy Internet nie był tak dostępny, byłoby to do zrozumienia. Ostatnio moja sytuacja się zmieniła. Stałam się rodziną zastępczą dla dwóch ukraińskich chłopców. Przysłał ich do mnie policjant, który po prostu nie wiedział, co z nimi zrobić, a jak powiedział, „słyszał, że mam bardzo wielkie serce dla dzieci”. Potem dzwoniły do mnie kuratorka, ukraińska konsul i kolejneosoby, które pytały, jak ci chłopcy do mnie trafili. Ja zaś musiałam zupełnie oddolnie tworzyć sieci pomocy dla tych chłopców. Choć ten przykład nie dotyczy osób z niepełnosprawnością, to dobrze pokazuje, jak brakuje przepływu informacji.

Mateusz Rożański: Trafiło do Polski dużo osób z niepełnosprawnością. Co zrobić z tymi, które u nas pozostaną? Jak np. zapewnić dzieciom ze specjalnymi potrzebami dostęp do edukacji?Joanna Ławicka: To nie jest problem z tym, co będzie. To jest problem z tym, co jest. Co więcej, jeśli te dzieci nie Pojdą zaraz do szkoły czy przedszkoli, to ich rodziny umrą z głodu. Chyba że znajdziemy rzekę z pieniędzmi, żeby wszystkim pomagać finansowo. Mama dzieci z niepełnosprawnością, które nie chodzą do szkoły albo przedszkola, nie pracuje, bo musi się nimi zajmować. Jeśli nie pracuje, to nie ma za co kupić jedzenia. To jest banalnie proste. Nie podejmuję się, widząc, w jakim stanie fizycznym i psychicznym są rodziny autystycznych dzieci, które przyjeżdżają do nas z Ukrainy, tłumaczyć im, co jest dobre dla ich dzieci.Ja teraz tym mamom muszę dać spokój, ulgę i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego gdy jedna z nich mi mówi, że potrzebują zajęć z mówiącym po ukraińsku pedagogiem specjalnym lub logopedą, to je załatwiam i za nie płacę. Ale to powinno się odbywać w ramach placówek oświatowych, a nie fundacji! Tylko że w placówkach nie ma miejsc. I dlatego od dwóch tygodni mam dzieci, które są objęte obowiązkiem szkolnym, ale się nie uczą. Dziecka ze znaczną lub głęboką niepełnosprawnością nie przyjmie zwykła szkoła rejonowa. Takie dzieci muszą trafić w odpowiednie miejsca, tylko tych miejsc nie ma.

Mateusz Rożański: Czyli trzeba je stworzyć.

Joanna Ławicka:  Tak, trzeba stworzyć miejsca dla tych dzieci. Tylko rozwiązaniem nie jest zwiększanie limitów w klasach specjalnych czy integracyjnych. Bo za chwilę skończy im się przepustowość. Nie ma możliwości, by na przykład w jednej klasie uczyło się pod okiem dwóch nauczycieli 10 dzieci z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. W tej chwili u nas w fundacji zatrudniamy asystentkę Ukrainkę, która chodzi z dzieciakami do szkoły, aby powiększony oddział, w którym jest dwójka naszych dzieci, mógłfunkcjonować. Dziecko sprawne intelektualnie jakoś sobie z polskim językiem poradzi, ale dziecko ze znacznym stopniem niepełnosprawności intelektualnej, które ma problem ze swoim ojczystym językiem, już nie. Moj postulat dotyczący dzieci z niepełnosprawnością, w szczególności niepełnosprawnością intelektualną, jest taki, aby tworzyć ukraińskie oddziały w ramach istniejących szkół. Nie wyobrażam sobie konieczności edukowania tych dzieci w języku polskim. One naprawdę nie potrzebują dodatkowego obciążenia, jakim jest nauka kolejnego języka. Jeśli chodzi o nauczycieli i pedagogów specjalnych z językiem ukraińskim, to mamy ich w tej chwili na pęczki. Mam ze 20 CV, nie mówiąc już o logopedach i innych terapeutach. Ten sam problem mamy z dziećmi w normie intelektualnej, na przykład tych z zespołem Aspergera. Ich jest bardzo mało w Ukrainie, bo w tym kraju tego zespołu w zasadzie się nie diagnozuje. Niemniej jednak dzieciaki „z aspergerem” się u nas pojawiają. Panika, którą wywołują one u dyrektorów szkół, jest wielokrotnie większa od tej, ktorą wywołują polskie dzieci z zespołem Aspergera. Szkoły bronią się przed nimi rękami i nogami W sumie to im się nie dziwię. Bo mają dziecko ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, które w dodatku nie mówi po polsku i, jakby tego było mało, jest straumatyzowane. I znowu najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby tworzenie klas ukraińskich dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Mam koleżanki nauczycielki, które mają klasy,w których jest po 28 dzieci, z czego 16 to dzieci ukraińskie. I one nie wiedzą, jak mają prowadzić lekcję. A jeszcze są klasy, w których część dzieci mówi po ukraińsku, a część tylko po rosyjsku. I nikt tym nie steruje. To wszystko idzie na żywioł.

Krzysztof Dobies: Musimy mieć świadomość, że osoby z niepełnosprawnością, które żyły w Ukrainie, miały swój, zbudowany lepiej lub gorzej, świat. Wsparcie socjalne, jakąś opiekę, dostęp do rehabilitacji, leczenie etc. W momencie gdy zdecydowały się zostawić ten świat, by uciec przed realnym zagrożeniem życia, dotarły do nas z pustymi rękami, nawet bez podstawowego sprzętu ortopedycznego. Znamy historie osób, które przybyły do Polski, zostawiając gdzieś po drodze swój wózek podczas ewakuacji. Teraz muszą wszystko sobie budować od nowa. Pozyskać wózek, znaleźć miejsce, gdzie można żyć. Największym wyzwaniem na samym początku fali uchodźców było właśnie znalezienie miejsca do życia. Wiele organizacji borykało się z problemem, gdzie osoby z niepełnosprawnością można ulokować. Bo one potrzebują odpowiednich warunków. A kiedy to już się uda, drugim ważnym problemem jest dostęp do rehabilitacji. Właściwie prowadzona rehabilitacja daje możliwość większej samodzielności i niezależności. Mamy świadomość, że dziś w bardzo wielu przypadkach osoby z niepełnosprawnością z Ukrainy znalazły już sobie miejsce, gdzie mogą żyć, a teraz rozglądają się za takimi miejscami jak nasz fundacyjny ośrodek rehabilitacji w Warszawie. Polski system wsparcia osób z niepełnosprawnością musi otworzyć się na przybyszów z Ukrainy i zapewnić im te same usługi co Polakom. Oczywiście nie wystarczy przygotować odpowiednie rozporządzenie czy ustawę. Za tymi przepisami muszą pójść środki, które trafią do odpowiednich organizacji czy instytucji, tak by mogły obsługiwać również osoby z niepełnosprawnością z Ukrainy. Te działania musimy planować na kilka lat do przodu. Wiele osób z niepełnosprawnością zostanie tutaj na lata, a może nawet na zawsze. Musimy być świadomi jednej rzeczy – choć my w Polsce zdajemy sobie sprawę z wielu niedoskonałości systemowego wsparcia dla osob z rożnymi rodzajami niepełnosprawności, to dla wielu osób z Ukrainy Polska jest w tym zakresie krajem zachodnim, z zupełnie innym i nowoczesnym z ich perspektywy podejściem do niepełnosprawności. Dla nich obecność w Polsce to często szansa na skorzystanie chociażby z osiągnięć polskiej, nowoczesnej rehabilitacji. My w Fundacji Avalon już teraz myślimy o tym, by przenieść nasze doświadczenia na teren samej Ukrainy i pomoc temu krajowi tak, aby osoby, które będą tam wracać, nie straciły dostępudo tego, co miały w Polsce.

Joanna Ławicka: Widzę jeszcze jeden problem. Dzieci z niepełnosprawnością intelektualną często po przyjeździe do Polski są kierowane na wiele zajęć rehabilitacyjnych. Nie bierze się pod uwagę tego, że są one głęboko straumatyzowane i ich zachowanie nie wynika z niepełnosprawności intelektualnej czy z autyzmu, ale właśnie z traumy. Traumę się leczy, nie rehabilituje, a leczenie traumy u małego dziecka, w początkowymokresie, to przede wszystkim przywrócenie poczucia bezpieczeństwa i ufności. Dlatego gdy wciskamy takie straumatyzowane dziecko do gabinetu całkiem obcego człowieka, to uniemożliwiamy leczenie traumy. Bardzo brakuje nam specjalistów zajmujących się traumą u dzieci i w ogóle wiedzy na jej temat. Choćby takiej, że na pewnym etapie trzeba skupić się na zapewnieniu dziecku poczucia stabilizacji i bezpieczeństwa, a nie na kolejnych zajęciach i terapiach.

Krzysztof Dobies: Trauma występuje też u osób dorosłych. Dlatego szalenie ważna jest pomoc psychologiczna dla osób przybywających z Ukrainy. To kolejne wyzwanie, przed którym stoimy, bo niezaleczona trauma może poważnie utrudniać cały proces rehabilitacji.

Mateusz Rożański: Olgo, proszę Cię o podsumowanie.Co musimy zrobić, aby zapewnić osobom z niepełnosprawnościąz Ukrainy optymalne warunki?

Olga Ślepowrońska: Bardzo podobało mi się to, co powiedziała Joanna o wykorzystywaniu potencjału specjalistów z Ukrainy i o wpychaniu dzieci z niepełnosprawnością do i tak już przeładowanych klas z dziećmi mówiącymi w obcym języku. Zamiast tego lepiej tworzyć ukraińskojęzyczne oddziały. Nam w Stowarzyszeniu „Mudita” udało się wypracować pewien system. Zapewniamy osobom, które się do nas zgłaszają, asystentów. Jednego mówiącego po polsku, a drugiego po ukraińsku. Asystenci pomagają odnaleźć się w polskiej rzeczywistości. Bardzo chciałabym, żeby to nie był tylko nasz pomysł i nasze punktowe działanie, ale rozwiązanie systemowe. Tacy asystenci są niezbędni! Na przykład po to, by dotrzeć do Fundacji Avalon i uzyskać fantastyczną rehabilitację czy do Fundacji Prodeste i skorzystać z wiedzy Joanny i innych specjalistów. Mówimy tu o tysiącach osób z niepełnosprawnościąi ich opiekunach. Każdy z nich to osobna historia, osobne doświadczenia i osobne potrzeby. Wielu z nich potrzebuje wsparcia 1 na 1, a nasza organizacja nie jest w stanie zapewnić go wszystkim potrzebującym. Dzięki odpowiedniemu wsparciu nie tylko łatwiej będzie im się żyło w Polsce, ale też prędzej odnajdą się w polskich realiach i będą mogli dzielić się z nami swoimi talentami i umiejętnościami. Mam cały czas w głowie wzruszającą historię chłopaka o imieniu Roma, z niepełnosprawnością intelektualną, który przeszedł na piechotę z Kijowa do polskiej granicy. Ma starych już rodziców, którzy powiedzieli mu: „Roma, masz iść do granicy”. Sami nie byli w stanie tego zrobić. Gdy przybył do Polski, po prostu usiadł na ziemi i nie wiedział, co ma zrobić. Pomogli mu asystenci z Mudity. Jego pierwszą potrzebą było zadzwonienie do mamy i poinformowanie, że udało mu się dotrzeć do Polski. Potem bardzo chciał podjąć pracę, co mu się udało. Chcę jednak podkreślić, że moim zdaniem znalezienie pracy nie jest najważniejszym zadaniem dla uchodźcy zaraz po przybyciu do innego kraju, bo jest nim znalezienie bezpieczeństwa i stabilizacji w nowym miejscu. Z drugiej strony, wśród uchodźców jest wielu takich,którzy mogą dać wiele od siebie właśnie jako pracownicy. Zapewnienie im dobrych warunków to inwestycja, która wszystkim nam przyniesie wiele dobrego. Roma znalazł pracę w cukierni i jest z tego bardzo dumny. Takich osób jak on jest wiele, a historia każdej z nich jest dowodem na to, jaki potencjał istnieje w każdym człowieku, ale potrzebne jest wsparcie,aby go uwolnić.

 

Joanna Ławicka – pedagog specjalny, doktor nauk społecznych, konsultantka trans kulturowej psychoterapii pozytywnej, prezes zarządu Fundacji Prodeste. Od początku wojny w Ukrainie, wraz z zespołem Fundacji, pomaga rodzinom osób autystycznych w ewakuacji z terenów wojennych. Zajmuje się wsparciem tych rodzin po przyjeździe do Polski w każdym aspekcie życia. Wszystkim osobom z Ukrainy Fundacja Prodeste oferuje bezpłatną pomoc:

  • konsultacje kryzysowe online i w ośrodku Fundacji we Wrocławiu;
  • opiekę nad dziećmi i wsparcie emocjonalne oraz edukacyjne;
  • grupy wsparcia online i stacjonarnie we Wrocławiu dla nastolatkow oraz dorosłych.

Kontakt:

Olga Ślepowrońska – psycholożka, terapeutka osob z autyzmem i wspołzałożycielka Stowarzyszenia „Mudita”. „Mudita” od początku inwazji Rosji na Ukrainę pomaga dzieciom i dorosłym z niepełnosprawnością oraz ich rodzinom, którzy przyjeżdżają z Ukrainy do Polski. Zapewnia pomoc na miejscu, w transporcie od granicy, szukaniu miejsca do zamieszkania dostosowanego do potrzeb (dla osob na wózkach, z niepełnosprawnością intelektualną, dzieci w spektrum autyzmu). Przydziela rodzinie asystenta i/lub tłumacza, żeby był z nimi w kontakcie i dbał o bieżące potrzeby. Pomaga też w zapewnieniu odpowiedniej pomocy psychologicznej, prawnej, medycznej, rozwiązań rehabilitacyjnych, terapeutycznych oraz edukacyjnych. Stowarzyszenie prowadzi też infolinię w języku polskim i ukraińskim: +48 539 866 471. Ze stowarzyszeniem można skontaktować się drogą mailową: ukraina@stowarzyszeniemudita.pl.

Krzysztof Dobies – specjalista w dziedzinie komunikacji, pasjonat mediow, członek Polskiego Stowarzyszenia Public Relations i były rzecznik prasowy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, z 20-letnim bagażem umiejętności i doświadczeń. Obecnie Dyrektor Generalny Fundacji Avalon, ktory czuwa nad wizerunkiem, komunikacją, marketingiem i budowaniem relacji z bliższym i dalszym otoczeniem instytucji. Czuwa nad Centrum Pomocy Uchodźcom z Niepełnosprawnościami, projektem, w ramach, którego organizacja wspiera osoby z niepełnosprawnością i przewlekle chore uciekające przed wojną toczącą się w Ukrainie. W ramach tej inicjatywy Fundacja Avalon prowadzi bezpłatną rehabilitację w Centrum Aktywnej Rehabilitacji Avalon Active oraz pomaga polskim i ukraińskim organizacjom w pozyskaniu sprzętu ortopedycznego i innego wyposażenia niezbędnego dla osób z niepełnosprawnościami. Zebrany sprzęt i materiały są dostarczane m.in. do przejść granicznych między Polską a Ukrainą oraz funkcjonujących w Polsce tzw. punktow recepcyjnych. Zebraną pomoc finansową Fundacja Avalon przekazała także do działającej w Ukrainie organizacji Vostok SOS. Fundusze zostały wykorzystane na znalezienie mieszkań tymczasowych dla ludzi oraz pomoc humanitarną i medyczną dla ofiar wojny, przebywających w szpitalach. Dzięki Centrum Pomocy Uchodźcom z Niepełnosprawnościami sprzęt medyczny  trafił do Jaworowa w powiecie lwowskim, Urzędu m.st. Warszawy i Expo Modlińska. Wartość przekazanego wsparcia to blisko 300 tys. zł (kwiecień 2022 r.).Informacje o działaniach podejmowanych w ramach Centrum są dostępne w dwóch wersjach językowych pod adresem: pomocukrainie.fundacjaavalon.pl.

Komentarz

  • Pomoc niepełnosprawnym z UK.
    Znaczny 215,84 zł.
    23.06.2022, 16:47
    KAŻDY UCIEKINIER z UK POWINIEN BYC SPRAWDZONY CZY JEST Z OKOLICY OBJĘTEJ WOJNĄ. Z MOICH OBSERWACJI WIĘKSZOŚĆ UCIEKINIERÓW TO MŁODZI ZDROWO WYGLĄDAJĄCY LUDZIE. UCIEKLI DO POLSKI BO TU MAJĄ "DOLCE VITA". CARPE DIEM!

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas