Giganci, 2022 roku pełnego Dumy i Sprawczości! [FELIETON]
Chce mi się napisać coś pozytywnego, radosnego. Tak na podsumowanie roku. I nie tylko z tego powodu – po prostu fajnie jest się cieszyć, a dobre wieści przywołują dobrą energię. Żeby nie było ciągle o problemach i o tym, że sposobu nie ma, by je rozwiązać. Co ja tu mam na stanie z aktualnych osobistych tematów? Ups, znów czarna dziura.
Za nami (oby!) trzy miesiące regresu i domowej walki o byt. Za mną (oby!) najgorsze myśli. Z tych, które dla wielu rodziców są tematem tabu, nie do wypowiedzenia na głos. Takie, co wyłażą z samego dna duszy, najmroczniejszego. Myśli o tym, że nie chce się już żyć. Z takim dzieckiem. Że dłużej już się nie da. Nikt by nie wytrzymał. To takie myśli, w których nie ma już troski o dziecko, jest tylko własne cierpienie. Na poziomie fizjologii. Ból i bezradność. Jedno pragnienie – odpocząć. Wreszcie odpocząć. Choćby i na tamtym świecie.
Biologiczna kapitulacja organizmu. Nie znacie takiego stanu? Dobrze. Nie polecam. A może tylko oszukujecie, że nie znacie?
Aby nie zaspokoić pragnienia rzucenia się ze skały, zaczęłam wydzwaniać w różne miejsca. Pisać pisma, mejle, posty. Mówić, jak jest. Płakać w słuchawki. Mówić brzydkimi słowami do rozkładających ręce urzędników, koordynatorów, case managerów, lekarzy, terapeutów i innych, którzy mają zawodowo pomagać. Miałabym wielką ochotę opisać to wszystko. Felieton to jednak za krótka forma, a ja zmierzam do optymistycznej pointy.
Co zyskałam? Bardzo dużo. Zeskrobałam sporo pazłoty i niech się sprawy toczą. Lepiej poznałam ludzi wokół mnie. Niektóre rady wprawiły mnie w osłupienie, ale zaskoczenie zmieniało się w rozbawienie, więc ddalało od skały. Sama też zapewne dałam się lepiej poznać... Dodam koniecznie, że dużo dobrego się zadziało. Pojawiły się nowe perspektywy. Mój organizm znów zaczyna działać. Mogę znów przytulić syna, i wzajemnie. Czuję się, jakbym wracała z podróży. Niebezpiecznej, emocjonalnej.
Czytaj także: Jan Arczewski: Trudny rok [FELIETON]
Ludzie lubią pomagać. Lubią, gdy dziękujemy za każde małe co nieco, które od nich otrzymamy. Cieszy ich każdy nasz uśmiech. Tych, co siedzą na etatach, umowach w instytucjach – też. Czy i Wy lubicie małe radości? Praktykujecie wdzięczność za najmniejsze nawet otrzymane dobro?
Powiem Wam: opamiętajcie się! Mówcie ludziom, żeby zabierali te okruchy dobra, co Wam je sypią i tylko brudzą nimi Wasze ścieżki. Mówcie, czego naprawdę potrzebujecie. Nie mają dla Was pomocy, choć sytuacja jest skrajna? Zostawiajcie ślady na ich ścieżkach: mejle, pisma, choć krótkie.
Nie bójcie się być upierdliwymi, ale sprawiedliwymi. Tak bardzo chcemy dobra, zgody, spokoju, że zapominamy o pewnym bardzo istotnym odkryciu w psychologii: to agresja jest motorem zmian. Krótko mówiąc: nie wdzięczność, nie pokora, tylko gniew jest pierwszym krokiem do zmiany!
Rozmawiają z nami jak z sierotkami z XIX-wiecznej ochronki? Dość. Jesteśmy Wielcy, bo codziennie zmagamy się z zadaniami, które przerosłyby mitycznych Gigantów. Lubią widzieć w nas bohaterów? Dobrze, ale niech przestaną nazywać nas cichymi bohaterami. Niech im nasze żywe i prawdziwe codzienne bohaterstwo tak pięty podpala, żeby biegli szybciutko organizować prawdziwe wsparcie. Bo oni też mają wpływ na system. Niech niosą dalej, wyżej wieści o wściekłych bohaterach, gigantach.
Czytaj także: Refleksje z przełomu roku [FELIETON]
Gdy przyjaciółka zaproponowała dla zakładanej przez nią i przez kilka innych mam fundacji nazwę Giganci, kręciłam nosem. Dziś uważam, że to świetna nazwa. Fundacja chce się przede wszystkim zajmować wspieraniem opiekunów. Dawać przestrzeń na odpoczynek, rozrywkę, zabawę, na wyartykułowanie każdego tematu tabu, jaki się tylko pojawi. Jeszcze jest w organizacji, ale już działa z impetem. To one mnie motywowały! Dały mi siłę, którą zgubiłam.
Ludziom wygodnie jest postrzegać nas wyłącznie jako mamusie chorych dzieciaczków. A my – jak wszyscy – mamy potencjał. Każda z nas coś wie, coś umie. Mamy czym się dzielić. I to nam ma być wygodnie! Bez oglądania się na to, co pomyślą inni. Z dala od niebezpiecznych skał.
Wszystkim pełniącym dyżury życzę, wraz z synem Nowego Roku pełnego Dumy i Sprawczości. Nie dajcie sobie dmuchnąć w świąteczny mak z bakaliami! I niech nikt nie podpija Waszego szampana.
DOROTA PRÓCHNIEWICZ – mama dorosłego Piotra z autyzmem. Dziennikarka, redaktorka, autorka, pedagożka. Współpracuje z mediami i organizacjami pozarządowymi w zakresie podnoszenia świadomości autyzmu oraz poprawy sytuacji osób z niepełnosprawnością i ich rodzin w Polsce. Związana z nieformalną inicjatywą „Chcemy całego życia”. Prowadził blog dorotaaprochniewicz.blogspot.pl. Stara się pogodzić samotne rodzicielstwo, pracę, walkę o godne życie i mieć czas na swoje pasje.
Artykuł pochodzi z numeru 6/2021 magazynu „Integracja”.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz