Integracyjny spływ kajakowy po Bugu
Stowarzyszenie Ruch Osób Niepełnosprawnych „Feniks” z Zamościa zorganizowało między 18 a 22 lipca 2007 r. integracyjny spływ kajakowy po Bugu dla 30 osób (w tym 15 niepełnosprawnych). Trasa spływu zapowiadała ciekawe kontakty z życzliwymi ludźmi. Przedstawiamy relację z imprezy:
Zorientować się gdzie teraz jesteśmy...
Uwikłani w codzienność, jaka by ona nie była, już prawie
beznamiętnie konstatujemy szybko upływające dni, tygodnie,
miesiące. W takim stanie każdy wyjazd burzy coraz mocniej utrwalane
z latami przyzwyczajenia – przekroczenie tego progu, jak przejście
granicy, związane jest z wyjściem w nieznane, lękiem, obawami,
koniecznością dokonywania wyborów. Wyjeżdżamy ze świadomością, że
to co było wczoraj, dzisiaj jest wspomnieniem.
Jeżeli dokonać operacji „zawieszenia” czasu – wszystko co zdarza się wokół, dzieje się bez względu na to, czy czas jest mierzony czy nie – to taki wyjazd pozwala dostrzec w sobie to, czego nie widzimy na co dzień, stwarza szansę odkrycia innego siebie, zbliżenia się do źródeł własnych emocji i głębszych pokładów wrażliwości, nie odkrytych motywacji i nieujawnionych dążeń. Napisze Rainer Maria Rilke:
Ktokolwiek jesteś: wyjdź dzisiaj wieczorem
z twego pokoju, który wszystko znasz
najbliższy dla oddali jest twój dom;
ktokolwiek jesteś,
Oczami zmęczonymi, które ledwie
uwalniają się od starego progu,
podnosisz z wolna czarne drzewo
i stawiasz je samotne, smukłe na tle nieba.
I uczyniłeś świat. I ten jest wielki
i jak słowo, co jeszcze w milczeniu dojrzewa.
I w miarę, jak sens jego obejmujesz,
oczy twe czule odłączają się od niego...
Wędrowanie – to chyba w tym okresie najmocniejsze odczucie: ten wyjazd jako etap w wędrówce, jaką jest życie; wędrowanie w przestrzeni, wędrowanie w czasie, wędrowanie w głąb siebie...To także sposób na obronę istotnych wartości: wolności i niezależności…
***********
Na początek Sławek z Mielnika – człowiek otwarty, chętny do pomocy, niezwykle serdeczny; wypożyczymy od niego kajaki. Potem niezliczone telefony i maile, sporo różnych uzgodnień i formalności. Wreszcie ruszamy w stronę Mielnika nad Bugiem. Trudy kilkugodzinnej podróży wynagradza zwiedzanie miejscowej kopalni kredy i uświadomienie trwania zakutych, na liczącą miliony lat wieczność, roślin i zwierząt (różne amonity, belemnity, kokolitofory i in.) Te okolice do końca pobytu będą celem poszukiwawczych wypraw Bożeny i Joli spod Przemyśla. W drodze powrotnej obdarują wszystkich, niczym amuletami, swoimi wielce oryginalnym znaleziskami. Wieczorem, w dniu przyjazdu, jeszcze spotkanie organizacyjne. Teraz już wiemy kto jest skąd, co robi na co dzień, kto z kim popłynie, poznajemy regulamin…
Przymiarki przed startem
Pierwszy dzień pływania, z położonego tuż przy granicy z Białorusią Niemirowa do Mielnika, jest szczególnie ważny – co najmniej połowa uczestników nigdy w życiu nie siedziała w kajaku. Najpierw przeprowadzone przez ratowników szkolenie nt. bezpieczeństwa i zasad zachowania się na wodzie, potem poprowadzona przez Bożenę rozgrzewka, a następnie wybieranie (bądź poszukiwanie) sposobu na wsiadanie i wysiadanie, trzymanie (lub mocowanie do dłoni) wiosła, pierwsze próby zachowania stabilności na wodzie, oswajanie własnego lęku i szukanie zgodnego rytmu współpracy z partnerem. To również dzień prawdy dla organizatorów – test na ich wyobraźnię oraz swoisty sprawdzian umiejętności przewidywania i układania wszystkich elementów w jedną całość. Po południu zwiedzanie Mielnika. Wątki z historii (narodów, ludzi, budowli, świątyń) przewodniczka, Ewa z Siemiatycz, płynnie łączy z przywoływaniem obrazów zanikających powoli regionalnych obyczajów. Wskazywanie namacalnych przejawów i dowodów styku dwóch wielkich tradycji chrześcijaństwa, katolicyzmu i prawosławia, cały czas będzie wywoływać gorące dyskusje, szczere uniesienia i religijne skupienie. Tak było w kolejno zwiedzanych: Mielniku, na Grabarce, w Drohiczynie i Siemiatyczach. Wieczorem ognisko w bazie, przy pensjonacie „Ostoja” - przyjemnym i spokojnym, dostosowanym do potrzeb osób niepełnosprawnych i dobrze nas karmiącym.
Na Grabarce
Następnego dnia płyniemy z Mielnika do Wólki Nadbużnej. W piekącym słońcu zaczynają pojawiać się pierwsze kryzysy wymuszające drobne korekty w składzie osad. Możliwości manewru nie są jednak duże, bo obsady większości kajaków są bardzo zadowolone z tego, że … płyną razem. Obiad na leśnej polanie, nad samym Bugiem, pozwala nieco ochłonąć, odpocząć, nastroić się duchowo; przed nami bowiem wizyta w centrum polskiego prawosławia – na Świętej Górze Grabarce. Otaczający cerkiew Przemienienia Pańskiego las krzyży z wypisanymi intencjami porusza do głębi, wywołuje głęboką zadumę nad kondycją ludzką. Anielski śpiew zakonnic podczas nabożeństwa, w którym uczestniczy trójka miejscowych wiernych i my, odsłania część tajemnicy człowieka i jego nierozerwalnego związku ze sztuką, religią i naturą.
Ostatni etap spływu wiedzie z Wólki Nadbużnej do Drohiczyna. Nie tylko świadomość zbliżania się do mety sprawia, że zakładana i deklarowana na wstępie wzajemna życzliwość i zrozumienie różnych potrzeb drugiego człowieka oraz wzajemna współodpowiedzialność stają się faktem. Przy pierwszym kontakcie bardzo spięci i niepewni tego co ich spotka, młodzi ratownicy WOPR-u, Kuba i Sebastian z Siemiatycz, cały czas bardzo chętnie włączają się w pomoc przy wsiadaniu i wysiadaniu z kajaków; teraz też podśpiewują, a po dopłynięciu długo pozostają z nami dzieląc się doświadczeniami i przemyśleniami ze spływu. Jeszcze obiad nad samą rzeką, w dostosowanej dla osób niepełnosprawnych karczmie „Stara Baśń”, zwiedzanie bardzo urokliwego Drohiczyna i nadszedł czas wspólnego podsumowania.
Wszyscy na wodzie
Wyrazy zadowolenia splatają się z deklaracjami udziału w następnych spływach; „pierwszorazowi” uwierzyli w to, że mogą pływać kajakiem i w ten sposób odpoczywać. Grzegorz, górnik z Żor, zapewnia o porzuceniu gór na rzecz rzek i jezior w dolinach. Artur spod Lublina, tetraplegik, wymyślił sposób na mocowanie wiosła do dłoni i teraz dzieli się pomysłem z innymi. Cecylia z Wrocławia, ciągle uśmiechnięta Wioletta z Niska i Klaudiusz z Zamościa dopytują o następne imprezy „Feniksa”. Grażyna spod Warszawy w kajakowaniu „odnalazła siebie” i zwraca uwagę na „zgrabne” połączenie pływania, zwiedzania i integracji. Bogdanowi z Rzeszowa (paraplegik działający na rzecz osób niepełnosprawnych w aktywnej rehabilitacji), bardzo przyjemnie było być tylko … uczestnikiem. Daniel z Chełma oraz Celina i Sylwek z opolskiego popłynęliby jeszcze dalej. Ewa (przewodnik) ze wzruszeniem w głosie mówi, że były to, od wielu lat, najpiękniejsze dni jej życia. Basia ze Świdnika wskazuje na troskę komandora o zdrowie i samopoczucie uczestników. Ania z Zamościa deklaruje podjęcie starań o pozyskanie dodatkowych środków na działalność Stowarzyszenia. Przewodnicząca „Feniksa”, a zarazem komandor spływu, Janina Stefaniak, choć zmęczona, to wyraźnie jest zadowolona - wszak najważniejsze są uśmiech drugiego człowieka i bezpośrednie z nim spotkanie.
W dzień rozjazdu do domów zwiedzamy jeszcze Siemiatycze. Ewa ciągle zaciekawia podawanymi informacjami, ujmuje subtelnością i bezpośredniością kontaktu z ludźmi; żałuje trochę, że nie udało się w trakcie przejazdów autobusem posłuchać regionalnej muzyki. Może następnym razem?! A może we wrześniu w Bieszczadach, gdzie „Feniks” organizuje kolejne spotkanie i zaprasza chętnych?! (Skądinąd wiadomo, że uczestnicy spływu nie zamierzają odpuszczać Bieszczadów!)
***********
Podczas pływania i zwiedzania odsłania się wielowarstwowość przestrzeni, wektory czasu rozsypują się w różne strony...
Przestrzeń natury to przestrzeń pejzażu – dość jednorodnego, pozorną monotonią prowokującego do zagłębienia się weń, by znaleźć coś naprawdę niezwykłego. Przestrzeń natury to także przestrzeń przyrody radującej nas tym, że jest ciszą w rozkwicie – pełnią życia przy braku cierpień płynących ze świadomości (H. Elzenberg „Kłopoty z istnieniem”). Przestrzeń natury wreszcie to scena ludzkiej aktywności (kultura, sztuka, obyczaje itd.) i arena dramatycznych, choć tutaj stosunkowo słabo zbadanych i odnotowanych, wydarzeń historycznych, to świadek zmagań człowieka z historią i losem.
Jeszcze bardziej wieloznacznie i tajemniczo ujawnia się w wędrowaniu czas. Wszędzie obecny a zarazem tak nieuchwytny. Jeżeli okres wypoczynku mierzyć nie godzinami zwykłego zegara, lecz zdarzeniami (rzeczywistymi i dziejącymi się tylko w naszej świadomości) wypełniającymi nasze życie, to ilość doznań zapewne jest mniejsza, lecz ich intensywność i nasycenie - wynikające z nastawienia, oczekiwań uświadomionych i nieuświadomionych, zmiany miejsca pobytu, kontaktu z nieznanymi ludźmi - są ogromne. Obecny stan zabytków, ruin, wykopalisk świadczy o znikomości tego, co ludzkie, o trwałości i przemijalności zarazem. Kiedyś, przed wiekami, teren ten żył swoim własnym, lokalnym czasem; jego miarą był bieg słońca i cień gnomonu, pory modlitw kanoniczych i bicie dzwonów. Takie oderwanie i nieświadomość biegu historii, dzisiaj, w dobie telewizji i internetu, jest już chyba niemożliwe.
Teraźniejszość karmi się przeszłością i zapowiadając przyszłość nadaje sens, wypełnia brak, naprzeciw pragnienia stawia obecność. Przywrócenie minionego umożliwia uobecnienie tego co nastąpi; pomiędzy początkiem a kresem, przyczyną i celem przerzucamy (nad codziennością?!) łuk, niczym w świątyni łączący dwa filary, pozwalający zorientować się, gdzie teraz jesteśmy, w którym miejscu stoimy.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz