Cud w Działdowie
Jan Grzebski, kolejarz z Działdowa, po 19 latach wybudził się ze śpiączki.
Latem 1988 roku Grzebski miał wypadek w pracy. Uderzył go zaczep wagonu kolejowego. Skutkiem tego uderzenie był guz mózgu. Mimo że czuł się coraz gorzej, jeszcze przez kilka tygodni chodził do pracy. Potem nagle przestał się poruszać i mówić. Pozostał jednak świadomy tego co się działo, pamięta wszystko o czym mówili lekarze. A ci nie dawali mu więcej niż 1-2 miesiące życia.
Te miesiące zamieniły się w lata. W 19 lat, podczas których Jan Grzebski widział, słyszał i rozumiał, nie mogąc odpowiedzieć i nie mogąc się poruszyć. Przez cały ten czas pozostawał pod opieką żony, Gertrudy Grzebskiej. Zajmowała się nim sama. Masowała, myła, karmiła, opowiadała o codziennych sprawach, by wiedział co się dzieje gdy się obudzi. Robiła to wszystko wychowując jednocześnie czworo dzieci.
Po 19 latach Jan trafił na rehabilitację do szpitala w Działdowie. Kierownik działu rehabilitacji szpitala w Działdowie, Wojciech Pstrągowski, przyjął go, jak mówi, jak każdego innego pacjenta. Nie zważał na długi czas, jaki upłynął od momentu wypadku. Rehabilitacja trwała zaledwie dwa miesiące. Początkowo z panem Janem był kontakt jedynie wzrokowy. Nie reagował, nie ruszał się. Potem zaczął się przyglądać osobom na około, zaczął się uśmiechać. Przebudził się 12 kwietnia 2007 r.
Teraz Jan Grzebski może już mówić, ruszać rękami, niedługo chce wstać z wózka. Wojciech Pstrągowski uważa, że jeśli dalsza rehabilitacja będzie przebiegała w takim tempie, to za kilka miesięcy będzie to możliwe.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz