Nadciąga egzorewolucja!
Przez długi czas pełniły tylko rolę rekwizytów w filmach – nosili je m.in. koloniści na Pandorze w filmie „Avatar”. Teraz wynalazek wymyślony na potrzeby amerykańskiej armii przestaje być science fiction. Z technologii egzoszkieletu zaczynają korzystać polscy pacjenci.
Fizjoterapeuta Grzegorz Boczula przypina ostatnie rzepy w pasie.
Podaje pacjentce balkonik.
- Jak się czujesz? – dopytuje.
- Wszystko OK – odpowiada Aneta Wiśniewska. Mieszkająca w
Sochaczewie dziewczyna od ośmiu lat porusza się na wózku.
Kilkanaście lat temu zdiagnozowano u niej – błędnie – stwardnienie
rozsiane. Dopiero dwa lata temu okazało się, że ma ona rzadką
chorobę genetyczną – zespół Devica.
– Postój chwilę. Postaraj się rozluźnić. Gotowa? Ruszamy! –
komenderuje rehabilitant.
Urządzenie popiskuje wraz z każdym stawianym przez Anetę
krokiem.
- Długość kroku w porządku? Przenieś ciężar ciała w lewo. Świetnie,
brawo! – zagrzewa pacjentkę Grzegorz. Siedząca obok mama pani Anety
także ją dopinguje.
- Jeszcze raz Anetka! – krzyczy. Bardzo przeżywa każdy krok córki.
– Nim zaczęła chorować, była taka aktywna, nie usiadła, biegała.
Ale i teraz ćwiczy, ćwiczy i jeszcze raz ćwiczy. Skończyła
pedagogikę społeczną. Dopadł ją kolejny rzut choroby, nie miała sił
odebrać dyplomu magisterskiego. Powiedziałam, pójdę, odbiorę, a ona
na to: „Muszę sama”. Uparta jest! – chwali mama Anety.
Z ziemi amerykańskiej do Polski
W sali warszawskiego Caritasu na Woli trwa drugi dzień testów
egzoszkieletu. Jest to mocowana na zewnątrz ciała powłoka zasilana
przez silniki, która wspomaga ruch kończyn. Ma służyć pacjentom po
udarach, urazach rdzenia i chorym na stwardnienie rozsiane.
– Pierwszy model egzoszkieletu powstał na potrzeby armii
amerykańskiej. Ekso Bionics weszła na rynek amerykański w 2010
roku, dwa lata później na rynek europejski – mówi Beata Roberts,
przedstawicielka firmy.
Na zdjęciu: Jacek Czech (w egzoszkielecie) w towarzystwie
rehabilitantów, fot.: Agnieszka Fiedorowicz
Model EKSO GT to druga generacja egzoszkieletów. Do Polski sprowadziła go gliwicka firma Technomex. Warszawskie testy, zorganizowane we współpracy z Integracją, to część projektu „Ekso”, w ramach którego egzoszkielet odwiedza miasta w całej Polsce. – Od dawna obserwowaliśmy rozwój tej technologii. W marcu trafił do nas pierwszy egzemplarz. Obecnie mamy już trzy egzoszkielety: jeden jest na stałe dostępny w Centrum Fizjoterapii Fizjofit w Gliwicach, drugi jeździ po Polsce, a trzeci przeznaczony jest do prowadzenia badań naukowych. We współpracy z ośrodkami klinicznymi chcemy badać, w jakim stopniu pomaga on m.in. osobom po udarze mózgu i urazie kręgosłupa – wylicza Janusz Franczyk, prezes Technomexu.
Kroki Anety Wiśniewskiej początkowo są niepewne. Przypomina dziecko, które uczy się chodzić: trochę się boi, ale chęć pójścia do przodu pozwala jej przezwyciężyć lęk. – Nie wyobrażałam sobie, że będę po prostu mogła w tym stać i iść – mówi.
Każdego kolejnego dnia sesji idzie jednak coraz pewniej i robi
więcej kroków. Pacjenci zaczynają od poziomu 100–200 na pierwszych
sesjach, ale rekordziści po kilku miesiącach terapii robią ich
nawet 3 tysiące.
– Nie chodzi tylko o liczbę kroków, ale ich jakość – podkreśla
Grzegorz Boczula. – Egzoszkielet jest narzędziem rehabilitacji,
które ma pomóc pacjentom z powrotem nauczyć się chodzić –
tłumaczy.
Przeznaczony do testów egzoszkielet Ekso GT
dopasowywany był do wzrostu uczestików. Czuwał nad tym
fizjoterapeuta Grzegorz Boczula, fot.: Piotr
Stanisławski
Ale jak w ogóle można chodzić, gdy jest się sparaliżowanym od
pasa – albo nawet od szyi – w dół? Czy egzoszkielet chodzi sam? Czy
pacjent w ogóle mu pomaga?
- Napędem egzoszkieletu są cztery mechaniczne silniki, zasilane
przez baterie – wyjaśnia Beata Roberts. – Ekso nie pracuje na
poszczególnych grupach mięśniowych, ale całościowo wspomaga siłę
chodu. Przy stopach są czujniki, które umożliwiają wyzwolenie kroku
po odpowiednim przeniesieniu ciężaru ciała przez pacjenta. Software
kalkuluje siłę pacjenta. Jedni mają 10 procent, inni - 20, a
jeszcze inni - 0; Ekso, po oszacowaniu, doda pacjentowi brakującej
siły do tzw. „Ekso 100 procent”. Kluczową częścią egzoszkieletu,
obok silników, jest montowany z tyłu plecaczek, który mieści
software urządzenia i jego panel sterujący, na którym rehabilitant
ustawia takie parametry, jak długość kroków, wysokość kroków,
szerokość nachylenia bocznego i długość nachylenia przedniego.
Wybiera też odpowiedni poziom pracy urządzenia – precyzuje
Roberts.
– W przypadku wyboru programu początkowego, każdy kolejny krok będzie inicjował sterujący maszyną rehabilitant. w przypadku programu zaawansowanego, to pacjent, balansując ciałem, przenosząc ciężar ciała z lewej na prawą, inicjuje ruch – dodaje Grzegorz Boczula.
Rozluźnij się! Fruwaj!
Tymczasem do testów przygotowuje się Jacek Czech, paraolimpijczyk z Londynu i multimedalista mistrzostw świata i Europy w pływaniu. Rehabilitanci mierzą i ważą pacjenta. Każdorazowo „dopasowuje” się egzoszkielet do wymiarów nóg i tułowia pacjenta. W Ekso można chodzić, jeśli mierzy się od 150 do 190 centymetrów i waży nie więcej niż 100 kilogramów. – Pacjent musi być spionizowany, mieć w miarę normalne ciśnienie, brak reakcji ortostatycznych. Problemem jest też zbyt mocna spastyka, ponieważ nadmierna sztywność może uniemożliwić chodzenie – wylicza Grzegorz Boczula.
Piotr Czarnota, od 12 lat na wózku, pracujący na co dzień w Centrum Integracja w Katowicach, był jednym z pierwszych pacjentów, którzy zaczęli korzystać z egzoszkieletu. Testy rozpoczął już w marcu w Gliwicach.
– Za pierwszym podejściem, ze względu na spastyczność, nie zakwalifikowałem się do terapii. Umówiłem się z rehabilitantami, że przed kolejnym testem pójdę na basen, bo woda rozluźnia. Udało się. Teraz ćwiczę w egzoszkielecie raz w tygodniu – wylicza. Regularnie chodzi też na basen i jeździ na dostosowanym rowerze. – Chodzenie w egzoszkielecie nie może zastąpić innych form rehabilitacji, jest ich uzupełnieniem, ale niesamowicie motywuje.
Jacek Czech jeszcze przed rozpoczęciem ćwiczeń zapewnia: - Chcę wykorzystać ten czas jak najlepiej. Wstać, spróbować chodzić, poczuć znów, jak patrzy się na świat, będąc wyprostowanym, i cieszyć się tym. Przyjechałem tu, aby poczuć się choć na chwilę wolnym od wózka – mówi.
Na wózku jeździ od 18. roku życia; sprawność utracił po
niefortunnym skoku do wody. Gdy wstaje i robi pierwsze kroki, na
jego twarzy maluje się zaskoczenie i wzruszenie. – Czuję się
fantastycznie. Jestem zaskoczony, jak lekko się chodzi w tym
urządzeniu – zauważa. Egzoszkielet waży bowiem 23 kilogramy.
- Te testy to taki prezent na drugą osiemnastkę – żartuje Łukasz
Bednarski, doradca zawodowy w Centrum Integracja w Warszawie. – Mam
36 lat, wypadek miałem w wieku 18 lat, więc dokładnie połowę życia
chodziłem, a połowę spędziłem już na wózku – precyzuje.
Doświadczenie chodzenia w egzoszkielecie porównuje do nurkowania. –
Takie poczucie wolności ma nurek, który z płycizny wypływa na
głębię i czuje, jakby frunął, ale w zwolnionym tempie, jak we śnie
– opisuje.
Lepiej trawisz i oddychasz
- W porównaniu do chodzenia w poręczach ortopedycznych egzoszkielet daje o wiele większą swobodę, chodzenie nie wymaga wysiłku, a jedynie dobrej koordynacji pod kątem balansu ciała. Znika też blokada psychiczna, lęk, jaki odczuwałem np. podczas terapii na łóżku pionizującym – wylicza Jacek Czech. A Łukasz Bednarski dodaje: - W ogóle nie czuje się zmęczenia, jest za to poczucie rozluźnienia. Po przejściu 300 kroków czuję się lepiej niż po kilku godzinach konwencjonalnych masaży i ćwiczeń.
To naprawdę niesamowite uczucie! Czuję się,
jakbym nauczył się latać - mówił mediom Łukasz Bednarski, fot.:
Łukasz Bednarski
- Praca w egzoszkielecie w sensie fizjologicznym najbardziej ze
wszystkich form terapii przypomina ludzki chód. Dlatego terapia ta
nie tylko poprawia ułożenie kręgosłupa i wzmacnia mięśnie. Dzięki
pionizacji poprawia się praca narządów wewnętrznych, które są
ściśnięte, gdy chory siedzi na wózku. Lepiej funkcjonują układy:
trawienny, krążenia, ale też moczowy, rzadziej dochodzi np. do
zapaleń pęcherza moczowego – wylicza Beata Roberts z Ekso
Bionics.
– Poprawie ulega też spastyka, pacjenci po treningu są przez kilka
godzin wiotcy – dodaje Grzegorz Boczula.
Ważny jest też efekt psychiczny.
– Jest to bodziec motywacyjny, kop do prowadzenia dalszej
rehabilitacji – dodaje rehabilitant.
Na razie egzoszkielety produkuje się z przeznaczeniem do stosowania w asyście rehabilitanta, ale trwają prace nad modelem do zastosowania w domu. Zaporowa, także dla wielu ośrodków, jest cena sprzętu – ok. 150 tysięcy dolarów. Jednak amerykański producent przewiduje, że w ciągu kilku lat urządzenie powinno stanieć; nie będzie wówczas kosztowało więcej niż średniej klasy samochód. Producent pracuje nad tym, by sprzęt był łatwy w zakładaniu, ale i obsłudze dla rehabilitantów. Zapewnia też im pakiet szkoleń.
- Gdybym miał takie urządzenie w domu, chciałbym korzystać z niego codziennie – wyznaje Jacek Czech. Pytam go, czy da się doświadczenie chodzenia w egzoszkielecie porównać do zdobycia olimpijskiego medalu? - Cóż, medal cieszy, a w tym można żyć.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz