Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Czy reforma DPS oznacza ich likwidację?

09.09.2021
Autor: Mateusz Różański, fot. pexels.com, pixabay.com
mężczyzna na wózku siedzi tyłem do obiektywu, znajduje się na popękanymi tarasie balkonu w ciemności

Czy domy pomocy społecznej czeka likwidacja? Czy ich pracownicy i mieszańcy trafią na bruk? Takie obawy często pojawiają się przy okazji procesu deinstytucjonalizacji. Jednak, to nie tego procesu trzeba się bać, ale… jego braku.

50-letni pan Marek jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną i był uczestnikiem warsztatu terapii zajęciowej. Warsztat był dla niego ważnym miejscem – miał tam znajomych i przyjaciół, a całe jego życie toczyło się wokół tamtejszych zajęć. Po śmierci brata Marek trafił do domu pomocy społecznej. Tym samym stracił dom, w którym się wychowywał; stracił kontakt z przyjaciółmi, kolegami i koleżankami, ale też z lekarzami znającymi go od dziecka; stracił kontakt z kościołem, który znał od dziecka. Koszt utrzymania Marka w DPS-ie to 5200 złotych miesięcznie. Takich osób jak on są tysiące. I to właśnie z myślą o nich konieczne jest stworzenie systemu alternatywnego dla wielkich zamkniętych placówek. Na ten temat dyskutowano podczas konferencji pn. „Czy deinstytucjonalizacja to likwidacja instytucji?”, zorganizowanej przez Fundację Libertatem.

698 nieletnich w DPS-ach

Deinstytucjonalizacja, to mówiąc najprościej, odejście od wielkich instytucji opiekuńczych na rzecz usług społecznych świadczonych lokalnie – proces ten to wyzwanie, które stoi przed Polską. Jego podjęcia oczekuje od nas Komisja Europejska i Organizacja Narodów Zjednoczonych, ale też osoby z niepełnosprawnością i ich rodziny.

W Polsce jest 826 domów pomocy społecznej, podlegających Ministerstwu Rodziny i Polityki Społecznej (MRiPS). Prowadzą je samorządy, a także organizacje – jak choćby Caritas. W tego typu placówkach jest ogółem 81 004 miejsc, z czego zajętych – 76 133 (dane z grudnia 2020 roku, MRiPS). Najwięcej wśród mieszkańców DPS-ów jest osób określanych jako „przewlekle psychicznie chore”, bo 19 765. Jeśli chodzi o wiek, to między 61 a 74 rokiem życia jest 24 778 mieszkańców. Choć nie brakuje też osób znacznie młodszych – aż 698 mieszkańców DPS to osoby niepełnoletnie! Nie ma przy tym twardych danych na temat sektora prywatnego, który również świadczy usługi opieki całodobowej.

Duża część mieszkańców takich placówek mogłaby funkcjonować w środowisku lokalnym przy odpowiednim wsparciu. I temu ma służyć Strategia Rozwoju Usług Społecznych, przygotowana przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. Z jednej strony strategia ta rozczarowała środowisko osób z niepełnosprawnością i ich rodzin, które oczekiwało bardziej zdecydowanych propozycji. Z drugiej – hasło deinstytucjonalizacji wielu kojarzy się z przymusową likwidacją DPS i odesłaniem ich mieszkańców do domów. Konferencja Fundacji Libertatem miała za cel pokazanie i uświadomienie, że nie jest to prawda.

Nie likwidować. Zmieniać

- Zmiana nie oznacza likwidacji. Zmiana oznacza zmianę. Nie musi ona oznaczać, że coś zamykamy i tworzymy od nowa. To jest pewien proces. Nie zrobimy deinstytucjonalizacji w 2-3 lata – tłumaczył prof. Mirosław Grewiński, socjolog i przewodniczący Rady Pomocy Społecznej, jeden z ekspertów zaproszonych na konferencję.

Badacz tłumaczył, że deinstytucjonalizacja to nie jest proces odgórnego zamykania placówek opiekuńczych, ale tworzenia całego złożonego systemu wsparcia.

- Trzeba zdemonopolizować tą całą naszą politykę społeczną i dać część kompetencji organizacjom pozarządowym, podmiotom ekonomii społecznej, instytucjom wyznaniowym, itd. Jeśli podzielimy się tą odpowiedzialnością, to nam deinstytucjonalizacja wyjdzie – tłumaczył.

Działania, o których mówił prof. Grewiński są o tyle ważne, że ze względu na zmiany demograficzne zapotrzebowanie na różnego rodzaju formy wsparcia będzie tylko rosło. Oznacza to, że albo będziemy kierować coraz szerszy strumień pieniędzy na tworzenie instytucji pomocowych, albo zdecydujemy się na tworzenie alternatywnych rozwiązań, które pomogą np. rosnącej grupie seniorów pozostać jak najdłużej w swoim lokalnym środowisku. O wyzwaniach i zagrożeniach wynikających ze zmian demograficznych mówił Cezary Miżejewski, reprezentujący Wspólnotę Roboczą Związków Organizacji Socjalnych WRZOS.

Roślinka wśród kamieni
fot. pexels.com

Najgorsza jest prywatyzacja

- Nie jestem za tym, żeby budować nowe domy pomocy społecznej, a jeszcze bardziej domy dziecka, którymi chwalą się różni marszałkowie i prezydenci – mówił Cezary Miżejewski. – Trzeba zmniejszyć napór na te domy, by trafiały tam osoby najbardziej potrzebujące. Natomiast, jeśli nie zbudujemy silnego systemu usług społecznych, to wszystko rozwiąże sektor prywatny. Bo skarbnicy - od ministra finansów po władze gminy - działają według zasady „musimy się zmieścić w finansach”. Czyli robimy wszystko jak najtaniej, po najniższej linii oporu. Nie życzę nikomu żebym w wieku 75 lat trafić do instytucji prywatnej, gdzie będzie zajmował się przypadkowy pracownik, być może w ramach prac społecznie użytecznych – wskazywał.

Jego zdaniem najgorszym scenariuszem jest to, że niewydolny system wsparcia zamiast być reformowany zostanie sprywatyzowany, a od dobra pojedynczego człowieka ważniejszy będzie zysk.

Obawy dyrektorów

Wśród uczestników konferencji wiele było osób prowadzących domy pomocy społecznej. Mówili o swoich obawach, związanych choćby z planami zmian, zaprezentowanych przez przedstawicielkę Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Wśród nich jest m.in.: stworzenie nowych standardów funkcjonowania placówek; wymóg tworzenia jednoosobowych pokoi czy dążenie do tworzenia lub przekształcenia placówek całodobowych w Środowiskowe Centra Opieki Długoterminowej; przeprowadzenie audytu pod kątem przestrzegania praw mieszkańców.

Kierujący DPS-ami zwyczajnie boją się wzrostu kosztów i powolnej likwidacji, która będzie wiązała się choćby z koniecznością zwalniania pracowników. Przy tym zdają sobie też sprawę z tego, że obecny system jest niewydolny.

- Jesteśmy otwarci na deinstytucjonalizację. Sami jesteśmy w trakcie tworzenia Centrum Opiekuńczo-Mieszkalnego, by część naszych osób mogła korzystać ze wsparcia dziennego. Oczekujemy na to, by przeprowadzać deinstytucjonalizację. Choćby w naszej placówce szacuję, że nawet 40 procent mieszkańców przy właściwym wsparciu mogłaby funkcjonować w środowisku lokalnym – opowiadała Jolanta Borek, dyrektorka DPS w Krzyżanowicach pod Iłżą, która sama jest matką dorosłej osoby z niepełnosprawnością intelektualną.

Jolanta Borek jednocześnie wskazuje na potrzebę zrozumienia sytuacji DPS-ów, szczególnie w małych miejscowościach, gdzie nakładanie dodatkowych obowiązków na placówki jednocześnie musi wiązać się z właściwym finansowaniem. Tu koniecznie trzeba nadmienić, że wiele DPS-ów realizuje projekty usamodzielniania swoich mieszkańców i wspierają ich w przechodzeniu na przykład do mieszkalnictwa wspomaganego. Działa tak m.in. dom pomocy społecznej w Bytomiu.

Oprócz aspektu prawno – politycznego i wymogu Polski przyjęcia strategii deinstytucjonalizacji, jest jeszcze aspekt ludzki.

Osoba, nie podopieczny

- W wypowiedziach skupiamy się na takich sprawach jak finansowanie, kadra, budynki, itp. A brakuje w tym osoby. Tymczasem naszym głównym tematem powinno być zapewnienie każdej osobie prawa do niezależnego życia – podkreślała dr Monika Zima-Parjaszewska, prawniczka i prezeska Zarządu Głównego Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną (PSONI). – Jak to zrobić? Nie można tego zrobić mówiąc o osobach, które się znajdują w placówkach per „podopieczny”. Jeśli ja mówię „podopieczny”, to myślę o tej osobie, że jest „pod” czymś. I całe jej życie jest „pod”: pod tym, co inni myślą na jej temat, jaki mają pomysł na jej życie, itd. Bardzo zachęcam, by popatrzeć na tego człowieka jak na podmiot wszelkich praw i wolności, a na nas jako na tych, którzy mają wyłącznie zagwarantować dostęp do wolności i praw człowieka, a nie „opiekować się” – dodała.

Długi, pusty korytarz w domu opieki
fot. pixabay.com

Dr Zima-Parjaszewska zaznaczyła, że takie podejście wynika z Konwencji ONZ o Prawach Osób z Niepełnosprawnościami, którą Polska ratyfikowała w 2012 roku, i która powinna być podstawą tego, jak myślimy o osobach z niepełnosprawnością – także tych mieszkających w domach pomocy społecznej.

- Jeśli dalej będziemy skupiać się tylko na pokojach i wynagrodzeniach pracowników DPS, to życie osób w nich mieszkających się nie zmieni – powiedziała prawniczka.  

Dajcie ludziom wybór!

A potrzeba zmian jest naprawdę ogromna. Co na konkretnych liczbach wykazywał Adam Zawisny, wiceprezes Instytutu Niezależnego Życie.

- Dla mniej więcej 95-98 procent obywateli, którzy wymagają intensywnego wsparcia, nie ma alternatywy innej niż ZOL czy DPS. Jeżeli na poziome systemowym nic nie zrobimy, to nic się nie zmieni – mówił.

Zaznaczył przy tym, że potrzeba zmian nie wynika z tego, że osoby pracujące i zarządzające DPS-ami są niekompetentne czy pozbawione empatii, ale że oparty na nich system wsparcia nie uwzględnia prawa do niezależnego życia. Mówiła też o tym Monika Zima-Parjaszewska.

- Pewna dyrektorka DPS powiedziała, że nie można tak „źle” mówić o takich placówkach, bo na przykład ona i jej pracownicy z empatią i poświęceniem podchodzą do mieszkańców. Ja zaproponowałam jej, żeby z zamkniętymi oczami podeszła do mapy i wskazała jeden punkt. A potem odpowiedziała sobie na pytanie, czy sama chciałaby zamieszkać w DPS-ie w tak losowo wybranej miejscowości – opowiadała prawniczka.

- Możemy mieć w domach pomocy społecznej fenomenalnych opiekunów, dyrektorów, kierowników o niesamowitych zdolnościach i empatii. Ale niestety sama formuła funkcjonowania domów pomocy społecznej powoduje, że pewne trudności są zdecydowanie większe, a pewnych możliwości po prostu nie ma. Deinstytucjonalizacja jest warunkiem niezależnego życia – zaznaczył Adam Zawisny.

Wiceprezes Instytutu Niezależnego Życia podał przykład pana Tomasza – czterdziestoletniego mężczyzny poruszającego się na wózku. Od lat mieszka w 600-osobowym DPS-ie, a teraz z powodu epidemii od 17 miesięcy nie może wyjść z placówki. Pan Tomasz dzięki właściwemu wsparciu może spokojnie funkcjonować mieszkając samodzielnie. Odbywa się to z korzyścią zarówno dla niego – jak i dla budżetu.

Taniej dla państwa, lepiej dla ludzi

- Koszty utrzymywania ludzi w DPS-ach są tak wysokie, że nie wystarcza na ich właściwą opiekę nad ludźmi, którzy naprawdę potrzebują intensywnej pomocy. Przekształcanie DPS-ów w kierunku świadczenia usług środowiskowych jest możliwe. W Szwecji udało się to w kilkanaście lat – stwierdził Adam Zawisny.  

Dobrze ilustruje to przykład pani Iwony. Była ona w podobnej sytuacji jak opisany na początku tekstu pan Marek – po śmierci ojca wydawało się, że jedynym rozwiązaniem dla pani Iwony było umieszczenie w DPS-ie. Jednak dzięki współpracy jej braci z Warsztatem Terapii Zajęciowej, udało się stworzyć krąg wsparcia, który pomaga pani Iwonie zachować jej maksymalną niezależność. Po trzech miesiącach trafiła do mieszkania wspomaganego. Mieszka tam z trzema koleżankami i otrzymuje adekwatne dla siebie wsparcie. Jednocześnie dalej uczestniczy w swoim WTZ, z pomocą asystenta robi zakupy i przygotowuje sobie posiłki. A przede wszystkim – uczestniczy w życiu lokalnej społeczności. Miesięczny koszt jej utrzymania to 1470 złotych. Czyli znacznie mniej niż w typowej instytucji.

Komentarz

  • Deinstytucjonalizacja jest rozwiązaniem problemu Europy Zachodniej, w Polsce niewiele pomoże
    Anna
    10.09.2021, 18:39
    W krajach Europy Zachodniej od kilkudziesięciu lat osoby niesamodzielne z powodu chorób i/lub wieku umieszczane były w całodobowych ośrodkach opiekuńczych. System ten staje się coraz bardziej niewydolny w związku z narastającym popytem na jego usługi spowodowanym starzeniem się społeczeństwa i jednocześnie wzrostem liczby osób w różnym wieku niezdolnych do samodzielnego życia, co spowodowane jest m.in. rozwojem interwencji medycznych, które coraz skuteczniej ratują życie pozostawiając niesprawnymi osoby, które wcześniej umierały (w tym wcześniaki coraz młodsze/z coraz mniejszą wagą). Jedną z dróg wyjścia z tego impasu na zachodzie ma być deinstytucjonalizacja, dzięki czemu przynajmniej część tych osób może pozostać w swoich domach i rodzinach, jeśli zapewni się im jakieś częściowe wsparcie. Ponieważ głównym problemem jest brak rąk do pracy w stacjonarnych ośrodkach, deinstytucjonalizacja ma pomóc częściowo rozwiązać ten problem przerzucając zadanie obsługi na samego pacjenta (samoobsługa) lub na jego rodzinę. W Polsce nigdy nie doszło do jakiejkolwiek istotnej instytucjonalizacji i jak w każdym tradycyjnym społeczeństwie obowiązek opieki nad osobami niesamodzielnymi spadał i spada na rodzinę. W tej sytuacji deinstytucjonalizacja niewiele pomoże. Tak jak na zachodzie postępuje starzenie się społeczeństwa i wzrost liczby osób niesamodzielnych w całym przekroju grup wiekowych. Przybywać będzie osób, które będą wymagały 24-godzinnej opieki, a nie będą miały nikogo z rodziny, kto będzie w stanie ją zapewnić (starsze osoby bezdzietne, pozostali członkowie rodziny też chorzy/starzy itd.). Zapewnienie 24-godzinnej opieki w warunkach domowych, szczególnie osobom leżącym, jest BARDZO kosztowne, nieefektywne i trudne. Jedna osoba nie wystarczy, bo jak wyjdzie po zakupy, do lekarza, sama zachoruje itd., to musi być ktoś na zmianę. Samodzielne dźwiganie chorego jest niebezpieczne lub niemożliwe, z upływem czasu rośnie ryzyko choroby psychicznej odizolowanego opiekuna, który nie ma chwili wytchnienia, zaburzony sen itd. W małych polskich mieszkaniach z małymi łazienkami i wąskimi drzwiami do pomieszczeń z reguły nie ma możliwości zainstalowania urządzeń ułatwiających opiekę: prysznica z możliwością wjazdu wózkiem, podnośnika itd. Opieka nad osobami całkowicie niesamodzielnymi może być o wiele bardziej efektywna w dobrze zorganizowanym i wyposażonym ośrodku stacjonarnym. W takim ośrodku opiekunowie pracują na zmiany, po pracy idą do swoich rodzin i mają normalne życie, dzięki temu opieka nie dewastuje ich psychiki. Urządzenia typu podnośniki, ssaki mogą być efektywniej wykorzystane, jeśli nie służą tylko jednej osobie lecz wielu osobom po kolei. Dźwiganie chorego wykonywane jest nie przez jedną osobę, tylko dwie lub w razie potrzeby więcej, gdy jest bardzo ciężki, pobudzony itd. Szerokie drzwi pozwalające na łatwy przejazd wózkiem lub łóżkiem na kółkach, duże łazienki, szerokie korytarze itd. Pielęgniarka, która w razie potrzeby może szybko podać zastrzyk itd. Możliwość zastosowania jakichś innowacyjnych urządzeń monitorujących stan pacjentów, które np. nocą nadzoruje jedna dyżurująca osoba czuwająca nad wieloma pacjentami na raz. Taka osoba po dyżurze może kolejną noc przespać normalnie, natomiast samotny opiekun w domu ma każdą noc zarwaną, czego skutki są z czasem dewastujące dla jego zdrowia. Jeśli chodzi o opiekunów rodzinnych, to coraz więcej wykwalifikowanych osób (głównie kobiet) w średnim wieku będzie wypadało z rynku pracy żeby opiekować się starymi rodzicami niezdolnymi do samodzielnego życia. Część osób bezdzietnych posiadających mieszkania i inny dorobek, chętnie na starość to spienięży i zapłaci (dodatkowo, oprócz przekazywania emerytury) za opiekę stacjonarną w bezpiecznym, profesjonalnie prowadzonym publicznym ośrodku.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas