Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Bałagan, na podłodze miski i ścierki. Taki pokój dostała pani Halina w sanatorium w Busku-Zdroju

24.08.2021
Autor: Beata Dązbłaż, fot. archiwum prywatne
na środku pokoju leżą ścierki i stoją dwie miski pościel leży na krześle łóżko zsunięte z gołym materacem stoi przy samym biurku

Łóżko blokujące wejście do pokoju i zsunięte do biurka, na podłodze ustawione miski i rozłożone ścierki, nieobleczona pościel leżąca na krześle – taki widok pokoju zastała po zameldowaniu się na turnus rehabilitacyjny w Sanatorium MARCONI w Busku-Zdroju pani Halina z Warszawy 8 sierpnia br.

- Kilka miesięcy temu zarezerwowałam pełnopłatny turnus rehabilitacyjny w Sanatorium MARCONI w Busku-Zdroju w terminie 8-21 sierpnia 2021 r. Koszt 14-dniowego pobytu typu standard wynosi 2996 zł. Jako osoba z niepełnosprawnością ruchową otrzymałam dofinansowanie z WCPR. W niedzielę, 8 sierpnia 2021 r., przyjechałam do sanatorium (250 km) i po standardowych formalnościach dostałam klucze do zarezerwowanego pokoju nr 133 – opisuje pani Halina. – Po otwarciu okazało się, że łóżko blokuje wejście, na podłodze ustawione są miski i rozłożone szmaty, pościel rzucona na fotel. Podobno w piątek pokój został zalany i wyłączony z użytkowania... Nikt mnie o tym nie uprzedził ani nie odwołał przyjazdu. Po prostu wydano mi klucze do nieczynnego pokoju... Wezwana pracownica recepcji nie była w stanie wytłumaczyć, dlaczego do tego doszło. Nie było również możliwości kontaktu z dyrekcją sanatorium. Nikt nie był w stanie podjąć jakiejkolwiek decyzji, wyjaśnić, przeprosić – dodaje.

łóżko z gołym materacem stoi przy samym biurku

Apartament wolny, ale...niedostępny

Ostatecznie, po długim oczekiwaniu na rozwiązanie problemu, pracownica recepcji zaproponowała pani Halinie, aby tymczasowo zajęła jedyny wolny apartament.

- Jest to duże pomieszczenie z maleńkim oknem, ciemne, w którym trzeba palić światło przez cały dzień. By dostać się do łazienki, trzeba pokonać wysoki stopień, nie ma w niej prysznica, jest natomiast bardzo wysoka wanna z hydromasażem. Dla mnie, osoby niepełnosprawnej ruchowo, ta łazienka jest niedostępna – mówi pani Halina.

wysoka wanna w łazience do której jest wysoki próg

Zaznacza, że jest po wielu operacjach, także ortopedycznych, swobodne poruszanie się nie jest dla niej łatwe, ma umiarkowany stopień niepełnosprawności.

- Oczekiwałam w recepcji na rozwiązanie sprawy, chciałam też rozmawiać z dyrekcją, jednak powiedziano mi, że nie ma takiej możliwości – mówi pani Halina. – Zaproponowano mi obiad, za który wolałam jednak zapłacić, poczekałam jeszcze ok. godziny, czy ta sprawa rozwiąże się dla mnie pomyślnie, jednak nie było już żadnej propozycji ze strony sanatorium więc wsiadłam w samochód i w upale wyruszyłam w drogę powrotną. Pokonanie 500 km jednego dnia jest dla mnie nie lada wyzwaniem, pomijając już stres wywołany całą sytuacją – dodaje.

Początkowo pani Halina otrzymała informację, że placówka nie może zwrócić jej od razu środków za turnus, jednak po pewnym czasie, jeszcze na miejscu, okazało się, że będzie to jednak możliwe. Zwrócono jej także pieniądze za parking, który do tanich nie należy, bo jeden dzień postoju to 10 zł.

Zabrakło tak niewiele...

Już podczas podróży powrotnej skontaktował się z nią dyrektor sanatorium.

- Powiedział, że niepotrzebnie wyjechałam, bo on znalazłby rozwiązanie. Zaproponował, że mogłabym się myć w izolatorium. Wyjaśnił mi, że doszło do tej sytuacji z powodu nieporozumienia recepcji i sprzątaczki, którą też należy zrozumieć z powodu osobistych problemów. Czy w ten sposób powinny być traktowane osoby z niepełnosprawnością, chore i starsze? Czy naprawdę nikt nie mógł poinformować mnie wcześniej o zaistniałej po ulewach sytuacji i wtedy zaproponować inny termin. To przecież tak niewiele... – pyta retorycznie pani Halina.

Zwróciliśmy się do dyrekcji i zarządu Sanatorium MARCONI z pytaniem, jak mogło dojść do takiej sytuacji, że przyjeżdżający na turnus otrzymuje nieprzygotowany do zamieszkania pokój.

- W związku z intensywnymi i długotrwałymi opadami deszczu, w Sanatorium MARCONI doszło do przecieku dachu w jednym z pokoi. Warto podkreślić, że w tym czasie straż pożarna z terenu powiatu buskiego podejmowała wiele interwencji dotyczących chociażby podtopień. Natężenie opadów było tak silne, że zainstalowane na budynku odwodnienie nie nadążało z odbiorem wody i odprowadzeniem jej w przeznaczone do tego miejsce – odpowiada nam Artur Olszewski, kierownik Działu Promocji i Marketingu w Uzdrowisku Busko-Zdrój.

Rozwiązanie tymczasowe

W jego opinii pracownicy recepcji zareagowali błyskawicznie na to zdarzenie losowe, proponując kuracjuszce apartament o wyższym standardzie niż pokój, w którym początkowo miała zamieszkać pacjentka podczas pobytu.

- Pracownicy poinformowali Panią, że to tylko tymczasowe rozwiązanie, do momentu przygotowania innego pokoju dla pacjentki, który w pełni dostosowany byłby do potrzeb osób niepełnosprawnych. To, dlaczego kuracjuszka dostała klucze do pokoju, który nie był w pełni przygotowany na przyjęcie pacjenta, zostanie skrupulatnie zweryfikowane, a w stosunku do pracownika, który odpowiedzialny jest za zaistniałą sytuację, wyciągnięte zostaną odpowiednie konsekwencje – podkreśla Artur Olszewski.

Dodaje, że w dniu przyjazdu pani Haliny telefonicznie rozmawiał z nią dyrektor sanatorium MARCONI, a wcześniej pracownicy recepcji, którzy od razu zaproponowali rozwiązanie problemu.

- W trakcie rozmowy, dyrektor przeprosił za zaistniałą sytuację i ponownie zaproponował kuracjuszce apartament jako chwilową alternatywę, do momentu, w którym dostępny będzie pokój dostosowany do potrzeb pacjentki. Kuracjuszka nie wyraziła zgody na zaproponowane rozwiązanie – zaznacza Artur Olszewski.

Zapytaliśmy także czy sanatorium zamierza zaproponować pani Halinie inny, bliski termin pobytu na turnusie, gdyż ze względu na jej problemy z ruchem nie wchodzą w grę np. miesiące zimowe.

- Kuracjuszka podczas rozmowy telefonicznej z dyrektorem sanatorium nie chciała rozmawiać o zmianie terminu turnusu, choć to proponował przedstawiciel Sanatorium MARCONI – mówi Artur Olszewski.

Komfortowo i bezpiecznie?

Rzeczywiście, dyrektor obiektu dzwonił do pani Haliny w dniu pobytu, ale już w czasie jej drogi powrotnej z Buska do domu. Natomiast zaprzecza ona, by zaproponował jej inny, bliski termin pobytu.

Artur Olszewski podkreśla też, że środki, które kuracjuszka wpłaciła za pełnopłatny pobyt, niezwłocznie zostały jej zwrócone, a kwota dofinansowania – bezpośrednio do WCPR.

- Była to sytuacja jednostkowa, która nie miała nigdy wcześniej miejsca w przeszłości. Pracownicy recepcji od razu zaproponowali kuracjuszce alternatywne rozwiązanie zaistniałego problemu, z którego niestety nie chciała skorzystać pacjentka. Jednocześnie informuję, że Uzdrowisko Busko-Zdrój otwarte jest na potrzeby osób niepełnosprawnych i dba o to, aby kuracjusze podczas turnusów czuli się tutaj komfortowo oraz bezpiecznie. Zaistniała sytuacja miała charakter losowy, związany z intensywnymi opadami, które na terenie całego powiatu buskiego spowodowały wiele strat, w tym podtopień – mówi na koniec.

„Sytuacja niedopuszczalna”

O komentarz poprosiliśmy Izbę Gospodarczą „Uzdrowiska Polskie”. Odpowiedział prezes Zarządu Izby, dr n. med. Waldemar Andrzej Krupa.

„Wskazane przez Panią Uzdrowisko - Sanatorium MARCONI w Busku-Zdroju nie jest członkiem Izby Gospodarczej „Uzdrowiska Polskie” z siedzibą w Sopocie, dlatego reprezentowany przeze mnie podmiot nie ma możliwości wyjaśnienia opisanej przez Panią sytuacji, ani szczegółowego ustosunkowania się do niej. Izba Gospodarcza „Uzdrowiska Polskie” nie ponosi odpowiedzialności za działania lub zaniechania Uzdrowiska - Sanatorium MARCONI w Busku-Zdroju – pisze do naszej redakcji. – Opisana przez Panią sytuacja oczywiście nie powinna się zdarzyć. Należy ją określić jako niedopuszczalną i karygodną, zwłaszcza w odniesieniu do osoby niepełnosprawnej” – dodaje na końcu.

Komentarz

  • żenujące zachowanie..... kuracjusza!
    Gabi
    28.08.2021, 18:01
    bez przesady, obnosi się z tą swoja niepełnosprawnością jak z wielkanocnymi jajami. Pewnie nie taka chora skoro 500 km jednego dnia potrafiła zrobić, niewykluczone że jako kierowca. Sytuacja nie powinna mieć miejsca ale proponowali jej rozwiązanie . Zabrakło dobrej woli - ale ze strony kuracjusza. Lepiej że pojechała do domu - tam pewnie czuje się najlepiej. Pozostając w sanatorium pewnie czepiałaby się wszystkiego i psuła nastrój ludziom, w tym też innym kuracjuszom.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas