Skrzypiński: Najlepszymi kolegami z Rafałem Wilkiem być nie musimy
Ponad 300 km i 2000 rowerzystów, a wśród nich handbiker Arkadiusz Skrzypiński, który lubi takie kolarskie przygody. W swojej kategorii w zawodach Mecklenburger Seen Runde w Niemczech zajął ostatecznie 4. miejsce. Nam opowiada, dlaczego lubi takie ekstremalne wyzwania, o sile polskich handbike'ów, a także o tym, że nie muszą być z Rafałem Wilkiem najlepszymi kolegami.
Krzysztof Samociuk: Część sezonu sportowego już za nami. Wiadomo,
że tradycyjnie będziesz w czołówce. Zdradź, jaki jest tym razem
Twój sportowy cel, czym byłbyś zachwycony?
Arkadiusz Skrzypiński: Zupełnie zachwycony sportowo nie bywam prawie nigdy. Zawsze można zrobić coś lepiej. Faktem jest jednak, że celuję w medal mistrzostw świata, wiem że jest w moim zasięgu.
Paraolimpiada w Londynie, delikatnie mówiąc, lekko Cię zdenerwowała. Przed Tobą jeszcze Rio de Janeiro. Marzysz o złocie w Brazylii?
Tak chciałem zdobyć medal podczas igrzysk w Londynie... W Rio także będę chciał medalu, nie musi to być złoto. Igrzysk z niczym porównać nie można. Kto w nich nie walczył, ten tego nie zrozumie. Dlatego jeśli uda mi się zakwalifikować, to będę miał spokojną głowę. Teraz wiem "z czym takie zawody się je". Nerwy w Londynie? To już historia. Teraz już wiem trochę więcej o życiu, wiem, czego można się spodziewać.
Zmęczony Arkadiusz Skrzypiński na mecie wyścigu na 300 km,
fot. Team Sopur/IZO-BLOK Start Szczecin
Fachowcy często twierdzą, że kolarstwo, które trenujesz, jest z roku na rok coraz silniejsze, coraz lepsi i mocniejsi są sportowcy. Zgadzasz się z tym, że o sukces jest zdecydowanie trudniej?
Oczywiście jest tak, że w czołówce niby znajome nazwiska się mieszają, ale my wiemy, co się dzieje na trasie. Widać to również po "czasówce". Przeciętna prędkość 40 km/h nie daje nic. O podium decydują detale, nie ma miejsca na przypadek i faworytów są tłumy.
Polska to aktualnie kolarska potęga. Jest bardzo mocny Rafał Wilk. Czy denerwujesz się, że zwycięstwa oddajesz innemu Polakowi? Czasami podobno widać, że nie jesteście najlepszymi na świecie kolegami.
Sytuacja w Polsce jest dziwna. Miejsce czwarte na sześciu startujących, gdzieś w miasteczku w Polsce, oznacza miejsce w dziesiątce na świecie. Mamy w kraju potwornie wysoki poziom. Z jednej strony jesteśmy chyba najmocniejsi na świecie, z drugiej strony, gdy ktoś zaczyna przygodę ze sportem i dostanie "baty" na początku, to łatwo się może zniechęcić. Jeśli jednak ma charakter, to widać, że prawdziwe emocje przyjdą. Takim przykładem może być Krystian Giera. A czy denerwuję się, bo wygrywa Wilk? Ostatnio w Krakowie wygrał, bo był lepszy. Trzeba pogratulować i brać się do roboty, aby następnym razem było inaczej. Taki sport. Najlepszymi kolegami na świecie być nie musimy, wystarczy się szanować. Weekendów razem spędzać też nie trzeba. Ważne jest to, żeby startując z orzełkiem na piersi pamiętać o sobie. Reprezentujemy jeden kraj i mamy wspólny interes. Rafał jest światowej klasy sportowcem. Patrząc szerzej, cieszę się, że mam w tym swój udział, że udało mi się pchnąć polski handbike w świat. Ja jednak kolarstwa nie wymyśliłem i nie przywiozłem tej dyscypliny jako pierwszy do Polski. Trzeba odliczać czas od narodzin kogoś dużo ważniejszego, ponad 2000 lat temu.
Arkadiusz Skrzypiński na trasie wyścigu na 300 km, fot.
Team Sopur/IZO-BLOK Start Szczecin
Lubisz megamaratony? Dlaczego bierzesz udział w takim kolarskim piekielnym zmęczeniu? Czy Cię to po prostu kręci?
Po Londynie poczułem, że muszę zrobić coś innego. Byłem w Norwegii, teraz przejechałem 300 km w Niemczech. Czasem takie "przepalenie" organizmu się najzwyczajniej przyda. To bywa prawdziwa przygoda. A ja uwielbiam przygody. Na norweską trasę wrócę z przyjemnością. A w Niemczech pierwsze 100 km zleciało nawet nie wiem kiedy, potem się męczyłem, a po 200 km włączył mi się "automat" i już nie potrzebowałem niczego, żadnych postojów. Rywalizacji w moim odczuciu tutaj nie ma. Rywalizuje się z dystansem, nie z kimś. Oczywiście, jak się zauważy, że trzeba komuś pomóc, to się pomaga i tyle.
A chciałbyś, żeby Twój syn był sportowcem? Czy Twoja partnerka narzeka, że non stop wyjeżdżasz?
Syn? Nie, jego życie, jego decyzja. Wspieram go we wszystkim, co kocha. Nigdy jednak nie chcę, aby nie miał wyboru. To jego życie. Ja jestem sportowcem. To oznacza wyjazdy, na szczęście najbliżsi wiedzą, że mogę trochę więcej wyjeżdżać. Ja naprawdę staram się być jak najczęściej w domu.
Ponad 300 km w 12 godzin
Rok temu w podobnym maratonie startował w Norwegii, tym razem w Mecklenburger Seen Runde w Niemczech. W swojej kategorii Arkadiusz Skrzypiński (Team Sopur/IZO - BLOK Start Szczecin) wśród 10 zawodników był jedynym Polakiem.
Handbikerzy na starcie wyścigu, fot. Team Sopur/IZO-BLOK
Start Szczecin
Megamaraton rozpoczął się 24 maja 2014 r. o świcie, czyli o 5:30. Co ciekawe, kolarzy żegnał "diabeł", który kibicuje również w wyścigu Tour de France. Oto krótka opowieść Arkadiusza Skrzypińskiego:
"Kibice stoją przed domami, biją brawo, kibicują, dziwne. Nie wiem nawet, kiedy zleciało pierwsze 100 km. Po 100 km skończyła się zabawa, droga bardzo różna: od idealnego asfaltu, przez betonowe płyty, aż po straszną kostkę obecną w niejednej wiosce (doskonałe rozwiązanie, tak trzepie że nie potrzeba progów zwalniających i poleży jeszcze z 500 lat). Męczyłem się tak aż do 200 km, w tym czasie towarzystwo się rozjechało. Mieliśmy też trochę kłopotów, raz udało nam się nie zauważyć strzałki i dorobić trochę kilometrów, raz coś jeszcze i coś jeszcze. Po 200 km włączył mi się "automat". W towarzystwie Errola (Marklein) jechaliśmy równym rytmem do mety. No i Neubrandenburg, Park Kultury, 322 km, meta w 12 godz. 3 min. 46 sek. Dotarliśmy do niej tylko kilka minut po zwycięzcy (Lars Hoffmann - 11:59.15), drugim (Volker Klemmer - 12:00.34) i trzecim zawodniku (Bernd Ziegler - 12:01.01). Gratulować trzeba wszystkim, tym co nie dojechali do mety również, szczególnie za podjęcie się tego bardzo ciężkiego zadania".
Arkadiusz Skrzypiński z Errolem Markleinem jechali najszybciej, ale na trasie zabłądzili i zamiast 300 pokonali 322 km. Dlatego miejsce na mecie nie powinno dziwić. Kolarz Startu Szczecin ukończył megamaraton na 4. pozycji. Szczecinianin zapewnia, że po przeszło 12 godzinach jazdy czuł się rewelacyjnie, nic go nie bolało. Tylko przez krótką chwilę miał wrażenie, że postarzał się może o jakieś 10 lat...
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Zaproszenie na finisaż wystawy i spotkanie autorskie
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w Plebiscycie #Guttmanny2024! Głosowanie tylko do środy!
- III Wawerski Dzień Osób z Niepełnosprawnościami
- Dorabiasz do świadczenia z ZUS-u? Dowiedz się jak zrobić to bezpiecznie
- Immunoterapie wysokiej skuteczności od początku choroby – czy to już obowiązujący standard postępowania w SM?
Dodaj komentarz