Język migowy to coś więcej
20.05.2014
Kiedy podczas wykonania utworu „Wind of Change” na
widowni zapaliły się światła, zobaczyłem, co się dzieje, że ludzie
się bawią, że tak mocno w to weszli. Poczułem wtedy, że naprawdę tu
jestem, że to wszystko naprawdę się dzieje. Poczułem tę jedność i
bardzo mnie to poruszyło – mówi Stephen Torrence, słyszący
Amerykanin z Austin w Teksasie, który interpretuje popularne
piosenki w amerykańskim języku migowym (ASL).
16 maja br. artysta – zaproszony przez przedstawicieli
platformy edukacyjnej Migaj.eu – wystąpił na scenie Auli Artis
Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu.
Wydarzenie zgromadziło ponad półtysięczną publiczność.
Ze Stephenem Torrence’em rozmawiamy o jego fascynacji językiem
migowym, wrażeniach z pobytu w Polsce i jego pierwszym koncercie
miganych piosenek.
Beata Rędziak: Na studiach zdecydowałeś się na wybór języka
migowego jako języka obcego. Skąd taka decyzja? Dlaczego język
migowy, a nie czeski, polski czy chiński?
Stephen Torrence: Tak naprawdę stało się to trochę
przez przypadek. Miałem koleżankę, której mama była tłumaczką
języka migowego. Często ze sobą rozmawiały w tym języku i
zafascynowało mnie to, że niezależnie od tego, czy w pomieszczeniu
jest cicho czy głośno, one potrafią się skomunikować w sposób,
który przekracza jakieś granice i ma bardzo wielką siłę
oddziaływania.
Czy to był Twój pierwszy kontakt z językiem migowym, czy
wcześniej były wokół Ciebie osoby z niepełnosprawnością?
Po raz pierwszy spotkałem się z niesłyszącymi podczas czatów
internetowych, które w ramach programu lekcyjnego organizowała
właśnie mama wspomnianej koleżanki. Byłem wtedy zafascynowany tym,
w jaki sposób skonstruowany jest ten język, że jest silniejszy niż
wiele języków mówionych. Składa się z wielu różnych idei,
konceptów, które połączone razem tworzą jakąś magiczną całość,
poukładany system, który jest bardzo inspirujący. Bardzo zaciekawił
mnie sposób, w jaki budowany i kształtowany jest język migowy, że
to nie tylko słowa, ale coś znacznie więcej.
Występ Torrence'a zgromadził ponad półtysięczną publiczność, fot.: Ewa Szwarcowska /Fundacja MigArt
Jak wygląda sytuacja osób niesłyszących w Stanach
Zjednoczonych? Czy teraz masz kontakt z tymi osobami?
Teraz nie jestem częścią tej społeczności tak, jak bym chciał,
bo od kilku lat nie zajmuję się już tak mocno językiem migowym.
Podczas studiów wyższych w Lubbock mocno uczestniczyłem w
działaniach organizowanych dla Głuchych i przez nich samych. Mam
nadzieję, że teraz, po tych doświadczeniach w Polsce, znowu do tego
wrócę, gdyż jest to bardzo inspirujące.
Nie można powiedzieć, że w Stanach kultura Głuchych jest
częścią amerykańskiej kultury, bo jest ona tak silna i ma tak wiele
przejawów, że tworzy właściwie jakąś równoległą kulturę. Są np.
programy tworzone całkowicie w języku migowym. Jest jakaś
wyjątkowość w tym, co robią Głusi. Przez tę przerwę, którą miałem w
języku migowym w ostatnim czasie, nie miałem kontaktu z Głuchymi.
Dopiero teraz, przygotowując się do tego koncertu, Głusi pomagali
mi przez internet, doradzali, np. jaki wybrać znak. Chciałbym mieć
więcej takich kontaktów.
Jak dużo jest osób niesłyszących w Stanach?
Myślę, że jest około 10 milionów osób niesłyszących i
słabosłyszących.
Czy Głusi w Stanach mają swobodny dostęp do komunikacji w
urzędach, bankach itp.?
W sklepie Apple’a widziałem aplikację, którą można podłączyć
do iPada; zamiganie pozwalało połączyć się z tłumaczem. Mógł on być
gdziekolwiek i komunikacja była możliwa od razu. Skorzystanie z
tego urządzenia było tam bezpłatne. Trudno mi powiedzieć, jak
wygląda wykorzystywanie tego rozwiązania na co dzień, bo widziałem
je tylko w sklepie.
Jak działają w Stanach organizacje, które działają na rzecz
Głuchych?
Przede wszystkim jest jedna duża organizacja, która bardzo
silnie lobbuje na rzecz Głuchych. Z nimi nie da się walczyć, bo są
główną instytucją w tym obszarze i oni nadają ton działaniom.
Starają się też przekazywać, że głuchota dziś nie musi być
niepełnosprawnością. Stworzono wiele technologii i aplikacji, są
też znaczne możliwości rozwijania języka migowego; to daje Głuchym
szansę życia na takim poziomie, by trudności w porozumiewaniu się
nie były traktowane jak jakiś brak.
Jak wygląda kwestia nauki języka migowego w Stanach – czy
jest np. dobry dostęp do kursów?
To wygląda bardzo różnie, bo w internecie są np. opcje kursów
bezpłatnych, ale dają one dostęp tylko do podstaw języka, nie ma
tam też np. filmów. Można także zapłacić za dostęp do nauki
migowego na wyższym poziomie zaawansowania. Same kursy wyglądają
bardzo podobnie do kursów innych języków obcych; trzeba dużo
pracować samodzielnie, bo tylko tak można porządnie się tego języka
nauczyć. Bardzo popularne są kursy np. na uczelniach, gdzie ludzie
spotykają się „face to face” z nauczycielem.
Co myślisz o takiej platformie edukacyjnej, jak Migaj.eu –
czy to dobra forma nauki i promocji języka migowego? Podobno tylko
w Stanach jest większa platforma tego rodzaju?
W Stanach istnieją 3-4 strony, które pełnią podobną funkcję,
ale żadna z nich nie jest doskonała. Jedna z nich właściwie nie
jest uaktualniana od 7 lat, od kiedy zacząłem naukę migowego. Druga
z kolei zawiera dużo błędów, a jeszcze inna ma dość ograniczony
dostęp do treści. Wydaje mi się, że Migaj.eu jest kombinacją tych
możliwości, wyciąga z tych platform to, co jest najlepsze. Gdy z
niej korzystałem – z użyciem translatora Google – przez te trzy
miesiące, widziałem, że można nauczyć się języka migowego na
poziomie komunikatywnym. Jeśli ktoś chce głęboko wejść w język
migowy, ta platforma stwarza takie możliwości, gdyż całościowo
podchodzi do tego języka.
Czym dla Ciebie osobiście jest język migowy?
Dla mnie to jest jakiś sposób docierania do swojego wnętrza,
wyrażania tego, co dzieje się w moim sercu.
Jaka była Twoja pierwsza myśl, gdy otrzymałeś maila od
Migaj.eu z propozycją wystąpienia w Polsce na tak dużej
imprezie?
„O, mój Boże” (śmiech). „Tak, zgadzam się”!
Nie miałeś żadnych wątpliwości?
Rzeczywiście, potem był moment, kiedy byłem bliski odmówienia.
Chwilę wcześniej skontaktowało się ze mną Muzeum Komputerów z
Austin, które współtworzę, z propozycją organizacji wielkiego
wydarzenia w marcu, i myślałem, że będzie mi ciężko przygotować te
dwie rzeczy równocześnie (początkowo koncert w Polsce miał odbyć
się także w marcu – red.). Tak więc prawie odmówiłem, ale coś nie
pozwalało mi z tego tak łatwo zrezygnować, dlatego zgodziłem się,
pomimo dużej ilości pracy.
Czy to pierwsze takie wydarzenie, w którym wziąłeś udział w
Poznaniu?
Tak – i mam nadzieję, że nie ostatnie. Wcześniej raz
uczestniczyłem w podobnym wydarzeniu, ale na dużo mniejszą skalę.
Wszyscy sporo nauczyliśmy się podczas tego spotkania i myślę, że
jeszcze wiele możemy razem zrobić. Cały ten tydzień spędzony w
Polsce był dla mnie niezwykłym czasem, chyba najciekawszym w moim
życiu do tej pory. Dało mi to motywację do dalszego działania w tym
obszarze.
Podoba Ci się Polska?
Tak! Bardzo mi się tu podoba, jestem zafascynowany tymi
wszystkimi różnicami między Stanami a Polską. Moje pierwsze
wrażenie było takie, że Polska jest niesamowicie kolorowa i że jest
dużo zieleni. Zadziwia mnie, jak tutaj wolno płynie czas, w jak
innym tempie żyją ludzie. Gdy jechaliśmy samochodem z Poznania do
Bogatyni, uderzyło mnie, że widoki za oknem są cały czas takie
piękne i spokojne. Także Stare Miasto w Poznaniu robi na mnie
wielkie wrażenie, gdyż my nie mamy takich zabytków. Pokochałem
Polskę!
Jak odbierasz Polaków?
Agnieszka Gorońska, która jest lingwistką, zwróciła mi uwagę
na sposób wymawiania słów Polska i Ameryka. Wymowa Polska jest
zamknięta, a Ameryka bardzo otwarta. To się przekłada nie tylko na
język, ale też na osobowość ludzi. To nie znaczy, że Polacy nie
przeżywają emocji, ale może się tego bardziej wstydzą, gdzieś się
chowają. Widać to też trochę w języku migowym; w amerykańskim
mimika jest dużo bardziej wyraźna niż w polskim; tu jest dużo
bardziej oszczędna i statyczna.
Jednak na piątkowym koncercie udało Ci się otworzyć polską
publiczność…
Super! (śmiech)
Powiedziałeś już wcześniej, że to wydarzenie było dla
Ciebie bardzo inspirujące. Jakie masz plany, jeśli chodzi o Twoją
przygodę z językiem migowym?
Chcę dać sobie czas do końca roku, by spróbować zrealizować
eksperymentalny projekt. Chciałbym zaproponować moim fanom, żeby w
jakiś sposób wsparli moje działania i produkcje piosenek w języku
migowym, np. żeby przekazali dolara – czy ile uważają za stosowne –
na kolejne produkcje. Nie mogę sobie pozwolić, by poświęcać na to
cały swój czas, a trudno jest też łączyć tę działalność z pracą
zawodową. Myślę, że mogłyby to być piosenki na życzenie - ktoś
chciałby konkretną piosenkę w języku migowym, którą ja mógłbym
przygotować. Prośbę o wsparcie chciałbym skierować do wszystkich
moich fanów z całego świata. Chciałbym też nawiązać współpracę ze
społecznością Głuchych w Austin, gdzie znajduje się szkoła dla osób
niesłyszących.
Stephen Torrence specjalnie dla czytelników portalu Niepelnosprawni.pl i magazynu "Integracja" podpisał plakat promujący poznański koncert
Jakie masz wrażenia po koncercie? Czy miałeś przed nim
tremę?
Byłem trochę zdenerwowany, ale przede wszystkim bardzo
podekscytowany tym wszystkim, co będzie się działo. Także
szczęśliwy, bo to jest dla mnie niesamowita frajda występować na
scenie, dawać ludziom energię, brać ją też od nich. Nawet jak coś
nie poszło na próbie, myślałem, że błędy zawsze się zdarzają i
jeżeli wszystko jest dopracowane, to jakiś drobny błąd nie zepsuje
efektu całości. Byłem po prostu w swoim żywiole! Po koncercie
poczułem wielką miłość, którą ludzie mi dawali: podchodzili,
prosili o autografy, mówili, jak bardzo im się podobało, robiliśmy
sobie zdjęcia. To sprawiło, że poczułem się totalnie wyczerpany,
kiedy opadły wszystkie emocje, których było bardzo wiele.
Który moment podczas koncertu był dla Ciebie szczególnie
poruszający i warty zapamiętania?
„Wind of Change” (śmiech), kiedy zapaliły się światła na
widowni, kiedy zobaczyłem, co się dzieje, że ludzie się bawią, że
tak mocno w to weszli. Poczułem wtedy, że naprawdę tu jestem, że to
wszystko naprawdę się dzieje. Poczułem tę jedność i bardzo mnie to
poruszyło.
Czy zdziwiło Cię to, że na sali są ludzie w tak różnym
wieku – i dzieci, i osoby starsze?
Rzeczywiście, to jest dowód na to, że sztuka, muzyka mogą
poruszać niezależnie od wieku, pochodzenia – to są rzeczy, które
działają ponad granicami i dotykają wszystkich tak samo.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tym całym
wydarzeniu?
Najtrudniejsze było utrzymać przez cały czas wysoki poziom
emocji, bo przecież musiałem co chwila wcielać się w inną postać, w
innych bohaterów piosenek, którzy bardzo się od siebie różnili. W
samej piosence „Bohemian Rhapsody” musiałem być Bogiem i aniołami;
ta intensywność musiała być cały czas utrzymana, a piosenki miały
bardzo różny charakter. Musiałem cały czas trzymać w napięciu i
siebie, i widza. Bardzo pomagały w tym kofeina, adrenalina i
energia publiczności.
Czym zajmujesz się na co dzień?
Piciem kawy (śmiech). Pracuję w małej firmie zajmującej się
sprzedażą i promocją wyrobów ręcznie robionych w Teksasie. Wciąż
współpracuję z Muzeum Komputerowym, chodzę też na jogę i rodzaj
tanecznych spotkań, gdzie ok. 30–osobowa grupa spotyka się, żeby po
prostu potańczyć – jak kto potrafi. Odkrywam też przeróżne
kulinarne klimaty mojego miasta. Tak wygląda moja
codzienność.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na następnym
koncercie!
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz