Dzień po zamknięciu igrzysk obszedłem sobie całą wioskę
olimpijską w Adler. Odkryłem wysypisko śmieci, z którego do Morza
Czarnego sączyła się brunatna woda. Kilkaset metrów od samych
obiektów płynął sobie taki potok prosto do Morza Czarnego. Cuchnęło
niemiłosiernie. No to jak można za coś takiego przyznawać medale –
mówi Robert Szaj, wiceprezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego,
w rozmowie z Integracją. To jeden z głosów dyskutujących z
przyznaniem organizatorom XI Zimowych Igrzysk Paraolimpijskich
Soczi 2014 medalu za organizację.
Maciej Kowalczyk: Na zamknięcie Zimowych Igrzysk Paraolimpisjkich
Soczi 2014 prezydent Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego
przyznał symboliczny medal za organizacje tych igrzysk. Bo trzeba
powiedzieć, że organizatorzy sprostali wyzwaniu. Igrzyska miały
swój początek i koniec, a ich treścią – jeśli pominie się
polityczno-militarne tło – był jednak sport.
Robert Szaj: Medal się należy, ale kibicom. Każdemu z
kibiców – nieważne, czy dostał bilet, czy kupił, przedarł się przez
ten gąszcz zasieków, kontroli, pokonał odległość od dworca do areny
i kibicował nie tylko swoim zawodnikom – należy się medal. Co do
organizacji... Nie można przyznać medalu za coś, co jest normą.
Pracownik nie może dostać premii za to, że wykonuje swoje
obowiązki, które ma zapisane w zakresie obowiązków. Tak samo
organizator nie może dostać medalu za wykonanie swoich obowiązków
zapisanych w kontrakcie na organizację igrzysk.
To, że ma być zorganizowany system transportowy, obiekty mają
być przygotowane i spełniać podstawowe normy, które są zapisane w
bardzo grubej „Księdze dobrych praktyk organizacji igrzysk”
– to musi spełnić każdy organizator. Takie normy spełnił każdy, kto
przygotowywał igrzyska w Pekinie, w Vancouver, w Londynie czy w
Rosji. I za to medalu bym nie przyznał.
Na zdjęciu: Robert Szaj
Jestem pod wrażeniem postawy kibiców. Ale – z drugiej strony –
jestem pod bardzo negatywnym wrażeniem gotowości do przyjęcia osób
niepełnosprawnych i tu moja ocena jest wyjątkowo niska.
Na kilkadziesiąt godzin przed rozpoczęciem igrzysk widziałem,
jak na wybudowanej kilka miesięcy wcześniej infrastrukturze
wylewano w pośpiechu strome podjazdy, pod kątem 45 stopni, by
niepełnosprawny mógł pokonać bardzo wysokie, wybudowane bez sensu
krawężniki. Widziałem w pośpiechu wykładane płyty metalowe, które
zastępowały podjazdy. Widziałem hotele, gdzie trzeba było pokonać
bardzo stromy podjazd, który pokonuje samochód na pierwszym biegu.
To była słaba infrastruktura, nieprzystosowana dla osób, które mają
problemy z poruszaniem się.
W Soczi wszystko sprawiało wrażenie, że najpierw na prostym i
łatwym do zagospodarowania terenie wybudowano infrastrukturę z
barierami, nie myśląc o tym, że zaraz po igrzyskach olimpijskich
zaczną się paraolimpijskie. Jakby dopiero na kilka dni przed
paraolimpiadą przypomniano sobie, ze za chwilę pojawią się
niepełnosprawni sportowcy oraz niepełnosprawni kibice.
MK: Czy to było aż tak wyczuwalne?
Zazwyczaj testuję trasę dojścia osób na wózkach, ciągnąc
ciężką walizkę na kółkach ze sprzętem. Jeżeli mam problemy z
przemieszczeniem walizki, trzeba gdzieś ją podnieść czy przerzucić,
podobne problemy będzie miała osoba na wózku. Na terenie Parku
Olimpijskiego były oczywiście wyznaczone drogi dla osób
niepełnosprawnych, dla niepełnosprawnych kibiców, ale znacznie
dłuższe, niekiedy trzy-, czterokrotnie niż te dla osób
pełnosprawnych. W związku z tym za przygotowanie infrastruktury
dałbym słabą dwóję, za kibiców – pięć z plusem. Dochodzą mili
wolontariusze, z których cześć to byli przebrani w kolorowe ubrania
oficerowie czy policjanci. Jest to zrozumiałe w przypadku imprez, w
których zagrożenie terrorystyczne – przecież to zbocze Kaukazu –
jest spore. Ja tego do negatywnej oceny nie biorę.
Kibice igrzysk paraolimpijskich w Soczi zachowywali się z najwyższą
klasą - mówi Robert Szaj, fot.: Robert Szaj
Poza tym w Parku Olimpijskim, nad Morzem Czarnym, podczas
opadów deszczu robiło się jezioro i Rosjanie rzucali palety, takie
jak te, na których u nas przewozi się towary, żeby ludzie nie
brodzili w wodzie. Najgorzej po deszczu było przy wejściu do
głównego centrum prasowego.
Na pewno dobrze przygotowane były Szajba Arena i obiekt do
curlingu. Jeśli chodzi o obiekty do narciarstwa: z jednej strony –
szanuję sprawców tego cudu organizacyjnego, że przy plus dwudziestu
stopniach Celsjusza można było rozgrywać zawody, z drugiej – w
narciarstwie alpejskim co trzeci zawodnik wypadał z trasy, bo nie
był w stanie na śniegu o konsystencji kaszy i na stromej trasie
ukończyć przejazdu. To już uwaga do tych, którzy podejmowali
decyzję o lokalizacji rozgrywania igrzysk w miejscu, gdzie nie ma
naturalnego śniegu.
Warunki pracy dla dziennikarzy przy konkurencjach w
narciarstwie biegowym odstawały od przyjętych norm. Obiekt do pracy
był bardzo oddalony od areny zawodów – o kilometr czy dwa, a na
miejscu był mały namiocik, w którym nie można było nawet schować
bardzo drogiego sprzętu, tak jak na innych obiektach. Czegoś
takiego od igrzysk w Sydney nie spotkałem.
Maciej Kowalczyk: Czy to nie jest tak, że były wpadki, ale
nie kładą się one cieniem na całą imprezę? Musimy też oddzielić
wydarzenie sportowe od jego politycznego czy też militarnego
tła.
Igrzyska się skończyły i medale rozdano. Nie do końca zgadzam
się jednak z prezydentem IPC Philipem Cravenem, że były to
igrzyska doskonałe czy najlepsze. Pod względem przygotowania
infrastruktury igrzyska nie były lepsze niż w Vancouver czy w
Turynie, poza oczywiście kibicami, którzy byli naprawdę
niesamowici. Podobnie pod względem transmisji telewizyjnych czy
liczby dziennikarzy. Ale pod względem organizacyjnym Vancouver i
Turyn – były bardziej „sprawne”.
Pod względem przygotowania infrastruktury igrzyska nie były lepsze
niż w Vancouver - twierdzi Robert Szaj, fot.: Robert
Szaj
W Rosji mentalność, nastawienie do osób z niepełnosprawnością
będą jeszcze długo się zmieniały. Kiedy wszystko się buduje od
zera, oczywiste jest, że udogodnienia dla niepełnosprawnych robi
się od razu. A w Soczi widać było, że na gotowej już
infrastrukturze te ułatwienia były robione na tydzień przed
igrzyskami. To skandal i dziadostwo. Oznaczono drogi dla
niewidomych, które kończyły się na słupie czy ogrodzeniu! Może na
igrzyskach olimpijskich nie miało to większego znaczenia, ale w
przypadku igrzysk paraolimpijskich to są karygodne błędy.
Najważniejsze osoby na igrzyskach wożono limuzynami. Nie
musiały pokonywać 100 metrów stromo pod górę, aby dojść do głównych
drzwi hotelu. Inni musieli pokonać tę odległość. Oczywiście dla
sportowca 100 metrów i 30 stopni pod górę nie stanowi problemu, ale
dla kibica na wózku – pewnie już tak. Trzeba patrzeć na to nie z
perspektywy osoby, która była wożona limuzyną, tylko z punktu
widzenia kibica na wózku.
Jestem bardzo zbudowany, że prawie 300 tysięcy biletów zostało
sprzedanych lub rozdanych. W Vancouver, gdy w hokeja nie grała
Kanada, to trybuny w pewnej części były puste. W Rosji zawsze były
wypełnione. Z drugiej strony mieliśmy tło polityczne. Nie można
udawać, że 400 kilometrów dalej nic się nie dzieje, że na
Krymie panuje olimpijski spokój, a gospodarz igrzysk jest łagodny
jak biały gołąb – symbol pokoju.
Czarę goryczy przelała we mnie taka oto sytuacja. Dzień po
zamknięciu igrzysk obszedłem całą wioskę olimpijską w Adler – poza
ogrodzeniem. I co? Odkryłem wielkie dzikie wysypisko śmieci, z
którego do Morza Czarnego sączyła się brunatna woda. Pięćdziesiąt
metrów od ogrodzenia, kilkaset metrów od samych obiektów płynął
sobie taki potok prosto do Morza Czarnego. Wtedy wreszcie się
dowiedziałem, skąd pochodzi ten zapach w moim hotelu. Więc jak
można za coś takiego przyznawać medale?
Maciej Kowalczyk: Rosjanie ponieśli jedną dotkliwą porażkę
– przegrali finał w hokeju na sledżach – i to z Ameryką. Trochę to
przypominało finał hokejowy z Lake Placid z roku 1980, kiedy
również ekipa Stanów Zjednoczonych pokonała ZSSR. A jednak rosyjscy
kibice zachowali się z wielką klasą…
Trzeba przyznać, ze ten srebrny medal i tak dla Rosjan jest
wielkim zwycięstwem. Rosja jeszcze 4 lata temu nie liczyła się w
hokeju na sledżach. Dzisiaj jest jednym z najlepszych zespołów na
świecie. Trochę w tym naszej zasługi, bo od wielu lat zespoły z
Rosji przyjeżdżają do Elbląga na turniej hokejowy organizowany
przez IKS ATAK Elbląg, a Sylwester Flis przez kilka tygodni
prowadził szkolenie reprezentacji. Kilku rosyjskich zawodników po
zdobyciu medalu na igrzyskach prosiło pozdrowić przyjaciół z
Elbląga. Przypuszczam, że z Korei ze złotem wyjadą właśnie
Rosjanie.
Podczas pierwszego meczu Rosji z Ameryką jeszcze w fazie
grupowej obchodziłem dookoła trybuny i słyszałem na widowni różne
głosy, niekoniecznie pozytywne. Były takie dwa momenty, kiedy
kibice nie do końca trzymali fason. Podczas otwarcia igrzysk, gdy
zapowiadano ekipę Ukrainy, kibice zgotowali aplauz. Ale w momencie,
kiedy okazało się, że na płycie pojawił się tylko jeden zawodnik –
chorąży reprezentacji, w niektórych miejscach słychać było gwizdy.
Drugi moment to pierwszy mecz Rosja – USA. Ale poza tym –
faktycznie kibice zachowywali się z najwyższą klasą. Zresztą
oceniam ich na pięć z plusem.
Poza tym – niestety – igrzyska paraolimpijskie zostały przez
rosyjskie władze wykorzystane do celów propagandowych. Poza
Australią w roku 2000, kiedy na obiektach igrzysk paraolimpijskich
pojawił się premier Howard, nie spotykałem się z taką sytuacją,
żeby prezydent czy premier gospodarzy pokazywał się tyle razy na
zawodach czy w wiosce. Putin doskonale wykorzystał igrzyska do
„przykrycia” w rosyjskich mediach sprawy Krymu. Z drugiej strony
bardzo bym chciał, żeby na przykład na mistrzostwach świata w
siatkówce na siedząco, które w czerwcu odbędą się w Elblągu,
pokazali się nasz premier i prezydent, choć na chwilę. Dzisiaj już
wiem, że raczej nie ma na to szans.
Dodaj komentarz