Sylwia Błach: zbyt biedni, by być bogaci
„Fajny wózek, ile kosztował?” – to pytanie związane z niepełnosprawnością słyszę chyba najczęściej. Rozmowy o pieniądzach nigdy mnie nie krępowały – zarabiam, pracuję, czemu miałabym się tego wstydzić? A jednak nie spodziewałam się, do jakich wniosków moja odpowiedź doprowadzi rozmówcę...
Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu musiał odwiedzić dentystę w nagłej sytuacji. U mnie padło na nieznany gabinet i obcego człowieka. Polubiłam go od pierwszego słowa – ten pełen ikry facet po prostu musiał dobrze zaopiekować się moim problemem!
Wózek jak pół mercedesa
Gdy dźwięk narzędzi rozpłynął się w ciszy, a ja sięgnęłam do portfela po pieniądze, zdarzył się nam dialog, który rozbawił mnie i skłonił do refleksji.
Dentysta: Fajny wózek, pewnie kosztował pół mercedesa!
Ja: Nie wiem, ile kosztuje mercedes…
Dentysta: No, jakieś sto tysięcy pewnie kosztuje.
Ja: A to nie, ale prawie pan trafił.
Po kilku chwilach wymiany zdań o dofinansowaniach i moich niezbyt szczegółowych wyjaśnieniach (z bieżących kwot dofinansowań jestem noga), po kilku narzekaniach na kraj i wymianie dowcipów, usłyszałam:
Dentysta: To na pewno internauci pomogli uzbierać resztę!
Ja: No nie…
Dentysta: A to pewnie rodzina się dołożyła!
I gdy, zgodnie z prawdą powiedziałam, że sama na siebie zarabiam, zobaczyłam „facepalm”, jakiego dawno nie widziałam.
Biedni niepełnosprawni?
Ach, ci biedni niepełnosprawni!
Nie mam się za bogacza, ale nie narzekam. Pracuję od wielu lat, lubię to robić i kasa zawsze się mnie trzymała. Wiem jednak, że nie każdy ma tak łatwo – zaniedbania ze strony najbliższych, brak wykształcenia i możliwości rozwoju często sprawiają, że choć chcielibyśmy zarabiać, to jest to utrudnione. Problem zatrudnienia osób z niepełnosprawnością jest poważny, to jednak nie zmienia faktu, że wielu z nas pracuje i dobrze sobie radzi.
Trochę tak jak u osób pełnosprawnych – są bogaci, są biedni, są pracowici i zniechęceni. W innych proporcjach, ale jakakolwiek homogenizacja grupy, składającej się z naprawdę różnych jednostek, jest krzywdząca. I choć wiem, że stereotypy wywodzą się z czasów, gdy nasz mózg musiał błyskawicznie zareagować na ślepia wygłodniałego tygrysa w krzakach, a dziś ułatwiają przetrwanie w tłumie ludzi, to siła stereotypu o życiowej niezaradności osób z niepełnosprawnością wciąż siedzi mi w głowie. I budzi szereg pytań. Niepełnosprawność jest cechą, nie definicją!
Język i media
Przyjęło się, że wszystkie osoby z niepełnosprawnością są biedne i potrzebują wsparcia. Wynika to z wielu aspektów: od języka, który latami definiował nas jako „cierpiących” czy „kalekich”, przez codzienne obserwacje osób pełnosprawnych, aż po nasz wizerunek w mediach.
Codzienność nas kształtuje. Jeśli osoba pełnosprawna nigdy się nie spotkała z osobą z niepełnosprawnością, wiedzę na temat jej życia pobiera z mediów i skojarzeń. Jeśli ktoś na dysfunkcję, z automatu wydaje się słabszy. Codziennie oglądając w sieci i telewizji zbiórki na osoby z niepełnosprawnością – nabiera przekonania, że tak wygląda cała grupa.
I nie, nie jestem przeciwniczką zbiórek jako takich, bo każdy z nas ma swoją historię, problemy i potrzeby. Jednak ograniczenie działań online wyłącznie do zbierania pieniędzy na leczenie, a niepokazywanie siły i entuzjazmu do życia stojącego za nierówną walką o zdrowie i sprawność, doprowadziło nas do miejsca, w którym jesteśmy. Do zdziwienia na twarzy dentysty, koleżanki, sąsiadki, urzędnika, gdy mówimy: „Tak, pracujemy. I dobrze nam idzie”.
Zwyczajne życie
Marzę o świecie, w którym proszenie o pomoc stanie się zbędne – ale to utopia. Zawsze będą wśród nas ludzie silniejsi i słabsi, bardziej i mniej zdrowi, zaradni i nieradzący sobie z rzeczywistością. Ale nim kolejny raz będziemy publicznie użalać się na swój los, pamiętajmy, że jak nas widzą, tak nas piszą. A niepełnosprawność z definicji nie oznacza biedy – wystarczy przypomnieć genialnego astrofizyka Stephena Hawkinga czy pomyśleć o modelce na wózku Jillian Mercado. A jeśli sięganie do gwiazd to za dużo na nasze potrzeby, pomyślmy o tej kobiecie z niepełnosprawnością, którą codziennie rano widzimy w tramwaju, jadącą do swojej zwyczajnej, ale jakże satysfakcjonującej pracy.
***
SYLWIA BŁACH – programistka, pisarka, blogerka, działaczka społeczna, modelka. Wyróżniona przez markę Panache w konkursie Modelled by Role Models Nowy Wymiar Piękna jako „Wzór do Naśladowania”. Pojawiła się na ostatniej okładce magazynu „Harper’s Bazaar” jako finalistka konkursu „Evoque – I’m on the move” – dla kobiet wprawiających inne kobiety w ruch, i na okładce „Integracji” – w numerze o kulturze (5/2020). Finalistka konkursu Mocne Strony Kobiety magazynu „Cosmopolitan”. Pracuje w Poznańskim Centrum Superkomputerowo-Sieciowym. Po godzinach tworzy sklepy i strony internetowe. Choruje na rdzeniowy zanik mięśni, porusza się na wózku. W 2017 r. znalazła się w I edycji Listy Mocy, publikacji wydanej przez Integrację, z sylwetkami 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością. Więcej: sylwiablach.pl.
Artykuł pochodzi z numeru 2/2021 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Komentarz
-
To może pójdźmy dalej
21.06.2021, 11:47To może pójdźmy dalej: w aptece domagajmy się leków na 100%, niech operacje będą pełnopłatne, wizyty u lekarza tylko prywatnie... Komu i co chcesz, droga Sylwio, udowodnić? Dlaczego nie chcesz korzystać z dofinansowań? Albo inaczej, w tym artykule napisałaś, że wszystko kupujesz sama, a w innym, wcześniejszym artykule był festiwal żali do państwa, że w Polsce państwo nie pomaga niepełnosprawnym. No to jak to jest? Nie pomaga, czy odrzucasz tą pomoc? Zdrowi ludzie zarobione pieniądze przeznaczają np. na odpoczynek latem, kupują telewizory, a ja mam zarobione pieniądze przeznaczać na rzeczy NIEZBĘDĘ do życia: wózek, pionizator, ortezy i inne wspomagacze? Wszyscy wiemy, że są to rzeczy bardzo drogie, po kilka, nawet kilkanaście tysięcy złotych. Do tego rzeczy te się zużywają, a producenci sztucznie windują ceny i jest to niekończąca się pętla zakupów sprzętu, który jest koszmarnie drogi. Ja się wychowywałam w domu, w którym nie było łazienki, a kibel był na podwórku, a właściwie dziura, a nie kibel. Nie mogłam nigdy liczyć na darmową naukę, bo studia kosztują. Do tego nie interesują mnie kierunki typu politologia czy administracja, tylko kierunki techniczne. W obecnej chwili jestem uwięziona w domu przez brak podjazdu. Każde wyjście wymaga zaangażowania przynajmniej 2 osób, a chętnych brak i nie mogę zmuszać sąsiadów do targania mnie z wózkiem po schodach. Nie lubię i nie chcę robić z niepełnosprawności jakiegoś superbohaterstwa i udowadniać INNYM, że wszystko mogę, bo tak NIE JEST. Gdyby nie dofinansowania do leków i sprzętu, który jest mi potrzebny zapewne byłabym już osobą leżącą. Jestem naprawdę wdzięczna Bogu, że żyję w XXI wieku i mam pomoc, z której korzystam i się tego nie wstydzę ani nie uważam za gorszą z tego powodu.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie