Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Tu się rozmawia

09.03.2007
Autor: Magdalena Gajda
Źródło: Dodatek Praca nr 2/2007


- Czy można przyciszyć radio? Głośna muzyka mi przeszkadza - powiedział pewnego dnia Witek Gajak, operator skanera w studiu graficznym drukarni Winkowski Sp. z o.o., wywołując w zespole osłupienie, a później śmiech. O co mu chodzi? Przecież on niedosłyszy... Nikt w firmie wtedy nie wiedział, że wysokie tony wywołują zakłócenia w aparatach słuchowych.

Osoby niesłyszące w pracy
Fot. P. Stanisławski

Winkowski Sp. z o.o. to jedna z największych drukarni w Polsce i w Europie. Powstała w 1998 roku, ale początki działalności tworzących ją firm datują się od lat wcześniejszych. Obecnie drukarnia obsługuje ponad 100 klientów.
- Zatrudnianie osób z dysfunkcją narządu słuchu nie jest przejawem jakiejś specjalnej polityki. Dla nas nie jest istotne, czy ktoś słyszy wyraźnie, czy nie - ważne, by był fachowcem - mówi Klara Łacisz, kierownik studia graficznego tej drukarni. - Pierwsi pracownicy z ubytkiem słuchu pojawili się u nas w 1996 r. Byli to uczniowie z Zespołu Szkół dla Niesłyszących przy ul. Łuckiej w Warszawie. Przyszli sami, zapytali o praktyki. Przyjęliśmy wtedy siedem osób. Kilka z nich zostało na dłużej.

Jednym z nich jest właśnie Witold Gajak.
- Pochodzę z niewielkiej wsi koło Zamościa, a udało mi się dostać pracę w dużej, znanej firmie - opowiada o sobie. - Robię, to, co mnie interesuje, zarabiam, jestem samodzielny i niezależny. Pomagam również innym niesłyszącym.
To Witek namówił Tomasza Stefanowskiego, który pochodzi z Suwałk, aby ubiegał się w „Winkowskim” o posadę pomocnika skanerzysty. Znają się jeszcze z „Łuckiej”.
- Nigdy nie lubiłem swojego zawodu elektromechanika - mówi Tomek. - Interesowałem się grafiką komputerową, więc zrobiłem odpowiedni kurs.
I Witek, i Tomek podkreślają, że osobom niesłyszącym lub niedosłyszącym trudno znaleźć pracę.
- Pracodawcy nie wiedzą, na czym polega to schorzenie. Dlaczego? Może boją się, że się z nami nie dogadają, że nie zrozumiemy ich poleceń i źle je wykonamy - głośno zastanawia się Witek.

- Niesłyszący to wspaniali pracownicy - bardzo skupieni, dokładni i spostrzegawczy, co jest bardzo istotne przy obróbce obrazu czy projektach graficznych - mówi Klara Łacisz, ale przyznaje też, że ułożenie wzajemnych relacji wymagało od zespołu wiele pracy.
- Najpierw zrezygnowaliśmy z komunikacji kartkowej - wspomina Jolanta Rafał, z-ca kierownika studia graficznego. - Dla niesłyszących język polski brzmi jak obcy, więc rzadko piszą zrozumiale. Nie umieliśmy „migać”, ale odkryliśmy, że koledzy z ubytkami słuchu całkiem nieźle mówią, tylko nie chcą ćwiczyć mowy. Wprowadziliśmy więc „wewnętrzną rehabilitację” - jak najwięcej gadać. Efekty były nadzwyczajne. Witek, kiedy zaczynał u nas pracę, nie mówił nic, a dzisiaj bez problemu załatwia sprawy przez telefon. Dziwiliśmy się też, że nasi niesłyszący koledzy nie śmieją się z naszych niegroźnych żartów. Sądzili, że chcemy im dokuczyć. A my staraliśmy się pokazać, że ich lubimy, że są częścią zgranego zespołu, w którym nie ma podziału na sprawnych i niepełnosprawnych. Są tylko ludzie, którzy spędzają razem wiele godzin i powinni się zżyć. Kiedy to zrozumieli, sami zaczęli dowcipkować.

Czy niepełnosprawni pracownicy domagają się specjalnego traktowania?
- W naszej firmie nie - stwierdza Jolanta Rafał.
- Wynika to z szacunku, jakim niesłyszący darzą swoją pracę, a pracodawca ich uprawnienia. Chociaż kiedy tuż przed wyjściem do domu szykuje się większa robota, to mam wrażenie, że Tomek akurat słyszy mniej niż zwykle - śmieje się pani Jola.

***

Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja - Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas