Trudne noce na sejmowym korytarzu
21.03.2014
Od środy trwa w Sejmie protest okupacyjny. Około 20
rodziców, część z nich wraz ze swoimi dziećmi z
niepełnosprawnością, spędziło w sejmowym holu już dwie noce.
Czekają na premiera i podwyżkę świadczeń.
- Chcemy, żeby premier do nas przyszedł. Jeżeli nie przyjdzie,
to będziemy tu siedzieć do skutku. On ma przyjść i to wszystko, co
było obiecane, nam podpisać na papierze. Póki tego nie zrobi, nie
wyjdziemy – powiedziała nam w czwartek Agnieszka Chwastarz, która
do Sejmu przyjechała z Chrzanowa z 7,5-letnią córką Nikolą.
Dziewczynka w wyniku mózgowego porażenia dziecięcego porusza
się na wózku, ma też padaczkę lekooporną. Razem z grupą ok. 20
rodziców i ich niepełnosprawnych dzieci pani Agnieszka i Nikola
spędziły noc ze środy na czwartek na sejmowym korytarzu.
- Trudna to była noc, ale na szczęście dzieci spokojnie ją
przespały – podkreśliła pani Agnieszka. – Koce, które dostałyśmy,
dałyśmy dzieciom, żeby na posadzce nie spały, natomiast my na
fotelach nie tyle spałyśmy, ile czuwałyśmy i rozmawiałyśmy. Chyba
adrenalina i to wszystko, co się tutaj dzieje, daje nam „powera”,
żeby jakoś funkcjonować.
Protest okupacyjny w Sejmie trwa od środy, fot.: Tomasz Przybyszewski
Nie wszystkie dzieci wytrzymały trudy środowej manifestacji
przed Kancelarią Premiera, późniejszej konferencji prasowej w
Sejmie i w końcu jego okupowania.
- Dzieci mają ciężkie padaczki lekooporne, więc każdy stres
czy niewyspanie mogą spowodować nagły atak padaczki – tłumaczyła
Agnieszka Chwastarz.
800 km tygodniowo
Zanim trafili do Sejmu, rodzice wraz z niepełnosprawnymi
dziećmi manifestowali w środę w południe przed Kancelarią Premiera.
Był to kolejny protest organizowany przez środowisko skupione wokół
Stowarzyszenia „Mam przyszłość” i ich sympatyków. Żądają przede
wszystkim uzawodowienia swojej opieki nad dziećmi i podniesienia
kwoty świadczenia pielęgnacyjnego, przysługującego rodzicom, którzy
zrezygnowali z pracy, aby opiekować się niepełnosprawnym dzieckiem.
Chcą, by to świadczenie było równe najniższej krajowej
pensji.
- Nikola nie jest w stanie sama egzystować – mówiła nam pani
Agnieszka. – Potrzebuje 24-godzinnej opieki, a za taką opiekę nad
moim dzieckiem od naszego państwa otrzymuję 820 zł, z czego 620 zł
to jest świadczenie opiekuńcze, a 200 zł – pomoc rządowa. To jest
820 zł na rękę. Do tego dochodzi 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego,
186 zł zasiłku rodzinnego, w tym 80 zł na kształcenie i
rehabilitację, i 500 zł alimentów. Łączna kwota to ok. 1600 zł. A
1600 zł to kosztuje miesięczna rehabilitacja mojego dziecka.
Pani Agnieszka i jej córka nie są w stanie w taki sposób żyć,
dlatego Nikola jest podopieczną Fundacji Dzieciom „Zdążyć z
Pomocą”, gdzie ma subkonto. Co rok udaje się zebrać z 1% podatku
pewną kwotę, ostatnio na trzy miesiące rehabilitacji. Zdaniem pani
Agnieszki, tylko dzięki temu Nikola potrafi samodzielnie usiąść, a
przy pomocy rehabilitanta i zaopatrzona w sprzęt ortopedyczny
stawia pierwsze kroki przy balkoniku. Wszystko to dzięki uporowi
matki, która wolałaby jednak żyć jak każdy i po prostu iść do
pracy.
- Marzę o tym każdego dnia, ale jak to zrobić, skoro jeżdżę z
dzieckiem sześć razy w tygodniu? Codziennie do przedszkola pokonuję
60 km. Na rehabilitację 80 km. Tygodniowo przejeżdżam 800 km –
mówiła pani Agnieszka.
Politycy zakrzyczani
Z protestującym próbował w czwartek rozmawiać poseł Adam
Szejnfeld (PO), który przypomniał, że obecny rząd realizuje
obietnice dotyczące świadczeń dla osób z niepełnosprawnością. Z 420
zł parę lat temu dziś jest niemal dwa razy więcej.
- Mamy duże zrozumienie dla państwa potrzeb, dlatego też
świadczenia i zasiłki rosną i będą rosnąć – przekonywał
poseł.
Jego słowa spotkały się z ostrą krytyką rodziców dzieci z
niepełnosprawnością, którzy w niewybrednych słowach przypominali
m.in. że to oni wywalczyli te podwyżki. Podobnie został
potraktowany Stefan Niesiołowski (także PO), ale i niektórzy
posłowie opozycji, choćby Jarosław Gowin (Polska Razem). Wydaje
się, że na sejmowym korytarzu, w obecności kamer telewizyjnych,
rzeczowa rozmowa polityków z protestującymi nie była i chyba nie
jest możliwa. Argumenty ze strony rządzących padały więc w
spokojniejszych miejscach.
Z protestującymi próbował rozmawiać poseł Adam Szejnfeld (PO). Podkreślił, że obecny rząd zrealizował obietnice dotyczące świadczeń, fot.: Tomasz Przybyszewski
Minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz
zapowiedział na przyszły tydzień rozmowy w sprawie postulatów,
które rodzice dzieci z niepełnosprawnością wyrażają w Sejmie.
- Dialog z rodzicami trwa od kilkudziesięciu miesięcy; część
problemów udało się rozwiązać – mówił minister w czwartek w
radiowej „Jedynce”. – Zdaję sobie sprawę, że to za mało i nie ma
satysfakcji rodziców – dodał.
Podkreślił, że w ciągu kilku lat uda się „dojść do minimalnej
pensji”, choć zależy to od sytuacji budżetowej. Minister
Kosiniak-Kamysz dodał, że sprawę może rozwiązać konsensus co do
ustawy całościowo regulującej wsparcie dla rodziców, którzy
zrezygnowali z pracy na rzecz opieki nad dziećmi z
niepełnosprawnością. Potrzebna jest jednak ocena jej zgodności z
konstytucją.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w przesłanym PAP
stanowisku podkreśliło, że poza świadczeniem pielęgnacyjnym w
wysokości 620 zł opiekunowie dzieci z niepełnosprawnością dostają
dodatkowe 200 zł ze specjalnego programu rządowego. Są za nich
odprowadzane składki ZUS w wysokości 246 zł, a łączne wydatki
państwa na osobę opiekującą się dzieckiem z niepełnosprawnością
wynoszą 1066 zł miesięcznie, czyli 12,8 tys. rocznie. Dodatkowo
takie rodziny mogą starać się o wsparcie z pomocy społecznej oraz
PFRON. Resort dodał, że w 2013 na wsparcie osób z
niepełnosprawnością i ich opiekunów przekazał 11,2 mld zł, w tym na
świadczenia pielęgnacyjne 1,7 mld zł, a na świadczenia rodzinne dla
osób z niepełnosprawnością – 340 mln zł.
Pieniądze to nie wszystko
Zdaniem Anny Kalbarczyk z Warszawy, która razem z małym
Przemkiem także spędziła noc ze środy na czwartek w Sejmie, rzecz
nie tylko w pieniądzach.
- Chodzi o godność, o nasze dzieci, o łatwiejszy dostęp do
lekarzy, specjalistów, rehabilitacji, edukacji – mówiła nam. – Chcę
dobrze rehabilitować swoje dziecko, leczyć je, ponieważ ma szansę
funkcjonowania w przyszłości i nie musi być uzależnione od osób
trzecich.
Przemek ma autyzm, ale energia wprost go rozpiera. Pani Anna
dużo czasu spędzała, chodząc za nim po sejmowym holu. Skoro tak
wygląda jej życie, czy nie chciałaby choć jednego dnia
odpoczynku?
- To nie jest tak. Cała rodzina jest zaangażowana w opiekę nad
Przemkiem – podkreśliła. – On nie jest dla nas ciężarem. Robimy
wszystko, żeby było jak najlepiej dla niego.
Jednak o pójściu pani Anny do pracy nie ma mowy. Potrzebna
byłaby bowiem odpowiednia opieka dla jej syna.
- Tu chodzi o psychikę mojego dziecka, bo jest z nim teraz
lepiej, a nie chcę, żeby zamknął się w swoim świecie – tłumaczyła
pani Anna.
Propozycje rządowe nie podobają się pani Annie, w
szczególności ta, aby wsparcie dla rodziców było uzależnione od
stopnia niepełnosprawności dzieci.
- Nie można dzielić dzieci i różnicować tej pomocy ze względu
na to, że różni są rodzice i niektórzy, żeby dostać większe
świadczenie, przestaną leczyć i rehabilitować swoje dzieci –
stwierdziła.
Chodzi o godność, o nasze dzieci, o łatwiejszy dostęp do lekarzy, specjalistów, rehabilitacji, edukacji – mówiła jedna z protestujacych, fot.: Tomasz Przybyszewski
Podobnego zdania była Agnieszka Chwastarz.
- To jest bzdura, to jest bezsens według mnie, żeby lekarz
orzecznik decydował o kwocie świadczenia mojego dziecka. Ja sobie
tego nie wyobrażam – powiedziała.
Uporządkować system wsparcia
Jeszcze w środę na antenie TVN24 z okupującymi gmach Sejmu
rodzicami podjął dyskusję senator Jan Filip Libicki (PO), który
porusza się na wózku.
- Główny postulat, czyli pensja minimalna dla rodziców
rezygnujących z pracy zawodowej z racji opieki nad niepełnosprawnym
dzieckiem, uważam za absolutnie słuszny – powiedział nam następnego
dnia senator Libicki. – Sądzę też, że jesteśmy tu w połowie drogi.
Protestujący domagają się kwoty 1680 zł brutto, a dziś jest to 1066
zł – dodał senator Libicki i przypomniał, że jeszcze w 2008 roku
opiekunowie otrzymywali świadczenie w wysokości 420 zł.
Senator podkreślił, że te kwoty rosną i będą rosnąć. Jednak
jego zdaniem na to, by rodzice otrzymywali postulowaną przez nich
kwotę, potrzeba czasu. Libicki zaznaczył jednocześnie, że rozumie
niecierpliwość protestujących, którzy patrzą na tę sprawę z
perspektywy osobistej, często dramatycznej sytuacji życiowej.
Zdaniem senatora najlepszym obecnie sposobem na poprawę sytuacji
opiekunów dzieci z niepełnosprawnością byłoby przede wszystkim
uporządkowanie systemu państwowego wsparcia.
- Dziś narzędzia wsparcia osób niepełnosprawnych i ich
rodziców rozproszone są w różnych obszarach państwa. Część leży w
gestii samorządów, część Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej,
część Ministerstwa Zdrowia czy Ministerstwa Edukacji Narodowej –
stwierdził senator Libicki. – Warto dla przejrzystości ująć je w
jednym akcie prawnym, o którego jak najszybsze uchwalenie od dawna
zabiegam – tłumaczył polityk.
Jego zdaniem wtedy okaże się, że polski system wsparcia dzieci
z niepełnosprawnością i ich rodziców jest całkiem nieźle
funkcjonującym mechanizmem, choć z pewnością daleko mu do ideału.
Jeśli chodzi o ewentualne zagraniczne wzorce, senator wskazał model
brytyjski, który, jak mówił, był studiowany przez przedstawicieli
rządu. Zapytany o plany rządu wobec opiekunów osób z
niepełnosprawnością odpowiedział, że jest nim szybkie, choć
ograniczone okolicznościami, dojście do realizacji stawianego przez
protestujących postulatu, tj. świadczeń w wysokości płacy
minimalnej, który jego zdaniem jest słuszny, choć wymaga
czasu.
- Druga kwestia to uchwalenie nowej, kompleksowej ustawy o
rehabilitacji osób niepełnosprawnych – dodał. – Obecna,
wielokrotnie nowelizowana ustawa jest bowiem dziurawa jak
szwajcarski ser.
Polityk wyraził też głęboką nadzieję, że zostanie ona
uchwalona do końca obecnej kadencji parlamentu, czyli do jesieni
2015 roku. Senator Libicki odniósł się też, już na swoim blogu, do
samego okupowania Sejmu przez rodziców z dziećmi. Jego zdaniem może
to być prowokacja, zorganizowana przez polityków Solidarnej Polski
(SP). W końcu rodzice z dziećmi znaleźli się w gmachu Sejmu jako
uczestnicy środowej konferencji prasowej, zorganizowanej przez
Arkadiusza Mularczyka, przewodniczącego Klubu Parlamentarnego
SP.
Wsparcie a cele polityczne
- Są to zupełnie nieprawdziwe, wyssane z palca zarzuty –
odpowiedział w rozmowie z nami poseł Arkadiusz Mularczyk,
podkreślając, że wielokrotnie występował w sprawie rodziców na
forum Sejmu. – Dzisiejszy protest jest wynikiem desperacji
rodziców, a nie jakiejś zorganizowanej akcji politycznej posła
Mularczyka. Natomiast wszyscy w parlamencie zarzucają mi, że ja to
zorganizowałem. Oczywiście zaprosiłem te osoby do Sejmu, ale po raz
chyba piąty czy szósty. Ci ludzie wielokrotnie byli w parlamencie z
dziećmi i czymś po prostu niegodnym jest oskarżanie mnie teraz, że
ja odpowiadam za warunki, w jakich te dzieci przebywają.
Poseł Mularczyk zarzeka się, że nie wiedział o organizowanym
proteście. Wymigał się jednak od odpowiedzi na pytanie, czy
zaprosiłby rodziców, gdyby miał o nim wiedzę. Nie odpowiedział też
wprost, czy nie boi się oskarżeń o wykorzystywanie
niepełnosprawnych dzieci do celów politycznych.
Tymczasem rodzice mają na ten temat swoje zdanie.
- Tak, obawiamy się tego – przyznała Agnieszka Chwastarz. –
Aczkolwiek my nie mamy nic do stracenia – dodała.
Rodzice podkreślali jednak, że nie są zwolennikami żadnej
partii, przyjechali jedynie walczyć o swoje dzieci.
Obietnica premiera aktualna
Premier Donald Tusk w czwartek gościł w Brukseli i stamtąd
podczas konferencji prasowej odpowiedział rodzicom na ich protest.
Zaznaczył, że wiele razy miał okazję spotykać się z
przedstawicielami „tego bardzo poszkodowanego przez życie, przez
tragedię osobistą środowiska”.
- Rozmawialiśmy bardzo uczciwie, bardzo otwarcie o tym, co
jest możliwe, a do czego musimy dojść ze względu na pieniądze w
budżecie. Absolutnie rozumiem dramat i emocje ludzi, którzy przez
los zostali skazani na cierpienie, ale muszę sprostować tezę, że
nie otrzymali tego, na co się umówiliśmy – powiedział premier
Tusk.
Zaznaczył, że w ostatnich latach wzrost świadczeń dla rodziców
całodobowo opiekujących się dziećmi z niepełnosprawnością był
„naprawdę bardzo duży, nieporównywalny z przeszłością”.
- Obietnica, jaką sformułowałem, jest nadal w mocy, jest
aktualna. Mówiłem, że w roku 2015, najpóźniej 2016 powinniśmy dojść
do pułapu płacy minimalnej dla jednego z rodziców opiekujących się
całodobowo dzieckiem lub dziećmi niepełnosprawnymi – podkreślił
premier.
Jak dodał, byłby to krok w stronę uzawodowienia jednego z
rodziców, tego, który nie może pracować, bo musi poświęcić cały
swój czas opiece nad dzieckiem z niepełnosprawnością.
Rodzice przebywają w Sejmie wraz z dziećmi z
niepełnosprawnością, fot.: Tomasz Przybyszewski
Agnieszka Chwastarz już w czwartek wiedziała, że premier nie
dotrze do protestujących zbyt szybko i że na sejmowym korytarzu
przyjdzie spędzić następną noc.
- To już kolejna noc, na którą tutaj zostajemy i powiem
szczerze, że chyba tracę nadzieję, że w ogóle pan premier łaskawie
do nas jutro podejdzie – przyznała w czwartek. – Ale jeśli nie, to
będziemy czekać dalej. W końcu musi się tu pojawić. Bo doprowadzi
do takiej sytuacji, że w końcu coś się tutaj wydarzy. Różnie może
być. To nie są zdrowe dzieci.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz