Czy rynkowi pracy grozi „koronakryzys”?
„Nasze dane, ale także informacje ogólnodostępne pokazują, że osoby z niepełnosprawnościami są najgorzej opłacaną grupą na rynku pracy w Polsce! Z niewielką przesadą można powiedzieć, że średnia płaca „leży” tu na najniższej krajowej. I tak jest „od zawsze”, od startu obecnego systemu w latach 90.” – mówi Przemysław Żydok, prezes Fundacji Aktywizacja. Co można zmienić? Jak to zrobić? I jak na rynek pracy osób z niepełnosprawnością wpływa pandemia?
Mateusz Różański: Jak na poziom zatrudnienia osób z niepełnosprawnością może wpłynąć pandemia?
Przemysław Żydok, prezes Fundacji Aktywizacja: Główna trudność w odpowiedzi na to pytanie opiera się na prostej i smutnej zarazem konstatacji, że pandemia koronawirusa wciąż jest z nami. I bardzo różne są scenariusze rozwoju sytuacji – zarówno w obszarze zdrowia publicznego, jak i w sferze ekonomicznej. Myślę, że nie ma w Polsce człowieka, który byłby w stanie przewidzieć, jak wyglądać będzie zatrudnienie osób z niepełnosprawnościami, to zresztą temat bardzo słabo przebadany sam w sobie, jeśli COVID-19 będzie zbierał śmiertelne żniwo jeszcze przez dłuższy czas, zmuszając rządzących do utrzymywania lockdownu. Wywołany tym poważny kryzys gospodarczy miałby druzgocący wpływ na cały rynek pracy.
Jak ten kryzys może się odbić na osobach z niepełnosprawnością?
Wiązałoby się to na pewno z poważnym ograniczeniem środków na interwencje publiczne (projekty aktywizacyjne, różnego rodzaju świadczenia, dopłaty etc.) wspierające aktywizację społeczno-zawodową osób z niepełnosprawnościami. Ze względu jednak na brak wiarygodnych hipotez, a także na mój wrodzony optymizm nie będę snuł kasandrycznych wróżb i skupię się na wariancie bardziej optymistycznym, w którym ekonomiczne skutki pandemii – ich wystąpienie już obserwujemy – będą bardziej ograniczone i nie zniwelują trendów obecnych na rynku pracy w ostatnich latach. Właściwie to nawet nie będę próbował tworzyć jakichś abstrakcyjnych scenariuszy, a raczej przywołam wnioski płynące z ogólnopolskiego badania „Praca a koronawirus. Czy osoby z niepełnosprawnościami stracą pracę?”, zrealizowanego w ubiegłym roku przez Fundację Aktywizacja. Moim zdaniem pokazują one pewne tendencje, które mogą zostać z nami przynajmniej do momentu zakończenia pandemii i okresu wychodzenia z gospodarczego dołka. Przeprowadziliśmy je w dwóch etapach – pierwsza edycja miała miejsce w kwietniu, a druga we wrześniu 2020 r. Taka rozpiętość czasowa jest – przynajmniej teoretycznie – dobrze skorelowana ze skutkami pierwszego, wiosennego zamknięcia gospodarki.
Jakie są wyniki tego badania?
Odpowiedź na kluczowe, tytułowe pytanie: „czy osoby z niepełnosprawnością stracą pracę” wydaje się negatywna. Wskaźnik utrzymania zatrudnienia wśród byłych beneficjentów naszych projektów wręcz wzrósł na przestrzeni półrocza – z 74,2 do 78,8 proc. Oczywiście, można artykułować zastrzeżenia, że ankietowana grupa była relatywnie mała (383 osoby w kwietniu, 367 osób we wrześniu) i specyficzna (osoby z profesjonalnym wsparciem pozarządowej agencji zatrudnienia). Jeśli jednak spojrzymy na ogólnodostępne dane, to taki wniosek nie wydaje się bezzasadny. Według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (GUS BAEL – najnowsze dane z II kwartału 2020 r.), pomiędzy I a II kwartałem minionego roku liczba pracujących osób z niepełnosprawnościami w wieku produkcyjnym zmniejszyła się jedynie o 6 tys. (spadek wskaźnika zatrudnienia z 28 do 27,6 proc.).
Czy to musi mieć związek ze skutkami pandemii?
Nie. W badaniu Fundacji Aktywizacja taką przyczynę zadeklarowało 21,8 proc. respondentów z ok. 20-procentowej grupy osób, które pracę utraciły. Zresztą podobne, a nawet znacznie większe „wahnięcia” wskaźnika między kwartałami zdarzały się w przeszłości często, np. liczba pracujących osób z niepełnosprawnościami pomiędzy III a IV kwartałem 2019 r. zmalała aż o 30 tys. (spadek wskaźnika zatrudnienia o 1,9 proc.). Uprawniona wydaje się być natomiast teza, że „koronakryzys” w mniejszym stopniu dotyka osoby z niepełnosprawnościami niż ogół rynku pracy – tu wzrost bezrobocia od końca I do końca II kwartału wyniósł 0,7 proc. Oczywiście, na jej potwierdzenie musimy poczekać, przynajmniej do opublikowania danych GUS BAEL za III i IV kwartał 2020 r.
Jakie mogą być źródła tak łagodnego obejścia się pandemii z rynkiem pracy osób z niepełnosprawnością?
Rynek pracy osób z niepełnosprawnościami wydaje się dość dobrze zakonserwowany systemem dopłat do wynagrodzeń – dużo bezpieczniejszym, bardziej stabilnym i przewidywalnym, niż instrumenty zawarte w tarczach antykryzysowych, z których korzysta „przeciętny” przedsiębiorca. Warto przypomnieć, że system ten został dodatkowo dokapitalizowany zwiększeniem poziomu dopłat zaraz na samym początku stanu zagrożenia epidemicznego, jeszcze przed uruchomieniem pierwszej tarczy antykryzysowej. Taki stan rzeczy może sprawiać, że firmy specjalizujące się w zatrudnianiu grupy, o której tu mówimy, wręcz opierające swój model biznesowy na dopłatach z PFRON, stają się w dobie kryzysu relatywnie stabilnym miejscem na zatrudnieniowej mapie Polski i stanowią bezpieczny port dla pracowników z niepełnosprawnościami. Według naszych badań odsetek liczby osób zatrudnionych na chronionym rynku pracy wzrósł od kwietnia do września z 21 do 24,9 proc.
To chyba dobrze?
Tak, ale ten kij ma jednak dwa końce. Efekt „konserwujący”, wynikający z dopłat do wynagrodzeń, nie dotyczy bowiem tylko czasu kryzysu, kiedy to pełni funkcję pozytywną. On w wielu aspektach betonuje system aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnościami w fazie wczesnego kapitalizmu lat 90., gdy został ustanowiony. Cały polski rynek pracy zmienił się od tych czasów bardzo mocno, swoją strukturą i trendami coraz bardziej przypomina modele znane z rozwiniętych części świata (w uproszczeniu: modele bardziej otwarte i przyjazne dla pracowników), ale osoby z niepełnosprawnościami korzystają z tego progresu w bardzo ograniczonym stopniu.
Niektórzy straszą powrotem do sytuacji, jaka na rynku pracy była na początku poprzedniej dekady i masowym „uśmieciowieniem pracy”.
Wrócę na chwilę do skutków pandemii i badania Fundacji Aktywizacja, tym razem w kontekście parametrów jakościowych. Bo tu negatywne skutki „koronakryzysu” są już bardziej dostrzegalne. Wystarczy spojrzeć na dwa wskaźniki. Otóż od kwietnia do września odsetek osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę spadł z 98 do 94,2 proc. Mówiąc inaczej: więcej osób z niepełnosprawnościami „wylądowało” na tzw. śmieciówkach: umowach zlecenia czy umowach o dzieło. Wzrósł z kolei odsetek osób, które w wyniku pandemii koronawirusa pracują w mniejszym wymiarze godzin pracy – z 22 proc. w kwietniu do 37,5 proc. we wrześniu. Oznacza to najprawdopodobniej, że pracodawcy redukując koszty w obliczu kryzysu zmniejszali obciążenia związane z wynagrodzeniami. W przypadku chęci zatrzymania w firmie pracowników z niepełnosprawnościami – zarabiającymi w ogromnej większości równowartość minimalnej krajowej – mogło to oznaczać tylko zmniejszenie wymiaru etatu.
Czy ten proces będzie się pogłębiać?
Przedłużający się stan pandemii będzie zapewne pogłębiał te negatywne tendencje, w pewnym momencie może też osłabnąć „konserwujący” wymiar systemu dofinansowań i słabnięcie czy wręcz bankructwa firm uwidocznią się w bardziej drastycznym spadku wskaźnika zatrudnienia osób z niepełnosprawnościami. Pozostaje mieć nadzieję, że będą to tendencje przejściowe i trend powolnego, ale jednak wzrostu zatrudnienia, charakteryzujący ostatnie lata, powróci wraz z odbiciem się (oby bardziej w kształcie litery „V” niż „U”) polskiej gospodarki.
Z drugiej strony, czy upowszechnienie pracy zdalnej nie powinno wpłynąć na poprawę sytuacji osób z niepełnosprawnością?
Przez pandemię praca zdalna stała się praktyką dość powszechną. Gotowi czy nie, chętnie lub z dystansem – pracodawcy musieli na niespotykaną dotąd skalę wdrożyć taki sposób wykonywania zawodowych czynności, a pracownicy... musieli się do tego dostosować. Oczywista oczywistość brzmi: jest to szansa dla wielu osób z niepełnosprawnościami, dla których każde wyjście z domu jest ogromnym problemem fizycznym, logistycznym czy finansowym. Nawet dofinansowany przez rząd czy samorządy transport specjalistyczny jest zazwyczaj niemałym wydatkiem dla jego beneficjentów. Pośrednicząc, jako Fundacja Aktywizacja, w wielu procesach zatrudnieniowych, zauważamy większą otwartość pracodawców na kandydatów, którzy ze względu na ograniczenia własne i środowiska fizycznego preferują lub wręcz są zmuszeni do pracy w całości lub pewnym wymiarze w trybie zdalnym. A przypomnijmy, że większość Polski to nie metropolie, tylko mniejsze miasteczka i wsie, gdzie infrastrukturze dużo jeszcze brakuje do stanu „jako takiej dostępności”.
Czyli czeka nas rewolucja na rynku pracy?
Na razie jest to proces dość spontaniczny o niewielkiej skali – duża część przedsiębiorców dopiero definiuje nowy, w większej części wirtualny sposób świadczenia usług, a organizacje takie jak nasza przekierowują coraz więcej zasobów na kształcenie odpowiednich kompetencji wśród osób z niepełnosprawnościami. Myślę, że w takim punkcie mogłaby uderzyć jakaś fajna kampania uświadamiająca polskich przedsiębiorców, że istnieje naprawdę duży, niewykorzystany potencjał w środowisku osób z niepełnosprawnościami. Że te osoby po odpowiednim przygotowaniu, a wiele organizacji ma doświadczenie w budowaniu kompetencji cyfrowych, mogą być idealnymi pracownikami świadczącymi różne usługi w formule zdalnej. Warto też w tym kontekście pomyśleć o projektach, w których można sfinansować zakup sprzętu służącego komunikacji i pracy zdalnej. Sytuacja pandemiczna potwierdziła bowiem, że nasza grupa społeczna jest mocno wykluczona cyfrowo, ale w dużej części ze względu na niski status ekonomiczny – brak internetu w domu, brak smartfona (a wydawać by się mogło, że są to już „ogólnoludzkie dobra gwarantowane”) wykluczał część osób z aktywnego uczestnictwa w procesach aktywizacji zawodowej, w których niezbędna była komunikacja wirtualna.
Czyli mamy gotowy sposób na zatrudnienie dużej liczby ludzi?
W tym miejscu trzeba wrzucić łyżkę dziegciu do naszej beczki miodu z napisem: „praca zdalna – idealne rozwiązanie dla osób z niepełnosprawnościami”. Otóż nie wszystkim taka formuła pracy się podoba. A każdy musi mieć prawo wyboru! Pamiętajmy, że jednym z podręcznikowych wręcz założeń dla procesów aktywizacji zawodowej w omawianym środowisku jest wzrost interakcji społecznych, kompetencji i po prostu satysfakcji – płynących z „wyrwania się z czterech ścian”, przebywania z innymi ludźmi. W świecie wirtualnym jest to jednak bardzo utrudnione, a co najmniej „usztucznione”. Zwłaszcza jeśli byłby to model permanentny. Jako prezes dużej organizacji wiem coś na ten temat także z praktyki – o ile na początku „koronakryzysu” nasi pracownicy (w tym osoby z niepełnosprawnościami, których zatrudniamy prawie trzydziestkę) z dużą afirmacją i ze zrozumieniem przyjęli konieczność pracy z domu, o tyle co najmniej od jesieni zmagamy się z częstymi postulatami o zniesienie przynajmniej części wewnętrznie wprowadzonych restrykcji, a nasz system zarządzeń epidemicznych tworzył pewne dodatkowe zabezpieczenia w stosunku do powszechnie obowiązujących, tak, żeby jednak częściowo, w niewielkich grupach pracować w biurze... żeby być z innymi.
Czy istnieje w obecnych warunkach jakaś sensowna i osiągalna strategia wyjścia poza obecny poziom zatrudnienia osób z niepełnosprawnością?
Zacznijmy od tego, że w ogóle istnieje Strategia na rzecz Osób z Niepełnosprawnościami 2021-2030, której istotnym elementem są działania związane z aktywizacją zawodową. I jest w tym projekcie szczególnie jedna rzecz, warta podkreślenia w kontekście rynku pracy – wskaźnik realizacji głównego celu strategii, jakim jest włączenie społeczne i zawodowe osób z niepełnosprawnościami. Wskaźnik ten zdefiniowany jest bardzo prosto. Mówimy bowiem o „współczynniku aktywności zawodowej osób niepełnosprawnych”, który ma wzrosnąć z 28,3 proc. w 2018 r. do poziomu 45 proc. w roku 2030. To zauważalne, a wręcz ogromne przyspieszenie. Dodatkowe 271 tysięcy osób z niepełnosprawnościami aktywnych na rynku pracy, przebicie (i ta jakie!) magicznej bariery pół miliona pracujących... to naprawdę byłoby coś!
Strategie, plany, dokumenty...
Oczywiście – samo zapisanie takich czy innych liczb w takim czy innym dokumencie niczego nie zmieni. W „sektorze NGO na rzecz osób z niepełnosprawnością” działam i pracuję już 23 lata i dawno wyzbyłem się „papierowej naiwności”. Niemniej – takie założenie potrafię docenić. Po pierwsze pokazuje ono wyraźnie wolę działania, chęć zmiany, determinację ku temu, by przebijać „szklane sufity”, których inni zdawali się nie zauważać, lub też nie wierzyli w skuteczność jakiejkolwiek ambitnej agendy. To niewątpliwie zasługa Pawła Wdówika, Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, który – co jak co – ale do leniwych i strachliwych na pewno nie należy. Po drugie, tego typu założenia są swoistymi deklaracjami rządzących, do których strona społeczna może się odwoływać. Może domagać się ich egzekwowania, nawet w sytuacjach, kiedy na etapie realizacji „nie bardzo wychodzi” i niektórzy byliby skłonni do rezygnacji z założonych planów – wtedy można zgodzić się na modyfikację nieskutecznych działań, ale nie na zawieszanie jasno zdefiniowanych celów i przypisanych im wskaźników. Zwłaszcza gdy – tak jak w tym przypadku – mowa jest nie o wskaźniku rezultatu dla jakiegoś podrzędnego działania, ale o głównym (i jedynym!) wskaźniku mierzącym sukces wdrażania całej strategii.
To jest cel główny, ale czy cele szczegółowe są równie mocne?
Szczegółowe zapisy w „Priorytecie 4. Praca” już mnie tak nie zachwycają. Owszem, jest tam sporo działań jakoś (czy skutecznie?) modyfikujących otoczenie procesów aktywizacji zawodowej, jest ważna zapowiedź likwidacji czy modyfikacji pułapki rentowej, a także odniesienie do konkretnych instrumentów rynku pracy, takich jak zatrudnienie wspomagane, ekonomia społeczna czy warsztaty terapii zajęciowej. Te instrumenty oczywiście muszą być wdrożone, gdyż są istotne zwłaszcza dla osób wymagającego szczególnie intensywnego wsparcia. Ale – mówiąc kolokwialnie – czy to właśnie ta grupa ma w tak radykalnej liczbie, przypomnę: 271 tysięcy osób, zwiększyć swoją aktywność zawodową?
Czego więc brakuje w tych planach?
Brakuje mi „silnika zmiany”, wiązki działań, które w masowy sposób ruszyłyby temat wskaźnika zatrudnienia, pociągnęłyby całość w stronę rozbicia „szklanych sufitów”, a dla których te inne – skierowane do „trudniej zatrudnialnych” grup – działania byłyby doskonałym, jakościowym uzupełnieniem. Oczywiście – dokument przewiduje, zgodnie zresztą z większą ramą stanowioną przez Strategię na rzecz odpowiedzialnego rozwoju, powstanie Narodowego Programu Zatrudnienia Osób Niepełnosprawnych i można domniemywać, że to tam osadzony zostanie wspomniany „silnik”. O programie nie wiemy jednak na tym etapie prawie nic... To za mało, żeby podnieść ocenę strategii w obszarze „praca”.
Co mogłoby być tym „silnikiem zmian”?
Pytanie o „silnik zmiany” obrócę w zagadkę: kto w Polsce, jaki typ podmiotów inicjował i testował niemal wszystkie zmiany, innowacje, propozycje systemowych rozwiązań, wdrożenia dobrych zagranicznych praktyk etc., związanych z aktywizacją zawodową osób z niepełnosprawnościami? Administracja rządowa? Publiczne służby zatrudnienia? Uniwersytety? Instytuty badawcze? Komercyjne agencje zatrudnienia? Pracodawcy osób niepełnosprawnych? Firmy wyspecjalizowane w realizacji unijnych projektów? No nie – te zmiany niemal zawsze wychodziły od organizacji pozarządowych. I to nie przy „thinktankowej kawce”.
Raczej w boju o „swoich”.
Tak, na bazie konkretnych inicjatyw, misji osadzonej na potrzebach podopiecznych (potem beneficjentów, potem klientów), realizowanej wpierw w warunkach partyzantki i stopniowo przenoszonej do różnego typu usługowych czy innowacyjnych projektów. Dlatego równie ważne są doświadczenie i zdolności operacyjne, jakich organizacje nabrały w ostatnich dekadach. Oczywiście, różni mają się różnie, ale wśród tych kilkudziesięciu aktywnych stowarzyszeń i fundacji wspierających osoby z niepełnosprawnościami zdecydowana większość ma już status „doświadczonych”.
A tak w prostych, żołnierskich słowach, jak wprowadzić na rynek pracy ponad 200 tys. osób zakładanych w rządowej strategii?
To czysta matematyka. Niech do działania przystąpi dwadzieścia takich organizacji, jak Fundacja Aktywizacja. Dajmy im dobre, bezpieczne warunki pracy, sensowne finansowanie, powiązane z efektami działań. Zapewniam, że może być znacznie niższe niż to, ile na jednego zatrudnionego wydają powiatowe urzędy pracy, przedsiębiorstwa społeczne czy jakiekolwiek podmioty określone w ustawie o rehabilitacji. W 10 lat osiągniemy zakładane 200 tysięcy. Oczywiście mówię to z przymrużeniem oka. Ten obrazek jest mocno przerysowany i bardzo optymistyczny, ale naprawdę dobrych jakościowo organizacji, nie tylko na poziomie ogólnopolskim, ale także regionalnym czy lokalnym, jest znacznie więcej niż dwadzieścia. Jeśli do tego dorzucimy pewną grupę osób (zachęconych zmianami prawa), które znajdują sobie zatrudnienie bez pośredników, jeśli dodamy instrumenty dla osób „trudniej zatrudnialnych”, jak zatrudnienie wspomagane, ZAZ-y, ZPCh-y, ekonomię społeczną, jeśli w działania włączymy komercyjne agencje zatrudnienia, które byłyby w stanie udowodnić jakość i „głębię” oferowanego wsparcia, to ten wyrazisty wzrost wskaźnika robi się bardziej realny. Podstawą, „silnikiem zmiany” powinny być jednak specjalistyczne NGO, które – mimo wielu lat funkcjonowania w biurokratyzujących projektach – korzeniami swojej misji wciąż tkwią głęboko w środowisku osób z niepełnosprawnościami, czują za nie społeczną odpowiedzialność, a jednocześnie w procesach aktywizacyjnych potrafią być równorzędnymi partnerami wielkiego biznesu, średnich firm i małych przedsiębiorców, a braki w tym drugim aspekcie u mniej doświadczonych podmiotów można uzupełnić wewnątrzsektorowym transferem wiedzy.
Jaka jest więc w tym procesie rola rządu, skoro niemal wszystko mają robić organizacje pozarządowe?
Po pierwsze, samo sprawne zaplanowanie i zorganizowanie takiego procesu, który zacząłby przynosić oczekiwane rezultaty, byłoby wielkim sukcesem administracji. Ale rządzący mają też do odegrania ogromną role po „podażowej” stronie procesu. O stronę „popytową”, czyli zapotrzebowanie pracodawców na pracowników z niepełnosprawnościami, aż tak bardzo bym się nie martwił. O ile tylko pandemia nie wywróci polskiej gospodarki, na rynku pracy znów główną rolę zaczną odgrywać głębokie trendy demograficzne, czyli w skrócie: brak rąk do pracy w rozwijającej się gospodarce, które zmuszają przedsiębiorców do eksplorowania zasobów dotąd niewykorzystanych. Tymczasem licząca 1,2 mln grupa niepracujących osób z niepełnosprawnościami w wieku produkcyjnym to jeden z największych takich zasobów w Polsce. Większym wyzwaniem będzie zapewne zachęcenie tej grupy (a przynajmniej 20 proc. jej członków) do większej aktywności zawodowej. Tutaj przydałaby się mocna zachęta, skierowana ze strony rządu do środowiska, jakieś nowe otwarcie. Takim czymś mogłoby być zniesienie pułapki rentowej, jakaś forma wsparcia w odniesieniu do podwyższonych kosztów funkcjonowania przy wykonywaniu pracy zarobkowej, połączona z uruchomieniem nowych programów aktywizacyjnych i dużą, sensownie zaprogramowaną kampanią medialną.
Tylko w aktywizację zawodową zainwestowano już ogromne pieniądze. Jak uzasadnić wydawanie kolejnych?
Tak naprawdę mówimy tu o oszczędnościach budżetowych, a nie dodatkowych wydatkach. Ale po kolei. Wyostrzę zadane pytanie: czy koszty tego typu działań są uzasadnione z perspektywy obszarów funkcjonowania osób z niepełnosprawnościami oraz ich rodzin w Polsce, zaniedbanych dużo bardziej niż zatrudnienie? Wspomnę tylko kwestię niewystarczających świadczeń związanych z opieką nad osobami w najwyższym stopniu zależnymi od swoich rodzin, bez perspektywy realnej samodzielności. Otóż trzeba zauważyć, że rządowa strategia przewiduje przegląd podstawowych instrumentów systemu wsparcia, czyli PFRON-owskich dofinansowań do wynagrodzeń, które rocznie kosztują państwo ponad 3 mld złotych. Nie mam pewności, czy taką reformę rząd jest w stanie przeprowadzić, ale rzeczywista skala potrzeb środowiska może wymusić pewne modyfikacje tego instrumentu, tak, że część kwoty trafiałaby bezpośrednio do pracowników z niepełnosprawnościami (taką ścieżkę zdaje się wytyczać Konwencja ONZ), część zaś, zgodnie z zasadą solidarności społecznej, służyłaby zaspokojeniu innych, najpilniejszych potrzeb osób, które ze względu na głębokie deficyty nigdy nie będą pracować ani samodzielnie funkcjonować.
Patrząc na budżet państwa jako całość, wzrost liczby pracujących osób z niepełnosprawnością jest dla niego korzystny.
To prawda. Obliczyliśmy wstępnie, że przy minimalnym wynagrodzeniu jeden pracownik „dostarcza” do budżetu prawie 17 tys. zł rocznie. Przy 200 tys. osób daje to rocznie zwiększenie dochodów budżetowych o ok. 3,4 mld zł. Taka sytuacja oznacza także wzrost wydatków ze względu na dofinansowania do wynagrodzeń. Pamiętajmy jednak, że nie na wszystkie zatrudnione osoby z niepełnosprawnościami pobierane są te dofinansowania. Przyjmując więc założenie, że wydatki na nie wzrosną proporcjonalnie do wzrostu liczby zatrudnionych (ok. 40 proc.), to należy się spodziewać zwiększenia kosztów rzędu 1,4 mln zł. Zakładając więc, że sam proces aktywizacji wiązałby się z jednostkowymi wydatkami, to całość opisanej operacji, oprócz ewidentnej wartości społecznej (więcej aktywnych, pracujących osób, lepsza jakość życia), przyniosłaby też państwu dodatkowe środki (ok. 2 mld zł), które można przeznaczyć na wsparcie grup jeszcze mocniej zagrożonych wykluczeniem
Tylko co zrobić, by zmienić sytuacje, gdy osoby z niepełnosprawnością, nawet dobrze wykształcone, często „z automatu” kierowane są do zadań typu ochrona i sprzątanie?
To temat, który niemal nie występuje w dyskursie. Moim jednak zdaniem, właściwa strategia w tym obszarze powinna uwzględniać nie tylko kwestię podniesienia wskaźnika zatrudnienia, ale także wzrostu jakości pracy osób z niepełnosprawnościami. Pod koniec 2020 r. zainicjowaliśmy w Fundacji Aktywizacja badanie zatytułowane „Skuteczna aktywizacja. Barometr satysfakcji z pracy i jej oddziaływania na życie społeczno-zawodowe”. Jest to stały monitoring wielu obszarów jakości zatrudnienia naszych beneficjentów, takich jak stabilność zatrudnienia, warunki w pracy, satysfakcja z pracy, kompetencje i awans, relacje społeczne, relacje w pracy. Z bieżącymi wynikami barometru można się zapoznać na naszych stronach internetowych, zachęcamy też inne organizacje udzielające wsparcia tej grupie do prowadzenia własnego barometru – chętnie udostępnimy metodologię i narzędzia, w zamian za dostęp do danych pozwalających nam na rozszerzenie próby badawczej, oczywiście w pełni zanonimizowanej. To narzędzie pozwala nam myśleć nad naprawdę wieloma aspektami, ale ja pozwolę sobie w tym miejscu na bardzo syntetyczną ocenę, przeprowadzoną w oparciu o jeden, niezwykle ważny parametr związany z zatrudnieniem, mówiący wiele o podejściu pracodawcy do pracownika. Chodzi rzecz jasna o wynagrodzenie – bo takie informacje także zbieramy przeprowadzając barometrowe ankiety.
Co z nich wynika?
Nasze dane, ale także informacje ogólnodostępne pokazują, że osoby z niepełnosprawnościami są najgorzej opłacaną grupą na rynku pracy w Polsce! Z niewielką przesadą można powiedzieć, że średnia płaca „leży” tu na najniższej krajowej. I tak jest „od zawsze”, od startu obecnego systemu w latach 90. Dodajmy do tego, że – en masse – środowisko również „od zawsze” obsługuje pracodawców „kolonizujących” konkretne sektory gospodarki, takie jak sprzątanie czy ochrona. Że budując model biznesowy w oparciu o dofinansowanie do wynagrodzeń pracodawcy ci są od dopłat niemal kompletnie uzależnieni. Z drugiej zaś strony – odcięci od samoregulujących zasad rynkowych – nie mają „logicznie zaszytej” motywacji do podnoszenia płacy. Jeśli weźmiemy przy tym pod uwagę fakt, że zatrudnienie od lat stoi na poziomie „400 tysięcy plus”, to uprawniona wydaje się teza, wedle której rynek pracy osób z niepełnosprawnościami jest zabetonowany na niskim poziomie ilościowym i bardzo niskim jakościowym przez przestarzały system wsparcia, który zupełnie nie przystaje do współczesnych wyzwań społeczno-gospodarczych.
Jak to zmienić?
Wniosek z tego taki, że zmiana, o której mowa była wcześniej, musi się dokonać przez „standardowe firmy”, niewyspecjalizowane w „niepełnosprawności”, które przede wszystkim potrzebują nowych pracowników do rozwoju swojego potencjału, a ewentualne dopłaty czy zmniejszenie „kar na PFRON” jest dla nich zupełnie nieistotne lub stanowi trzecią z kolei motywację (po HR-owej i CSR-owej) do zatrudniania osób z niepełnosprawnościami. Takich firm, w których siatka płac zależy od efektywności biznesowej i jakości wykonywanej pracy, a nie od wysokości dofinansowań i regulacji związanej z minimalnym wynagrodzeniem. Pewnie w pierwszej kolejności będą to duzi i średni przedsiębiorcy, z administracją publiczną włącznie, którzy mają już wewnętrzne polityki i dedykowane zasoby do obsługi procesów HR, ale oczywiście nie można także wykluczać mniejszych podmiotów – zwłaszcza na małych, lokalnych rynkach pracy.
Czy taka zmiana jest realna?
Ta moja wizja to nie jest jakieś science-fiction. W zalążku jest to już model wprowadzany w Programie Operacyjnym Wiedza Edukacja Rozwój. Startujące właśnie Działanie 1.5 „Rozwój potencjału zawodowego osób z niepełnosprawnościami” zakłada finansowanie projektów prowadzących do zatrudnienia na otwartym rynku pracy, rozliczanych uproszczonymi metodami, w oparciu o twarde rezultaty, ze standardami wsparcia stojącymi na straży jakości. I – co bardzo ważne – w projektach tych pewien odsetek uczestników mogą stanowić osoby pracujące, dla których przewidziana jest poprawa warunków zatrudnienia – wyższa płaca, awans, przejście z rynku chronionego na otwarty. Mamy więc praktyczne narzędzie nie tylko do podnoszenia wskaźnika zatrudnienia, ale także niskiej jakości pracy i płacy w „środowisku”. Niestety, tego typu myślenia zabrakło w Strategii na rzecz Osób z Niepełnosprawnościami 2021-2030. Może pojawi się w Narodowym Programie Zatrudnienia? Oby...
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz