Gazeta.pl: Niepełnosprawni robią cyrk
On o kulach, ona na wózku - rzucają rękawicę bankom,
sądom, instytucjom państwowym. Będą namolni i konsekwentni, dopóki
nie wejdą, gdzie chcą.
Od prezesa Narodowego Banku Polskiego żądają pokornych przeprosin.
Od Narodowego Funduszu Zdrowia - pieniędzy na prywatne leczenie
zębów. Od Państwowej Komisji Wyborczej - swobodnego dostępu do
urny. Od policjantów - żeby nie stawiali radiowozów na kopertach
dla niepełnosprawnych. Od Polski - żeby karała za dyskryminację
osób niepełnosprawnych.
- Wszyscy traktują nas jak wariatów - mówi Roman Stefański, a jego siostra Jolanta się dziwi: - Przecież nie chcemy niczego ekstra.
Jolanta i Roman
Roman, który chodzi o kulach, wyciąga z samochodu zakupy. Cięższe rzeczy kładzie siostrze na kolana, żeby zawiozła je do kuchni. Jolanta cierpi na zanik mięśni i porusza się na wózku. Obydwoje są po pięćdziesiątce i mieszkają z mamą. Starsza pani sama potrzebuje wsparcia. Otwierają drzwi. W parterowym domu na obrzeżach Warszawy jest dużo książek i segregatorów z papierami. Nie ma progów. Od frontu podjazd. Wjazd do automatycznie otwieranego garażu i wejście do domu są na jednym poziomie. W ogrodzeniu założona brama automatyczna.
Roman porusza się wyłącznie o kulach, stale w obuwiu ortopedycznym. Jolanta - tylko na wózku. Ma dwa elektryczne. Są nienowe, gdy jeden ma awarię, drugi działa. Ma elektryczny podnośnik wannowy, łóżko z pilotem, które pomaga usiąść i stanąć na nogi. W domu nie ma dla niej barier, choć ma zakaz zbliżania się do kuchni, żeby nie wylała na siebie wrzątku. Gotuje i pierze brat.
Roman z wykształcenia jest inżynierem, specjalistą od energetyki jądrowej. Robił m.in. obliczenia dla projektowanej elektrowni atomowej w Żarnowcu. Potem zajął się dziennikarstwem. Pisał o motoryzacji. Parę lat temu zrezygnował z zawodu, żeby zająć się siostrą.
Stefańscy żyją bardzo skromnie. Odmawiają sobie wielu rzeczy, żeby mieć na papier, faksy, listy. - Od kilku lat nie kupujemy ubrań - mówi Jolanta. - Najcieńszy list polecony za potwierdzeniem odbioru kosztuje 5,45 zł. A najmarniejsza porada prawna 300 zł. Nie stać nas, więc z konieczności sam zgłębiam kodeksy.
Mają całe tomy papierów. Niemal całe ich życie podporządkowane jest batalii.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz