Maciej Miecznikowski: Mam dość plastiku, chcę prawdziwych ludzi
„Niepełnosprawność czasem mnie onieśmiela. Bywało, że nie wiedziałem, co powiedzieć, jak się zachować. Ale wyluzowałem się. Niepełnosprawni oczekują od nas normalnego traktowania. Myślę, że osoba na wózku chce usłyszeć: „Chodź tutaj”, a nie „Podjedź”. Inna sprawa, że fajnie by było, żeby po drodze nie było 30-centymetrowego krawężnika” – mówi w rozmowie z nami Maciej Miecznikowski.
Tomasz Przybyszewski: Pamięta Pan Darię Stawrowską?
Maciej Miecznikowski: Oczywiście. Darii nigdy nie zapomnę!
Czym Pana ujęła jako uczestniczka prowadzonego przez Pana teleturnieju „Tak to leciało!” w TVP2? Media pisały wówczas, że podbiła Pańskie serce...
Jestem ambasadorem sportu paraolimpijskiego. Wie Pan dlaczego? Bo ja wiem, ile siły muszę z siebie czasem wykrzesać, żeby zmierzyć się z jakimś moim „problemem”. Jestem sprawny, a jednak bywa, że się poddaję. Co w takim razie, jaka energia pcha paraolimpijczyków do przezwyciężania własnych ograniczeń? Dla mnie to nie są osoby niepełnosprawne, to są nadludzie. Daria też postanowiła żyć pełną parą i przezwyciężać bariery. Udział w moim programie to akurat pestka. Ona skończyła studia. Nie pozwoliła sobie na użalanie się nad sobą. Dla mnie jest wielka i czasem sobie o niej myślę, kiedy tylko zaczynam popadać w jakąś niemoc. Daria dała siłę nie tylko osobom niepełnosprawnym. Zawstydziła wiele pozostałych.
Maciej Miecznikowski wystąpił podczas Wielkiej Gali Integracji
2013, fot. Ewa Strasenburg/AIP
Daria Stawrowska porusza się na wózku. Pierwszy raz spotkał Pan osobę niepełnosprawną tak zdeterminowaną, by coś osiągnąć?
Oprócz naszych wspaniałych paraolimpijczyków poznałem wiele osób dotkniętych przez los, które też się nie poddają. Śpiewałem na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki z podopiecznymi Fundacji Anny Dymnej „Mimo wszystko”. Kilkakrotnie występowałem w ośrodkach, gdzie mieszkają osoby w różnym stopniu niepełnosprawne fizycznie i umysłowo. Mam z nimi wszystkimi super „przelot”. Lubią mnie, a ja lubię ich. Nie wszyscy oczywiście mają aż taki zapał czy możliwość, żeby jakoś zupełnie zmieniać swoje życie, ale wydaje mi się, że czasem sam fakt, że wstają z łóżka, przychodzą na koncert, razem śpiewają... że to są te małe wielkie wyzwania, które powinny nam, pełnosprawnym, dawać do myślenia.
Czy przy okazji tych koncertów i akcji organizowanych na rzecz osób niepełnosprawnych, ma Pan okazję z nimi rozmawiać?
To są serdeczne, ale zazwyczaj przelotne i w związku z tym dość powierzchowne rozmowy. Z Darią było nieco inaczej. Można powiedzieć, że mieliśmy dla siebie cały dzień. Też w pracy, dlatego trudno mówić o całkowitej swobodzie, ale jednak wystarczyło, żeby Daria stała mi się szczególnie bliska. Przeczytałem nawet jej pracę magisterską! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Na razie widuję ją na Facebooku i zawsze mnie to cieszy.
Czy można powiedzieć, że to spotkanie coś Panu dało?
Pomyślałem wtedy, że powinienem więcej od siebie wymagać. A ja zdrowy, całkowicie sprawny, bywa, że przegrywam walkę z własnym lenistwem. Jest mi wstyd. Daria mną wtedy wstrząsnęła. Tak, jakby krzyknęła mi prosto do ucha: „Obudź się! Rób coś! Działaj! Dlaczego nie spełniasz swoich marzeń!?”. Dzięki takim momentom, jak spotkanie z Darią, przychodzi mobilizacja. Dlatego właśnie uważam, że niepełnosprawne osoby powinny się udzielać, a swoją siłą dawać wiarę innym niepełnosprawnym i zawstydzać takich jak ja.
Maciej Miecznikowski podczas Gali wystąpił także z
akordeonistą Marcinem Wyrostkiem, fot. Ewa
Strasenburg/AIP
Przy okazji rozmowy o Pańskim spotkaniu z Darią Stawrowską chciałbym zapytać, czy myśli Pan, że w show-biznesie, na estradzie jest miejsce dla osób niepełnosprawnych?
A dlaczegóż by nie? Jeśli sięgniemy do źródła, do korzeni show-biznesu, to widzimy artystę, który coś kocha, ma pasję, ma miłość, na przykład do instrumentu, do śpiewania, do malowania, i tę miłość przelewa na innych, chce się nią podzielić. Jeśli tak podejdziemy do show-biznesu – że to nie tylko blichtr i produkty marketingowe, tylko pasja i talent przelewany z artysty na publiczność, która coś czuje i się wzrusza – to nie ma żadnych barier, dla nikogo.
Ta pasja jest najważniejsza?
Pasja i talent. Jeśli są te dwa składniki, to żadna niepełnosprawność nie przeszkodzi. Ale trzeba przede wszystkim kochać to, co się robi. W moim przypadku – kochać grać. To jest podstawa.
A gdyby Pan nie lubił grać?
I kazano by mi to robić? Pewnie wykończyłbym psychicznie siebie i innych! (śmiech) Może można bez pasji wykonywać inne zawody, ale nie ten.
Muzyka nie zawsze jest poważna, fot. Marta
Kuśmierz/Cegiełka
Problem z show-biznesem jest taki, że najczęściej odrzuca on osoby, które nie pasują do pewnych standardów...
Pan mówi o takim znaku naszych czasów, że my może chcemy, żeby wszyscy byli młodzi, piękni, wysportowani, że śmierci nie ma i nawet starość nie istnieje. Wystarczy popatrzeć na okładki kolorowych magazynów... Jednak nie tylko show-biznes tak wygląda. Świat jest teraz taki. Ale przecież to my ten świat tworzymy, więc to my decydujemy o tych standardach. Ja nie wierzę, że one są tak powierzchowne i puste. Ja już mam dość plastiku, chcę prawdziwych ludzi, młodych, starych, sprawnych i niepełnosprawnych. Jestem pewien, że nie jestem w tej potrzebie odosobniony.
Myśli pan, że kwestia niepełnosprawności jest nieco wyrzucana z głów, na zasadzie, jak Pan wspominał, śmierci? Że ludzie starają się o tym nie myśleć?
To są trudne pytania. Ja, jako Maciej Miecznikowski, nie czuję się na siłach, żeby odpowiadać w imieniu innych...
A gdyby miał Pan mówić za siebie?
Chyba nie stawiam granic w ten sposób. Choć niepełnosprawność czasem mnie onieśmiela. Bywało, że nie wiedziałem, co powiedzieć, jak się zachować. Ale wyluzowałem się. Niepełnosprawni oczekują od nas normalnego traktowania. Myślę, że osoba na wózku chce usłyszeć: „Chodź tutaj”, a nie „Podjedź”. Inna sprawa, że fajnie by było, żeby po drodze nie było 30-centymetrowego krawężnika. Więc wraz z nastawieniem, otwartością, powinny się pojawiać zwykłe techniczne udogodnienia ułatwiające życie. I one się pojawiają, jest coraz lepiej, jestem dobrej myśli.
Czym dla Pana jest obecność na Wielkiej Gali Integracji?
Tyle ludzi, połączonych jedną ideą, z własnej woli spotyka się w jednym miejscu... To zawsze jest zwycięstwo. Niektórzy moi koledzy mawiają, że w Polsce każdy sobie rzepkę skrobie, ale ja myślę, że jednak nie, że jednak mamy taką zdolność do wspólnych działań. Że umiemy się jednoczyć. Fajnie na moment stać się częścią takiej inicjatywy, wyjść ze swojej skorupy, poczuć tę pozytywną wibrację.
Maciej Miecznikowski na scenie ze współprowadzącym Galę
Hubertem Urbańskim, fot. Ewa Strasenburg/AIP
Czy pozytywne wibracje będzie można usłyszeć na Pańskiej najnowszej płycie?
Moja pierwsza solowa, w pełni autorska płyta, która ukaże się na przełomie lutego i marca, oczywiście odzwierciedla mój stosunek do świata. A on jest przeważnie pozytywny. Ale niepozbawiony znaków zapytania, wątpliwości... Też mam swoje niespełnione marzenia, pragnienia, obawy, tęsknoty. To bardzo osobista płyta, pełna melodyjnych piosenek, których chyba przyjemnie się słucha, o ile ktoś lubi mój głos. Jaki gatunek? Nieco nostalgiczny, tradycyjny pop w wykonaniu dojrzałego mężczyzny po czterdziestce. Tytuł płyty to prawdopodobnie „Będzie z nami dobrze”. On mówi sam za siebie.
Komentarze
-
Dobry człowiek
16.01.2014, 14:26Pan Maciej to wspaniała osoba. Taka autentyczna i szczera. Fajnie, że są jeszcze tacy ludzie!odpowiedz na komentarz -
Dobrze tego posłuchać
16.01.2014, 12:43czekam na płytę z niecierpliwością, płytę od cudownego nieplastikowego człowieka, z cudownym głosem :)odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz