Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Jedenasty z dziesięciu

02.12.2013
Autor: Beata Rędziak
Źródło: inf. własna

„Jeden z dziesięciu” jest programem otwartym na osoby niepełnosprawne do granic możliwości – twierdzi Anny Brzywczy, prezes zarządu Euromedia TV, producenta tego telewizyjnego teleturnieju. Doświadczenie Grzegorza Turakiewicza, uczestnika eliminacji do programu, każe jednak zastanowić się, jakie są i jak zmierzyć granice tych możliwości oraz kto o nich decyduje.

Grzegorz Turakiewicz zgłosił się do teleturnieju „Jeden z dziesięciu” w 2011 r. Choruje on na dziecięce porażenie mózgowe, w związku z czym jego mowa jest niewyraźna. Jak sam przyznaje, przy zgłoszeniu ukrył ten fakt z obawy przed odrzuceniem go z programu. W eliminacjach może jednak wziąć udział każdy i dopiero tam organizator poznaje uczestników.

– Na miejscu okazało się, że w eliminacjach jest 15 pytań testowych, a do udziału w programie wymaganych jest 10 prawidłowych odpowiedzi. Egzaminator „przyczepiał się” do wymowy, ale dopuścił mnie do testu. Test wyszedł mi lepiej niż w domu. Miałem 13,5 prawidłowych odpowiedzi. Zaczęło się oczekiwanie na zaproszenie do programu – opowiada Turakiewicz.

Wsparcie poza regulaminem

Anna Brzywczy, prezes zarządu Euromedia TV, twierdzi, że Grzegorz Turakiewicz podczas eliminacji nie był w stanie samodzielnie udzielić odpowiedzi na zadawane mu przez egzaminującego pytania. – Egzaminujący, widząc sytuację oraz determinację pana Turakiewicza, wyraził zgodę, aby odpowiedzi tłumaczyła obecna na eliminacjach siostra uczestnika. Osoba egzaminująca chciała przede wszystkim docenić trud przyjazdu potencjalnego zawodnika, rozumiejąc jego trudną życiową sytuację, i dać mu satysfakcję, żeby przy udziale osoby trzeciej mógł uczestniczyć w eliminacjach – wyjaśniła Brzywczy w piśmie do biura prasowego Telewizji Polskiej.

Podkreśla też, że egzaminator od samego początku informował pana Turakiewicza oraz jego siostrę o braku możliwości udziału w programie ze względu na jego stan zdrowia. – Pan Turakiewicz nie był w stanie sam odpowiadać na pytania w regulaminowym czasie nawet podczas eliminacji, ponadto jego choroba uniemożliwia mu artykulację w sposób płynny, wyraźny oraz zrozumiały dla innych – dodaje Brzywczy.

Strona internetowa teleturnieju
Strona internetowa teleturnieju "Jeden z dziesięciu"

Maria Tuleja, siostra Grzegorza, nie zaprzecza, zapytana, czy podczas eliminacji udzielała odpowiedzi zamiast swojego brata. – Weszłam z nim jako osoba towarzysząca – podkreśla. Tymczasem gdy Grzegorz oczekiwał na zaproszenie do programu, organizatorzy byli przekonani, że miał on świadomość, że nie zostanie do niego zaproszony. – Dowodem tego były liczne telefony jego siostry do naszej redakcji, proszącej o zmianę tej decyzji. Następnie nasza firma otrzymała od pana Turakiewicza list, napisany przez siostrę, w którym on sam prosił o zmianę tej decyzji, proponując różne sposoby, które miałyby umożliwić jego udział w programie – mówi Brzywczy. Sugerowane rozwiązania to np. pomaganie sobie ruchami rąk i głowy. – Wszystkie zaproponowane przez zainteresowanego propozycje są niezgodne z regulaminem. Każdy zawodnik ma 3 sekundy na odpowiedź, ponadto pozostali uczestnicy muszą słyszeć i rozumieć odpowiedzi dziesiątego zawodnika – wyjaśnia prezes Euromedii TV. Punkt 8. przywołanego regulaminu brzmi: „Organizatorzy zastrzegają sobie prawo decyzji co do udziału zawodnika w nagraniu, gdy jego wygląd nie spełnia podstawowych wymogów estetycznych (niestaranny ubiór i wygląd) lub wady wymowy uniemożliwiają zrozumienie odpowiedzi”.

W kwietniu br. pan Grzegorz został poinformowany listownie przez organizatora, że ze względu na powyższy punkt regulaminu nie może on uczestniczyć w programie, oraz został zaproszony – w charakterze widza – na nagranie teleturnieju, które odbywa się w Lublinie, na koszt Euromedii TV. - Mieliśmy nadzieję, że przyjazd do studia, poznanie ekipy, rozmowa z panem Tadeuszem Sznukiem choć w minimalnym stopniu zrekompensują mu brak możliwości udziału w programie – wyjaśnia Brzywczy.

Grzegorz Turakiewicz pojechał na nagranie do Lublina wraz ze swoja siostrą we wrześniu i jak sam przyznaje w rozmowie z nami, miał nadzieję, że zostanie dopuszczony do udziału w programie. Takie przypuszczenie wysuwa również Brzywczy, mówiąc, że prawdopodobnie pan Turakiewicz miał taką nadzieję. – Znałem wszystkie odpowiedzi, które padały na nagraniu, i nie mogłem tego wytrzymać – mówi Grzegorz.

– Brat nie mógł tego znieść, był bardzo zdenerwowany i wyszedł ze studia. Wyszła za nami pani, ale nie zatrzymywała nas – mówi Maria Tuleja. Koszty podróży nie zostały zwrócone przez Euromedię TV. – Byłem zdenerwowany, ale na nikogo nie krzyczałem. A nawet jeśli wyszedłem, to dlaczego nie przesłano pieniędzy za podróż pocztą – pyta pan Grzegorz.

Pilot do telewizora
Fot.: www.sxc.hu

Brzywczy w rozmowie z nami przyznaje, że jest już bardzo zmęczona tym tematem i że już odpowiadała na podobne pytania jakiegoś radnego. – Przyczyna tego nie leży po stronie producenta, który na planie dbał o komfort pana Turakiewicza. W trakcie trwania nagrania odcinka pan Turakiewicz mocno zdenerwowany postanowił opuścić studio w trybie natychmiastowym, odgrażał się jedynie „że tego tak nie zostawi”, wyrażając zapewne w ten sposób niezadowolenie z faktu, iż nie jest uczestnikiem programu, a jedynie widzem. W tej sytuacji niemożliwe było zwrócenie panu Turakiewiczowi kosztów podróży. Pan Turakiewicz w żaden sposób nie zgłosił się do produkcji po nagraniu z prośbą o zwrot tych kosztów, a my być może tę sprawę zbagatelizowaliśmy. Dlatego też w dniu dzisiejszym wyślemy pismo do pana Turakiewicza z prośbą o podanie kosztów podróży jego oraz towarzyszącej mu siostry, wraz numerem konta, aby tę sprawę uregulować – tak z kolei wyjaśnia Brzywczy tę sytuację w piśmie do TVP.

(Nie)powszechne klauzule

Joanna Stempień-Rogalińska z biura prasowego TVP ma świadomość, że takie sytuacje mają niekorzystny wpływ na wizerunek Telewizji, pomimo że to nie ona jest bezpośrednio odpowiedzialna za takie sytuacje, ale firmy realizujące na jej zlecenie programy. – Zawieramy z producentami umowy handlowe i nie obejmują one zapisów o charakterze moralno-etycznym, by regulować np. zasady postępowania wobec osób z niepełnosprawnością – mówi. Zwracając się do Euromedii TV z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy, podkreśla jej wymiar nie tylko wizerunkowy, ale także ludzki.

Do zawarcia klauzul tego typu w umowie handlowej nie widzi przeszkód Anna Błaszczak, zastępca dyrektora Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich RP (BRPO). – Nie ma przeszkody, by zawrzeć w umowie handlowej takie klauzule. To jest powszechna praktyka; jeśli takich zapisów nie ma, to jest to problem Telewizji – mówi.

Jak informuje prezes Euromedii TV, liczba osób z niepełnosprawnością, którzy uczestniczyli w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, sięga ok. 1 000 na 19 000 uczestników. Producent podkreśla, że Fundacja Szansa dla Niewidomych przyznała firmie dyplom za bezinteresowną działalność programu na rzecz osób niewidomych. W programie uczestniczyły już osoby niedosłyszące, niewidome, na wózkach, chorzy na chorobę Parkinsona i wszyscy otrzymują tam odpowiednie wsparcie. – Jedyny warunek, jaki muszą spełnić, to możliwość dostosowania się do regulaminu programu oraz pozytywne (samodzielne) przejście eliminacji; żadnego z tych warunków nie spełnił pan Turakiewicz – mówi Brzywczy.

Decydować za siebie

Zaznaczyła również, że od początku Euromedia TV chroniła dobro i wizerunek Grzegorza Turakiewicza, wiedząc, jak niekorzystnym w skutkach dla niego samego mógłby się okazać jego występ w programie. Mocno podkreśla to także prowadzący program Tadeusz Sznuk, który bezpośrednio nie spotkał się z panem Grzegorzem, ale nie miał nic przeciwko, by przyjechał on do studia i zapoznał się z warunkami nagrania.
– Zapewne – piszę to na podstawie moich doświadczeń, bo tego konkretnego przypadku nie znam - przed eliminacjami osoby organizujące nie wiedziały o rodzaju kłopotów pana Turakiewicza. A po eliminacjach, gdy zorientowały się, jak przebiega słowny kontakt z zainteresowanym, uznały, że w teleturnieju nie będzie mógł wziąć udziału. Tak było w przypadku kandydatów zupełnie niesłyszących, którzy stawali do eliminacji i kończyli je z pozytywnym wynikiem. Zupełnie niemówiących nie pamiętam, chyba nie zgłaszali się, rozumiejąc, że nie da się z ich niesprawnością brać udział w zabawie. Byli naszymi gośćmi ludzie o zniekształconych twarzach czy dysfunkcjami. Niedawno, w listopadzie, był uczestnik z niewykształconymi od urodzenia kończynami. Byli chorzy na chorobę Parkinsona. Byli cierpiący na porażenie mózgowe. Dawali sobie radę. Nie odrzucamy nikogo, kto przeszedł eliminacje. Ale musi być możliwy i jednoznaczny kontakt słowny. I to w ograniczonym do 3 sekund czasie. Inaczej się nie da. To jest taki program – pisze w mailu Tadeusz Sznuk.

Równocześnie proponuje, że jeśli inaczej oceniamy wymowę pana Grzegorza niż organizatorzy, nie ma nic przeciwko, by zaprosić go do programu pod określonymi warunkami. – Jeśli zainteresowanego spotka niepowodzenie, jeśli zrobimy mu krzywdę, jeśli widzowie uznają wystawienie go do rywalizacji za krzywdzące i nieetyczne, to mam prawo ogłosić, że to pod naciskiem portalu www.niepelnosprawni.pl podjęliśmy tę decyzję – mówi prowadzący.

Studio telewizyjne, na środku fotel
Fot.:
www.sxc.hu

Anna Błaszczak z BRPO podkreśla, że jednym z najczęstszych błędów popełnianych wobec osób z niepełnosprawnością jest decydowanie za nich. – Argumenty o wystawienie na śmieszność są mocno chybione; to bardzo typowe zachowanie wobec osób z niepełnosprawnością – jeżeli on jest taki, to ja za niego zadecyduję, co on ma zrobić. Jeśli w tym przypadku uczestnik nie zmieści się w czasie, to po prostu się nie zmieści, jeśli przegra, to po prostu przegra – komentuje. – Organizator winien oczywiście przedstawić mu pełny obraz sytuacji, powiedzieć, jak wygląda udział w programie, i wtedy taka osoba sama podejmuje decyzję, czy chce tego. Natomiast oczywiście nie ma takiego mechanizmu prawnego, który mówi, że jest prawo do udziału w teleturnieju. Niewątpliwie jest to jednak przykład dyskryminacji osób z niepełnosprawnościami w życiu publicznym – konkluduje.

Grzegorz Turakiewicz planuje udział w innym ogólnopolskim konkursie, „Droga do Soczi”. – Nie ma żadnego kłopotu z udzielaniem odpowiedzi przeze mnie w tym konkursie, organizatorzy wydzielają mi odrębną salę – mówi Grzegorz. Równocześnie potwierdza, że 25 listopada br. otrzymał list polecony od Anny Brzywczy z propozycją zwrotu kosztów za podróż na nagranie programu „Jeden z dziesięciu” w Lublinie.


Czy według Ciebie argumenty organizatorów są przekonujące, czy przedstawiona sytuacja świadczy o dyskryminacji? Napisz swoją opinię w komentarzu pod artykułem.

Komentarz

  • Pierwszy z dwudziestki!
    _arp
    09.12.2013, 20:07
    Czy nie lepiej zmenić tytuł programu i połączyć historię z przyszłością niż stosować te zagmatwane tłumaczenia iludziom zawieruchy w głowach czynić? Technologia telewizyjna jest na takim poziomie, że praktycznie można w prowadzić w zastosowanie komunikacyjne dodatkowe zmysły i ogarnąć regulaminem również wzrok, dotyk, słuch a nawet smak.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas