MŁODZIEŻ nas uskrzydliła
Obecnie problemem nie jest zdobycie sprzętu rehabilitacyjnego, lecz znalezienie odrobiny zrozumienia. We wrześniu ubiegłego roku miałem wielkie szczęście - spotkałem się z wolontariuszami z Kraśnika na Lubelszczyźnie.
Od wielu lat jestem osobą niepełnosprawną związaną z warsztatami terapii zajęciowej. Uważam, że największym problemem dla wszystkich doświadczonych chorobą nie są bariery architektoniczne, lecz brak kontaktu z osobami zdrowymi. Z tymi, których można najzwyczajniej w świecie spotkać i z którymi można pogadać o codzienności.
Jak to się zaczęło
To był zupełny przypadek. Kilka słów zamienionych w internecie. Dowiedziałem się, że rozmawiam z osobą, która zakłada Centrum Wolontariatu przy parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kraśniku. Od dawna marzyłem, abyśmy ja i moi niepełnosprawni przyjaciele mieli jakikolwiek kontakt z ludźmi zdrowymi. I oto moje marzenia się spełniły. Znalazły się młode osoby, które chcą bezinteresownie wspierać słabszych, które interesuje los ludzi takich jak ja.
Pod koniec września zostałem zaproszony na spotkanie integracyjne. Nic ukrywam, że byłem pełen obaw, ponieważ po raz pierwszy po nasileniu się choroby miałem spotkać się z ludźmi zdrowymi. Zadawałem sobie pytania, jak mnie przyjmą, czy np. podołają roli przewodnika osoby prawie niewidomej. Okazało się, że wolontariusze przyjechali do mojej miejscowości! I to było pierwsze, jakże miłe zaskoczenie!
A samo spotkanie? Coś niezwykle miłego! Okazano zainteresowanie problemami moimi i moich niepełnosprawnych przyjaciół. Uczestniczyliśmy razem w mszy świętej. Z wielkim podziwem patrzyłem, jak ci młodzi ludzie potrafią łączyć wiarę z tym, co czynią dla innych. Wolontariusze stwierdzili, iż wsparcie ze strony księży pracujących w parafii bardzo im pomaga. Było to spotkanie modlitewne, podczas którego po raz pierwszy od dawna czułem się jak wśród przyjaciół.
Po kilku rozmowach odniosłem wrażenie, jakbym znał tych ludzi od lat! Obawy przeistoczyły się w poczucie, że jestem komuś potrzebny. Ja? Inwalida zamknięty w czterech ścianach lub na warsztatowych zajęciach? Nagle ktoś się mną interesuje? Komuś na mnie zależy? Ktoś pyta, jak sobie daję radę z tak słabiutkim wzrokiem? Jest ciekawy, jak potrafię samodzielnie obsługiwać komputer z syntezatorem mowy?
Więzy zacieśniały się
Dotyk delikatnej serdecznej dłoni na moim ramieniu sprawił, że czułem, jakbym wracał do lat, gdy byłem zdrowy i potrzebny innym. To niesamowite! W ten wrześniowy, deszczowy i chłodny dzień czułem prawdziwe ciepło ludzkich serc. I wierzcie mi, że nie ma tu przesady ani sztucznego schlebiania komukolwiek.
Nawiązałem też przyjazne kontakty z młodymi ludźmi, których już teraz mogę nazywać swoimi przyjaciółmi. I oto moje smutne życie inwalidy zmieniło się. Pełen niezwykłych przeżyć wracałem do codziennych zajęć wśród niepełnosprawnych przyjaciół. Dzieliłem się z nimi wrażeniami ze spotkania. Z wielkim zainteresowaniem i ze zdziwieniem słuchali moich opowieści. Spotkanie z wolontariuszami z Kraśnika wzbudziło szczególne zainteresowanie mojego serdecznego przyjaciela, chorego na nieuleczalne stwardnienie rozsiane.
Po miesiącu wolontariusze odwiedzili warsztaty terapii zajęciowej i zobaczyli, jak wygląda nasza codzienność. Mile zaskoczyli ludzi, z którymi dane jest mi przebywać od ośmiu lat. Okazali duże zainteresowanie zajęciami i efektami terapii. Niepełnosprawni uczestnicy warsztatów ze zdumieniem dostrzegali, że ci młodzi ludzie interesują się ich problemami!
Dwa światy połączyły się!
Moje marzenia dotyczące kontaktów z osobami zdrowymi spełniły się. W listopadzie zostaliśmy zaproszeni na spotkanie. Wraz z moim przyjacielem Grzegorzem udaliśmy się do Kraśnika. Oczywiście pomogli nam wolontariusze. Grzegorz po raz pierwszy od wielu lat miał szansę opowiadać o swoich doświadczeniach człowieka nieuleczalnie chorego. Obawiał się, jak zostanie przyjęty jako człowiek poruszający się na wózku, mający kłopoty w nieznanym terenie, wśród obcych ludzi. Podczas spotkania opowiadał o swoim schorzeniu i o tym, jak walczy z trudnościami życia. Młodzi wolontariusze słuchali go z niezwykłym zainteresowaniem i uwagą. Wreszcie kogoś to zainteresowało! Jakże to było piękne...
Uczestniczyliśmy także w spotkaniu modlitewnym, podczas którego czuliśmy się jak jedna wielka wspólnota. Mój przyjaciel miał szansę po raz pierwszy od dłuższego czasu w pełni uczestniczyć w mszy świętej. Było to dla niego wielkie duchowe przeżycie.
Po integracyjnym spotkaniu informacyjnym zostaliśmy zaproszeni na dyskotekę. My, niepełnosprawni na dyskotece? Przeżyliśmy niezwykłą zabawę wśród przyjaciół. I czuliśmy, że traktuje się nas jak ludzi całkowicie sprawnych. Już dawno tak się nie wybawiłem! Grzegorz też dobrze się bawił, pomimo że porusza się na wózku. Był tym wręcz zachwycony. Okazywał zdziwienie, że ludzie są zainteresowani kimś takim jak on. Chłopakiem, o którym zapomnieli przyjaciele, gdy nasiliła się choroba. Człowiekiem, który w opinii wielu powinien być zapomniany. Ktoś w końcu udowodnił, że on jest normalny!
Okazuje się, że lekarze nie mogli mu dać tyle, ile dały młode osoby w ciągu kilku godzin.
Jest normalnie
Wiosną doszło do kilku spotkań integracyjnych przy ognisku na terenie warsztatów terapii zajęciowej, w których uczestniczyli także wolontariusze z Kraśnika. Młodzi ludzie zorganizowali wiele zabaw, w których brali udział również uczestnicy warsztatów. Celem spotkań była integracja naszego środowiska z ludźmi sprawnymi.
Zdajemy sobie sprawę, że niełatwo jest przekonać pewne środowiska do integracji z ludźmi chorymi. Jednak niektórzy chętnie do niej dążą.
Jeden z moich bardzo poważnie chorych przyjaciół, który od zawsze sądził, że jego choroby i jego samego nikt nic zrozumie, nagle zmienił zdanie. Po rozmowach z wolontariuszką podjechał do mnie i z wielkim entuzjazmem powiedział: „Wiesz, Andrzej, Aśka mnie rozumie! Po raz pierwszy ktoś mnie rozumie!".
Oto powoli z ludzi uważających się za odrzuconych i samotnych stajemy się potrzebni i jesteśmy dowartościowani. Owszem, niektórzy mówią, że jesteśmy zdolni i umiemy wykonywać wiele pięknych prac na warsztatach, ale wolontariusze konkretnymi zachowaniami pokazali nam, że jesteśmy normalni. To słowo nabrało dla nas prawdziwego znaczenia.
Oni zachowują się bardzo naturalnie. Widać, ile radości sprawia im wspieranie innych. Nie udają i nic podkreślają swojej wyjątkowości. To jest pokolenie JPII znakomicie realizujące swoim życiem naukę naszego Papieża.
Jestem wdzięczny Bogu za tę wrześniową rozmowę w internecie z prezesem Centrum Wolontariatu. To wspaniale, że są na świecie tacy ludzie jak moi nowi przyjaciele.
Jak ich znaleźć?
Organizacji wolontariuszy można szukać poprzez książkę telefoniczną lub internet. Baza stowarzyszeń i fundacji znajduje się na stronie organizacji pozarządowych ngo.pl. Wszystkie informacje na temat wolontariatu są na stronie: wolontariat.org.pl.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz