Zamachowski: Przełamać barierę
O podskórnie odczuwanej potrzebie kontaktu z osobami z niepełnosprawnością, spotykania „inności” i oswajania się z nią, ale też o zwykłej pomocy, której można i należy udzielić drugiemu człowiekowi, mówi portalowi Niepelnosprawni.pl Zbigniew Zamachowski.
Beata Rędziak: Już kolejny raz angażuje się Pan w takie
przedsięwzięcia jak integracyjny Yes’t Festival, w którym biorą
udział muzycy amatorzy, również ci z niepełnosprawnością. Dlaczego
to jest dla Pana istotne?
Zbigniew Zamachowski: Wciąż nie umiem na to pytanie
udzielić rzeczowej odpowiedzi; po prostu wiem, czuję, że takie
rzeczy powinno się robić. Uczestniczę w nich odkąd pamiętam, np. w
Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, któremu patronuje Ania Dymna,
ponieważ uważam, że należy sobie pomagać. Należy się też oswajać z
pewną „innością”. Czuję, że jestem to winien.
Ale skąd właśnie ta powinność, skąd u Pana przekonanie,
że powinniśmy oswajać się z „innością”? Przecież wielu ludzi nie
widzi jej wokół siebie.
- No może właśnie dlatego, że wielu ludzi nie widzi. Może
im właśnie trzeba zwracać uwagę, że jednak są ludzie, którzy mają
kłopot taki czy inny i trzeba im w tym kłopocie jakoś pomóc. Myślę,
że też nie tylko dlatego, że jest cały szereg rzeczy, które to
powodują. Zawsze byłem otwarty na tego typu działania, jeśli tylko
mogłem, zawsze się w nie angażowałem i było to dla mnie oczywiste.
Nie potrafię na to pytanie udzielić żadnej innej odpowiedzi. Wiem,
że tak trzeba, tak mnie wychowano.
Zbigniew Zamachowski, fot.: Tomasz Przybyszewski
Czy miał Pan doświadczenie spotkania osób z
niepełnosprawnością w swoim bliskim otoczeniu, w rodzinie, wśród
przyjaciół?
- Nie, właśnie nie. Dla mnie ta przygoda, jeśli możemy tak
to określić, zaczęła się, kiedy dostałem zaproszenie do nagrania
teledysku od Wojtka Retza – to jest fantastyczny terapeuta, który
prowadzi terapię także muzyką. Po raz pierwszy nagraliśmy piosenkę
i teledysk z Edytą Jungowską i to było dla mnie niezwykłe
doświadczenie. To był pierwszy raz, kiedy spotkałem się tak blisko
z ludźmi z niepełnosprawnością. Otworzyło mi to oczy na zupełnie
inny rodzaj kontaktu z drugim człowiekiem. Z jednej strony to było
trudne, a jednocześnie dojmujące doświadczenie, bo oni w sposób
naturalny szukali kontaktu dotykowego, namacalnego. Pewnie
zazwyczaj mamy taką granicę, za którą nie dopuszczamy innych, a tam
ta granica nie istniała. To było dla mnie bardzo mocne, ciekawe
przeżycie – właśnie to przełamywanie psychicznej bariery przed
takim rodzajem kontaktu.
W filmie „Cześć, Tereska” zagrał Pan dozorcę Edzia
poruszającego się na wózku. Jakie to doświadczenie wcielić
się w taką rolę? Jakie towarzyszyły temu emocje?
- Wydawałoby się, że to nic prostszego: usiąść na wózku i
operować prawym i lewym kołem, ale okazało się, że to nie jest
takie proste, jeśli ma wyjść wiarygodnie; połowa ciała od pasa w
dół miała być bezwładna. Miałem fantastycznego trenera, który
trenował tenisa z osobami z niepełnosprawnością. Dostałem wózek,
który zabrałem do domu i tam ćwiczyłem. W filmie była scena,
podczas której jadę na jednym kółku - to nie było proste do
wykonania. W dodatku musiałem jechać, wioząc małą Tereskę. W
związku z tym w domu trenowałem to i sam, i ze swoimi dziećmi - i
parę razy udało nam się przewrócić podczas tej ekwilibrystyki.
Przyznaję, że ta rola – jedyna do tej pory, w której cały czas
grałem na wózku – była bardzo ciekawym przeżyciem dla mnie. Trzeba
gdzieś w głowie wyłączyć tę dolną część ciała i to daje się zrobić.
Trenowałem akrobatykę, świadomość ciała mam w związku z tym dość
dobrze opanowaną i myślę, że to też mi pomagało w zagraniu tej
roli.
Czy spotyka Pan w teatrze, kinie lub filmie ludzi z
niepełnosprawnością?
- Oczywiście, że tak. Z wieloma znam się od lat, głównie
ze względu na udział w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, bo oni tam
rokrocznie przyjeżdżają. Dzięki temu znam wiele osób z
niepełnosprawnością. Zabieram też swoje dzieciaki i też nie umiem
odpowiedzieć dlaczego, ale chcę, żeby one miały kontakt z osobami
niepełnosprawnymi. Moja najmłodsza córka, 12-letnia Bronka, która
od wielu lat aktywnie uczestniczy w Festiwalu, nie ma z tym
najmniejszego kłopotu.
A czy widzi Pan osoby z niepełnosprawnością na deskach
teatru, w kinie, filmie. Czy jest tam dla nich miejsce?
- To faktycznie jest problem; pamiętam młodego człowieka
na wózku, który próbował zdawać do szkoły aktorskiej w Łodzi i z
tego, co wiem, nie dostał się tam. I jakkolwiek to brzmi, chyba tak
powinno być, dlatego że zakres ewentualnych ról, które mógłby
otrzymywać, byłby mocno ograniczony.
Ale być może w tym też jest jakaś wartość?
- Być może. Za to bardzo wielu ludzi z
niepełnosprawnością, i starszych, i młodszych, występuje na
estradzie. Właśnie na Yes’t Festivalu był młody mężczyzna, który
wcześniej występował na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki.
Spotkaliśmy się więc po raz kolejny, zresztą znamy się już od wielu
lat.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz