Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Jak wygląda zimą doba na ulicy?

18.02.2021
Autor: tekst i zdjęcia: Ilona Berezowska
Źródło: Integracja 1/2021
śpiący mężczyzna w autobusie, obok stoją jego kule, a na drugim siedzeniu leży plecak

Do miasta wróciła zima. Termometr pokazuje minus 9 stopni C. Wiatr i śnieg potęgują uczucie wychłodzenia. Od mrozu szczypią ręce. Mobilny Punkt Poradnictwa (MPP) przyjedzie za 30 minut. Osoby bezdomne powoli zbierają się na przystanku przy dworcu Warszawa Wschodnia. Za nimi dzień spędzony na mrozie. Przebierają nogami, szczelniej zasłaniają się ubraniem. Ludzie są już zmęczeni. Każdy z nich przeszedł średnio 15 km. Spędzili dzień na zdobywaniu jedzenia i przetrwaniu. Teraz mają nadzieję na nocleg pod dachem. W końcu Mobilny Punkt Poradnictwa zajeżdża na przystanek. Wieczorny kurs prowadzi trasą pomiędzy schroniskami.

Pierwszy wsiada Stanisław. Przez lata wynajmował mieszkanie. W styczniu właściciel poprosił go o opuszczenie tego lokum. 

- Jeszcze nie do końca wierzę w to, co się stało. Jestem bezdomny i zachodzę w głowę, jak do tego doszło – zastanawia się.

Przez cały dzień stał na Dworcu Centralnym w Warszawie. Nie ma przy sobie żadnych rzeczy. 

- Niczego nie potrzebuję. Nie zawracam już sobie głowy rzeczami. To, co mam na sobie, dostałem. Jeśli mi czegoś zabraknie, pójdę na wydawkę i może uda się dostać czyste ubranie. Będzie potrzebne, bo rano zaczynam pracę – mówi.

Jeszcze nie wie, jak pogodzi pracę z noclegiem w schronisku. Będzie musiał wychodzić przed śniadaniem. Nie ma pieniędzy, by kupić jedzenie w ciągu dnia. Jeśli zdąży wrócić przed ustaloną godziną do noclegowni nie straci łóżka i może liczyć na kolację. Jeśli zostanie dłużej w pracy, łóżko przepadnie.

Wysiada przy ul. Wolskiej. Wszyscy życzą mu powodzenia.

trzy osoby z ładunkami siedzą na krzesełkach w autobusie

W autobusie

Wieczorem MPP to przede wszystkim transport. Nie zapewnia jedzenia ani picia. Większość pasażerów zmęczona zimnem od razu zasypia. Tu nie wieje i nie pada śnieg. W porównaniu z zimowymi warunkami na zewnątrz, jest ciepło.

Artur nie śpi. Nie miał dzisiaj udanego dnia. Próbował dojechać do Otwocka, gdzie zaprzyjaźniony ochroniarz pozwala mu spać w publicznej toalecie. Nie dojechał. Został wyproszony z pociągu za brak biletu. Teraz jedzie do noclegowni.

- Na ulicę trafiłem 5 miesięcy temu. To długa historia. Kuzyn hazardzista pożyczył pieniądze nie tam, gdzie trzeba. Zastawił to, co miał, ale i to, czego nie miał. Lichwiarz nie zwracał uwagi na tę okoliczność. Zabrał to, co było kuzyna, a potem i to, co jego wcale nie było. Moja mama zamieszkała u brata. Dla mnie tam miejsca nie było – mówi.

Artur większość czasu spędza w Otwocku. Tam przeszukuje śmietniki, żebrze i szuka drobnych prac. Na początku sypiał w pustostanie.

- W ten sposób straciłem wszystkie ubrania. Złapałem tam wszy i inne insekty. Potem spałem na klatkach schodowych i stacjach kolejowych. – W Warszawie spędzał noce w ogrzewalni na Grochowskiej. – Szczegóły zostawię dla siebie. Uderzyłem tam kogoś i musiałem odejść.

Rafałowi doskwierało zimno. Sięgnął po alkohol. Nie jest pewien, czy będzie mógł zostać w noclegowni. To trudny moment. Jeśli nie spełni warunków, straci swoje miejsce. Zajmie je ktoś inny. Jemu pozostanie ulica. 

- Nie będę tu opowiadał historii swojego życia. Dwa miesiące temu wyszedłem z więzienia. To nie był pierwszy raz. Byłem skazywany za rozbój już wcześniej. Pierwszy raz napadłem kogoś jako nastolatek. Jak już raz siedziałeś, to po tobie. Nawet jak mi się wydawało, że już wszystko jest na dobrej drodze i znajdowałem pracę, wcześniej czy później pracodawca dowiadywał się, że jestem po wyroku i mnie zwalniał. I znowu zaczynało się od nowa. W końcu nawet u mojej mamy przebrała się miarka – opowiada.

Rafał ostatnią pracę utrzymał tylko przez 4 dni. Za dnia jeździ autobusami. Śpi w noclegowniach. Wysiada na ostatnim przystanku. Jeśli pozwolą mu zostać, będzie spał na łóżku.

Nie wszyscy zostaną. Ci, dla których zabraknie miejsca, zatrzymają się nieopodal, w opuszczonych magazynach.

rzeczy osób bezdomnych w wąskim pasie przestrzeni między mostem a zboczem

Pod chmurką i na dworcu

Ja wracam do centrum miasta. Wybieram ławkę na Bulwarach Wiślanych. O spaniu nie ma jednak mowy. Jest za zimno. Szybko przestaję czuć własne ręce. Pada na mnie śnieg. Wyjmuję z kieszeni folię termiczną. Zapakowałam ją, korzystając z rad weteranów ulicznego życia. Na chwilę jest lepiej. Śnieg nadal pada. Przenoszę się pod most. Tu wszystkie miejsca są już zajęte. Przysiadam w kącie. Nie chcę zwracać na siebie uwagi. Mijają godziny. Myślę tylko o tym, że jest mi zimno. W środku nocy robię spacer na Dworzec Centralny. Siadam na schodach. Nikt mnie nie wyrzuca. Ochrona o nic mnie nie pyta. Inni nie mają tyle szczęścia. Mimo minus 14 stopni są zmuszeni wyjść na zewnątrz. Ja mogę zostać. Siedzę jeszcze chwilę. Nad ranem wracam do domu. Na klatce czytam komunikat: „Nie chcemy dzikich lokatorów oraz związanych z nimi nieprzyjemnych incydentów”. Rano wracam do MPP.

Autobus odjeżdża o 9.00. Wcześniej jednak przez godzinę rozdaję kanapki. Są zimne i przyprószone śniegiem, ale świeże i smaczne. Na miejscu można się też napić ciepłej kawy i herbaty. Panuje inna atmosfera. Do autobusu wrócił Rafał. Udało mu się przespać w noclegowni. Jest trzeźwy i skupiony. Ma ważne zadanie do wykonania. Musi zaprowadzić Lenę do doradcy zawodowego. Lena jest bezdomna od 5 dni. Spędziła swoją pierwszą w życiu noc w noclegowni. Jej historia poruszyła świat bezdomnych. Nawet najwięksi cynicy próbują jej pomóc. 

- Miało być inaczej. Przyjechaliśmy do Polski do pracy. Zapłaciliśmy za pośrednictwo. Myśleliśmy, że wszystko jest załatwione. Niestety, w Warszawie nikt na nas nie czekał. Telefonów nikt nie odbierał. Zostaliśmy bez pracy i pieniędzy, na dworcu. Nie mieliśmy dokąd pójść – opowiada.

Jej partner lekko potakuje głową. Jeszcze nie jest gotowy, by mówić o tym, że zostali oszukani. Lena ma na sobie krótkie futerko. Jej ubranie nie nadaje się do spania na ulicy. Na dworcu spędzili trzy dni. W tym czasie nie zmrużyli oka. Ochrona na to nie pozwoliła. Wyrzucani, wracali znowu. Nie mieli innej opcji. 

- W końcu spotkaliśmy innego Ukraińca. Bezdomnego. Dał nam namiar na ten autobus. Skorzystaliśmy. Dostaliśmy miejsce w noclegowni. Jest ciepło. Bezpiecznie. Kobiety śpią osobno – mówi.

Lena ma wyższe wykształcenie. Skończyła Ukraińską Akademię Drukarstwa, która kształci specjalistów wydawnictw książek, ich druku i sprzedaży. Gotowa jest podjąć się każdego zajęcia. Z noclegowni wyszła z ułożoną fryzurą, makijażem i nadzieją, że jej los się odmieni. 

Lena
Pani Lena z Ukrainy, poligraf

- Zaczęłam się szykować o 4.00. Muszę dobrze wyglądać przed spotkaniem z pracodawcą. Może się uda. Ja się nie boję żadnej pracy.

Lena i jej partner wysiedli na przystanku Samochodowa. Niedaleko jest punkt poradnictwa. Dziś ma tam dyżur doradca zawodowy. Pasażerowie MPP trzymają za Lenę kciuki. 

- Jej nie powinno tu być. To się musi dobrze skończyć – mówi Rafał ma pożegnanie.

Uladzislau jedzie dalej. Nie ma dokumentów. Niewiele o sobie mówi. Przyjechał z Białorusi, uprawia jogę od 15 lat. Śpi na ulicy. Na kartkach zapisuje, co musi zrobić. Dzisiejszy plan obejmuje chodzenie po mieście. 

- Trzeba chodzić, trzeba się rozgrzać – mówi.

Jego opowieść się rwie i zmienia za każdym razem. 

- Tak należało, tak było lepiej dla wszystkich, żebym zamieszkał na ulicy – nie wyjaśnia, co miał na myśli.

Do autobusu wraca Stanisław. Nie podejmie dzisiaj pracy.

- Mogę odbyć szkolenie, zrobić kurs i poprawić swoje kwalifikacje, ale to jest kurs tylko dla bezrobotnych. Nie mogę więc pójść do pracy – wyjaśnia.

Poranny kurs autobusu to też okazja, by załatwić swoje sprawy. Uladzislau potrzebuje kserokopii pisma, Stanisław dopytuje o zaświadczenia. Anna Niedziałkowska z Pogotowia Interwencji Społecznej i streetworkerka MPP cierpliwie odpowiada na pytania pasażerów.

- Trochę jesteśmy mobilną ogrzewalnią, ale przede wszystkim punktem poradnictwa. Niektórzy potrzebują podstawowych informacji o miejscach noclegu czy posiłku. Na bieżąco sprawdzamy dostępność noclegowni, lekarzy. Można tu sprawdzić maile, zadzwonić, naładować telefon. Wspieramy doraźnie w kryzysach psychicznych. Zdarza się, że ktoś tu i teraz potrzebuje wsparcia, rozmowy. Czasami wzywamy karetkę. Cały czas coś się dzieje. Nie mamy nudnych dni – przyznaje.

bezdomni czekają w kolejce do jadłodalni franciszkanów

Obiad

Zbliża się pora, by poszukać posiłku. Pasażerowie proponują mi kuchnię i jadłodajnię przy ulicy Miodowej. Szybko jednak pojawiają się wątpliwości, czy ktoś nakarmi osobę spoza społeczności bezdomnych. 

- Bez kartki nie dostaniesz obiadu – mówi jeden z pasażerów.

O tej kartce usłyszę jeszcze wiele razy. To zaświadczenie o bezdomności. Dzięki niemu można się poruszać komunikacją miejską do noclegowni. Można też otrzymać pomoc w fundacjach i posiłki w jadłodajniach.

Autobus rusza w dalszą trasę. Za kierownicą siedzi Cezary, jeden z trzech kierowców obsługujących MPP. Do tej pracy zgłosił się na ochotnika. Z Mobilnym Punktem Poradnictwa jest związany już trzeci sezon. Prowadzi również autobusy zwykłych linii. Czasem wsiadają do nich osoby w kryzysie bezdomności. Chociaż Cezary nie ma wtedy czasu, by udzielać informacji o dostępnej pomocy, nigdy też nie wyprasza takich osób z pojazdów. Uważa, że każdy ma prawo jechać, a przy dotkliwych mrozach, nieludzkim byłoby pozbawianie kogoś ciepła w autobusie.

Wysiadam przy Dworcu Centralnym. Tu w poniedziałki o 19.00 można dostać ciepłą zupę, paczkę z jedzeniem, nowe ciepłe czapki, szaliki i rękawiczki. Trafiają się buty. Przyjeżdżam za późno. Kolejka ustawiła się na długo przed przybyciem pracowników Fundacji Daj Herbatę. Przede mną prawie 200 osób. Niektórzy w przemoczonych półbutach, zbyt lekkich kurtkach i bez rękawiczek. Sypie śnieg. Zupa już pachnie. Oczekiwanie umila gorąca herbata. Optymizmem napawa zapowiedź dokładki. Nikt nie pyta o kartkę.

Andrzej nie może się ustawić w kolejce. Od 22 lat porusza się na wózku. Złamał dwa kręgi podczas upadku. Wtedy był już bezdomny. Został eksmitowany z mieszkania ówczesnej partnerki. Nie jest mu łatwo znaleźć miejsce w noclegowni. Nie wszystkie są dostosowane do jego potrzeb. Andrzej postanowił także, że nie skorzysta z pomocy organizacji kościelnych. Przyjmuje zupę i jedzenie, ale odrzuca wszystkie pomysły na nocleg. A to schody prowadzące do noclegowni, a to nieprzystosowana toaleta, złe wspomnienia i niemiła pani. Jednym tchem wylicza wszystkie powody, dla których chce pozostać na Dworcu Centralnym. Śnieg jest dla niego przeszkodą nie do pokonania. Jego kurtka jest całkowicie podarta. Na plecach nie ma już watoliny. Rozdarte rękawy świecą pustką. Nie jest w stanie pojechać do miejsc, gdzie mógłby ją wymienić na nową. 

- Jest mi tak strasznie zimno. Nie mogę oddychać od tego mrozu, nie mogę spać. Nie będę się tułał całe noce i szukał, gdzie mnie przyjmą. Straż miejska zostawi mnie byle gdzie i nie będę mógł wrócić! – krzyczy.

Przyjmuje jednak śpiwór od wolontariuszki. 

- Wspaniale. Zjadłem zupę i mam śpiwór. Jak mi go nie ukradną, to dzisiaj nie zmarznę.

Andrzej, na wózku przed dworcem centralnym w warszawie
25 lat w kryzysie bezdomności...

W kolejce na wydawce

We wtorki nie ma zupy pod Dworcem Centralnym. Jednak w innej części miasta już od rana trwa wielkie gotowanie. W Klubokawiarni Życie jest Fajne, gdzie na co dzień pracują osoby z autyzmem i działa klub integracyjny dla autystów, raz w tygodniu wydawane są posiłki dla osób w kryzysie bezdomności. Ustawiam się w kolejce, która gęstnieje z każdą chwilą. Początkowo przychodziło tu 25 osób. Teraz przed wejściem czeka 80, czasami 90 osób.

- Powstaliśmy jako miejsce przyjazne osobom z autyzmem i tu nic się nie zmienia. Dodatkowo od dwóch lat prowadzimy także akcję wydawania posiłków osobom w kryzysie bezdomności. To była inicjatywa naszych autystów, którzy zauważyli, że wśród osób bezdomnych nie brakuje również tych ze spektrum, które sobie nie poradziły w życiu – mówi Ola Ciechomska-Smereczyńska z Fundacji Ergo Sum.

Z kuchni dochodzą głosy roześmianych dziewczyn. Gotują, nakładają, wydają, rozmawiają, dzielą się problemami. Zanim podadzą obiad, zaskakują czekających pączkami i ciastem. Początkowo nad obsługą bezdomnych pracowało czterech wolontariuszy i dwie osoby ze spektrum autyzmu.

- Dzisiaj to byłoby za mało. Gotowaniem zajmuje się 10 wolontariuszy i dwie osoby ze spektrum. Jest też ekipa ratowników i karetka. Staramy się, żeby w lokalu nie było więcej osób. Przestrzegamy obostrzeń – zapewnia Ciechomska-Smereczyńska.

Pracownicy znają również magiczną formułę na „rozmnażanie” jedzenia.

- Najpierw rozdajemy łyżki. Wtedy wiemy, ile tych łyżek wyszło i ile porcji potrzebujemy. Chcemy, żeby starczyło dla każdego i zazwyczaj tak się dzieje. Zdarza się jednak, że zabraknie nam paczek żywnościowych. To trudny moment – przyznaje.

Wewnątrz panuje atmosfera przyjacielskiego spotkania. Podobnie jest na ulicy. Spotykają się dawno niewidziani znajomi. My również mamy taką okazję. Gdy latem sprawdzaliśmy, jak się leczą osoby bez ustalonego miejsca pobytu i ubezpieczenia („Integracja” 3/2020), poznaliśmy Jerzego. Choruje na raka płuc. Ma też problem z chodzeniem. Geolog górniczy na emeryturze, który już 22 lata spędził na ulicy, latem planował wynająć pokój i zamieszkać w nim ze swoim znajomym Rafałem. Wszystko jednak potoczyło się inaczej. Od 7 miesięcy Jerzy nie jest bezdomny. Za to zakochany.

- Beata jest wspaniała, niezwykła, jedyna i wyjątkowa – wymienia jednym tchem.

Beata odwzajemnia to uczucie. Teraz mieszkają razem.

wolontariusze rozdający jedzenie

Gdzie się da...

Rafał musiał zweryfikować plany. Mieszkał w noclegowni. Wziął udział w projekcie, w którym miał zapewniony nocleg. Stracił go kilka dni przed nadejściem największych mrozów. Powodem był pozytywny tekst na obecność narkotyków, po wypaleniu marihuany. Znowu trafił na ulicę. 

- Naprawdę nie jest tak źle. Śpię w zsypie na śmieci – mówi. – To zamykane pomieszczenie. Tylko trochę wieje pod drzwiami. Rozsuwam śmietniki. Na końcu pomieszczenia wisi pięć żeberek. Może i śmierdzi, ale lepiej tam niż na ławce, gdzie mógłbym zamarznąć. Ze zsypu muszę wyjść o 6.00. Jadę autobusem do najbliższego przystanku metra i dosypiam jeszcze w metrze. Potem idę na ul. Żytnią 1. Tam jest łaźnia. Korzystam z niej codziennie. Potem idę na Nowogrodzką do Stowarzyszenia Pomocy i Interwencji Społecznej. Jem tam śniadanie. Obiad jem na Miodowej. Potem jeżdżę metrem. W komunikacji miejskiej jest ciepło, ale spać nie można. Jak usnę, to albo mi gwizdną plecak, albo dokumenty. Codziennie pytam w noclegowni, czy może zwolniło się miejsce. Do zsypu mogę wejść po 22.00. Wcześniej muszę coś ze sobą zrobić, żeby nie zamarznąć na mieście. Radzę sobie – zapewnia Rafał, który stał się bezdomny w dniu, w którym opuścił dom dziecka, z rekomendacją, by udać się do noclegowni.

- Bezdomność zaczyna doskwierać po zmroku – mówi Jerzy.

Wtedy trzeba zdecydować, gdzie się spędzi noc. Noclegownie są przepełnione. Nie ma możliwości rezerwowania w nich miejsc z wyprzedzeniem. Wyjazd na warszawską Białołękę oznacza długi powrót do zsypu w Wilanowie. W tym czasie ktoś może zająć niedoskonałe, ale pewne miejsce do spania.

- Dlatego czasami lepiej nie próbować. Gdy są wyjątkowo trudne warunki, wolę się nakryć wszystkim, czym się da, i nie wyściubiać nosa z tych śmieci – mówi Rafał.

Powoli kończy się wydawanie obiadów w Klubokawiarni Życie jest Fajne. Przyjeżdża policja zaalarmowana przez mieszkańców okolicy. Jest zgromadzenie, nie ma dystansu. I nie może być. Porcja gorących gołąbków i kostka mydła, papier toaletowy i konserwy. To jest dla bywalców Klubokawiarni ważniejsze. Koronawirus to kwestia ok. 10-dniowej inkubacji. W tym czasie wszystko może się zdarzyć, a obiad w żołądku daje natychmiastowy efekt.

Zapada noc. Ulica robi się pusta. Zapełniają się ławki, strychy, pustostany, noclegownie. Jutro wszystko zacznie się od nowa...

bezdomny mężczyzna z plecakiem i siatką idzie po chodniku


Materiał jest kontynuacją tematu „Pacjenci na ulicy” z numeru 3/2020 magazynu „Integracja”.

okładka magazynu Integracja nr 3/2020


Materiał ukaże się w numerze 1/2021 magazynu „Integracja” na przełomie lutego i marca.

okładka magazynu nr 1/2021 - ratownik medyczny lub lekarz z protezą nogi

Komentarz

  • TO SIĘ W GŁOWIE NIE MIEŚCI. PRZECIEŻ TO LUDZIE. HOMO SAPIENS.
    DZIADEK
    27.09.2022, 20:57
    Od jutra zaczynam pomagać bezdomnym. Ugotuję 10 l zupy i będę rozdawał. Każdy może zostać bezdomny. Wystarczy wypadek, choroba. Kredyty. Nie zawsze alkoholizm.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas