Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Jesteśmy wizytówką Polski

20.08.2013
Autor: Rozmawiał: Maciej Kowalczyk

O paraolimpijczykach, którzy stanowią elitę sportową w środowisku ludzi z niepełnosprawnościami; o tym, kim jest człowiek z niepełnosprawnością w społeczeństwie, o mediach, o roli Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych Start, a przede wszystkim o sporcie mówi Łukasz Szeliga, nowy prezes PZSN „Start”, w rozmowie z Integracją.

Szeliga to pierwszy w historii prezes Związku, który wywodzi się ze środowiska paraolimpijczyków i zna jego problemy od podszewki.

Maciej Kowalczyk: Zacznijmy od samego określenia „paraolimpijski”. Od lat nie jest możliwa krytyczna ocena tego odnoszącego się do twojego środowiska słowa.

Łukasz Szeliga: Jest to nieszczęśliwe tłumaczenie: „paraolimpijski” to jakby „okołoolimpijski”. W języku angielskim funkcjonuje nazwa „paralympic”, nie „paraolympic”. To zupełnie inne spojrzenie, ale w polskim języku przyjął się przymiotnik „paraolimpijski”mi nie ma szans, żeby walczyć z tym, co jest wpisane w świadomość ludzi. Mówi się o paraolimpijczykach, mówi się o igrzyskach paraolimpijskich. Elektroniczne edytory tekstów poprawiają już błędy.

Nie to jest ważne. Związek składa się z ludzi. Jeszcze niedawno, kiedy byłem w zarządzie Startu, moje propozycje odbierano jako szalone, niemożliwe do realizacji. A teraz widzę, że nie były to szalone pomysły, bo ostatecznym ogniwem w związku jest zawodnik, to on jest beneficjentem działań. Sport bierze się z ludzi, więc bez zawodników nie można budować piramidy, na szczycie której są paraolimpijczycy, reprezentanci kadr narodowych.

Sport paraolimpijski na świecie jest zupełnie inny, niż był dwadzieścia lat temu. Jeśli chcemy mówić o pozycjach medalowych na igrzyskach, to musimy ciężko pracować – 10 lat minimum. Oczywiście są przypadki, kiedy ktoś uprawiał sport, miał wypadek, wrócił do tego sportu… Świetnym przykładem jest Rafał Wilk (były żużlowiec, po wypadku na torze – handbike’er, dwukrotny mistrz paraolimpijski z Londynu). Wyszedł z żużla, który jest sportem walki – i jemu tej sportowej natury nie brakuje. Udowodnił to i po kilku latach treningów jest w stanie zdobyć medal. To są pojedyncze przypadki: wielka motywacja, olbrzymia pomoc z różnych środowisk.

A na marginesie tego przypadku: nasi paraolimpijczycy w ogóle zasługują na większą uwagę.

Czyli widzisz konieczność pracy z mediami?

Widzę. Na przykład Jaś Mela robi rzeczy spektakularne i media to kupują. A to, że ktoś inny ciężko trenował przez dziesięć lat: podrzucał ciężary, przepływał tysiące kilometrów – tego nikt nie widzi. Tylko liczba medali jest ważna.

Bzdura, którą generują media, to porównywanie liczby medali zdobytych przez olimpijczyków i paraolimpijczyków. Przecież to są niepotrzebne sytuacje, które wprowadzają dysonanse. Bo ci pełnosprawni koledzy patrzą na nas trochę krzywo: „No tak, tam to jest łatwiej, bo są grupy, bo tych możliwości medalowych jest więcej”. To wszystko są prawdziwe rzeczy, ale nie powinno się tego porównywać.

Społeczeństwo potrzebowało sukcesu. Londyn jest tego bolesnym przykładem. Tam olimpijczycy ponieśli porażkę, więc ludzie zachłysnęli się na chwilę sukcesem paraolimpijczyków, ale sukcesem wynikłym z tabloidalnego porównania cyfr, które nie są możliwe do porównania.

Ale na przykładzie igrzysk w Londynie miejsca w tabeli medalowej można już porównać…

O miejscu jeszcze można jakoś mówić, ale też nie do końca… Inna liczba państw i uczestników. Chodzi mi o coś zupełnie innego. Popatrzmy na filmy, które się robi o osobach niepełnosprawnych. Rzewne dokumenty traktujące temat z patosem. A na końcu i tak wychodzi, że „ja jestem niepełnosprawny, mnie się należy”. No i znowu cały wysiłek na marne, bo chodzi nie o to, żeby dać, ale o to, żeby zrehabilitować, czyli umobilnić. Człowiek zrehabilitowany to człowiek samodzielny.

Pomówmy o przechodzeniu dyscyplin paraolimpijskich do związków zawodników sprawnych.

Sama idea jest piękna, natomiast rzeczywistość wygląda inaczej. Pozwól, że będę posługiwał się przykładami. Z tenisem stołowym (przed igrzyskami w Londynie tenis stołowy osób z niepełnosprawnością przeszedł z PZSN Start do Polskiego Związku Tenisa Stołowego) było tak, że ktoś wpadł na pomysł, że nie jesteśmy w stanie nim zarządzać. Wmawia się nam, że funkcjonujemy kiepsko… Nie wiem, czy to do końca prawda.

Spójrzmy na kolarstwo. UCI (Międzynarodowy Związek Kolarski) nie chce się komunikować z dziesięcioma podmiotami w Polsce, tylko z jednym, bo to mu ułatwia pracę. A co potem Polski Związek Kolarski robi w Polsce, nikogo nie interesuje. Oni (PZKol. – przyp. red.) mają akceptować kadrę i dokonywać zgłoszeń jako związek. Pośredniczą w dialogu, żeby nie było w jednym kraju kilku ludzi, którzy uzurpują sobie prawo do zarządzania jakimś sportem. Pozostałą robotę robi PZSN Start, a więc my, którzy mamy do tego kompetencje.

Łukasz Szeliga
Łukasz Szeliga, fot.: Maciej Kowalczyk

Integracja w sporcie to standardy planowane na lata 2016-2020. Przykład naszego tenisa stołowego jest nieporozumieniem. Do Polskiego Związku Tenisa Stołowego wyszedł nasz najlepszy produkt. Natalia Partyka i Patryk Chojnowski nie są związani z klubami „Startu”, więc już nie mają z nami żadnej łączności. Ale poszła tylko kadra, bo upowszechnianie zostało. Za tą kadrą poszły pieniądze. Piramida została przesunięta, ale tylko w części. Ona nie może działać tak, że podstawa będzie w jednym miejscu, a wierzchołek w innym. Jako zarządzający Polskim Związkiem Sportu Niepełnosprawnych jaki mam interes finalny pracy od podstaw z ludźmi, którzy potem będą reprezentować inny związek? Ja pytam o logikę angażowania się w tę dyscyplinę, o logikę finansowania.

Może to idea?

To jest ważne z punktu widzenia strategicznego – tenis stołowy nie jest drogim sportem, bo jest ogólnie dostępny i policzony na każdy rodzaj niepełnosprawności ruchowej. Z punktu widzenia  biznesu – nie ma tu żadnego interesu. Każda wydana złotówka na tenis stołowy to tak naprawdę złotówka zainwestowana w przyszłość innego związku. To jest brak logiki.

Wróciliśmy na Radzie Sportu (kolegialne ciało przy ministrze sportu – przyp. red.) do rozmowy na ten temat. Rada Sportu na razie kupuje moje argumenty. Pokazały to liczby.

W PZTS nie przygotowano ludzi do tego rodzaju pracy. Z człowiekiem, który jest na wózku, nie będzie współpracował zwykły trener. On musi zrozumieć specyfikę pracy z taką osobą, nauczyć się odpowiednio komunikować. Pójść na krótkie szkolenie. Bez przygotowania ten trener nie będzie miał pojęcia, co można robić.

Przykład z mojego życia. Pojechałem do Jana Biesagi na kurs trenerski (Łukasz Szeliga jest paraolimpijczykiem w narciarstwie alpejskim, jeździ na jednej nodze – przyp. red.). Biesaga mówi: „A czy ta górka nie za stroma? No to może odpocznij sobie”. Jak zaczęliśmy mierzyć czasy i okazało się, że w slalomie z 12-osobowej grupy regularnie, po każdym przejeździe robię trzeci czas, a pokonałem trudny wertikalowy slalom, który był ustawiony dla zabawy (do mety oprócz mnie dojechał jeszcze tylko jeden chłopak), Jan Biesaga jakby otworzył oczy, bo nie wiedział wcześniej, jak w rzeczywistości wygląda jazda na jednej nodze na sportowym poziomie.

Jaki model widzisz na przykładzie tenisa stołowego?

Uważam, że to nasz Związek jest właściwym związkiem i tyle. W świadomości społecznej zaczął powstawać coraz gorszy jego obraz. Zły wizerunek, przykład czwartego piętra bez windy jest wielkim skrótem myślowym na ten temat (siedziba PZSN Start mieści się na czwartym piętrze przedwojennej kamienicy, bez możliwości dobudowania windy na klatce schodowej – przyp. red.).

Walka o windę w „Starcie” toczy się od piętnastu lub dwudziestu lat.

Gdyby to była walka, dawno już by nas nie było. Zawsze jest możliwość sprzedaży nieruchomości, zawsze jest możliwość przeprowadzki. Ja w przeciągu tych sześciu tygodni tych rzeczy nie poukładam.

Czy to nie jest tak, że Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start” ma ambicję stać się ogromną organizacją, do której nie jest przygotowany? To jest ogromna rzesza ludzi. Powiedziałeś, że ważny jest i ten sport powszechny, i sport wyczynowy. Czy nie za dużo dyscyplin? W tak zwanych związkach zdrowych każda organizacja zajmuje się jedną dyscypliną.

To nieprawda. Popatrzmy na Polski Związek Lekkoatletyczny. Masz całe spektrum dyscyplin. Spójrzmy na Polski Związek Pływacki, znajdziemy tam między innymi skoki do wody, piłkę wodną, pływanie synchroniczne. Jak popatrzymy na Polski Związek Narciarski, zobaczymy, że to nie jest jedna dyscyplina sportowa, tylko kilka. Nawet w siatkówce jest kilka odmian i są odrębne zawody czy mistrzostwa. Nie jest problemem, kiedy jedna, dobrze zarządzana organizacja może mieć wszystkie te rzeczy u siebie. Natomiast niezbędna jest współpraca z poszczególnymi związkami; tylko to może zapewnić lepszy rozwój danej dyscypliny i rzeczywistą integrację. Deklaruję w tym aspekcie pełną otwartość.

Zauważ jedną rzecz: mamy strukturę klubów. Kluby te z założenia działały na rzecz sportowców z niepełnosprawnością. Przez wiele lat z rozmachem. Tylko że przez wiele lat pieniądze się mnożyły. I ten proces się załamał na skutek kryzysu.

Dzisiaj mamy problem ze spłaceniem odziedziczonych długów. Musimy poprawić współpracę pomiędzy klubami, komunikację na zewnątrz ze strukturami międzynarodowymi, komunikację z mediami, z urzędami, by pozyskiwać dodatkowe środki. To są rzeczy, które łatwiej zrobić dużej organizacji. Start jest przecież ekspertem w kwestii sportu osób z niepełnosprawnością.

Kontakt z organizacjami międzynarodowymi to chyba też temat, który trzeba ruszyć.

Brakuje nam dobrych relacji z międzynarodowymi władzami, brakuje przedstawicieli z Polski w tychże władzach. Poza Kasią Rogowiec (narciarka klasyczna, medalistka igrzysk paraolimpijskich – przyp. red.) nie ma nikogo, kto mógłby posłużyć jako dobry przykład praktyk. Kasia jest świetną osobowością do tego, żeby ją wyeksponować jako symbol łamania standardów. Miałem okazję współpracować z nią przy różnych projektach unijnych. Mnie nie trzeba przekonywać. Kasia jest we władzach Światowej Organizacji Antydopingowej, jest także przedstawicielką Polski w Radzie Zawodniczej przy Międzynarodowym Komitecie Paraolimpijskim… Chciałbym skorzystać z jej wiedzy jeszcze bardziej.

Chciałbym, by tej kwestii mieli swój głos także inni ludzie ze środowiska. W szermierce na wózkach mamy swojego przedstawiciela w międzynarodowych władzach. Będę bardzo popierać tego typu ruchy. Zawsze brakowało pieniędzy, żeby jeździć na konferencje, na szkolenia, żeby mieć kontakt z tym, co się dzieje na arenie międzynarodowej. Warto, by z kraju, który zajął 9. miejsce w tabeli medalowej w czasie igrzysk w Londynie, ktoś coś miał do powiedzenia w imieniu naszych zawodników.

Udało Ci się zrealizować do końca jakiś punkt ze swojego „katechizmu”?

Rozmowy, które prowadzę, dotyczą odnowienia rejestracji Związku (obecnie PZSN „Start” nie ma w Ministerstwie Sportu statusu związku sportowego), a także zmiany siedziby. Z Ministerstwa Sportu i Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej jest obietnica pomocy. Urzędnicy bardzo byli zdziwieni, ponieważ dotychczas nikt nie prosił o wsparcie, o które wystąpiłem ja.

Jesteśmy zajęci restrukturyzacją ośrodka w Wiśle. To jest sześć tygodni, a jesteśmy w fazie wykonywania audytu, który umożliwi mi przedstawienie bilansu otwarcia. Są możliwości, aby praca biura dobrze funkcjonowała. Są nowe osoby, które zasilą szeregi. Mam także inne pomysły, takie jak wzmocnienie stażystami pracy biura, gdzie nie zawsze są do zrobienia rzeczy, które wymagają dużego doświadczenia i szczególnej wiedzy. Bywa tak, że przychodzi ktoś, który nie wie, że czegoś nie można zrobić i to robi. Próbuję otaczać się ludźmi, którzy nie szukają problemów, tylko je rozwiązują. No i będziemy mieli nowe logo.

Czy masz poczucie niedoszacowania, świadomość, że pracy jest o wiele więcej, niż sądziłeś na początku?

Na pewno tej pracy jest dużo więcej. Perspektywa finansowa na następny rok jest dużo lepsza. Dojdą sponsorzy i dotacje z innych źródeł niż Ministerstwo Sportu i Turystyki. Oczywiście wsparcie tegoż ministerstwa jest szalenie ważne, to jest mecenat naszych działań. Z drugiej strony nie wszystkie przepisy znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. Justyna Kozdryk pojechała na mistrzostwa Europy, gdzie startowało tylko sześć pań w jej grupie, a pobiła rekordy Europy (za to chyba dostanie nagrodę), jednak nie był spełniony wymóg dwunastu zawodników i ośmiu krajów, więc nie dostanie stypendium sportowego, mimo przerzucania przez siebie co dzień ton ciężarów na siłowni. To pokazuje jednak brak spójności  ze sportem osób pełnosprawnych, ale sport osób z niepełnosprawnością ciągle ewoluuje i nie wiadomo, jak spojrzymy na ten problem za kilka lat.

Powiedz mi, jaki jest twój nadrzędny cel? Jak to powinno wyglądać za kilka lat?

Na granicy sportu chcę, aby poprawiał się wizerunek człowieka z niepełnosprawnością. Żeby poprzez naszych sportowców pokazywać inny, aktywny model osoby z niepełnosprawnością. Chcemy łamać standardy, to mnie bardzo interesuje, bo mi się nie podoba standard, w którym jest umieszczony człowiek niepełnosprawny. W Polsce ten standard jest kiepski: „człowiek roszczeniowy, posiadający problemy z poruszaniem się, z życiem, z funkcjonowaniem, jeden wielki problem”. Nie chcemy, by to było kontynuowane, na przykładzie wszystkich naszych sportowców pokazujemy, że to jednak coś innego.

Chcę, by ludzie z niepełnosprawnością byli swego rodzaju wizytówką dla PFRON-u, wizytówką dla Ministerstwa Sportu i wizytówką dla naszego państwa, które wysyła ludzi profesjonalnych, przygotowanych, poważnie podchodzących do sportu.

Komentarz

  • sport a sport
    zawiedziony
    04.09.2013, 05:44
    Jak czytałem porgram wyborczy pana Szeligi to jego poglądy byly trochę innne. Teraz ewoluują w stronę tworzenia "getta sortowego" dla niepełnosprawnych. Prezes się zmienił, ale się nie zmienił zarząd PZSN Start,i jak się wchodzi miedzy wrony to się kracze jak one. W wielu punktach sie zgadzam z wypowiedziami pana prezesa, ale w moim pojęciu integracja polega na wyjściu na zewnątrz a nie na jeszcze większym zamknieciu środowiska niepełnosprawnych. Co to za stwierdzenie że poprzez łaczenie srtuktur Start będzie pracował na chwałę innych. Ja myślałem, że wszyscy pracujemy dla Polski, bo hymn jest jeden dla wszystkich. Chciałbym tu dodać, że Partyka i Chojnowski nie są produktem startowskim. Gdyby nie trenowali w klubach wyczynowych i startowali w ekstraligach Polskich to nigdy by nie osiągneli takich wyników. Są dyscypliny sportowe takie jak: tenis stołowy, strzelectwo, szachy, łucznictwo czy kolarstwo które z powodzeniem można szkolic przy współpracy z odpowiednimi związkami sportowymi, ale też ma pan Szeliga rację że nie da się zintegrować takich dyscyplin jak lekka atletyka, pływanie, bocia, rugby na wózkach i wiele innych. W tym przypadku ma PZSN Start pełne pole do popisu. Ale trzymanie w ryzach dyscyplin sportowych które mogą wyjść na zewnątrz to takie zachowanie jak przysłowiowy pies ogrodnika. Współpraca buduje, a niezgoda rujnuje i nie ma co się "indyczyć", że ja tu jestem najważniejszy. Dla mnie największym grzechem PZSN Start jest nie dbanie o zawodników którym coś nie wyszło w dnym roku. Są oni zostawianiani samym sobie, bez względu na wcześniejsze osiągnięcia. Ale to temet na osobną rozprawę. Na pytanie redaktora, czy Start nie bierze zbyt wiele na swoje barki przy słabych strukturach organizacyjnych pan prezes opowiada, że w np. PZLA też jest wiele dyscyplin. Ja tu poprawie wypowiedź, PZLA ma wiele konkurencji sportowych, ale dyscypliną sportową jest jedną - lekką atletyką. Na koniec powiem jedno, jak ktoś chce sie znać na wszystkim, to tak naprawdę nie będzie się znał na niczym, wszystko będzie robił powierzchownie i byle jak, tak żeby zaliczyć zadanie.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas