Rugby: siła w zespole
W dniach 28-30 czerwca 2013 r. w stołecznej hali Arena Ursynów odbył się turniej „Wheelchair Rugby Metro Cup”. Zmierzyło się w nim osiem drużyn ze światowej czołówki rugby na wózkach, w tym reprezentacja Polski. To już trzecia edycja zawodów, a sport ten wciąż się w Polsce rozwija.
Pod koniec lat 80-tych rugby na wózkach szturmem zdobyło Zachodnią Europę. Po triumfalnym pochodzie przez Holandię, Szwajcarię, Szwecję i Niemcy, u schyłku lat 90-tych zawitało do Polski. Z gry garstki zapaleńców szybko przekształciło się w profesjonalną dyscyplinę sportu osób z niepełnosprawnością. Obecnie mamy w kraju blisko 20 klubów rugby, Polską Ligę Rugby na Wózkach, trenerów, zgrupowania, a w perspektywie wyjazd na paraolimpiadę. Przy okazji rozgrywek Wheelchair Rugby Metro Cup 2013 o swojej pasji opowiada zawodnik polskiej kadry narodowej Tomasz Biduś.
Gram w drużynie narodowej, ale też drużynie klubowej. Moja przygoda z rugby zaczęła się ok. 13 lat temu. Niepełnosprawny jestem od 18 lat. Od samego początku, gdy tylko zacząłem jeździć na wózku, trenowałem jakiś sport. Przed wypadkiem zresztą tak samo. Najpierw były koszykówka, szermierka i różne inne dyscypliny. Przyszedł jednak taki moment, że trzeba było się zdecydować i wybrałem koszykówkę. Grałem w nią wiele lat i w czasie, kiedy w Polsce zaczęło rozwijać się rugby, miałem szansę grać na poziomie reprezentacyjnym.
Fot.: mat. organizatora
Postanowiłem zostawić koszykówkę i przejść do drużyny rugby. Od tego momentu gram w rugby na wózkach. Po dwóch latach grania w klubie trafiłem do drużyny kadry narodowej, w której jestem od ok. 10 lat.
Część drużyn na świecie jest w pełni zawodowa, co oznacza, że ich zawodnicy żyją ze sportu. Spośród drużyn, które odwiedziły Warszawę pod koniec czerwca, są to np. drużyny Kanady, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Zawodnicy tych zespołów trenują raz-dwa razy dziennie, a przedstawiciele kadry narodowej dostają stypendia na tyle duże, że nie muszą dodatkowo pracować. Przedstawiciele niektórych profesjonalnych drużyn światowych za swój wysiłek dostają pensje.
Gra jest moją pasją, moim hobby. Moim głównym zajęciem jest praca, czyli coś, co wykonuję na co dzień, co daje mi pieniądze na życie. Niestety, w Polsce nie można jeszcze zarabiać na sporcie osób niepełnosprawnych. Z perspektywy lat i tak mogę ogłosić sukces, bo nie muszę do tego dopłacać. Większość rzeczy, jak wózek, sprzęt, wyjazdy itp. mam opłacone. Ale nie zarabiamy na tym nic. Zdecydowana większość zawodników musi to godzić ze swoją pracą i rodziną – przez to wyniki nie są tak dobre, jak mogłyby być, gdybyśmy poświęcali czas tylko na sport.
Fot.: mat. organizatora
Rugby na wózkach jest jedną z najlepiej rozwijających się dziedzin sportu osób z niepełnosprawnością w Polsce. Od czasu, kiedy pojawiło się w kraju, odniosło taki sukces, że nasi zawodnicy przesiedli się z modyfikowanych zwykłych wózków na profesjonalne i uczestniczą w największych zawodach rugby na świecie. Polska drużyna rugby na wózkach startowała na wszystkich kolejnych mistrzostwach Europy. W 2009 roku pod wodzą słynnego trenera Joe Soaresa awansowała do mistrzostw świata.
Wszystko, co robimy teraz, jest podporządkowane jednemu celowi. Jest nim wyjazd na paraolimpiadę w Brazylii w 2016 roku. Ten turniej, który jest turniejem sankcjonowanym (pierwszym w Polsce) ma nas przygotować do największych imprez na świecie, po to, żebyśmy w przyszłości pojechali na paraolimpiadę. Przed nami jeszcze wiele etapów, bo w sierpniu są mistrzostwa Europy, w przyszłym roku mistrzostwa świata, w 2015 roku znowu mistrzostwa Europ; dopiero w 2016 - paraolimpiada. Jeśli uda nam się utrzymać ten skład zawodników, który jest teraz, i jeśli dalej będziemy trenować tak ciężko, to jest szansa, że uda nam się wystartować w igrzyskach paraolimpijskich, mimo wszystkich problemów organizacyjno-finansowych, które nas dotyczą.
Trenujemy w swoich klubach. Oprócz tego, że gramy w kadrze narodowej, gramy też w polskiej lidze rugby na wózkach. Obecnie jest to największa liga w Europie, jeśli chodzi o liczbę drużyn i zawodników. Ja trenuję rugby ze swoją drużyną dwa razy w tygodniu. Oprócz tego staram się trenować codziennie, z przerwą weekendową, po to, żeby utrzymywać dyspozycję. Po pracy wykonuję trening. Nauczyłem się tak funkcjonować i godzić te dwie rzeczy. Jest dużo zgrupowań, dużo wyjazdów. To jest mój czwarty turniej w tym miesiącu.
O tym, że sport może stanowić sens życia, przekonał światową publiczność słynny dokument o zawodnikach rugby na wózkach „Murderball”. Publiczność finału warszawskiego turnieju 30 czerwca miała okazję na żywo podziwiać dynamikę, siłę i efektowność dyscypliny.
Fot.: mat. organizatora
Rugby jest sportem niesamowitym. Na odpowiednim poziomie, gdzie jest odpowiednia dynamika, jazda, zaangażowanie zawodników i profesjonalizm, to jest niesamowity sport, jak większość sportów zespołowych. Jak się patrzy na taktykę, na ustawienie, na cwaniactwo zawodników. Tutaj jest ta finezja grania i to się może podobać. W zeszłym roku graliśmy na "Metro Cup", była pełna hala publiczności i ich oddźwięk, emocje ludzi, którzy w zdecydowanej większości nie znają się na rugby, złożyły się na taką atmosferę, w jakiej nie grałem nigdy, a grałem na największych imprezach na świecie. To jest nasza pasja, nasze życie, nasz sposób spędzania czasu, ale fajnie jest, jeśli ktoś to ogląda i chce docenić nasz wysiłek i ktoś klaśnie na to, co robimy. To kręci.
W rugby pociąga mnie dynamika, a w samej grze to, że tworzy się drużyna. Jest ileś osób, które są w to zaangażowane. W momencie, kiedy ty słabiej się czujesz, ktoś inny jest w stanie przejąć twoje obowiązki – i na odwrót. Tworzy się jedność. Podoba mi się też ta zewnętrzna wizualna brutalność tego sportu. W gruncie rzeczy on nie jest tak niebezpieczny, jak wygląda. Zdarzają się kontuzje, ale szybko się z nich zbieramy i gramy dalej. Ja uwielbiam grać tam, gdzie są ludzie, lubię grać dla kogoś. Reakcje publiczności dodatkowo mnie napędzają do gry. Wybrałem ten sport ileś lat temu i chcę to robić jak najlepiej.
Podczas trzeciej edycji turnieju „Wheelchair Rugby Metro Cup” w stołecznej hali Arena Ursynów zmierzyło się osiem drużyn z czołówki światowej rugby na wózkach, w tym reprezentacja Polski.
W pierwszym meczu nasi rugbyści pokonali reprezentację Brazylii 49:37, w drugim musieli uznać wyższość drużyny Wielkiej Brytanii A (porażka 43:48), w trzecim zaś wygrali z ekipą Kanady Black 49:44. Polacy zajęli w swojej grupie drugie miejsce i w półfinale ponownie zmierzyli się z Kanadyjczykami, tym razem jednak skupionymi w drużynie o nazwie Red.
Niestety, nasza drużyna przegrała 40:50 i ostatniego dnia zagrała w meczu o 3. miejsce, w którym pokonała reprezentację Niemiec 48:43. Turniej wygrali pogromcy Polaków z półfinału - ekipa Kanada Red, pokonując w meczu o pierwsze miejsce Wielką Brytanię A 57:45.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Zaproszenie na finisaż wystawy i spotkanie autorskie
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w Plebiscycie #Guttmanny2024! Głosowanie tylko do środy!
- III Wawerski Dzień Osób z Niepełnosprawnościami
- Dorabiasz do świadczenia z ZUS-u? Dowiedz się jak zrobić to bezpiecznie
- Immunoterapie wysokiej skuteczności od początku choroby – czy to już obowiązujący standard postępowania w SM?
Dodaj komentarz