Na urzędzie
Rynek pracy osób z niepełnosprawnością wciąż nie wygląda najlepiej, dlatego portal www.niepelnosprawni.pl wraz z magazynem "Integracja" rozpoczęły debatę o zatrudnieniu. Od kilku tygodni publikujemy cykl artykułów na ten temat. Czekamy na Wasze opinie!
Jak znaleźć pracę w instytucjach publicznych? Czy warto się o nią starać? Zapytaliśmy o to urzędników z niepełnosprawnością, których droga do zatrudnienia może być inspiracją.
Mało kto spośród działających w stolicy (i nie tylko) na rzecz osób z niepełnosprawnością nie zna Małgorzaty Radziszewskiej. To urodzona społeczniczka. Jeszcze w rodzinnej Nidzicy współtworzyła świetlicę dla dzieci z trudnych środowisk. Prowadzi Stowarzyszenie Kobiet Niepełnosprawnych „One”, niedawno została nominowana do społecznego zespołu ekspertów przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Od ponad 17 lat pracuje w centrali PFRON w Warszawie, obecnie jako główny specjalista w Wydziale Programowania i Realizacji Zadań.
Małgorzata Radziszewska (w środku) podkreśla, że po to jest
urzędnikiem, by służyć ludziom, fot.: Piotr Stanisławski
Nie widziała swojej przyszłości zawodowej w Nidzicy, dlatego po studium informatycznym w podwarszawskim Centrum Kształcenia i Rehabilitacji podjęła ryzyko życia na własny rachunek w Warszawie. Nadarzyła się wyjątkowa okoliczność – w PFRON chciano zatrudnić kilka osób z niepełnosprawnością. Przez kilkanaście latprzebyła tam drogę od referenta do eksperta, w różnych wydziałach. Opracowywała informatory, artykuły, prowadziła konkursy, oceniała projekty itp. Obecnie ma przymusową przerwę, po operacji jest na świadczeniu rehabilitacyjnym, ale pracy w Funduszu bardzo jej brakuje. Jest zgodna z jej zainteresowaniami, czyli polityką społeczną. Do tego może liczyć na dowóz do biura, co w polskim klimacie ma znaczenie. Lubi też bezpośrednie kontakty z klientami.
- Osoba, która przychodzi do PFRON, oczekuje wskazania drogi wyjścia z trudnej sytuacji życiowej – mówi. – Trzeba mieć orientację w działaniach różnych instytucji, wiedzieć, dokąd człowieka skierować. Często osoby niepełnosprawne odsyłane są od instytucji do instytucji. Zdarzało się, że ktoś ze Szczecina przyjechał do nas, bo otrzymał informację, że w centrali w Warszawie coś „załatwi”. Oczywiście, nie należy myśleć, że pracując w PFRON można sobie coś „załatwić”.
Małgorzata Radziszewska z jego wsparcia korzystała, zanim znalazła tu pracę. Teraz nawet jej stowarzyszenie nie staje do konkursów Funduszu. Innym natomiast pomaga, ile jest w stanie. – Nasi klienci potrzebują jasnego i prostego komunikatu, podkreślają: wreszcie ktoś nam wszystko wytłumaczył – zaznacza. – Z jednej strony to miłe, a z drugiej – w urzędzie tak powinno być.
Małgorzata Radziszewska porusza się na wózku. Wiele rzeczy „przećwiczyła” na własnej skórze, jednak swoją pracą chce ludziom coś przekazać:
– Przychodzi ktoś i mówi: „Wie pani, jestem osobą niepełnosprawną, mam w orzeczeniu żadna praca”. Ja na to: „Proszę popatrzeć na mnie, mam podobne orzeczenie, a pracuję już tyle lat”. Najdziwniejszy bywa wówczas komentarz takiej osoby, która samodzielnie się poruszając, mówi: „No tak, ale pani to co innego”... Trudno zrozumieć łatwość rezygnowania z normalnego życia, bo praca jest jednym z podstawowych praw i obowiązków każdego, bez względu na to, czy jest sprawny bardziej, czy mniej. Mam jednak też świadomość, że praca jest deficytowym towarem, zwłaszcza dla osób z niepełnosprawnościami...
Nie bać się zmiany
Pracę można znaleźć i utrzymać, co udowadnia Katarzyna Duniec. Zaraz po studiach w Akademii Pedagogiki Specjalnej i na Uniwersytecie Warszawskim, wysłała ze 300 CV do różnych instytucji. Przez wiele miesięcy nikt się nie odzywał, ale w końcu zaproszono ją na rozmowę kwalifikacyjną do Urzędu m.st. Warszawy.
To było dziewięć lat temu. Zdecydowała się na tę pracę, choć
zawsze chciała pracować z dziećmi.
– Była to propozycja pozwalająca wykorzystać wiedzę ze studiów i
robić to, co mnie interesowało – zaznacza. – Poza tym przez rok,
kiedy nie mogłam nic znaleźć, pracowałam jako opiekunka do dziecka
i miałam wrażenie, że mimo dwóch fakultetów, i to z wysokimi
ocenami, nikomu nie jestem potrzebna jako wykwalifikowany
pracownik.
Katarzyna Duniec ma poczucie, że jest potrzebna ludziom i może im
pomóc. Dobrze ich rozumie, fot.: Tomasz Przybyszewski
W Urzędzie Miasta zaczynała jako podinspektor, obecnie jest głównym specjalistą w Wydziale ds. Osób Niepełnosprawnych Biura Pomocy i Projektów Społecznych, zdążyła też ukończyć trzy typy studiów podyplomowych. Od początku zajmowała się sprawami osób z niepełnosprawnością – zarówno indywidualnymi, jak i współpracą z organizacjami pozarządowymi.
Ma poczucie, że może pomóc ludziom. Dobrze ich rozumie. Jest po MPD, choć, prócz precyzyjnych czynności, nie jest jej potrzebna pomoc innych. – Mam też sporą wadę słuchu – przyznaje. – Dzięki temu łatwiej mi zrozumieć zgłaszające się do Biura osoby niesłyszące. Niewątpliwą zaletą pracy w urzędzie jest – wg pani Katarzyny – przestrzeganie praw osób z niepełnosprawnością: od warunków pracy, przez jej godziny, po urlopy. Dzięki temu ma czas dla siebie: siłownię, gimnastykę, teatr i operę, a przede wszystkim – dla synka Marcina.
Oferty pracy są
W Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich (BRPO) pracuje Aleksander Janiak. Od czerwca 2011 r. jest referentem prawnym. Zajmuje się wstępną oceną wniosków. Wygrał w konkursie, w którym szukano prawnika z niepełnosprawnością. Jest absolwentem Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Łazarskiego w Warszawie. Miał pozwolenie na nagrywanie wykładów, egzaminy zdawał ustnie – w wyniku rdzeniowego zaniku mięśni porusza się na wózku elektrycznym i jest w stanie unieść jedną rękę. Na tę chorobę nie ma leku, jednak dzięki rehabilitacji można dożyć późnej starości, ale potrzebna jest pomoc w codziennym życiu.
– Oferty pracy są, tylko brakuje niepełnosprawnych, którzy by
spełniali kryteria – uważa Aleksander Janiak. – Często są też
problemy z barierami architektonicznymi i dostępem do edukacji.
Jestem orędownikiem asystentów osobistych. – dodaje.
– Dzięki ich wsparciu wielu niepełnosprawnych inaczej by planowało
swoje życie. Zaczęliby myśleć, że mogą żyć bez opiekunów –
najczęściej rodziców.
Aleksander Janiak ma w pracy asystentkę.
– Chodzi m.in. o toaletę – kontynuuje prawnik. – Uważam, że osoby
niepełnosprawne nie powinny się wstydzić mówić o takich sprawach.
Pomoc w toalecie, w przypadku mężczyzn, tylko z kaczką, to nic
skomplikowanego. Możemy mówić, że mamy swą godność. Ale godnie żyć
to też, mówiąc wprost, nie mieć mokrych spodni. Trzeba przełamać
wstyd. Nie miał z tym nigdy problemu. W szkole i na studiach mógł
liczyć na kolegów i koleżanki. Umiał rozmawiać o chorobie, o tym,
czego nie jest w stanie zrobić. O swoich ograniczeniach Aleksander
Janiak informował też w liście motywacyjnym do BRPO. Szczegóły
ustalił z kadrową. Dostosowano dla niego miejsce pracy. Pracuje w
pokoju na parterze, a do laptopa ma specjalny stół. Konsultacje
prowadzi przez telefon lub osobiście. Jest na pełnym etacie – w
biurze 3–4 dni w tygodniu, poza tym pracuje w domu. Woli pracę w
biurze, gdzie budzi coraz mniejsze zaskoczenie jako prawnik na
wózku.
Aleksander Janiak, fot.: Tomasz Przybyszewski
– Fajny będzie moment, kiedy to przestanie zaskakiwać – mówi – a zaskoczeniem stanie się to, że masz możliwości, a z nich nie korzystasz. Administracja daje stabilizację Z administracją publiczną swoją przyszłość wiąże też Tomasz Borowczyk. Zdecydował się na etat w Sądzie Okręgowym w Gdańsku – na razie ma umowę na zastępstwo nieobecnego pracownika. Tomasz Borowczyk ukończył studia z zakresu administracji, jest też na ostatnim roku prawa. Pracował w małej firmie, dzięki czemu wie, że nie nadaje się do sprzedaży usług.
– Administracja daje stabilizację, która w mojej sytuacji jest potrzebna – zaznacza. – Instytucja publiczna jest miejscem, w którym pracownik z niepełnosprawnością może się rozwijać zawodowo.
Zapewnia nadal wyższą stabilizację zatrudnienia i niewielkie, ale zawsze wsparcie socjalne. Dostosowaniem jego miejsca pracy do dysfunkcji wzroku jest monitor o ponadstandardowej przekątnej. Jak znalazł tę posadę? – Co jakiś czas na stronie BIP poszczególnych instytucji ogłaszane są konkursy na etaty – mówi.
– Na jedno z ogłoszeń zdecydowałem się odpowiedzieć. W toku konkursu zdobyłem liczbę punktów plasującą mnie tuż pod progiem, jednak po około trzech tygodniach zatelefonowała do mnie pani z kadr z propozycją podjęcia pracy na zastępstwo. W konkursach na około pięć stanowisk bierze z reguły udział 40–50 osób.
Tomasz trafił w dobre miejsce. Nie miał żadnych problemów z akceptacją ze strony zespołu. Urlop na zawodach Z akceptacją ze strony kolegów i przełożonych nie ma problemów Justyna Kozdryk. Jest inspektorem ds. informatyki w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Grójcu. Wprowadza do systemu komputerowego dane związane z wykroczeniami kierowców. W Komendzie jest zatrudniona od 2004 r., najpierw – w sekcji dochodzeniowo-śledczej. Policja przyjmowała wtedy do pracy osoby z niepełnosprawnością, korzystając z programu PFRON. Program się skończył, a Justyna Kozdryk już w Komendzie została.
Jest pracownikiem cywilnym (w ramach Korpusu Służby Cywilnej), nie nosi munduru. Nieraz już tłumaczyła, że nie może liczyć na emeryturę po 15 latach pracy. Jest osobą niskiego wzrostu, dlatego, ze względu na orzeczenie o niepełnosprawności, pracuje 7 godzin dziennie. Dostosowanie Komendy polegało tylko na zainstalowaniu nieco niżej dzwonka przy wejściu do budynku. W pracy nie może liczyć na taryfę ulgową.
– Muszę iść do przodu i dźwigać te ciężary – mówi.
Akurat z dźwiganiem Justyna Kozdryk nie ma problemów. Jest srebrną medalistką Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie w 2008 r. w wyciskaniu sztangi. Z powodzeniem rywalizuje także w zawodach osób pełnosprawnych. Na zgrupowania i zawody sportowe przeznacza cały swój urlop. – To nie jest dodatkowy urlop ani też komendant nie daje mi dodatkowych dni – tłumaczy. – Mam 36 dni swojego urlopu, który wykorzystuję właśnie na wyjazdy sportowe.
W związku z tym ostatnio na urlopie wypoczynkowym była 13 lat temu. Nie narzeka jednak. Podkreśla, że taki jest jej wybór. Wprawdzie Justyna Kozdryk nie pobiera renty, ale jako sportowiec mogłaby nie pracować.
Przyznaje jednak, że rozsądek nie pozwala jej na rzucenie pracy.
Kariera sportowa bywa krucha, a środki do życia trzeba mieć.
– Sport sportem, ale wielu ludzi bym nie poznała, gdybym nie
pracowała – podkreśla.
Siedzenie w domu złe dla psychiki
Podobnego zdania jest Monika Pieńkawa. Nie boi się wyzwań. Z wykształcenia jest ekonomistą i informatykiem. Jeszcze w trakcie nauki, jako osoba z niepełnosprawnością narządu ruchu, zaczęła pracować w zakładzie pracy chronionej, gdzie zajmowała się kontrolą jakości. Po pięciu latach znalazła zatrudnienie w biurze innego zpch. Po kolejnych pięciu latach i urodzeniu dziecka została asystentką właściciela firmy.
– Po kilku latach zaczęłam szukać bardziej kreatywnej pracy i znalazłam ciekawe ogłoszenie w gazecie: studio filmowe szukało osób niepełnosprawnych na montażystów – wspomina Monika Pieńkawa. – Zapewniali szkolenie w tym zakresie, więc poszłam. Praca była fantastyczna.
Niestety, po paru latach studio rozwiązano, ale ją poproszono, by została kierowniczką sklepu internetowego. Jej pasją jest jednak fotografia i obróbka zdjęć. Dlatego, gdy przez rok nie mogła znaleźć pracy, brała udział w szkoleniach oferowanych przez organizacje pozarządowe. Skorzystała m.in. z propozycji Centrum Integracja i po kilku miesiącach została fotografem. Dzięki Integracji we wrześniu 2012 r. Monika Pieńkawa została wolontariuszką w Biurze Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania, od października przerodziło się to w staż, który trwał do stycznia 2013 r.
Bardzo jej się ta praca podobała. Ciągle coś się tam działo, a tematy i spotkania z ludźmi pozwoliły jej poszerzać wiedzę. Miała też świadomość, że służy społeczeństwu. Przyznaje, że po stażu stała się bardziej pewna siebie. To ważne na rynku pracy, szczególnie że Monika Pieńkawa nigdy nie pobierała renty.
– Nawet gdybym ją miała, to nie wyobrażam sobie siedzenia w domu, bez rozwijania się, sprawdzania swoich możliwości, poznawania ludzi – przyznaje. – Po urodzeniu dziecka i długim przebywaniu w domu, potwornie bałam się kontaktów z ludźmi.
Otwartość i komunikatywność
W domu nie byłby w stanie wysiedzieć także Daniel Florek. Taki już ma charakter. Dzięki temu może powiedzieć, że jest gruntownie wykształcony. Nie zatrzymała go nawet choroba nowotworowa. Guz był na szczęście niezłośliwy, jednak tak umiejscowiony na biodrze, że w listopadzie 2010 r. potrzebna była poważna operacja i 25-centymetrowe cięcie, włącznie z nacięciem otrzewnej.
Według Daniela Florka zdobycie dobrej pracy to kwestia nastawienia
do ludzi i świata, fot.: arch. Daniela Florka
To dlatego do dziś czasem boli go brzuch, czasem noga cierpnie, ale chodzi samodzielnie. Już w lutym 2011 r. Daniel Florek zjawił się w Centrum Integracja w Krakowie. Tam, po diagnozie możliwości i ograniczeń, skorzystaniu z doradztwa zawodowego i konsultacji lekarza medycyny pracy, skierowano go na staż do Izby Celnej w Krakowie, gdzie był już stażystą, ale staż przerwała choroba. Wkrótce w konkursie na stanowisko młodszego dokumentalisty w Archiwum Narodowym w Krakowie, w ramach Korpusu Służby Cywilnej, najlepiej napisał test, pokonując 670 (!) osób. Przeszedł też rozmowę kwalifikacyjną, choć jego znaczny stopień niepełnosprawności (orzeczenie do 2015 r.) budził obawy.
– Podczas rozmowy kwalifikacyjnej osoba z kadr podała w wątpliwość to, czy będę mógł wejść z pudełkiem z aktami na mającą metr czy półtora drabinkę – wspomina Daniel Florek. – Powiedziałem, że nie mam z tym problemów, uwierzyli mi na słowo i dzisiaj są bardzo zadowoleni z tego wyboru.
Już po 2,5 miesiąca stwierdzono, że nowy pracownik ma duży
potencjał i awansowano go do działu IT, jako że ma wykształcenie
informatyczne. Obecnie Daniel Florek jest koordynatorem ds.
digitalizacji zasobów archiwalnych. Miejsce pracy ma siedzące,
dostosowania nie były potrzebne.
– Wielu znajomych twierdzi, że to zasługa tego, że jestem osobą
otwartą, komunikatywną i życzliwą – podkreśla. – Staram się, jeśli
mogę, pomagać.
Daniel Florek ceni pracę, jaką zdobył. Można powiedzieć, że nią żyje.
Wystarczy chcieć
– Praca daje nie tylko wynagrodzenie, ale również poczucie
przynależności do grupy, akceptację – dodaje Tomasz
Borowczyk.
Zdaniem Aleksandra Janiaka wyjście do ludzi zmusza do zmian. Jego
zdaniem wystarczy chcieć. – Zachęcam do aktywności zawodowej. Do
edukacji, a potem szukania pracy. Choćby to miało trwać nawet kilka
lat, to warto. Małgorzata Radziszewska dzięki temu, że ponad 17 lat
temu rzuciła się na głęboką wodę, mogła rozwijać swoje
zainteresowania i skończyć studia. Jej zdaniem warto działać na
wielu polach i korzystać z życiowych okazji, bo z reguły się nie
powtarzają.
– Każdy ma swoją drogę – podkreśla. – Albo podejmie ryzyko i ciężką pracę, albo będzie siedział i tylko marzył.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz