Pogotowie i policja miały mu pomóc. Dlaczego Piotr umarł?
Tajemniczy zgon na poznańskim Grunwaldzie po przyjeździe policji i pogotowia. Na nadgarstkach zmarłego stwierdzono ślady po kajdankach, siniaki na nogach, złamany kręgosłup. Rusza śledztwo, które ma wyjaśnić, jak powstały te obrażenia.
Piotr H., 46-letni elektryk, mieszkał z żoną i dwiema córkami (sześcioletnią i siedmiomiesięczną) w wieżowcu na poznańskim Grunwaldzie. Leczył się u neurologa, bo miewał ataki padaczki.
Jeszcze w sobotę, półtora tygodnia temu, nic nie zapowiadało tragedii: prowadził samochód, był z rodziną na zakupach, bawił się z dziećmi. W nocy z soboty na niedzielę miał atak padaczki. W niedzielę rano kolejny.
Żona widzi, jak mąż przewraca się na podłodze w kuchni. Rani twarz. - Był zamroczony, wezwałam pogotowie - mówi nam Elżbieta. - Przyjechało pogotowie, sanitariusze posadzili męża na kanapie, ale nie dał sobie zrobić opatrunku. Zaczął być agresywny. Podniósł się, upadł. Wtedy przewrócili go na brzuch, wyciągnęli na klatkę schodową i wezwali policję. Tam ponoć go reanimowali.
Po godzinie mężczyzna już nie żył. Wezwano zakład pogrzebowy. Co się stało?
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ustawa o asystencji w wykazie prac legislacyjnych rządu! Pełnomocnik zdradza szczegóły
- „Matki pingwinów”. Dostaliśmy dużo, ale serialami nie rozwiąże się systemowych problemów
- Warszawa wspiera osoby w kryzysie psychicznym
- Znamy wyniki rekrutacji do programu pilotażowego MEN
- Aktywnie szukaj pracy z Centrum Integracja Warszawa
Dodaj komentarz