Krótko i na temat
Jak to się stało, że jesteś niepełnosprawny? Wiele osób słyszy to pytanie i niekoniecznie ma ochotę na nie odpowiadać. Czy z takiej sytuacji można wybrnąć z humorem, przy okazji nie opowiadając historii swojego życia?
Na pewno kojarzycie taką sytuację: spacerujecie sobie po mieście, robicie zakupy albo siedzicie w kawiarni z przyjaciółmi, a na swoich plecach cały czas czujecie ciekawskie spojrzenia obcych ludzi. Wystarczy się na moment odwrócić, żeby zobaczyć umykający wzrok...
Niestety, widok osób niepełnosprawnych na ulicach polskich miast jest wciąż czymś szczególnym. Choć niepełnosprawni na szczęście coraz częściej wychodzą ze swoich domów, to chyba jednak niewiele osób przywykło do traktowania nas w sposób naturalny. Osoba poruszająca się o kulach, z białą laską czy na wózku cały czas budzi zaciekawienie. Pół biedy, jeśli tylko się przyglądają czy mówiąc dosłownie - gapią - bo do tego można przywyknąć, gorzej, jeśli zaczynają zadawać pytania...
Gdy byłam dzieckiem, bardzo denerwowały mnie pytania w rodzaju: „Co ci się stało w nóżkę?" (gdy miałam 8 lat amputowano mi nogę z powodu nowotworu) lub wygłaszane sentencje: „Takie małe dziecko i takie nieszczęście..." i nawet nie chodzi o treść tych komen¬tarzy czy pytań, ale o liczbę - nagminnie zaczepiano mnie na ulicy, w windzie, w sklepie i nękano tego typu słowami. Czułam się zwyczajnie prześladowana i jak każda osoba - zwłaszcza dziecko - nie chciałam być traktowana inaczej i specjalnie wyróżniana, marzyłam, żeby ludzie przestali zwracać na mnie uwagę. Mama często musiała mnie upominać, żebym zachowywała się grzecznie, bo nieraz pokazywałam wpatrującym się we mnie ludziom język albo wymyślałam różne straszne i niestworzone historie tłumaczące powstanie mojej choroby. Dopiero na studiach, kiedy miałam zrobioną bardzo dobrą protezę, zaczęłam chodzić bez kul i chyba mniej rzucać się w oczy - liczba głupich pytań i komentarzy znacznie zmalała. Może obcy ludzie mają mniejszą śmiałość zaczepiać starsze osoby niepełnosprawne niż dzieci?
Każdy wie swoje
Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie, którzy pytają o niepełnosprawność, z reguły mają własne wyobrażenie o naszej chorobie i oczekują tylko potwierdzenia, pytając np.: „Miała pani wypadek? Co, noga złamana, tak?" (bo przecież nie widać, że noga to proteza...). Z perspektywy czasu wiem, że lepiej jest od razu przytaknąć, zrobić grymas na kształt uśmiechu i mieć delikwenta z głowy, niż wdawać się w dyskusję. Raz na ulicy starszy pan, mijając mnie, rzucił: „Zęby kózka nie skakała, to by nóżki nic złamała" - odburknęłam, że sto razy bardziej wolałabym nogę złamaną, niż nie mieć jej wcale, i że jego komentarze są nie na miejscu. Oczywiście osiągnęłam swoje, bo zrobiło mu się głupio, ale potem szedł za mną spory kawałek, przepraszając, i nie mogłam się go pozbyć...
O podobnych niemiłych doświadczeniach opowiada Janka, która od dzieciństwa nie mówi, ale doskonale słyszy, a żeby porozumieć się z obcymi ludźmi, pisze na kartkach. Kiedy w Polsce pojawili się żebrzący na ulicach Rumuni, Janka z jej zapiskami na kartkach była traktowana jako „obcokrajanka". Nikt nie chciał z nią rozmawiać. Najdotkliwsze wydarzenie spotkało ją na dworcu PKS. Kiedy chciała kupić bilet na autobus, pokazała kartkę z napisem: bilet do X..., ale pani w kasie nawet nie chciała przeczytać. Janka wyjęła pieniądze, aby pokazać, że je ma! Zero skuteczności, tamtego dnia Janka nigdzie nie wyjechała...
Bez poczucia humoru ani rusz...
Kiedyś z samego rana odwiedził mnie listonosz (nie miałam
jeszcze złożonej protezy), popatrzył na moje kule i zapytał: „Co,
noga złamana?". Zaskoczył mnie, bo było doskonale widać po
spodniach od piżamy, że nogi nie ma, ale jakoś nie rzuciło mu się
to w oczy...
Podobne zabawne historie zdarzają się Jance. Gdy musi załatwić np.
urzędowe sprawy, Janka pisze na kartce, którą podaje urzędnikowi:
„Nie mówię, ale słyszę - proszę do mnie normalnie mówić", na co
urzędnik zazwyczaj wydziera jej kartkę z ręki lub bierze swoją i
pisze na niej odpowiedź...
Marzenia ściętej głowy?
Nie chodzi o to, że osoby niepełnosprawne są „dzikie" i
nieprzystępne i należy się ich wystrzegać, albo lepiej nie odzywać
się do nich w ogóle, żeby przypadkiem nie urazić. Można śmiało do
osoby poruszającej się na wózku powiedzieć: „Chodź, pójdziemy na
spacer!"; do osoby niewidzącej: „Zobaczmy, co jest na obiad!"; a do
kogoś, kto nie mówi: „Muszę z tobą pogadać". Większość osób nie ma
nic przeciwko rozmowie na temat ich niepełnosprawności, często same
z niej żartują, wystarczy po prostu wykazać się odrobiną taktu. I
już chyba z dwojga złego lepiej zapytać kogoś wprost - skoro nas
nurtuje jakiś aspekt niepełnosprawności - niż szeptać za plecami i
przyglądać się ukradkiem. Marzy mi się jednak, że kiedyś na plażach
i basenach ludzie przestaną się uporczywie przyglądać i zajmą się
sobą, zamiast zastanawiać się z niedowierzaniem w oczach, jak ja
się bez nogi o kulach do tej wody dostanę?
I ku mojemu zaskoczeniu, nie jest to tylko specyfika polskich
miejscowości, równie wielkie zainteresowanie wzbudzam na plażach
Krety, jak i w polskiej Karwi. W tej materii nie odstajemy znacząco
od Europy...
Anna Jastrzębska. Autorka jest redaktorem portalu www.niepelnosprawni.pl
Lekarz myślał, że z niego żartuję
Janka Graban, redaktor „Integracji"
Z głupimi pytaniami na ogół nie mam problemów takich, jakie mają
osoby z widocznymi niepełnosprawnościami. Jako osoba, która od
wczesnego dzieciństwa nie mówi, ale normalnie słyszy, jestem
odbierana przez otoczenie jako głuchoniema. Niewielu ludziom
przychodzi do głowy, że słyszę. Nawet, kiedy wyraźnie im to
komunikuję za pomocą pisania na kartkach, to i tak ludzie starają
się np. mówić do mnie bardzo głośno lub migać „amatorskim" językiem
migowym. Nie znam języka migowego, więc często wynikają z tego
bardzo śmieszne sytuacje. Bywają chwile, że brak mowy kojarzy
się ludziom z niepełnosprawnością intelektualną, wtedy
za moimi plecami odbywa się dziwaczna wymiana poglądów: „Ty,
uważaj, bo ta, to jest coś nie tak...".
W związku z moją niepełnosprawnością badano mnie kiedyś licznymi
testami psychologicznymi, co doprowadzało mnie do szału. Z reguły
testy były związane z poszukiwaniem pracy. Pewnego razu na pytanie,
kim był Mickiewicz, odpisałam: „Nie znam pana"... Chciałabym
zobaczyć minę psychologa, który ten test analizował.
Niedawno przydarzyła mi się historia, która wyprowadziła mnie z
równowagi. Byłam u orzecznika ZUS w sprawie przedłużenia lub nie
stopnia niepełnosprawności. Lekarz miał przed sobą wszystkie moje
dokumenty, gdzie jest podana przyczyna choroby organu mowy i
wszystko, co trzeba. A on podniósł głowę znad dokumentów i zaczął
zadawać mi pytania... Więc ja szybko po karteczki, a lekarz z
pretensją: „Co się pani wygłupia, dlaczego nie chce pani do mnie
mówić?!". Nie do wiary...
Odpowiadam z uśmiechem
Aneta Olkowska, psycholog
Od 18. roku życia poruszam się na wózku inwalidzkim. Na początku
był to dla mnie szok, więc na wszelkiego rodzaju zaczepki, a było
ich niemało, reagowałam bardzo nieprzyjemnie, czasami wręcz
agresywnie. Do białej gorączki doprowadzały mnie pytania, zwłaszcza
starszych: „Co ci się stało?", albo: „O mój Boże, taka młoda, taka
ładna, a już na wózku, jaka ona musi być nieszczęśliwa".
Na tego rodzaju komentarze zazwyczaj odburkiwałam: „Nie pańska
sprawa" albo dla świętego spokoju odpowiadałam, że miałam wypadek i
dawałam do zrozumienia, że nie mam ochoty na dalsze rozmowy.
Zdarzały się również opinie, że moi rodzice musieli strasznie
nagrzeszyć, skoro Pan Bóg pokarał ich kalekim dzieckiem. Wtedy
wszystkie takie wypowiedzi przeżywałam i często płakałam.
Dopiero kiedy dostałam się na studia i zaczęłam przebywać wśród
pełnosprawnych rówieśników, spotkałam się z dużą tolerancją i
nabrałam większego dystansu do swojej choroby. Przestały mnie razić
pytania z serii: co mi jest czy przyglądanie mi się na ulicy.
Obecnie nie mam żadnych problemów z udzieleniem odpowiedzi na różne
pytania związane z moją niepełnosprawnością. Często odpowiadam z
uśmiechem, a to
naprawdę ludzi dziwi, wtedy niektórzy sami przepraszają za swoje
wścibstwo. Na szczęście od kilku lat podejście do osób
niepełnosprawnych w Polsce się zmienia i to na korzyść, ale jeszcze
dużo pracy czeka nas, niepełnosprawnych, i organizacje, które
zajmują się przedzieraniem do świadomości społecznej - abyśmy byli
traktowani w sposób naturalny.
Ciekawość jest wpisana w naturę człowieka
Tomek Feliszewski, student (na zdjęciu w
środku)
Choruję od urodzenia na porażenie mózgowe, więc mój sposób
chodzenia i „oryginalna" wymowa czynią ze mnie wieczny obiekt
zainteresowania przechodniów. Owo zainteresowanie bywa wyrażane w
bardzo różny, nieraz wręcz zaskakujący sposób. Do standardowych
reakcji należy mniej lub bardziej nachalne wpatrywanie się we mnie.
Jedni ludzie robią to taktownie, zerkając tylko ukradkiem, inni,
nie mogąc pohamować swojej ciekawości, odprowadzają mnie wzrokiem
przez dłuższy czas. Nauczyłem się już na to nie reagować. Wiem, że
ciekawość jest wpisana w naturę każdego człowieka i trudno z nią
wygrać. Jednak jak mam gorszy dzień, to sam zaczynam patrzeć na
mojego „obserwatora", co powoduje jego zażenowanie i zazwyczaj
kończy nasz kontakt wzrokowy.
Natomiast zupełnie nowy rodzaj reakcji pojawia się, kiedy dochodzi
do próby rozmowy. Zazwyczaj ludzie dorośli unikają ze mną kontaktu
słownego. Niestety, najczęstszą odpowiedzią na moje pytanie, np.:
„Jaka to ulica?", jest: „Przepraszam, nie mam dla pana pieniędzy".
Nie muszę wspominać, że dla studenta dwóch fakultetów, który nie
przypomina w niczym osoby żebrzącej, taka sytuacja jest, delikatnie
mówiąc, mało komfortowa. Zdarzyło się też, że ludzie próbowali mi
wcisnąć parę złotych... Tłumaczą, że „to tak tylko z dobrego
serca". Wierzę w szczerość tych intencji, ale mimo wszystko nie
przyjmuję tej swoistej jałmużny, ponieważ byłoby to z mojej strony
nadużycie. Na szczęście oprócz tych niemiłych zdarzają się
przyjemniejsze sytuacje. Zabawne pytania zadają zazwyczaj
kilkuletnie dzieci, np. „Co ci się stało w nogi?" albo: „Dlaczego
tak źle chodzisz?". W tym momencie do akcji wkracza zawstydzona
mama, która zaczyna tłumaczyć swojej latorośli, że „pana bardzo
bolą nóżki i dlatego nie może chodzić", albo szuka innych w gruncie
rzeczy zabawnych dla mnie wyjaśnień. Coraz częściej spotykam się
także z wyrazami podziwu, pełnymi uznania komentarzami typu:
„Podziwiam pana, tak pan sobie świetnie daje radę". Ludzie wydają
się być coraz bardziej oswojeni z widokiem niepełnosprawnego na
ulicy. Niejednokrotnie z własnej inicjatywy oferują swoją pomoc i
widać na ich twarzach zadowolenie, jeżeli mogli mi pomóc. Z całą
pewnością są to dla mnie budujące doświadczenia i dobry prognostyk
na przyszłość.
Nie chciałam się „licytować"
Katarzyna Rogowiec, złota medalistka z
Turynu
Któregoś pięknego dnia na pierwszym roku studiów jechałam tramwajem
i przez przypadek usiadłam na oznakowanym siedzeniu dla inwalidy
(miejsce sobie wybrałam tylko dlatego, że było przodem do kierunku
jazdy...). Pewien starszy pan przygnał do mnie z drugiego końca
tramwaju i donośnym głosem zakomunikował, że jest inwalidą
pierwszej grupy i nie może się nadziwić młodzieży w tych czasach -
niewychowanej i niekulturalnej - i czy musi okazać mi swoją
legitymację inwalidzką, żeby mógł usiąść. Wtedy mnie
poniosło...
Wstając, przerzuciłam kurtkę na drugą rękę i odrzekłam, że nie będę
się z nim licytowała, czy jego pierwsza grupa, czy moja bardziej
uprawnia do zajmowania tego miejsca i trochę ostentacyjnie stanęłam
obok niego, zapierając się w rozkroku mocno nogami, żeby dobrze i
stabilnie stać. Natychmiast poderwały się z miejsc jakieś osoby, ów
pan wtedy także poprosił, żebym usiadła, ale byłam już tak
rozgoryczona, że uparłam się, że postoję, aby uświadomić jemu i
może jeszcze ewentualnie komuś z podróżujących, że nie zawsze
rzeczywistość jest taka, na jaką pozornie wygląda. Że młoda
dziewczyna siedząca na miejscu dla inwalidy to niekoniecznie
„niewychowana młodzież"...
Pytania do psychologa – jak sobie radzić w takich sytuacjach?
- Jak reagować na takie „dziwne” zachowanie ludzi – czy odpyskiwać niegrzecznie czy być uprzejmym?
- Jak sobie samemu radzić z tym, że wszyscy się na mnie gapią albo zaczepiają?
- Co można podpowiedzieć tym sprawnym – czy powinni zadawać pytania? Może lepiej starać się udawać, że nie widzimy, że ktoś jest niepełnosprawny?
Opisywane przez niepełnosprawnych w tekście zaczepki niczym nie
różnią się od innych form dyskryminacji, takich jak np.
dyskryminacja na tle rasowym czy z racji płci. Reakcja na nie jest
bardzo indywidualna i zależy od osoby, od jej charakteru,
temperamentu, od granic, jakie stawia, a w końcu również od stanu
emocjonalnego, w jakim się znajduje, czyli krótko mówiąc od humoru.
Ważne jest, aby reagować w zgodzie ze sobą, nie zmuszać się do
udawania, że czegoś nie usłyszeliśmy, nie zobaczyliśmy, nie
poczuliśmy dlatego, aby nie trzeba było się konfrontować. Więcej
szkody robi duszenie w sobie i znoszenie czyichś często
nieprzyjemnych uwag niż jakakolwiek, choćby i „głupia" reakcja.
Kiedy widzimy, że ktoś leży na ulicy, powinniśmy reagować bez
względu na to, czy jesteśmy sprawni czy nie. Z zaczepkami powinno
być podobnie, niedobrze jest udawać, że nas to nie obchodzi, jeśli
jest inaczej. Czy osoby zdrowe powinny reagować na
niepełnosprawność innych? Czy powinny powściągnąć swoją ciekawość i
udawać, że nie dostrzegają, że ktoś jest „inny"? Tutaj bardzo dużo
zależy od sytuacji, w której mamy kontakt z niepełnosprawnością,
oraz od naszej kultury osobistej, jeśli np. jedziemy autobusem i
wchodzi osoba niepełnosprawna, to niekoniecznie należy się na nią
rzucać i ciągnąć w sobie tylko znanym kierunku. Dobrze jest
zachować czujność - niepełnosprawni często sami mówią, kiedy
potrzebują pomocy. Ważne, żeby usłyszeć i odpowiedzieć. Jeśli
zupełnie nie wiemy, jak się zachować, pytajmy: „Czy potrzebuje
Pani/Pan pomocy?"; „Co mam zrobić?" - to działa!
Kamila Jarmotowska. Autorka jest psychologiem
społecznym w Zakładzie Psychologii Wyższej Szkoły Handlu i Finansów
Międzynarodowych
Śmiać się czy złościć?
Dlaczego ludzie zerkają? Tym, co przyciąga ludzką uwagę, jest wyjątkowość. Człowiek ma naturalną skłonność do przyglądania się innym - od pięknej dziewczyny jak i od osoby o kulach trudno oderwać wzrok. Jeśli potrafimy wczuć się w czyjąś sytuację, rozumiemy, że to może być krępujące. Zwróćmy uwagę, że sytuacja kontaktu z osobą niepełnosprawną może być równie trudna dla obydwu stron. Zdrowa osoba nie wie, co powiedzieć i zrobić. Patrzeć czy udawać, że się nie widzi, pytać czy nie. Uczmy więc już dzieci tego, że można powiedzieć „do widzenia" osobie niewidomej. Pokazujmy, że akceptujemy siebie - to najszybsza droga do wzajemnej akceptacji.
Jak reagować na zaczepki? Nie zmienimy ludzkiej ciekawości, ale możemy zmienić reakcje. Osoba pytająca nie wie, ile osób wcześniej nas zaczepiało, nie wie, ile w nas frustracji. Gdyby ją uświadomić, reagowałaby prawdopodobnie inaczej. Pamiętajmy o humorze, który rozładowuje stres. Dbajmy o swój komfort psychiczny. Dla osoby pytającej: „Co ci się stało", to jednorazowy kontakt, dla nas - codzienność. Pytając o złamaną nogę, zaczepiający najczęściej nie wie, że rozmawia z osobą niepełnosprawną. Czy traktować to więc jak atak na niepełnosprawność?
Jak sobie radzić z zaczepkami? Często przyglądanie się nam wynika z fascynacji tym, jak sobie radzimy mimo choroby - że można prowadzić samochód bez rąk, malować stopami czy zawiązać buty jedną ręką. Pamiętajmy, że osoby zdrowe nie mają tej wiedzy co my na temat choroby. W pewnym sensie mamy przewagę w kontakcie. Patrząc w ten sposób na zaczepki, łatwiej jest podejść do nich z dystansem i humorem. Możemy pokazać, że akceptujemy siebie, nauczyć, że niepełnosprawność nie musi być barierą.
Ariadna Ciołkiewicz, psycholog
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz