Co zmienić, abyśmy byli bardziej aktywnymi wyborcami?
Obniżenie wieku wyborczego do 16 lat czy jednomandatowe okręgi wybiorcze? Głosowanie przez internet czy wydłużenie godzin otwarcia komitetów wyborczych? Co może lepiej przysłużyć się frekwencji wyborczej w Polsce? O tym m.in. dyskutowali eksperci, których Instytut Spraw Publicznych zaprosił do udziału w konferencji pt.: "Aktywny obywatel, nowoczesny system wyborczy".
Do wyborów chodzą osoby zniechęcone i złe na rzeczywistość wokół nich.
O niegłosujących trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ im jest ich więcej tym mniej są specyficzni.
- 60 % obywateli nie chodzi na wybory i oni są normalni w sensie statystycznym. Ludzie
przestali się wstydzić, że nie chodzą głosować i są z tego dumni. Można odnieść wrażenie, że te
40%, które poszły do wyborów to są dewianci - mówił o polskiej specyfice wyborczej dr Radosław
Markowski, prezentujący podczas konferencji wyniki badań przeprowadzonych m.in. w ramach Polskiego
Generalnego Studium Wyborczego. Jego zdaniem w Polsce wytworzyła się moda na niechodzenie na
głosowania. Inną charakterystyczną cechą polskich wyborców jest ich chwiejność, czyli przenoszenie
sympatii politycznych w kolejnych wyborach na czasami wręcz przeciwne ugrupowania polityczne.
- Nie dość, że spada frekwencją, to jeszcze rzuca nami z lewej na prawą - komentował dr Markowski.
Na niskiej frekwencji wyborczej cierpi jakość demokracji. Co zatem uczynić, aby Polacy bardziej
gremialnie chcieli skorzystać ze swojego prawa do głosowania? Uczestnicy konferencji
zajmowali dwa stanowiska: jedni opowiadali się za ułatwieniem systemu głosowania, inni - za jego
całkowitą zmianą. Obie strony natomiast zgadzały się co do jednego - potrzebna jest zmiana sposobu
uprawiania polityki.
Jak ułatwić?
Zanim jednak klasa polityczna zacznie spełniać nasze marzenia o wysokim poziomie, warto rozważyć
możliwości zmiany prawa wyborczego, które - nie czekając na kolejne wybory - mógłby podjąć nowy
parlament.
Obniżenie wieku wyborczego do 16 lat, głosowanie za pośrednictwem internetu i poczty, wydłużenie
godzin pracy komisji wyborczych - to propozycje, które, zdaniem prof. Marka Chmaja z Uniwersytetu
Warmińsko-Mazurskiego, mogłyby poprawić frekwencję wyborczą.
Wszystkie mają swoje plusy i minusy, na które zwracali uwagę uczestnicy konferencji. Najmniej
wątpliwości wzbudzało głosowanie przez internet.
- Należy to wprowadzić najszybciej, jak to jest możliwe technicznie - mówił prof. Chmaj. I okazało
się, że wcale nie musi być to perspektywa zbyt odległa. Minister Kazimierz Czaplicki z Państwowej
Komisji Wyborczej poinformował, że prace nad elektronicznym systemem głosowania są na tyle
zaawansowane, iż do rozstrzygnięcia pozostało tylko, kto będzie prowadził elektroniczny rejestr
wyborców - PKW czy MSWiA. W tym pierwszy przypadku koszt oprogramowania wyniósłby około 1,6 mln zł.
Nieco więcej kontrowersji wzbudziło już oddawanie głosu za pośrednictwem poczty. Eksperci zwracali
uwagę na takie niebezpieczeństwa, jak np. handlowanie głosami.
- Głosowanie za pomocą poczty nie jest bajecznie proste - przestrzegał dr Jarosław Och z
Uniwersytetu Gdańskiego, prezentując grubą przesyłkę, którą otrzymuje wyborca niemiecki, chcący
oddać głos listownie. Taka przesyłka kosztuje 1 euro, a wybory przez pocztę kosztowały Niemców 60
mln euro. - Poza tym, aby zagłosować trzeba także wykazać pewną aktywność i wysłać list. Byłbym
ostrożny, czy wprowadzenie tej metody wpłynie radykalnie na poprawę frekwencji - mówił dr Och.
Również obniżenie wieku wyborczego wzbudziło dyskusję.
- Obniżając wiek uprawniający do głosowania zyskujemy dwa bardzo aktywne społecznie roczniki -
przekonywał prof. Chmaj.
- Obniżenie wieku nie daje efektów. Gwałtowny wzrost liczby uprawnionych nie przekłada się na
wzrost frekwencji - kontrował prof. Krzysztof Skotnicki z Uniwersytetu Łódzkiego, podając przykład
jednego z landów niemieckich, gdzie 16-latkom dano czynne prawo wyborcze, ale z niego nie
skorzystali, ponieważ nie mieli biernego prawa wyborczego.
Eksperci mieli także różne zadania co do cudowności remedium w postaci przedłużenia godzin pracy
komisji wyborczych, bardziej podkreślając zasadność wprowadzenia ułatwień przy wpisywaniu się na
listy wyborców dla osób mieszkających poza swoim okręgiem wyborczym. Mówili także, że jednym z
czynników, który podniósłby frekwencje może być imienne informowanie obywateli o miejscu, dacie i
sposobie głosowania. Zastosowanie tego postulował w tegorocznych wyborach Instytut Spraw
Publicznych, jednak zgłoszony projekt został odrzucony przez sejm. Innym rozwiązaniem - również
proponowanym i opracowanym przez ISP we współpracy ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Integracji i
również odrzuconym przez parlament poprzedniej kadencji - jest głosowanie przez pełnomocników.
Forma ta może ułatwić udział w wyborach zwłaszcza osobom starszym i niepełnosprawnym. Opowiada się
za nią także PKW.
Uczestnicy dyskusji zgodnie występowali przeciwko wprowadzeniu obowiązku udziału w wyborach. Ich
zdaniem byłby to czynnik raczej zniechęcający niż mobilizujący do głosowania.
Jak widać możliwości poprawienia frekwencji wyborczej jest wiele, należy się jednak się zastanowić,
z których warto skorzystać.
- Potrzebna jest elastyczność - apelował minister Czaplicki. - Należy stworzyć katalog
instrumentów, które warto wykorzystać, ale pod pewnymi warunkami. Na przykład jeśli wprowadzamy
wybory przez internet, to czy warto przedłużać czas głosowania?
Kto zajmie się tworzeniem katalogu? Prace mogłyby się toczyć w Państwowej Komisji Wyborczej,
Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, w sejmie, a być może w Państwowym Instytucie
Wyborczym, którego powołanie proponuje ISP.
- W Polsce nie ma instytucji, zajmującej się działalnością badawcza, edukacyjną i analityczną
dotyczącą problematyki wyborczej i promowania postaw obywatelskich. Obszar ten wykracza obecnie
poza obowiązki PKW i którejkolwiek z istniejących instytucji państwowych i pozarządowych. Tymi
sprawami mógłby się zająć PIW - argumentuje Lena Kolarska Bobińska, szefowa ISP. - Mógłby on
również przygotować propozycje modernizacji systemu wyborczego i opracować nowe propozycje
rozwiązań.
Być może takie działania - zaplanowane na dłużej niż jedną kampanię wyborczą - przyniosłyby skutek
trwalszy niż doraźna zmiana prawa. Nie bez racji bowiem prof. Skotnicki podsumował dyskusję o
przyjaznym systemie głosowania, mówiąc, że nie wierzy w dobroczynne działanie zmian prawa. -
Konieczne jest stworzenie kodeksu wyborczego, którego nie ma do tej pory, bo politycy wolą
majstrować przy ordynacji wyborczej za pięć dwunasta.
Jak zmienić?
W zmianę - i to gruntowną - prawa wyborczego wierzą natomiast zwolennicy jednomandatowych
okręgów wyborczych. Ich zdaniem wprowadzenie ordynacji większościowej nie tylko pozytywnie wpłynie
na frekwencję wyborczą, ale także na poprawę klasy politycznej.
- Przyczyną niskiej frekwencji jest system wyborczy. W okręgu warszawskim mieliśmy ponad 500
kandydatów, spośród których wybieramy tylko 18, a krzyżyk stawiamy tylko przy jednym nazwisku.
Jesteśmy traktowani przez polityków podmiotowo - przekonywał Mariusz Wis z Fundacji im. J.
Madisona. Jego zdaniem istnieje związek przyczynowo-skutkowy między systemem wyborczym a jakością
polityki. - Jakość polityki nie będzie lepsza w obecnym systemie, bo on kreuje niższą jakość.
Jednomandatowe okręgi wyborcze to system konkurencyjny, będziemy szukali lepszego towaru
politycznego.
- Ta zmiana nie poprawi frekwencji, może poza pierwszymi wyborami, kiedy rolę odegra sama
atrakcyjność nowej metody głosowania - twierdził z kolei dr Radosław Markowski, przytaczając na
potwierdzenie międzynarodowe badania porównawcze pokazujące ponad 10% różnicy w partycypacji
wybiorczej między ordynacjami proporcjonalnymi a większościowymi - na korzyść tych pierwszych.
Uczestnicy dyskusji zwracali uwagę także na inne wady jednomandatowych okręgów wyborczych, takie
jak: rugowanie mniejszości i kobiet, kupowanie miejsc czy komplikacje przy podziałach okręgów
wyborczych.
- Poseł powinien reprezentować taką samą liczbę ludzi. W ordynacji proporcjonalnej, przy obecnej
migracji ludności, jest to łatwe do ustalenia. W jednomandatowych okręgach wyborczych to "krojenie
tortu" jest nieustającym procesem. Wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby do sporów między
naszymi politykami doszły jeszcze kłótnie, jak mają wyglądać granice okręgów wyborczych - mówił dr
Markowski, zaś dr Jarosław Och wyraził obawę, że w tym systemie wyborczym będzie się wybierać nie
tyle towar lepszy, co lepiej wypromowany.
Komfort życia z czystym sumieniem
Kończący się powoli rok 2005 obchodzony był jako Europejski Rok Edukacji Obywatelskiej. Jeśli jako
jeden z wyznaczników zaangażowania obywatelskiego traktować udział w wyborach - to EREO w Polsce
nie przyniosło widocznych efektów. Nie od rzeczy zatem były głosy ekspertów nawołujące do głębszego
zainteresowania się edukacją obywatelską i jej stanem.
Dr Jarosław Och zwracał uwagę na rolę organizacji społecznych, a także mediów, których zadaniem
jest aktywizowanie i mobilizowanie społeczeństwa. Aby dziennikarze robili to dobrze (czytaj: nie
wprowadzali odbiorców w błąd) - także im potrzebna jest edukacja.
- Rolą mediów jest także mieć lepszą pamięć, niż poszczególni obywatele i weryfikować obietnice
wyborcze. Na razie nikt o to nie dba - mówił z kolei Jacek Strzemieczny z Centrum Edukacji
Obywatelskiej, którego zdaniem gdyby obywatele mieli bardziej krytyczne podejście do oferty
politycznej, to by zmienili polityków.
Prof. Hanna Świda-Ziemba z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że obecnie wychowanie obywatelskie nie
może stawiać na obowiązek, ale raczej na zainteresowanie.
- A zainteresowania nie będzie, jeśli kampania będzie przebiegać tak, jak przebiega i jeśli hasła
wyborcze nie będą się przekładać na późniejsze działania - mówiła, podkreślając, że potrzebna
jest nie tylko zmiana klasy politycznej, ale także przekazu medialnego, który obecnie zniechęca do
polityki.
Potrzebna jest także większa aktywność placówek oświatowych i zmiana podejścia do lekcji wiedzy o
społeczeństwie.
- W szkole już się nie kształtuje postaw obywatelskich. Obecnie chodzi głównie o egzaminy, o
dostanie się do szkoły wyższej. Teza, że szkoła jest przygotowaniem do życia publicznego została
sprymitywizowana - narzekał Jacek Strzemieczny. - Konieczne jest ustawienie tego we właściwych
proporcjach, a do tego potrzebna jest silna presja.
Natomiast zdaniem prof. Krzysztofa Kicińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego nauczyciele powinni
zacząć stosować wobec młodzieży raczej strategię argumentacji racjonalnej niż uwrażliwiania na
dobro publiczne.
- Młodzi są odporni na hasła, są racjonalni. Gdyby szkoła chciała zacząć traktować zaangażowanie
społeczne jako obowiązek wobec siebie, a nie tylko wobec dobra publicznego, to dostarczyłaby młodym
argumenty do myślenia racjonalnego - mówił prof. Kiciński. - Idziesz na wybory, bo masz obowiązek
wobec siebie, nawet jeśli to nic nie zmieni. Jeśli nie pójdę, źle będę się z tym czuł. To mi
daje komfort życia z czystym sumieniem.
organizator: Instytut Spraw Publicznych
adres: ul. Szpitalna 5/22, 00-031 Warszawa
tel.: (22) 55 64 260,e-mail: isp@isp.org.pl
www: http://www.isp.org.pl
autor: Magda Dobranowska-Wittels (redakcja ngo.pl)
informacja pochodzi z portalu www.ngo.pl
Polecamy
Co nowego
- Dorabiasz do świadczenia z ZUS-u? Dowiedz się jak zrobić to bezpiecznie
- Immunoterapie wysokiej skuteczności od początku choroby – czy to już obowiązujący standard postępowania w SM?
- Nowa przestrzeń w DPS-ie „Kombatant”
- Instytut Głuchoniemych z umową na modernizację
- Mattel® dostosowuje swoje kultowe gry do potrzeb osób nierozróżniających kolorów!