Pierwsza pomoc w wypadkach drogowych
Polska to czarny punkt na mapie Europy, jeśli chodzi o liczbę wypadków drogowych. W 2019 r., jak podają policyjne statystyki, zgłoszono ich 30228. Na skutek tych zdarzeń śmierć poniosło 2909 osób, a 35447 zostało rannych.
Dla porównania – w najbezpieczniejszej na Starym Kontynencie Norwegii – w tym samym roku zginęło w wypadkach 110 osób i nie było wśród nich ani jednego dziecka poniżej 16. roku życia. Nie są to tylko „suche” liczby – kryją się za nimi tragedie wielu rodzin i straty ukochanych rodziców, dzieci, partnerów czy partnerek. Działanie na rzecz tego, by statystyki nie wyglądały tak groźnie, nie jest niemożliwe, ale wręcz konieczne. Możemy uratować życie lub zdrowie osoby poszkodowanej w wypadku, udzielając jej pierwszej pomocy. Jak to zrobić? Odpowiedzi na najważniejsze pytania w związku z postępowaniem w takich sytuacjach udziela Ane Piżl, ratownica medyczna i specjalistyczna, trenerka instruktorów ratownictwa międzynarodowej federacji EFR, prezeska fundacji Safe Water Safe Land, absolwentka Akademii Medycznej w Warszawie.
Anna Sierant: Moje pierwsze pytanie wiąże się z wątpliwościami towarzyszącymi uczestnikom ruchu drogowego jeszcze przed podjęciem działania. Co robić, gdy jestem świadkiem wypadku lub widzę, że niedawno do niego doszło, a na miejscu jeszcze nic się nie dzieje? Jak zadbać o bezpieczeństwo osób poszkodowanych i swoje, gdy chcę zrobić pierwszy krok i podejść do uszkodzonego pojazdu?
Ane Piżl: Idealnie byłoby zatrzymać się przed miejscem wypadku – ustawić swój samochód tak, by zablokował przejazd, stworzył dla nas tarczę – bezpieczeństwo to absolutny priorytet w ratownictwie. Ważne, by mieć też pod ręką kamizelkę odblaskową – nie w bagażniku, pod kołem zapasowym, tylko w kokpicie – w schowku, w kieszeni drzwi – tak, by móc ją założyć przed opuszczeniem pojazdu. Kamizelkę zakładamy nie tylko nocą, gdyż również w dzień zwiększa naszą widoczność i sprawia, że kierowcy zdejmują nogę z gazu.
Ważne jest też, by pamiętać o trójkącie ostrzegawczym i żeby ustawić go „z głową”. Trójkąt warto też umieścić z drugiej strony – jako ostrzeżenie dla pojazdów, które ewentualnie mogą wyprzedzać tworzący się korek.
Oczywiście wszystko to zajmuje trochę czasu, ale na bezpieczeństwie nie warto oszczędzać. Podchodząc do samochodu, musimy jeszcze sprawdzić, czy nie wycieka paliwo, czy coś się nie dymi. I tu chciałabym podkreślić, że – wbrew temu, co często widzimy w amerykańskich filmach sensacyjnych – samochody rzadko wybuchają. Wiele osób obawia się wybuchu, ale jest on bardzo mało prawdopodobny. Owszem, auta się palą, i tu należy zachować czujność, bo pożar postępuje szybko.
A co robić, gdy widzę ranną osobę za kółkiem lub na miejscu pasażera? Czy wyciągać ją z samochodu? Jak postępować z osobą przytomną i nieprzytomną? W jaki sposób sprawdzić jej stan?
Ocenienie, czy ktoś jest przytomny czy nie, to właśnie kolejna rzecz, którą będziemy wykonywać po zadbaniu o bezpieczeństwo. Żeby to zrobić, wystarczą dwie czynności: pierwszą jest sprawdzenie, czy człowiek reaguje na głos. Podchodzimy więc do poszkodowanego i mówimy: „Chcę ci pomóc”, „Otwórz oczy”, „Popatrz na mnie”. Jeśli ta osoba nie reaguje, drugą próbą w schemacie oceny przytomności jest sprawdzenie reakcji na ból, oczywiście umiarkowany – poprzez ściśnięcie za ramię, za rękę. Chodzi o uścisk z obserwacją twarzy: czy pojawia się na niej jakiś grymas, otwarcie oka czy słychać jęk. Jeżeli zauważymy, że tak, to bardzo dobra informacja, bo oznacza, że ten człowiek oddycha. W takiej sytuacji, jeśli miejsce jest bezpieczne, nie wyciągamy tej osoby z pojazdu, a jeśli leży ona na jezdni – nie zmieniamy jej pozycji. Ważne, że ocenę pod kątem bezpieczeństwa i przytomności podejmujemy wielokrotnie podczas całej akcji. Zwłaszcza w miejscach oddalonych od miast, gdzie oczekiwanie na pogotowie może potrwać kilkadziesiąt minut.
Jeżeli natomiast okaże się, że nasz poszkodowany nie zareagował ani na głos, ani na ból, to w tym momencie pamiętajmy – i to jest kluczowe do tego, by podejmować dobre decyzje w trakcie udzielania pierwszej pomocy – że ta osoba prawdopodobnie nie jest również w stanie oddychać. Przy utracie przytomności dochodzi do zwiotczenia mięśni i w związku z tym człowiek nie może sam zmienić swojej pozycji, przełknąć śliny, poruszać głową. Efekt jest taki, że najczęściej jego drogi oddechowe są zablokowane przez ułożenie szyi, głowy i języka, i z tego powodu osoba nie oddycha. Jeśli więc nie odchylimy jej głowy, nie dożyje do przyjazdu pogotowia. Dlatego należy tę głowę odchylić i przez 10 sekund oceniać, czy poszkodowany oddycha – zawsze uczyliśmy, by robić to, patrząc na klatkę i zbliżając ucho do ust poszkodowanego, by usłyszeć oddech. Teraz – w czasie pandemii SARS-CoV-2 – sama obserwacja ruchów klatki piersiowej wystarczy.
Osobę, która jest nieprzytomna i po odchyleniu głowy nie oddycha, wyjmujemy z pojazdu do resuscytacji, a poszkodowanego, który leży na jezdni i nie oddycha, obracamy tak, by móc uciskać jego klatkę piersiową w pozycji na plecach. Brak oddechu jest wskazaniem do podjęcia resuscytacji, czyli właśnie uciskania klatki piersiowej.
WAŻNE
Osoby udzielające pomocy poszkodowanym w wypadkach motocyklowych często zastanawiają się, czy powinny zdejmować motocykliście kask. Odpowiedź brzmi: nie. Jeżeli poszkodowany jest przytomny, to może przecież oddychać i w kasku. Można poluzować zapięcie, odsłonić szybkę, być z nim w kontakcie. U osoby nieprzytomnej resuscytację także można podjąć, nie zdejmując jej kasku – aktualnie schemat resuscytacji opiera się na uciskaniu klatki piersiowej, oddechy ratownicze nie są już niezbędne.
Wspomniała też Pani, że złamań lepiej nie ruszać, a co, gdy widzimy, że ktoś obficie krwawi?
Medycyna to sztuka i nie wszystko zawsze łatwo ująć w sztywnych procedurach, ale jako ratownicy staramy się to jednak robić – różnym urazom, różnym stanom przypisuje się różną wartość i przez to też różną kolejność działania. Złamanie jest mniej zagrażające życiu niż masywny krwotok. Dlatego, jeśli widzimy równolegle i poważne złamanie otwarte, i masywny krwotok, to zawsze skupiamy się na hamowaniu wypływu krwi. Robimy to poprzez ucisk danego miejsca, ponieważ krwotok stanowi bezpośrednie zagrożenie życia. Jeśli jednak krwi jest tylko trochę i nie wynaczynia się aktywnie, nie stanowi to takiego zagrożenia.
I wtedy kluczowa będzie ochrona złamanej kończyny przed przemieszczeniem i pogłębieniem urazu. Nie zaleca się jednak w pierwszej pomocy zakładania szyn – to mit wyniesiony z dawnych lekcji PO – wystarczy ręczna stabilizacja lub obłożenie złamanej nogi torbą, plecakiem – po obu jej stronach, by ograniczyć ruchy.
Czy zawsze musimy wzywać pogotowie, gdy dojdzie do wypadku?
Zawsze mówię: zadzwoń na numer alarmowy, gdy przyszło ci to do głowy. Ważne tylko, by mówić wszystko zgodnie z prawdą i nie koloryzować faktów. Wtedy dyspozytor medyczny będzie mógł podjąć dobrą decyzję, czy pogotowie powinno wyjechać, czy nie.
A jak powinniśmy zareagować, gdy dojdzie do wypadku na przejeździe kolejowym?
Ogólne zasady pierwszej pomocy nie ulegają zmianie. Chociaż oczywiście sama sytuacja wypadku na przejeździe wyklucza możliwość odpowiedniego zabezpieczenia tego miejsca – rozstawienie trójkątów z całą pewnością nie zadziała. Dlatego też poszkodowanego należy z torów zawsze zdjąć i przenieść w bezpieczne miejsce. Druga rzecz – dzwoniąc pod numer 112, koniecznie trzeba podać informację, że doszło do wypadku na przejeździe kolejowym, po to, by pracownicy Centrum Powiadamiania Ratunkowego mogli również poinformować kolej i zablokować ruch na tej trasie. Dużym ułatwieniem są krzyże św. Andrzeja, czyli znaki stojące na przejazdach. Z tyłu znajdziemy na nich naklejkę z numerem konkretnego przejazdu, który warto podać w rozmowie z dyspozytorem medycznym lub operatorem numeru 112.
Niektóre osoby, wychodząc z założenia, że wolą poszkodowanemu więcej nie zaszkodzić, boją się przystąpić do udzielania pierwszej pomocy i nie reagują. Nie chcą być tymi, którzy wykażą aktywność jako pierwsi i być może popełnią błąd. Jak ich przekonać, by jednak nie rezygnowali z możliwości uratowania komuś życia?
Najważniejsze w przestrzeni tego pytania jest to, by zrozumieć, że pierwsza pomoc dopuszcza błędy. My, jako ratownicy medyczni, nie oczekujemy, że ludzie na miejscu zdarzenia będą działać perfekcyjnie, wręcz uważamy, że to niemożliwe. Emocje, które się pojawiają, i różnorodność tych zdarzeń są na tyle złożone, że człowiek wrzucony przypadkowo w taką sytuację i udzielający pomocy, być może pierwszy raz w życiu, nie jest w stanie zrobić tego dobrze. Zdajemy sobie z tego sprawę, a mimo to zachęcamy, by każdy takie działanie podjął. Odpowiednie przygotowanie jest bardzo ważne, ale jeszcze ważniejsze – by w ogóle zadziałać. Lepiej podjąć pierwszą pomoc szybko i „mniej więcej dobrze” niż „idealnie”, ale za późno.
Partnerem cyklu poradników jest
Artykuł pochodzi z numeru 4/2020 magazynu „Integracja”.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz