Podróż dookoła barier
12 miast i 8 państw samochodem w 19 dni, a w tym czasie spotkania, warsztaty, konferencje. W taką podróż wybrał się mieszkający w Londynie Martyn Sibley. Towarzyszył mu Filipe Roldao, ponieważ Martyn choruje na rdzeniowy zanik mięśni (SMA), co powoduje, że nie jest w stanie podnieść niczego cięższego niż książka. Porusza się na wózku elektrycznym.
Samochodem przejechał przez Holandię, Niemcy, Polskę (zatrzymał się w Gorzowie Wlkp. i Gdańsku) na Litwę (do Wilna) i z powrotem przez Polskę (Warszawę, Kraków), Czechy, Niemcy, Luksemburg, Belgię i Francję. Dlaczego do Wilna? Stamtąd pochodził jego dziadek.
- Ta wyprawa to dla mnie przede wszystkim duże wyzwanie, daje też możliwość obserwowania dostępności odwiedzanych miast, a poza tym chcę nawiązać kontakty z organizacjami i osobami z niepełnosprawnością, by dowiedzieć się o ich doświadczeniach związanych z niepełnosprawnością oraz wyzwaniach, jakim muszą sprostać w swoim kraju – powiedział nam podczas spotkania w Warszawie.
Wiele jest możliwe
Martyn ma 29 lat, pochodzi z Cambridge, ale od kilku lat mieszka
samodzielnie w Londynie.
- Byłem w Australii, Meksyku, skończyłem studia, prowadzę samochód
– mówi. – Rzecz w tym, że mogę pokazać ludziom, jak wiele jest
możliwe. Nawet jeśli jesteś niepełnosprawny, wciąż masz możliwość
realizować swoje marzenia.
Martyn chce być tego przykładem. Rok temu – po pięciu latach pracy jako fundraiser w dużej organizacji pozarządowej – rozpoczął pracę na własny rachunek. Założył przedsiębiorstwo społeczne, magazyn internetowy „Disability Horizons” (disabilityhorizons.com), prowadzi agencję mediów społecznościowych, która działa dla organizacji zajmujących się sprawami osób z niepełnosprawnością, wdraża programy e-learningowe. Z tego się utrzymuje. Jak mówi, nie są to kokosy, ale na życie wystarcza.
Martyn jest też mówcą motywacyjnym. Powtarza, że jego celem jest
inspirowanie, informowanie i zmienianie świata wokół problematyki
niepełnosprawności.
- Chcę wspierać inne osoby z niepełnosprawnością, chcę też edukować
innych członków społeczeństwa, dlaczego nie powinni tych osób
wykluczać – mówi.
Wizyta w Warszawie. Martyn Sibley (z prawej) i jego asystent
Filipe Roldao; fot.: Tomasz Przybyszewski
Tłumaczy, że bez wsparcia państwa, dostępnych budynków, otwartej
postawy społeczeństwa osoby z niepełnoprawnością są
marginalizowane. Utwierdził się w tym przekonaniu po wizycie w
Polsce, gdzie brał udział m.in. w konferencji na temat dostosowania
transportu miejskiego (Gorzów Wlkp.), i na Litwie, gdzie spotkał
się z przedstawicielami organizacji działającej dla osób z
niepełnosprawnością.
- Ogólnie problemy osób z niepełnosprawnością są jednakowe w
Wielkiej Brytanii, Polsce czy na Litwie – mówi. – Chodzi o dostęp
do transportu, budynków i nastawienie ludzi; może mniej tych
zwykłych ludzi na ulicy, ale bardziej pracodawców, o kwestie
dyskryminacji.
Oczywiście różna jest skala tych problemów w poszczególnych krajach, ale – jego zdaniem – tylko dzięki właściwemu wsparciu ze strony państwa osoby z niepełnosprawnością mogą się rozwijać. Wie o tym bardzo dobrze. Państwo sfinansowało mu samochód, który samodzielnie może prowadzić. Na sygnał pilota odsuwają się drzwi i wyjeżdża rampa. Martyn wjeżdża do środka na wózku, zamiast kierownicy samochodowej używa innej, podobnej do motocyklowej. Sama adaptacja tego typu kosztowała 30 tys. funtów.
Londyn to nie ideał
Kolejne 40 tys. funtów Martyn dostaje od władz lokalnych na zatrudnienie asystentów osobistych. Dysponuje tymi pieniędzmi samodzielnie, są na koncie na jego nazwisko. To – jego zdaniem – o wiele lepszy system, niż taki, gdy pieniądze dostawały firmy, które przysyłały do niego asystentów. Przede wszystkim rytm jego życia nie jest zależny od tego, o której ktoś do niego przyjdzie. Poza tym jeśli zatrudniony przez niego opiekun by się nie sprawdzał, może go zwolnić i zatrudnić innego. W odpowiedzi na jego ostatnie ogłoszenie, że zatrudni asystenta, przyszło 55 ofert.
- Fakt, że nie ma żadnej firmy jako pośrednika jest też dobry dla pracownika, czyli dla mnie, bo cała kwota pieniędzy jest dla mnie – mówi Filipe Roldao, asystent Martyna. – Poza tym, ważna jest też kwestia osobistego zaangażowania. Poznajecie się wzajemnie i to jest jak przyjaźń, a nie jak w firmie, gdzie relacje są chłodne, gdzie po prostu idziesz, kładziesz kogoś spać i pomagasz mu wstać rano. Tutaj to jest przyjaźń, a to też jest bardzo ważne.
Te 40 tys. funtów może być oczywiście wydane tylko na asystentów osobistych, tzn. pomoc przy podstawowych potrzebach, jak mycie, ubieranie się czy wizyta w toalecie. Wydawanie tych środków jest kontrolowane. To dużo pieniędzy, szczególnie gdy przeliczyć je na złotówki (ponad 200 tys. zł rocznie), jednak zdaniem Martyna państwo wcale na tym nie traci.
- Pieniądze, które dostaję, umożliwiają mi bycie zdrowszym i bardziej szczęśliwym, odpadają więc koszty leczenia depresji lub innych chorób – tłumaczy Martyn. – W efekcie mogę pracować, więc także zasilam pieniędzmi sklepy, restauracje. Jest to jakby zwrot społeczeństwu pieniędzy, które zarobię, z mojej firmy odprowadzam też przecież podatki. Filipe także je płaci z pieniędzy, które ode mnie dostaje. Także te 40 tys. funtów to dużo, ale trzeba też pomyśleć, jak wiele z tego wraca do gospodarki.
Oczywiście Martyn dostaje na asystenta osobistego tak dużo, bo jego niepełnosprawność jest bardzo poważna, a samodzielność bardzo ograniczona. Przy okazji okazuje się, że Londyn nie jest idealnym miejscem dla osoby poruszającej się na wózku. Martynowi trzy miesiące zajęły poszukiwania dostosowanego mieszkania do wynajęcia. Jeśli już były, to w nowych budynkach, więc i poza jego zasięgiem finansowym.
Samochód Martyna jest tak dostosowany, by mógł on samodzielnie z
niego korzystać. Na sygnał z pilota odsuwają się drzwi i wysuwa się
rampa; fot.: Tomasz Przybyszewski
- Może w Polsce wydaje się, że Londyn jest niesamowity – mówi. – Rzeczywiście, to jedno z najlepszych miejsc dla osób z niepełnosprawnością, ale wciąż nie jest doskonałe. Jest mnóstwo budynków, które mają schody. Jeśli chodzi o sklepy i restauracje, może 80 proc. jest dostępnych (ale nie kluby nocne, z nimi jest najgorzej).
Martyn przyznaje, że tylko 1/3 stacji metra jest dla niego dostępna. Dostosowane są wprawdzie taksówki, ale kogo stać na przejechanie nimi z jednego końca Londynu na drugi. Rampy mają wszystkie autobusy, ale by przejechać przez cały Londyn, trzeba się przesiadać ze cztery razy. Do tego jednym pojazdem ma prawo podróżować tylko jedna osoba na wózku. Czasem trzeba więc zapomnieć o napiętym terminarzu.
Ludzie chcą wiedzieć
Napięty był za to terminarz wyprawy po Europie. Codzienne
relacje, także filmowe, wciąż można śledzić na stronie Martyna,
zawierającej m.in. bloga (martynsibley.com), a także na Twitterze
(@martynsibley). Media społecznościowe to jego żywioł, choć nazywa
je tylko narzędziem, kanałem mówienia o niepełnosprawności i
forsowania pewnych spraw.
- Dzięki mojemu blogowi i mediom społecznościowym wszystkie duże
organizacje są świadome, kim jestem, i często zapraszają mnie,
żebym wystąpił w mediach dla firm czy szkół – mówi.
To media społecznościowe spowodowały, że jego „Disability Horizons” zostało zauważone przez brytyjski dziennik „The Guardian”, a sam Martyn współpracował z BBC. Dzięki społeczności internetowej zdobył część pieniędzy na podróż po Europie. Skorzystał z tzw. crowdfundingu, czyli możliwości zbierania pieniędzy na konkretny projekt od członków pewnej społeczności, w tym przypadku internetowej (poprzez stronę pleasefund.us).
Dostosowane wnętrze samochodu Martyna. Zamontowana jest zwykła
kierownica, by prowadzić mógł jego asystent Filipe. Kierownicę dla
Martyna widać po lewej stronie. Używał jej m.in. na
trasie z Wilna do Warszawy; fot.: Tomasz
Przybyszewski
Martyn wie, że jego internetowy przekaz trafia do ludzi. Mówią
mu o tym przez Twittera, Facebooka, e-mailem czy w komentarzach na
blogu.
- Są dwa główne rodzaje komentarzy – mówi. – Pierwszy od osób z
niepełnosprawnością z mojego pokolenia, które mówią: robisz fajne
rzeczy, kocham to, co robisz, to bardzo ciekawe, trzymaj się.
Drugi, bardzo silny, jest od rodziców dzieci z niepełnosprawnością,
którzy mówią: lekarze powiedzieli o moim dziecku to, w szkole
powiedzieli tamto, a patrzę na ciebie, masz 29 lat, jesteś gościem,
który osiągnął tak wiele, i czuję, że twoim przykładem mogę dodawać
odwagi mojemu dziecku.
Z kolei od słuchaczy pełnosprawnych słyszy często, że dopiero
teraz zrozumieli, iż niepełnosprawność to nie tylko siedzenie w
domu, brak pracy i brak przyszłości. Martyn nie ma problemu z
rozmawianiem o każdej sferze swojego życia. Edukowanie ludzi o
sprawach związanych z niepełnosprawnością stało się jego pasją i
pracą. Dlatego cierpliwie odpowiada na powtarzające się
pytania.
- Byłoby z mojej strony niedobrze, gdybym był nimi obrażony lub z
ich powodu nieuprzejmy czy zły – mówi. – Z natury jestem zresztą
wyrozumiały i staram się zawsze wszystko tłumaczyć.
Mimo iż czasem jest już zmęczony pytaniami o jego niepełnosprawność, wie, że ludzie chcą wiedzieć, a nie mają kogo zapytać i to on jest najlepszą osobą, która może im o tym opowiedzieć. Jest autentyczny, ponieważ jest niepełnosprawny. Podobnie jest w przypadku wspierania innych osób z niepełnosprawnością.
- Jeśli jesteś np. 15-latkiem z niepełnosprawnością, masz obawy i wątpliwości, ale też ambicje i marzenia i usłyszysz o osobie z niepełnosprawnością, która jest w stanie zrobić wiele rzeczy, to wierzę, że zmieni się twoje postrzeganie własnej przyszłości – tłumaczy. – To nie znaczy, że ten 15-latek powinien robić to, co ja. Powinien jednak ujrzeć siebie w idealnym świecie, zastanowić się, jaką pracę chce wykonywać, dokąd chce podróżować, co chciałby robić, i być pewnym, że to jest możliwe. Jest trudniej, zajmuje więcej czasu, ale jest możliwe.
Komentarze
-
W pewnej maleńkiej mierze - ale mozliwe
18.10.2012, 12:14Po przeczytaniu tego artykułu nasuwa mi się jedna myśl, że u nas w Polsce tez jest możliwe w pewnej maleńkiej mierze jednak zrealizowanie własnej ścieżki kariery - jeśli tak ja można nazwać. Dla mnie najmniejszy krok jest kluczem do kolejnych kroków , nowych wyzwań i siły by je podejmować. Jestem osoba niepełnosprawna ruchowo, mam problemy z chodzeniem a mimo to realizuję siebie i swoją rodzinę a w szczególności dzieciaki. Organizujemy wyjazdy, podróże małe i duże, z czego bardzo się cieszymy. przez rok pracuję, planuje urlopy, licze wydatki podstawowe i inne oraz ile można na taki wyjazd przeznaczyć, zatem łączymy pożyteczne i konieczne z przyjemnym. Zachęcam do własnych podróży i życzę powodzenia.odpowiedz na komentarz -
też bym tak chciała
12.10.2012, 22:09niestety w polsce to nie możliwe,ledwie starcza na skromne życie o lekach nie wspomnę,bo nie można ich wykupić ale pomarzyć można tylko po co nam to wiedzieć ,że inni mają komfort-żeby nas wkurzyć,chyba o to chodzi.odpowiedz na komentarz -
Jak by się urodził w Polsce to by nie zwiedził tylu krajów, bo po pierwsze nie stać by go było (590 zł renty),a po drugie to nie miał by asystenta.....odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz