Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Coś więcej niż rozrywka

24.09.2012
Autor: rozm.: Paulina Malinowska-Kowalczyk

Ostatni Europejski Festiwal Filmowy „Integracja Ty i Ja” w Koszalinie był festiwalem szczególnym, gdyż na pierwszy plan wysunęły się filmy, które w otwarty sposób mówią o seksualności osób z niepełnosprawnością. Zwyciężył niezwykły obraz „Hasta la Vista” belgijskiego reżysera Geoffrey’a Enthovena. Z Magdaleną Łazarkiewicz, członkinią jury tegorocznego festiwalu, rozmawiała Paulina Malinowska-Kowalczyk.

Paulina Malinowska-Kowalczyk: Na tym festiwalu pokazywane są filmy, które poruszają trudne tematy. Pani jest tutaj po raz drugi. Dlaczego zdecydowała się Pani wrócić?

Małgorzata ŁazarkiewiczMagdalena Łazarkiewicz: Dlatego, że to jest festiwal prawdziwy. Bardzo dużo się najeździłam na różne festiwale i prawdę powiedziawszy średnio mnie bawi życie festiwalowe spod znaku „celebrity i glamour”. Ważne dla mnie w tej imprezie jest to, że ma tu miejsce prawdziwe spotkanie. Spotkanie z ludźmi, którzy tu przyjeżdżają, którzy stanowią szczególną widownię, bo niezwykle wrażliwą i cierpliwą. Z drugiej strony też spotkanie z filmami, które w sposób artystyczny, mniej lub bardziej udany, próbują dotykać tego tematu, który nas tu wszystkich połączył, czyli tematu niepełnosprawności, a może nawet szerzej – tematu inności, wykluczenia i tego, jak to odbieramy w naszych czasach, w naszym społeczeństwie i naszej cywilizacji.

Niektóre filmy są bardzo trudne w odbiorze i dotykają bolesnych spraw, ale jednocześnie gdy patrzy się na bohaterów tych filmów, na ludzi, którzy zmagają się z różnego rodzaju ograniczeniami, trudnościami, to otrzymuje się niesamowity ładunek pozytywnej energii. Trudno o tym mówić, by nie popaść w pewnego rodzaju banał, ale to, co dociera w postaci ogólnego komunikatu z tych filmów, to niesamowita afirmacja życia. To jest ładunek, który wynoszę z tego festiwalu.

Dwa lata temu, gdy zasiadała pani w jury, wygrały filmy „Rumba” i „Jak po maśle”. Produkcje te pokazywały niepełnosprawność „na wesoło”. Wtedy takich filmów było dużo. Jakie spojrzenie przeważało w tym roku?

Tak, rzeczywiście. Najwyższym stopniem wtajemniczenia w sztukę jest umiejętność łączenia pierwiastków tragicznych z komicznymi. Bo życie tak nam się układa. Często te dwa pierwiastki ze sobą sąsiadują i się przeplatają. To jest zresztą najciekawsze w naszej egzystencji. Sztuka nie zawsze potrafi to pochwycić. Kiedy udaje jej się stworzyć tę dwubiegunowość w narracji, estetyce, sposobie opowiadania, doborze bohaterów, to wtedy właśnie osiąga ten najwyższy pułap.

Na tegorocznym festiwalu to się zdarzyło kilkakrotnie. Najpełniej w filmie, który otwierał festiwal, czyli „Hasta la vista”. Wspaniały film, który opowiada o pełnym człowieku, bez względu na to, czy on jeździ na wózku, czy ma różnego rodzaju ograniczenia. To, co jest nowe na tym festiwalu i to co witam  z wielką nadzieją i zainteresowaniem, to bezpruderyjne dotykanie sfery, która pojawiała się dotychczas w formie nieśmiałej; mianowicie – mówiąc najogólniej – potrzeb erotycznych ludzi niepełnosprawnych. Dotychczas było to tematem tabu, zamiatanym pod dywan. O tym mówiło się w sposób wstydliwy, półgębkiem.

Dwa lata temu na festiwalu taką jaskółką tego tematu był polski film dokumentalny, który opowiadał o „tych sprawach”, ale w sposób zawoalowany. Wtedy to było dosyć odkrywcze i  przekraczające bariery. W tej chwili mamy do czynienia z erupcją filmów dotykających tej sfery i te filmy mówią o tym w sposób,  w jaki powinno się ten temat podejmować, bo to są zwykłe, normalne potrzeby, niezbędne do rozwoju osobowości, i muszą być zaspokajane w jakiś sposób. Nie ma jednej na to recepty, ale to fantastyczne, że mówi się o tym w taki otwarty sposób.

Festiwal istnieje od blisko dziesięciu lat. Pamiętam pierwsze edycje; temat ten był absolutnym tabu. Co się stało w ciągu tych - niewielu przecież - lat, że reżyserzy, twórcy filmowi nabrali tak ogromnej odwagi – bo tegoroczne filmy są bardzo odważne?

To świadczy o tym, że tego typu imprezy, spotkania, dyskusje i medialne akcje poszerzają krąg świadomości. Możemy obserwować, że nawet taka niewielka impreza, która w tej chwili się rozrasta, bo mamy 35 ośrodków, w których wyświetla się te filmy, działa na zasadzie kręgów na wodzie, które się rozchodzą. To jest niesamowita nadzieja, że takie działanie ma najgłębszy sens, bo owocuje tym, że przebudowuje się coś w ludzkiej świadomości, że zmienia się poziom dialogu, że sztuka i jej uprawianie mają wielki sens. Okazuje się, że zmienia świat, ludzi, ich światopogląd. Rozszerza horyzont. Można to tutaj zaobserwować.

Nagrody Motyle 2012
Nagrody Motyle 2012, fot. Wojciech Szwej

Z perspektywy tego festiwalu przykro jest usłyszeć głos osoby, która wydaje się mieć stępioną wrażliwość; mam na myśli głos premiera, który w odniesieniu do paraolimpiady w Londynie powiedział, że nigdy nie będzie budziła takich emocji, jak olimpiada sprawnych sportowców, oznacza, że on nie rozumie pulsu współczesności. Po pierwsze, w normalnym cywilizowanym świecie, do którego aspirujemy, te granice coraz wyraźniej się zacierają, co się wyraża w różnych dziedzinach życia, głównie w edukacji. W normalnych szkołach uczą się dzieci z różnego rodzaju ograniczeniami i wadami. W ten sposób integrują się z resztą społeczeństwa i społeczeństwo też się integruje z nimi. Sama paraolimpiada i medialne zainteresowanie nią w tamtym świecie, bo niestety nie w naszym, świadczy też o tym, że granice w mediach też się zacierają. Są sportowcy, jak nasza tenisistka stołowa Natalia Partyka, którzy odnoszą sukcesy na obu igrzyskach.

Nakręciła pani serial „Głęboka woda”, zupełnie inny niż pozostałe emitowane na ekranie TVP. Jak udało się przekonać ludzi z telewizji, że można „karmić” widzów nie tylko lekkimi serialami i pokazywać tematy uważane za szalenie trudne?

Nastąpił szczęśliwy zbieg okoliczności. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej rozpisało konkurs na serial, który miał przełamać zły wizerunek pracownika socjalnego i sprawić, że społeczeństwo inaczej spojrzy na tę grupę zawodową. Wygraliśmy ten konkurs i w konsekwencji otrzymaliśmy fundusze, które sprawiły, że do Telewizji Publicznej udaliśmy się z zapleczem finansowym, które umożliwiło zrealizowanie tego serialu. Telewizja też się dołożyła i użyczyła swojej anteny.

To wszystko brzmi lekko żałośnie w kontekście tego, o czym się mówi wstydliwie w naszych czasach, mianowicie o misyjności telewizji publicznej. Tak naprawdę tylko ten serial i może jeszcze kilka programów publicystycznych czy kulturalnych, które się realizuje, spełnia do końca tę misję. Najbardziej ciekawe i zaskakujące – również dla osób odpowiedzialnych za program telewizji publicznej, było to, że ten serial spotkał się z dużym odzewem publiczności. Oglądalność była spora, plasowała się na poziomie dwóch milionów widzów na jeden odcinek. Czuło się, że ludzie mają potrzebę dzielenia się swoimi przeżyciami. I to jest najcenniejsze odkrycie, które poczyniłam. Tak nam wmawiają, że widzowie chcą tylko rozrywki, łatwych tematów, że telewizja ma służyć tylko do tego, by poprawiać nam samopoczucie. W dzisiejszych czasach, co widać tutaj, jest odwrotnie.

Gdyby ludzie, którzy odpowiadająca za pogram mediów, słyszeli naprawdę to, czego społeczeństwo oczekuje, to umieliby wykorzystać ten niesamowity ładunek emocjonalny, który  tkwi w tych tematach. Jest to taki najbardziej pozytywny „message”, który nawet z tych filmów mówiących o sporcie można odebrać: że w ludziach tkwi niesamowity potencjał, że są w stanie pokonywać przeszkody, walczyć z nimi, odnosić podwójne zwycięstwo – ze swoją słabością i otoczeniem czy wyzwaniami, które stwarza sport. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej przekonującego nadającego się do przekazu medialnego, kształtowania świadomości społecznej, szeroko rozumianej edukacji i kreowania pozytywnych wzorców, a to wszystko mieści się w zapisie o misji, którą spełniać powinna telewizja publiczna.

Wspominała pani, że Festiwal Integracja „Ty i Ja” to inspiracja dla twórców. Co z tego festiwalu będziemy mogli zobaczyć w drugiej edycji serialu „Głęboka woda”? 

Nie tak wprost, ale odbieram tutaj bardzo dużo inspirujących bodźców. To jest podobny krąg tematyczny. Ta najbardziej dogłębna inspiracja to chęć połączenia tych pierwiastków dramatycznych i realistycznych, pokazujących prawdziwe życie z przesłaniem pozytywnym, budującym, że coś z tego wynika, że nad tym się unosi nie  tylko czarna aura, ale coś jasnego, zabawnego  i otwierającego.


Magdalena Łazarkiewicz – laureatka wielu prestiżowych nagród filmowych; realizuje filmy dokumentalne i fabularne (m.in. "Białe malżeństwo", "Drugi brzeg, "Na koniec świata"), jest także reżyserem na scenie dramatycznej. Absolwentka Wydziału Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim oraz Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas