Po wakacjach nauka znów będzie odbywać się stacjonarnie w szkołach. Co to oznacza dla uczniów z niepełnosprawnością intelektualną i ich rodzin? Czy w ich wypadku edukacja zdalna zdała egzamin i jakie były dla nich koszty izolacji? Na te pytania odpowiada dr Radosław Piotrowicz z Akademii Pedagogiki Specjalnej.
Mateusz Różański: Jaka była Pana pierwsza myśl na wieść o tym, że od września uczniowie wracają do szkół?
Dr Radosław Piotrowicz: Najpierw pojawiło się pytanie o to, jak zapewnione będzie bezpieczeństwo uczniów – w tym uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w sytuacji zwiększonej liczby zachorowań. Uczniowie z niepełnosprawnością intelektualną to zróżnicowana grupa o różnym stopniu zaburzeń, często z wieloraką niepełnosprawnością i współistniejącymi schorzeniami. Z tego powodu jest to grupa szczególnie narażona na zachorowania oraz stanowi grupę wysokiego ryzyka. Infekcja Covid-19 może stanowić nieznane konsekwencje dla zdrowia i życia.
Pierwszy września to czas powrotu z wakacji i oczywiście zdecydowanie podwyższone ryzyko zachorowań. To moment skupienia w jednym miejscu w szkole dużej grupy osób: nauczycieli i uczniów, którzy wrócą z wakacji, urlopów. Nikt z nas tak dokładnie nie wie, czy jest zdrowy. Nie przeszliśmy badań, nie mamy zapewnionych ich bezpłatnie. Istnieje prawdopodobieństwo, że wiele osób wróci z wirusem, często nawet o tym nie wiedząc. To się okaże dopiero w ciągu pierwszych dwóch tygodni szkoły.
Sytuacja uczniów z niepełnosprawnością intelektualną jest chyba jeszcze trudniejsza?
W przypadku uczniów z niepełnosprawnością intelektualną trudno jest zapewnić bezpieczny dystans, wymagać od nich przestrzegania reguł. Im większy stopień niepełnosprawności, tym bardziej uczniowie potrzebują bezpośredniego kontaktu, szczególnie w czynnościach samoobsługowych, przemieszczaniu się. W tej grupie są uczniowie, którzy potrzebują stałego fizycznego wsparcia nauczyciela, terapeuty. Ponadto przestrzeń, jaką jest klasa stanowi duże ograniczenie aktywności uczniów.
Pierwszy września to będzie wyzwanie dla szkoły jako organizacji, nauczycieli, ale przede wszystkim rodziców, którzy staną przed decyzją posłania dziecka do szkoły, mając na uwadze zagrożenia, ale i również własne zobowiązania jak np. świadczenie pracy. To moment krytyczny dla nas wszystkich. Być może lepszy byłby termin w połowie miesiąca.
Czy edukacja zdalna zdała egzamin w wypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną?
To jak w przypadku wszystkich uczniów w edukacji – u części zdała, u części nie. Na pewno nie zapewniła ona stuprocentowej efektywności. U uczniów z niepełnosprawnością intelektualną, szczególnie w stopniu umiarkowanym, znacznym lub głębokim prowadzenie zajęć poprzez platformy internetowe było bardzo trudne, a wręcz niemożliwe. Brak bezpośredniego kontaktu uniemożliwiał realizację w praktyce zajęć terapeutycznych i rehabilitacyjnych. Edukacja wymaga podtrzymywania uwagi ucznia, bycia w jego polu widzenia, ale też diagnozowania jego kompetencji.
Poza tym wiele ćwiczeń i zadań wymaga bezpośredniej pracy, bycia z uczniem. Uczenie na odległość sprowadza się więc często do instruktażu dla rodziców, którzy stawali się de facto głównymi terapeutami dla swoich dzieci. Na początku pandemii rodziny zostały dosłownie zasypane różnego rodzaju ćwiczeniami, metodami pracy z dzieckiem, zabaw, treningów etc. To zaowocowało chaosem, dużym obciążeniem rodziny ucznia. Z czasem powoli się to stabilizowało, zaczęliśmy się odnajdywać w nowej rzeczywistości.
Tymczasem efektywność terapii u dzieci z niepełnosprawnością wyznacza systematyczność zajęć, konkretyzacja zadań, spójność działań specjalistów. Dlatego muszą one być nakierowane na konkretny cel terapeutyczno-edukacyjny oraz muszą być prowadzone konsekwentnie. Nie ilość, lecz jakość terapii decyduje o ich skuteczności. Obserwujemy też, że tam gdzie terapeuci zaczęli prowadzić ćwiczenia zdalne, które można było powiązać z codziennymi czynnościami samoobsługowymi takimi jak ubieranie, jedzenie czy w formie zabaw relacyjnych, były widoczne pozytywne efekty. To efekt tego, że rodzice zaczęli spędzać więcej czasu z dziećmi, organizacja zajęć domowych nabrała formy stałego schematu dnia, zaś przedmioty codziennego użytku stały się pomocami dydaktycznymi. To takie naturalne uczenie.
Ponadto zaczęli to traktować nie jako ćwiczenia, ale raczej formę spędzania czasu razem. Jednak czym innym jest dostęp do rehabilitacji medycznej. Tej większość rodziców, przy jednoczesnym wsparciu specjalistów, z oczywistych przyczyn nie mogła zapewnić. To dotyczy również wysokospecjalistycznych zajęć szkolnych np. logopedycznych, konkretnych form terapii.
Z drugiej strony wielu rodziców skarży się na nadmiar nowych obowiązków.
Szkoła, poza szeroko rozumianą edukacją, to również opieka nad uczniem. W normalnych warunkach, szkoły czy przedszkola odciążają rodziców w opiece nad dziećmi, w tym z niepełnosprawnością intelektualną. Dzięki temu mogą oni chodzić do pracy, zająć się swoimi sprawami, zrobić zakupy, załatwić sprawę w urzędzie czy po prostu odpocząć. Gdy to odciążenie w czasie epidemii zniknęło, całość opieki spadła ponownie na rodziców. W wielu rodzinach stało się to sytuacją kryzysową nieporównywalną z sytuacją rodzin z pełnosprawnym dzieckiem. A nie trzeba chyba nikogo uświadamiać, że czym innym jest opieka nad dzieckiem sprawnym, a czym innym nad dzieckiem szczególnie z wieloraką, często sprzężoną niepełnosprawnością.
Jakie były koszty przymusowej izolacji dla tych uczniów?
Bardzo różne. Zależy to od stopnia niepełnosprawności, warunków środowiskowych rodziny, ale też dostępu do urządzeń i platform internetowych. Dla dzieci z poważną niepełnosprawnością intelektualną praca zdalna to często forma zbyt abstrakcyjna i bardzo obciążająca. U jednych praca z komputerem nie wzbudza zainteresowania, nie są w stanie skupić uwagi na tego typu zajęciach. Dla innych zaś stanowiły „atrakcję”, jednocześnie zbyt mocno przykuwały uwagę, co w konsekwencji zaburzało relacje z innymi osobami.
Można również wyodrębnić grupę dzieci, która była wręcz beneficjentami edukacji zdalnej. Działo się tak wtedy, gdy rodzice umiejętnie wdrożyli się w nowy tryb nauki przy odpowiednim wsparciu terapeutów. Zamienili oni po prostu bieganie od placówki do placówki na systematyczną pracę z dzieckiem.
Pandemia wpłynęła też na kondycję psychiczną dzieci…
Nie wolno jednak zapominać o koszcie emocjonalno-społecznym. Niektórzy uczniowie, w tym szczególnie ze spektrum autyzmu, bardzo źle przeżyły konieczność izolacji w domu. Wiązało się to dla nich z pogłębieniem problemów emocjonalnych, często zwykłym rozładowaniem emocji i energii. Innym ważnym czynnikiem terapii i edukacji dzieci z niepełnosprawnością intelektualną jest plan dnia. Stały schemat codziennych aktywności, plan zajęć szkolnych, dawał im poczucie bezpieczeństwa. W domu ta stałość ginie.
Zmienność skutkuje zaburzeniami zachowania, emocji, trudnościami w rozumieniu kontekstu sytuacji. Tę sytuację pogarsza jeszcze bardziej izolacja od grupy, od społeczności, w której dziecko funkcjonowało. Grupa rówieśnicza jest naturalną inspiracją rozwoju dziecka! A w edukacji zdalnej, prowadzonej „jeden na jeden” nie ma tego. Te wszystkie koszty dotyczą nie tylko dzieci, uczniów, ale i ich rodziców. Ci często doświadczają wypalenia spowodowanego stresem i ogromną ilością pracy opiekuńczej, podwójną rolą rodzica i terapeuty.
Jak pana zdaniem pedagodzy pracujący z dziećmi powinni się przygotować do pracy w nowych warunkach. Czy są już może jakieś rekomendacje?
Nie ma takich konkretnych rekomendacji – wszystko pozostaje na poziomie ogólności. Poza takimi aspektami, jak zachowanie dystansu czy stosowanie środków ochronnych. Proszę też pamiętać, że w przypadku edukacji uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym, znacznym i głębokim nie ma tradycyjnej podstawy programowej. W pracy edukacyjnej bazujemy na indywidualnej diagnozie dziecka, jego indywidualnym programie edukacyjno-terapeutycznym.
Sami nauczyciele muszą zdecydować, co mogą z danym dzieckiem zrobić, jakie są jego możliwości i jaki rodzaj pracy będzie najskuteczniejszy. Kiedy pracujemy z klasą, w której jest 8 uczniów z niepełnosprawnością intelektualną, to dla każdego z nich musimy przygotować oddzielny zestaw zadań. To samo dotyczy zajęć zdalnych. Wiele zależy od rozpoznania potrzeb konkretnego ucznia i naszej kreatywności.
Częstą formę zajęć stanowią specjalnie nagrywane przez nauczycieli, terapeutów filmiki z ćwiczeniami, zadaniami edukacyjnymi, adresowanymi indywidulanie do uczniów. Indywidualizacja zajęć, dostosowanie do poziomu kompetencji, do rodzaju zaburzeń i trudności ucznia – to wszystko powoduje, że zajęcia, szczególnie przygotowywane przez specjalistów prowadzących terapię indywidualną nie tylko dla danej klasy jako zespołu, ale często dla kilkudziesięciu uczniów, wiążą się z ogromnym nakładem pracy. Również po zakończeniu oficjalnych godzin pracy.
Trudno mi więc wyobrazić sobie, jak mogłyby wyglądać takie wytyczne dla pedagogów specjalnych, logopedów i innych terapeutów realizujących zadania wynikające z orzeczeń poradni psychologiczno-pedagogicznych.
Pojawiają się obawy, że w ramach oszczędności samorządy będą cięły wydatki na edukację, na czym najbardziej ucierpią uczniowie z niepełnosprawnością, którzy stracą dostęp do specjalistów.
Obecna sytuacja jest bardzo skomplikowana. Przyznam, że tego typu sygnały do mnie nie docierały. Z tego co wiem, problemem jest ograniczony dostęp do specjalistów. W dużej mierze zależy to od typu placówek (publicznych, niepublicznych, prywatnych) oraz sposobu ich finansowania. Wszystkie placówki poradniane ograniczyły dostępność. Początkowo przez nakaz przejścia na teleporady, następnie zaś po powrocie do działalności zgodnie z obowiązującymi zaleceniami (czas na dezynfekcję, zachowanie dystansu, organizację przyjęć itp.).
W tych placówkach często dofinansowanie odbywa się na zasadzie płatności za udzielone świadczenie. Ograniczona liczba przyjęć skutkuje mniejszą dotacją, a ta niestety nie pokrywa kosztów utrzymania poradni i pracowników. Stąd w obecnym czasie sporo działalności zostało zawieszonych bądź pojawiły się problemy z utrzymaniem kadry, redukcje w zatrudnieniu.
W edukacji zaś podział na mniejsze grupy klas, adekwatnie do wymogu sanepidu, to jednocześnie większa liczba godzin w siatce organizacyjnej szkoły. To wymagałoby dodatkowego zatrudnienia na pewien czas. I tu zapewne jest trudność z pozyskaniem kadry specjalistów.
Nauczanie zdalne sprawiło, że plan zajęć trzeba było zmodyfikować. Ilość pracy nad przygotowaniem do zajęć, ale też inny ich charakter sprawił, że pracujący w szkole specjalista miał de facto mniej czasu dla pojedynczego ucznia. W realu przed epidemią praca odbywała się z grupą, w trakcie której nauczyciel – terapeuta miał bezpośredni kontakt z uczniem. Przeplatał więc zajęcia grupowe z indywidualnym wsparciem ucznia. Przy zdalnym nauczaniu to, co było realizowane w trakcie godziny zajęć z grupą, należało rozłożyć na zajęcia odrębnie z uczniami indywidualnie.
To zwiększyło zdecydowanie liczbę godzin pracy w domu i zaangażowania nauczycieli. Przez to jednak paradoksalnie zmniejszyło liczbę zajęć, które pojedynczy uczniowie mieli w szkole zgodnie z planem. Zwłaszcza, że w sytuacji, gdy szkoły pracowały w trybie zdalnym, zmniejszano liczbę godzin ponadwymiarowych, znoszono dodatki za trudne warunki pracy. Warto pamiętać, że po ogłoszeniu pandemii w wielu placówkach, mimo zawieszenia zajęć dydaktycznych, były prowadzone zajęcia rewalidacyjne – na przykład z logopedą.
Jednak zmian nie da się uniknąć.
Moim zdaniem, prawdziwym wyzwaniem będzie stworzenie w szkołach warunków do tego, by uczniowie byli bezpieczni, zapewnienie dostępności do bezpłatnych badań na Covid-19 dla nauczycieli. Bardzo wiele będzie zależało od kolejnych systemowych rozwiązań dotyczących sposobu finansowania zajęć, od decyzji dyrektorów szkół, rodziców i samych pedagogów. Odpowiedzialności nas samych.
Praca z uczniem, z dzieckiem z grupy szczególnego ryzyka zachorowania to również olbrzymie obciążenia psychiczne. Brak możliwości bezpłatnych badań, weryfikacji swojego stanu zdrowia, świadomość że można być jedną z wielu osób, które mogą zagrozić zdrowiu ucznia, życie w ciągłym stresie i niepewności, zapewne będzie dużym obciążeniem w pracy. Ja sam z myślą o bezpieczeństwie w bezpośredniej pracy z dziećmi, z osobami dorosłymi z niepełnosprawnością, poddałem się testom na obecność Covid-19. Niestety, były to badania odpłatne, gdyż bezpłatne nam pedagogom specjalnym, jak i wielu innym grupom, nie przysługują.
***
Dr Radosław Piotrowicz – adiunkt w Zakładzie Edukacji i Rehabilitacji Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną w Instytucie Pedagogiki Specjalnej w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Pełni też funkcję sekretarza Zarządu Głównego Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną.
Komentarz