NIE PĘKAĆ i być do przodu – rozmowa z Jerzym Owsiakiem
Charyzmatyczny działacz społeczny, organizator imprez dobroczynnych i muzycznych, inicjator Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - jedynej w swoim rodzaju ogólnopolskiej akcji charytatywnej z kwestą, o charakterze święta społecznego. Brał udział w organizowaniu festiwali muzycznych w Jarocinie, a teraz organizuje kilkusettysięczne festiwale muzyki rockowej Przystanek Woodstock. Realizuje się również jako twórca witraży oraz prezenter radiowy i telewizyjny, wprowadził do mowy potocznej m.in. takie powiedzenia, jak "Siema" i "Róbta, co chceta". Urodził się 6 października 1953 roku w Gdańsku, od lat mieszka w Warszawie.
Czy jesteś osobą
szczęśliwą?
Tak, czuję się osobą szczęśliwą, dlatego, że robię to, co lubię. Tak mi się życie ułożyło, że nie
muszę kombinować "pod górę" i starzeję się młodo, bo cały czas są wokół mnie ludzie
młodzi, z którymi robię rzeczy - począwszy od Fundacji - bardzo wartościowe moralnie. Wszystko, co
robię, sprawia mi ogromną frajdę.
Co jest Twoim zdaniem, największym
nieszczęściem w życiu człowieka?
Choroba. Odbierająca człowiekowi możliwość realizacji jego życiowego powołania. Jakakolwiek jest to
choroba, zawsze nas spowalnia, nie pozwalając wyrazić siebie w pełni. Uważam, że cokolwiek działoby
się w moim życiu, póki mam zdrowe ręce i nogi, to zawsze dam sobie radę i mogę zadbać o siebie i
swoich najbliższych. Kiedy ludzie pytają mnie, jakie mam trzy życzenia do złotej rybki, to zawsze
odpowiadam, żeby wszyscy byli zdrowi, bo to jest dla mnie w życiu najważniejsze.
Co najbardziej cenisz u
ludzi?
Szczerość i prostotę, ale nie prostactwo. Ludzie dla mnie mogą być najbardziej wyrafinowani i
ekstrawaganccy, mogą nic nie rozumieć, mogą grać muzykę, której nie lubię, mogą malować obrazy,
które mi się nie podobają, oby tylko nie ściemniali. Żeby dwa plus dwa nie było dwadzieścia dwa,
tylko zawsze cztery.
Dlaczego boimy się kontaktów z
niepełnosprawnymi?
Nie potrafimy tych kontaktów nawiązywać. Jeżeli nie mamy kogoś niepełnosprawnego w rodzinie, wśród
przyjaciół, gdzieś obok siebie, to boimy się, że popełnimy jakiś nietakt i nieświadomie urazimy.
Mamy w tym małe doświadczenie. Nikt nas tego nie uczy. Potrafimy już nie oglądać się na ulicy za
człowiekiem, który ma kolorową skórę, ale na to też potrzeba było wielu, wielu lat glądania filmów
amerykańskich. Filmów, które uczą, że ci ludzie powinni być nie tyle traktowani normalnie, lecz
tego, że są jednym z elementów życia.
Jak sobie radzisz sobie w chwilach,
gdy dopadają Cię problemy?
Generalnie ciężko. Rok temu, gdy media zrobiły na mnie totalną nagonkę za Przystanek Woodstock, i
jedne za drugimi powtarzały bzdury oraz wylewały na mnie straszne pomyje, wtedy było mi naprawdę
bardzo ciężko. Wówczas potrzebuję wsparcia najbliższych: rodziny i przyjaciół. Gdyby nie Fundacja,
gdyby nie krąg ludzi, z którymi co dzień miałem do czynienia, to nie wiem, jak bym te ataki
przetrzymał.
Czy osoba niepełnosprawna powinna
być traktowana na specjalnych prawach?
Tylko na takich prawach, jakich wymaga dana niepełnosprawność. Jeżeli ktoś jeździ na wózku, to
musimy go inaczej traktować, bo musi mieć np. szersze drzwi, podjazd... ale poza tym nie ma żadnego
powodu, by traktować osoby niepełnosprawne w jakiś szczególny sposób. Jeżeli niepełnosprawny byłby
agresywny, nieprzyjemny, to nie ma przebacz.
Na czym polega, Twoim zdaniem,
integracja?
Dla mnie integracja polega na wysłuchaniu każdego, na znalezieniu słabego ogniwa, na
pogonieniu najsilniejszych i na podciągnięciu najsłabszych, na wspólnym przegadaniu różnych
tematów, ale nie mylić tego z "demokracją", bo u nas nie ma demokracji. U nas - w
momencie godziny zero-zero - jest rządzenie jednoosobowe i to zdaje egzamin. Mówię trochę
żartobliwie, ale ktoś musi taką dużą organizacją rządzić, czyli integrować wieloosobowe grupy.
Wtedy łatwiej jest osiągać efekty. W Fundacji cały czas realizujemy ideę integracji. Polega to na
tym, że po prostu jesteśmy ze sobą, tworzymy zespół. Wręcz mówimy: zdałeś egzamin z integracji, a
więc ze wspólnego działania. Nie musimy się kochać, nie musimy spotykać się na okrągło, ani być
tego samego wyznania, filozofii, tych samych "życiowych kolorów", ale jeżeli mamy jakieś
zadanie, to realizujemy je wspólnie. Wtedy integracja może nam bardzo pomóc, jeżeli ma mocne
podstawy.
W czym czujesz się
niepełnosprawny?
Nie znam języków obcych i czuję się w tej dziedzinie mocno niepełnosprawny...
Największa gafa, jaką
popełniłeś?
Nieraz takie bzdury gadam... Kiedyś o jakimś tam kolesiu powiedziałem do dziewczyny na pewnym
przyjęciu: "on jest straszny..." tu użyłem na dodatek nieprzyzwoitego słowa. Na końcu
długiej rozmowy, dziewczyna powiedziała, że właśnie bierze z nim ślub. Skuliłem się jak pies i
odszedłem z podkulonym ogonem.
Największe dobro, jakie Cię spotkało
od drugiego człowieka?
W klasie maturalnej pani mnie przepuściła, bo namalowałem jej podobiznę i wydawało mi się, że to
jest największe dobro, jakie spotkało mnie od drugiego człowieka. Potem z wiekiem to dobro
przemienia się w różne gesty; w to, że nas ktoś podtrzymuje na duchu, jest obok i kiedy trzeba,
mówi: "Nie pękaj, dasz sobie radę" albo ktoś po prostu nie skrytykuje nas w momencie,
kiedy miałby do tego prawo. lak choćby przy tej mojej gafie - dziewczyna nie przyłożyła mi w twarz,
chociaż mi się słusznie wtedy należało...
Co chciałbyś w życiu jeszcze
osiągnąć?
To, co robię, jest OK, wystarczy, aby się to nie zepsuło. Obyśmy mieli tylko siłę jak najdłużej to
robić. Jest, co robić, ważne tylko by było można.
Motto Twojego życia?
Nie pękać, nie pękać i być do przodu.
Człowiek niepełnosprawny
to...
Małowidoczny.
Rozmawiała: Agata Szczepłek, foto: Piotr Stanisławski, Integracja
Źródło: Integracja, styczeń-luty 2005, str.: 44-45
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Dodaj komentarz