Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Medycyna - fakty i mity

23.12.2004

Rozmowa z Jarosławem Kosiatym, lekarzem, nauczycielem akademickim i dziennikarzem.

Rośnie popularność niekonwencjonalnych metod leczenia. Jak odróżnić to co rzeczywiście skuteczne od naciągactwa?

Rzeczywiście, obecna sytuacja w służbie zdrowia i wielomiesięczne kolejki do lekarzy (zwłaszcza specjalistów), a także ceny wielu leków już teraz spowodowały, że znacznie wzrosło zainteresowanie rozmaitymi niekonwencjonalnymi metodami leczenia. Niestety, wiele osób próbuje nieuczciwie wykorzystać trudną sytuację cierpiącego człowieka i jego rodziny, przedstawiając zupełnie nieskuteczne, a w wielu przypadkach nawet szkodliwe metody szybkiego pozbycia się choroby. Czym kierować się przy lekturze tego typu ogłoszeń?

Przede wszystkim zawsze należy sprawdzić, czy diagnozowaniem i leczeniem w danej metodzie zajmuje się lekarz, a więc osoba posiadająca dyplom wydziału lekarskiego Akademii Medycznej. Niewiele osób wie, że udzielanie bez uprawnień świadczeń zdrowotnych, polegających na rozpoznawaniu chorób i ich leczeniu, stanowi naruszenie prawa (Ustawa o zawodzie lekarza, art. 58) i podlega karze grzywny. Dodatkowo, jeżeli sprawca określonego wcześniej czynu działa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej albo wprowadza w błąd co do posiadania takiego uprawnienia, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do 1 roku (Ustawa o zawodzie lekarza, art. 58). Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na referencje danego lekarza (np. duże, własne doświadczenie w danej dziedzinie medycyny, dorobek naukowy, granty i stypendia, przynależność do towarzystw naukowych, praca w szpitalu klinicznym itd.).

Przestrzegałbym natomiast przed wszelkimi metodami proponującymi szybkie i bezbolesne leczenie powszechnie występujących chorób oraz ludzi sugerujących, że dzięki skorzystaniu z nich można uniknąć planowanego zabiegu operacyjnego lub innej, uciążliwej formy terapii (np. chemio- lub radioterapii przeciwnowotworowej). 

Jak jest różnica między medycyną naturalną a konwencjonalną?

Medycyna jest "nauką i sztuką lekarską, a także ogółem wiedzy o zachowaniu zdrowia, leczeniu chorych i profilaktyce" (Słownik wyrazów obcych Władysława Kopalińskiego). Łacińskie medicina oznacza bowiem dokładnie sztukę lekarską, a medicus to po łacinie lekarz. Oczywiście wraz z olbrzymim rozwojem wiedzy w samej medycynie z czasem wyodrębniły się różne specjalizacje (kardiologia, pediatria, neurologia, onkologia itd.). Nie zwalnia to jednak żadnego z lekarzy od całościowego patrzenia na pacjenta i jego problemy, a nie zajmowania się jedynie pewnym fragmentem ludzkiego ciała.

Medycyna jest jedna i wszelkie powstałe później pojęcia, jak np. medycyna naturalna czy holistyczna, mogą wprowadzać w błąd. Zwolennicy tzw. medycyny naturalnej akcentują powrót do natury i wykorzystywanie wyłącznie naturalnych sposobów oraz surowców do przygotowywania leczniczych mikstur. Tymczasem wiele obecnie stosowanych metod leczenia i leków wzięło się właśnie z uważnej obserwacji i badań otaczającego nas świata. Przykłady: spostrzeżenie Aleksandra Fleminga, że w obecności pleśni nie rozwijają się bakterie (1928 r.), zaowocowało odkryciem pierwszego antybiotyku - penicyliny, a doświadczenia Fryderyka Bantinga na psach (1921 r.) pomogły w poznaniu insuliny ratującej życie cukrzykom na całym świecie. Dzisiaj jednak nikt z anginą paciorkowcową nie połyka pleśni tylko dostaje zastrzyki z syntetycznym antybiotykiem. Tak samo nie morduje się psów celem uzyskania z ich trzustek insuliny, gdyż inżynieria genetyczna umożliwiła niezależną produkcję czystego hormonu. Co więcej, syntetyczne leki są bezpieczniejsze, gdyż znamy bardzo dokładnie ich skład i budowę. Tymczasem w przypadku np. wielu preparatów ziołowych nie zawsze wiemy, jaki wpływ na danego chorego będą miały inne, obecne w danej roślinie związki chemiczne i substancje (chodzi również o interakcje z innymi przyjmowanymi w tym czasie lekami). Nie oznacza to, że medycyna zrezygnowała z korzystania z ziół. Wiele z nich znalazło stałe miejsce w naszych apteczkach. 

Z czego wynika rosnąca popularność medycyny holistycznej i opisywane często w mediach przykłady "cudownych wyleczeń"?

W olbrzymiej części przypadków opisy rzekomych "0cudownych wyleczeń" są radosną twórczością i wymysłem ich autorów, zainteresowanych popularyzacją własnej "cudownej" metody uzdrawiania. Nic tak bowiem dobrze nie działa w marketingu i reklamie jak dobry przykład. W pewnej części przypadków "cudowne wyleczenia" mogą też być spowodowane... wcześniejszymi błędami w diagnostyce medycznej.

Z własnego doświadczenia i pracy w Centralnym Szpitalu Klinicznym AM przy ul. Banacha w Warszawie mogę podać dwa przykłady: wykonaliśmy u czterdziestokilkuletniego mężczyzny zdjęcie radiologiczne klatki piersiowej. W górnym polu lewego płuca widoczny był okrągły cień mogący odpowiadać guzowi płuca. Niejasny obraz, brak innych objawów oraz lekarska intuicja skłoniły mnie do dokładniejszego zbadania pacjenta. Okazało się dzięki ocenie na innym urządzeniu oraz po dokładnych oględzinach pacjenta, że cień na zdjęciu był spowodowany... dużym, ciemnym znamieniem obecnym od dzieciństwa na skórze pleców.  Inny przykład to poszerzony na zdjęciu rtg klatki piersiowej młodej kobiety cień śródpiersia mogący odpowiadać powiększonym węzłom chłonnym (co z kolei może mieć ścisły związek z chorobą nowotworową). Zapytałem wtedy, czy młoda dama nie nosi z tyłu długiego warkocza... Ponowne zdjęcie (z upiętym na głowie warkoczem) rozwiało wszystkie wątpliwości i "cudownie" wyleczyło pacjentkę z bardzo groźnej choroby. 

Coraz częściej jednak różne zabiegi paramedyczne sygnują swoim nazwiskiem dyplomowani lekarze...

Niestety, znam negatywne przykłady działań lekarzy, którzy mimo dyplomu ukończenia studiów medycznych proponują swoim pacjentom nieudowodnione w żaden naukowy sposób metody leczenia.  Chwytliwe hasła, odwołania do natury i obietnice uniknięcia negatywnych efektów ubocznych "klasycznych" metod leczniczych powodują, że ludzie chętnie godzą się na nowe metody, rezygnując przy tym z wcześniej rozpoczętego leczenia w przychodni bądź szpitalu. Przykładem takich dziwnych praktyk jest np. rosnąca popularność tzw. barów tlenowych. Tymczasem prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie podczas ubiegłorocznej konferencji naukowej przestrzegał wszystkich przed modą na "bary tlenowe", gdyż korzystanie z nich może być dla zdrowych osób wręcz szkodliwe. Sprzyja bowiem zwłóknieniu płuc oraz powstawaniu rakotwórczych wolnych rodników. Niestety, moda trwa nadal...

Dla osób przewlekle bądź nieuleczalnie chorych, każda nowość jest szansą na całkowitą odmianę losu. Czy można powiedzieć tym ludziom coś krzepiącego, odbierając być może złudne nadzieje stworzone przez nieuczciwych uzdrowicieli?

Współpracuję z Fundacją Pomocy Matematykom i Informatykom Niesprawnym Ruchowo w Warszawie i podczas prowadzenia licznych szkoleń dla osób niepełnosprawnych oraz serwisów internetowych miałem okazję zetknąć się m.in. z osobami chorymi na stwardnienie rozsiane. W pełni rozumiem ich "głód wiedzy" i chęć znalezienia nowej, skutecznej metody walki z chorobą. Te dążenia muszą być jednak oparte na rzeczowych dowodach i opiniach lekarzy mających wieloletnie doświadczenie w danej dziedzinie. Dobrym źródłem informacji są serwisy internetowe największych światowych towarzystw naukowych oraz bibliograficzna baza Medline, zwierająca streszczenia (w języku angielskim) artykułów i doniesień naukowych z ponad 4000 czasopism medycznych z całego świata. Polski przewodnik po bazie Medline umieściłem w internecie pod adresem: abc.esculap.pl (dział: Bazy). Serdecznie zapraszam.

Ku pokrzepieniu powiem, że każdego dnia setki tysięcy naukowców i lekarzy na całym świecie pracują nad wynalezieniem nowych, skuteczniejszych leków. Za naszego życia wynaleziono wiele przydatnych metod rozpoznawania i leczenia groźnych chorób. Każda nowa metoda terapii powinna jednak wcześniej przejść proces weryfikacji, zanim zostanie powszechnie przyjęta przez świat medyczny i zaakceptowana do codziennej praktyki lekarskiej.

Rozmawiała Zoja Mikołajczak.  Autor jest twórcą kilkunastu medycznych serwisów internetowych dla lekarzy i pacjentów, redaktorem naczelnym największego polskiego portalu medycznego Esculap.pl, adresowanego do osób zawodowo związanych z ochroną zdrowia.

Znajdziecie w prasie...

Praterapeuta: "...dążę do zjednoczenia z praistotą światła boskiego. Wykorzystuję energię świetlistą do leczenia wielu schorzeń. Dysponuję dwudziestoma rodzajami energii leczniczej".
Voltoterapeuta: "...Mój zabieg trwa około 10-15 min. To wystarczy, bo ja mam 22 milivolty między dłońmi". "Usunąłem guzy nowotworowe u ok. 200 osób".
Speedterapeuta: "Nie wyglądało to dobrze. Porządna gula wystawała mu z szyi. Obejrzałem ją i przyłożyłem ręce. Po chwili guz zaczął się w oczach zmniejszać. W końcu całkiem zniknął".
Longterapeuta: "Moje biopole oddziałuje na odległość 100 metrów. Dodatkowo energetyzuję wodę i chusteczki. Po przyłożeniu chusteczek ustępują bóle kończyn i goją się rany".
Magterapeuta: "...wyjmuję kręgosłup z ciała pacjenta". "Potem wkładam kręgosłup z powrotem. Jest już po wszystkim".
Krystalochromoterapeuta: "Zbudowałem kryształową lampę do leczenia kolorami. Fala koloru wzmacniana jest trzykrotnie. Leczy wszystko".
Hydroterapeuta: "...energetyzuję butelkę wody mineralnej i polecam codziennie pić w domu". "Wyleczyłem w ten sposób ciężkie złamanie kości piętowej".
Walkterapeuta: "Spaceruję po chorym". "Metoda polega na przekazie energetycznym połączonym z masażem całego ciała stopami. Wyleczyłem guz nowotworowy płuca".
Naturoterapeuta: "Nie badając, jestem w stanie stwierdzić, co jest przyczyną dolegliwości pacjenta. Nie muszę go nawet widzieć. Wystarczy, że będę miał jego zdjęcie lub podpis.  W ten sposób wyleczyłem już niejedną osobę, nawet z nowotworem trzustki czy paraliżem".
Net-terapeutka: "Kilka tygodni temu otrzymałam przez internet fotkę chorego na białaczkę. Dzięki swojej energii uzdrawiam, widząc tylko wydruk z komputera".
Idioterapeuta: "25 lat temu w Krynicy ze ściany wyszła niewysoka postać i rzekła: Masz uzdrawiać" 

Fragment artykułu "Bioenergogłupota".
Autor, prof. dr. hab. med. Andrzej  Gregosiewicz, jest kierownikiem Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcej AM w Lublinie. 
Terminy "słownika" Autor stworzył, wykorzystując cytaty z wydania specjalnego tygodnika "Kulisy".

Integracja 6/2004

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas