Ze skrajności w skrajność
„Jako grupa dzieci specjalnej troski, przemierzając nadmorskie promenady wzbudzaliśmy tsunami litości oraz ciekawość ludzką godną cyrku Korona. Wcześnie zauważyłam, że jak jestem otoczona ludźmi pełnosprawnymi, nie wzbudzam takiej sensacji i chorobliwej ciekawości” – pisze Barbara Potempa.
Nigdy nie lubiłam etykietki „dla niepełnosprawnych”. Choć mam wiele deficytów i nie potrafię się podrapać nawet po czubku nosa. Zawsze mówiłam, że nie jestem niepełnosprawna, tylko nie potrafię chodzić, tak jak inne dzieci nie poznały tabliczki mnożenia, a niektórzy ludzie nie potrafią rozróżnić koloru czerwonego i zielonego. Ich nie piętnuje się z powodu ich ograniczeń. Zwyczajnie otrzymałam inny pakiet umiejętności. Nie było we mnie przyzwolenia na szufladkowanie mnie i jeszcze większe ograniczanie. Moje ciało robiło to dostatecznie mocno.
Jako dziecko źle się czułam na turnusach rehabilitacyjnych, bo z rehabilitacją miało to niewiele wspólnego. Mało tego, często były niedostosowane do moich potrzeb, jak np. stołówka w piwnicy bez podjazdu czy windy, podczas gdy część osób z grupy, w tym ja, poruszała się na wózkach, i to często niesamodzielne. Z koloniami też nie miało to zbyt wiele wspólnego, bo rozrywek nie było – w związku z tym, że każdy miał w innym czasie jakieś zabiegi – albo była jedna na cały turnus.
Jako grupa dzieci specjalnej troski, przemierzając nadmorskie promenady wzbudzaliśmy tsunami litości oraz ciekawość ludzką godną cyrku Korona. Wcześnie zauważyłam, że jak jestem otoczona ludźmi sprawnymi, nie wzbudzam takiej sensacji i chorobliwej ciekawości. Dlatego stroniłam od tego typu rozrywek i zgrupowań. Ponadto, później to różnicowanie sprawni-niepełnosprawni zaczęło mi się kojarzyć z gettem i wszystkimi jego historycznymi następstwami.
Wszelkie czaty, fora i grupy dla osób niepełnosprawnych również budziły we mnie raczej wstręt niż ciekawość. Niby czego miałam się tam dowiedzieć? Przecież ja wiedziałam, jak to jest być osobą niepełnosprawną. Zaś wspólne jednoczenie się w bólu i narzekanie na los jakoś nigdy mnie nie kręciło. Niestety, tak wyglądały moje pierwsze doświadczenia na czatach dla osób niepełnosprawnych wiele lat temu. Cóż, może jestem egoistką, ale chcę się bawić, bo życie jest tylko jedno.
W ogóle co to za pomysł tworzyć tego typu miejsca w sieci? Nikt jakoś nie organizuje czatów dla blondynek, szatynek czy rudych, bo to nie definiuje ich osobowości. Więc dlaczego są tworzone fora dla osób z niepełnosprawnością? Uważałam, że tego typu miejsca nie są wynikiem tolerancji i tworzenia tym osobom przyjaznego miejsca, tylko wręcz stygmatyzowania. Kolejne getta.
Czy niepełnosprawność nas definiuje jako ludzi? Owszem, nasze życie wygląda inaczej, tego nie da się ukryć. Jednak czy naprawdę nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować nawet w internecie, który wydaje się najbardziej dostępną przestrzenią? Czy nie kochamy, czujemy, myślimy jak pełnosprawni ludzie? Dlaczego sami spychamy się na margines społeczeństwa? Przecież nikt nie sprawdza, czy dana osoba ma orzeczenie o niepełnosprawności, jak wygląda albo co potrafi, gdy wchodzimy na forum lub czat.
Najczęściej sami, pod wpływem własnych lęków i przekonań, uciekamy w rejony dobrze nam znane, odbierając sobie szansę na przeżycie nowych doświadczeń. Odbieramy tym samym innym ludziom możliwość poznania nas oraz oswojenia się z naszymi potrzebami. Jesteśmy różni, to fakt, ale nie ma dwóch takich samych osób. Nawet bliźnięta są w jakiś sposób różne. Różnice nie są złe, są ciekawe i często zabawne. Jednak im częściej widzimy coś innego, tym szybciej staje się to dla nas normą. Żadna kampania społeczna nie upora się za nas z problemem braku tolerancji, jeśli sami nie będziemy dla siebie tolerancyjni i będziemy się chować we własnym, bezpiecznym świecie.
Teraz mam w sobie trochę więcej pokory i dystansu do życia. Nadal uważam, że przynajmniej w wirtualnym świecie mam takie same szanse i jestem, kim chcę być. Nie pozwalam się ograniczać i lepiej czuję się w środowisku ludzi sprawnych. Jednak od czasu do czasu zaglądam na pewną grupę na Facebooku. Wiele się tam nauczyłam. Nie tego, jak być osobą niepełnosprawną, lecz jak inni radzą sobie z codziennymi problemami. A także tego, że można się cieszyć czymś, co wydawało mi się niedostępne.
Jak widać, w strachu przed zaszufladkowaniem się i samoograniczaniem przez lata sama to robiłam. Podświadomie wypierałam swój stan i brakowało mi czegoś, czego oczekiwałam od innych – tolerancji. Jakże łatwo przegiąć w którąś stronę. Dzisiaj wiem, że nie tylko moja choroba mnie nie definiuje, ale także nazwanie mojego stanu nic nie zmienia. Jestem osobą niepełnosprawną, ale ta etykietka nie czyni mnie kimś gorszym. To jedynie opis mojego stanu ciała, nie ducha. To nie słowa i nazwy mnie ograniczają. Jedyną osobą, która może to robić, jestem ja sama.
Barbara Potempa – miłośniczka historii z dreszczykiem oraz podróży. Dumna Ślązaczka. Obserwatorka życia.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz