Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Triumf życia

23.03.2012
Autor: Maciej Piotrowski
Źródło: inf. własna
Lisieux, miasto w północnej Francji, znane jest w świecie jako miejsce, w którym mieszkała i zmarła św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Jej grób co roku odwiedza około 2 mln pielgrzymów. Tylko nieliczni spośród nich wiedzą, że w tym samym mieście ostatnie lata życia spędziła inna niezwykła Francuzka – Denise Legrix. A to właśnie ona dla integracji ludzi niepełnosprawnych i chorych ze społeczeństwem zrobiła we Francji więcej niż wszyscy święci razem wzięci. Denise Legrix żyła sto lat i cztery miesiące, zmarła 25 sierpnia 2010 roku.
 
Niektóre wydarzenia z życia Denise Legrix bardziej przypominają średniowiecze niż wiek XX. Gdy na początku lat 60-tych wydała pierwszy tom swoich wspomnień pt. “Taka się urodziłam”, była pierwszą osobą we Francji, która odważyła się tak otwarcie i szczerze opowiedzieć o problemach ludzi niepełnosprawnych. Niektórych czytelników ta książka szokuje nawet dzisiaj.
Czy sprzedacie ją do cyrku?

Le Bocage w Normandii, 16 maja 1910 roku.
“Po nocy boleści, krzyków, udręczenia nadeszła chwila, kiedy można wreszcie powiedzieć starszym dzieciom: – Chodźcie zobaczyć, oto wasza mała siostrzyczka!
Mój Boże, co za piorun z jasnego nieba! Jakie przerażenie! Łkanie! Słowa więzną w gardle. A to dlatego, że ten noworodek wydający odważne okrzyki, tak upragniony, tak wymarzony, przyszedł na świat bez rąk i nóg. Natura czasem jest przerażająca. A ta “mała siostrzyczka” – to ja. (....)

Odwiedziny nie ustają przez wiele dni. Sympatia? Nie, to ciekawość, i to ciekawość chorobliwa. Pewna sąsiadka mówi z miną współczującą: – Pewnie sprzedacie ją do cyrku”.
 
Denise ma wspaniałych rodziców, prostych rolników z normandzkiej wsi, którzy już na początku oświadczają, że będą ją kochać tak samo, jak pozostałe dzieci. Ale społeczeństwo jeszcze nie jest przygotowane na taką postawę. Denise nie ma prawa do nauki w szkole: ludzie boją się takich “potworków” jak ona.

Szkoła w Cahagnes jest odległa o trzy kilometry od domu. Jedna z nauczycielek proponuje rodzicom, aby Denise uczyła się z książek, a ona będzie sprawdzać jej postępy. Stary proboszcz odwiedza co jakiś czas rodzinę, aby przepytać dziewczynkę z katechizmu. Po paru latach Denise za wyniki w nauce będzie otrzymywać nagrodę za nagrodą. Ale do końca życia pozostanie samoukiem.

Rok 1925. Ortopeda z Paryża, o nazwisku Olitrau, dowiaduje się od znajomych o przypadku Denise Legrix. Oświadcza, że może podjąć się skonstruowania dla niej protez nóg i rąk. “Chodzić, mój Boże! Te słowa zasiały w moim mózgu rodzaj szaleńczej nadziei. Nie być dłużej unieruchomioną w jednym miejscu, nie być motylem przybitym szpilką do podłoża, uwolnić otoczenie od przykrych usług, a zwłaszcza od jednej z nich! Odtąd myślałam tylko o tym”.

Na zdjęciu: Denis Legrix
Denise Legrix (w środku), fot.: adlegrix.org

 
Eksperyment, bardzo kosztowny, nie powiódł się. Bardzo możliwe, że nie powiódłby się nawet dzisiaj, przy zastosowaniu najnowocześniejszej elektroniki i biotechnologii. Denise nie ma mięśni, umożliwiających poruszanie ciężką aparaturą. Po dwóch tygodniach ćwiczeń potrafi przejść kilkadziesiąt metrów, asekurowana przez opiekuna. Ale jej matka nie potrafi samodzielnie ani posadzić Denise na krześle, ani oswobodzić jej z pancernej aparatury. Denise godzinami stoi oparta o ścianę domu, czekając na powrót mężczyzn z pracy.

Z powodu forsownych ćwiczeń chudnie kilka kilogramów, na ciele pokazują się krwawe obtarcia i czyraki. Pan Olitrau przestaje przyjeżdżać do poprawek. Denise odkłada protezy w kąt i rezygnuje z wszelkich myśli o samodzielnym chodzeniu. Do końca życia będzie poruszała się na wózku inwalidzkim kierowanym przez drugą osobę.

Bez miłości

Maj 1926. We wsi odbywa się parafialne święto wiosny. Koło wózka Denise zatrzymuje się 24-letni Andre. Jest blondynem, wysokim i przystojnym. Pracuje jako ekspedient w sklepie. Chwilowo nic ciekawego się nie dzieje, więc przez godzinę rozmawia z Denise.

Po raz pierwszy w życiu Denise czuje, że jest kimś. Nadawałaby się na narzeczoną, jest tego pewna! Po powrocie do domu nie może spać, snuje plany na przyszłość. Jej zamężna siostra Germaine nie może mieć dzieci, ale ona, Denise, mogłaby na pewno! Przecież jest taka zdrowa, żywotna, nigdy nie choruje!

Tej samej nocy przychodzi otrzeźwienie. “Nie upieraj się! Czy nie dość ci powtarzano, że te sprawy przedstawiają się dla ciebie inaczej? Że nie wypada, że nie będziesz mogła? Moje maleństwa...Mogłabym je tylko oglądać spoza krat mojego więzienia! Przecież nie mogłabym ich kołysać ani ubierać. A więc nie byłabym w pełni matką! Ale żoną też nie, stale skazana na czyjąś pomoc. Jeśli naprawdę kochasz tego chłopca, tym bardziej ci nie wolno obarczać go sobą i wiązać na całe życie!”.

Następnego dnia Denise pisze list do Andre. W paru zdaniach prosi go, aby nie wracał. Tego dnia postanowiła, że nigdy więcej nie pomyśli o miłości. I dotrzymała słowa.

W jarmarcznej budzie

Rok 1930. Denise jest już dorosła. Namiętnie słucha radia (jest pierwszą osobą we wsi, która posiada ten “cudowny” aparat). Potrafi pisać i malować, wkładając pióro lub pędzel pomiędzy lewe ramię i brodę. Wciąż mieszka z rodzicami, ale zarabia na swoje utrzymanie, szyjąc i haftując różne ozdóbki. Wykorzystuje do tego usta i krótkie kikuty ramion. Potrafi również samodzielnie jeść i pić, a nawet poruszać się po mieszkaniu na stołku, podnosząc jego nogi balansem całego ciała.

Po okolicy rozchodzi się wieść o niezwykłej kalece, która ma piękną twarz i zgrabną figurę. Niebawem pojawia się przedsiębiorca. Ma składany wóz, “bardzo praktyczny”, którym podróżuje po jarmarkach i pokazuje za pieniądze niezwykłe osoby. Dotychczas jeździł z Ritą, “kobietą bez czucia”, która potrafi leżeć na potłuczonych butelkach. Ale Rita już się opatrzyła, więc panna Denise ze swoimi umiejętnościami nadawałaby się idealnie. Kontrakt należałoby podpisać co najmniej na rok, bo przecież będą różne koszty: nowe stroje, sprzęty, rezerwacje noclegów...

Po paru tygodniach okazuje się, że Denise jest istną żyłą złota. Mnóstwo ludzi ustawia się w kolejce, aby zobaczyć prawdziwą “kobietę – pień” ( po francusku “la femme – tronc”). Denise czuje się jak zamurowana w celi. Okiennice w jej przyczepie są stale zamknięte, aby ciekawscy nie mogli nic zobaczyć za darmo. Stary Pat, “dyrektor” tego przedsiębiorstwa, jego żona, córka Nenette, syn Roger, jego kochanka Rita i ogromny Paul, osiłek do wszystkiego – cała sześcioosobowa trupa żyje z pieniędzy zarobionych dzięki Denise. I jeszcze podkradają pieniądze z jej skarbonki.

Rita okazuje się lesbijką i usilnie stara się uwieść Denise. Odtrącona, mści się dziesiątkami drobnych złośliwości. Gdy trupa zmienia miejsce postoju, przyczepa jest przewożona pociągiem towarowym. Wtedy “dyrektor” zamyka Denise w przyczepie, aby zaoszczędzić na bilecie. Drewniane koła, okute żelaznymi obręczami, niemiłosiernie trzęsą na nierównym bruku. Denise wymiotuje, nie ma nawet wody, aby zaspokoić pragnienie. Którejś jesieni, w Bretanii, budzi się w przyczepie chwiejącej się na falach powodzi. Innym razem, w Beauvais, akurat w dniu Bożego Narodzenia, obsługa pozostawiła ją w przyczepie, tuż obok rozpalonego do czerwoności żelaznego piecyka.

“Ociekałam potem. Nie było czym oddychać. Ześliznęłam się na podłogę i poczołgałam do okna, którego nie mogłam przecież otworzyć. Piec huczał, jego rury były rozgrzane do białości. Słyszałam złowróżbne trzaski. Mój Boże, jeżeli ścianka zajmie się ogniem, spłonę tu jak suchy badyl. Ile czasu to trwało? Długo. Straciłam przytomność. Pat z żoną wrócili o czwartej nad ranem. Podnosząc mnie z podłogi wpadli w udawaną złość. Dostałam do powąchania wodę kolońską i do popicia trochę wody z miętą.”

Później będą inne kontrakty, inni dyrektorzy, inna, wygodniejsza przyczepa. Zamiast roku – dziesięć lat tułaczki po wszystkich drogach Francji.

Wielka wojna Denise

Nadchodzi rok 1940, do Francji wkraczają Niemcy. W 1943 roku Denise przyznano – po raz pierwszy w życiu – rentę inwalidzką. Całe pięć tysięcy franków rocznie. Denise rozpoczyna współpracę z Resistance. Fałszuje metryki, zaświadczenia, “odmładza” młodych ludzi, aby uchronić ich od wywózki na roboty. Niebawem poczuje się tak bogata, że za wszystkie oszczędności kupuje stary dom w Jurques. Cena: 29 tysięcy franków, dla Denise to fortuna. Pół roku później, podczas desantu aliantów w Normandii, wymarzony dom zamieni się w stos spalonych belek i pokruszonych cegieł.

Lata 50-te. Rodzice Denise już nie żyją, opieka społeczna nie zajmuje się „takimi przypadkami” jak ona.

Denise rozwija – na coraz większa skalę – działalność swego jednoosobowego “biura interwencyjnego”. Pewien sparaliżowany inwalida wojenny przymiera głodem, ponieważ został pomyłkowo uznany za zmarłego i pozbawiony renty. Denise wysyła w jego sprawie list do samego prezydenta republiki. Kilkuletnia dziewczynka, która urodziła się z kikutami rąk, nie potrafi posługiwać się ciężkimi, niefunkcjonalnymi protezami. Denise jedzie na drugi koniec Francji i przez dwa dni prezentuje przed zdumionymi rodzicami cały swój “jarmarczny” repertuar: pisze, maluje, haftuje, szyje, dając pokaz samodzielności wypracowanej latami ćwiczeń.

W okolicach Rouen Denise poznaje rodziców małej Paulette, która urodziła się bez rąk i z jedną nogą. Własnym przykładem przekonuje ich, że nawet z takimi zniekształceniami można prowadzić aktywne i twórcze życie. – Tylko nie oddawajcie jej, gdy dorośnie, do wędrownych jarmarcznych trup! – prosi na pożegnanie. Na próżno: po paru latach takich pokazów Paulette, wówczas już kilkunastoletnia, popełniła samobójstwo w rzece Mayenne. Do Denise Legrix docierały setki, potem tysiące takich historii.

Na zdjęciu: Denis Legrix
Denise Legrix, fot.: adlegrix.org

Tu paradoks: nikt nie występował w obronie samej Denise. A przecież jej życie w równie wielkim stopniu było uzależnione od sprawności i odpowiedzialności opiekunek, które opłacała z własnej kieszeni.

Pochwała życia

Wydanie książki “Taka się urodziłam” w 1960 roku wstrząsnęło Francją. Rodacy Denise nie zdawali sobie sprawy, że w ich bogatym kraju istnieją tak wielkie obszary zaniedbań socjalnych, wykluczenia, funkcjonowania przesądów. Niemal z dnia na dzień autorka musiała nauczyć się udzielania wywiadów, występowania w radio i wygłaszania prelekcji przed publicznością.

I właśnie w tym momencie, gdy Denise Legrix znalazła się w centrum zainteresowania, w Europie wybuchła afera thalidomidu. W całej Europie mnożyły się przypadki aborcji uzasadnianej obawą, że płód prawdopodobnie jest zniekształcony. W maju 1962 r. w Liege lekarz na życzenie rodziców podał truciznę noworodkowi – małej Corinne, która urodziła się bez rąk. Sąd w Liege wydał wyrok uniewinniający. Kilka dni później, podczas konferencji prasowej poświęconej temu wydarzeniu, Denise Legrix wygłosiła przejmującą pochwałę życia. Każdego życia, nawet tak okaleczonego jak jej.

 – Nigdy nie zdołam dosyć podziękować moim rodzicom za to – niemal krzyczała Denise do mikrofonu – że pozwolili mi żyć! Pokonywanie trudności sprawia mi wielką radość. Ogłaszam i stwierdzam, że jestem szczęśliwa, bo żyję!

Na zdjęciu: wózek na plaży
Fot.: www.sxc.hu

 Sala zamilkła, gdy Denise zacytowała tekst przysięgi Hipokratesa, którą składa każdy lekarz: “Będę leczył chorych dla ich dobra według mojej mocy i mojego rozeznania, nie zaś na ich szkodę lub krzywdę. Nikomu, nawet na żądanie, nie przepiszę środka trującego, nie udzielę rady w tym kierunku, żadnej kobiecie nie podam środków na przerwanie ciąży"...

Jakże aktualnie brzmi właśnie dzisiaj ta pochwała życia, wygłoszona pół wieku temu przez Denise Legrix!

Polski akcent

W długim i twórczym życiu Denise Legrix znalazł się również polski akcent. Od pewnej polskiej zakonnicy, urszulanki Klary Rzeźniczak z Sieradza, która miała kontakty z zakonnicami z Lisieux, Denise dowiedziała się, że w małym miasteczku na południu Polski żyje kilkuletnia dziewczynka o imieniu Joasia, która urodziła się bez rąk i nóg. Denise napisała do jej rodziców list, aby podtrzymać ich na duchu i przekonać własnym przykładem, że nie wolno tracić nadziei.

Po wymianie korespondencji, Denise postanowiła osobiście – w wieku 91 lat! – wybrać się do Polski, aby lepiej poznać Joasię. Wyjechała własnym samochodem wraz z nieodstępną opiekunką Solange Drouet i jej przyjaciółką Marilyn Seguin. Na południu Polski, gdzie spędziła dwa dni, Denise, jak sama napisała w liście do autora tego artykułu, “przeżyła bardzo wzbogacające spotkanie”. Mała Joasia, wówczas pięcioletnia, pokazała Denise, jak maluje, trzymając pędzel w ustach. Już wówczas wykazywała duży talent.

W ciągu następnych paru dni Denise odwiedziła Kraków i klasztor na Jasnej Górze. Przez następne lata Denise korespondowała z rodziną Joasi i ubolewała, że z powodu wieku i pogarszającego się stanu zdrowia nie mogła jeszcze raz przyjechać do Polski. Była bardzo ciekawa, jak rozwija się talent Joasi. Nie minęło parę lat i Joasia, dzięki poparciu Denise, została najmłodszym na świecie członkiem Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami (AMUN).

Powrót do Cahagnes 

Pod koniec życia Denise odczuwała bóle kręgosłupa. Z tego powodu malowała coraz rzadziej, co bardzo ją martwiło. Namiętnie oglądała telewizję, szczególnie programy muzyczne. Ale jeszcze w ostatnim roku życia sporo podróżowała, wychodziła regularnie na spacery, zaglądała do sklepów w Lisieux. Pod koniec życia bardzo zeszczuplała, ważyła ok. 30 kg. – Więc nie sprawiało mi żadnego kłopotu – wspomina Solange Drouet – pomagać Denise przy toalecie, przenosić na wózek inwalidzki, wnosić do samochodu.

Denise zmarła tak jak zawsze chciała: we własnym domu, we śnie. Uroczystości żałobne odbyły się w Lisieux, w katedrze Saint Pierre, i miały bardzo uroczysty przebieg. Ale jej grób znajduje się na cmentarzu w Cahagnes, małym miasteczku na południe od Caen.

Pani Solange pochodzi z pobliskiej wsi Ernes. Była młodą dziewczyną, tuż po szkole, gdy dowiedziała się, że Denise Legrix poszukuje opiekunki. Spędziły razem trzydzieści lat.

Pani Solange nie wyszła za mąż, nie ma dzieci, nigdy nie miała dość czasu na kontakty ze swoją rodziną. To Denise, której pomagała od rana do wieczora, była dla niej jak dziecko. Teraz została sama. Cieszy się jednak, że również w Polsce ludzie pamiętają o Denise Legrix.
 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas